Jaki Kościół, takie media

2013/07/3
Robert Hetzyg

Publicyści Kościoła, o jakim pisze św. Piotr (1P 3,8), wypowiadaliby się w mediach przede wszystkim z myślą o przekazywaniu doświadczenia spotkania z żywym Bogiem. Dyskusje teologiczne służyłyby pogłębianiu zrozumienia tego, co Jezus objawił ludziom, a nie wymyślaniu coraz to nowszych i bardziej niewybrednych usprawiedliwień dla lekceważenia tego objawienia.

 

Oj, niedobrze, proszę Państwa, bardzo niedobrze… Nie tak dawno przekroczyłem czterdziestkę, a mam poczucie, że pióro me traci ostrość z wiekiem. Zabierając się bowiem do kolejnych felietonów, coraz częściej myślę, który z poważnych, a przy tym aktualnych tematów należałoby poruszyć.

Publikacji poruszających sprawy doniosłe w katolickiej przestrzeni medialnej można znaleźć aż nadto, za to lekkiego tekstu ze świecą szukać. To znaczy, jeśli się wie, gdzie ich szukać, to świeca pomaga. Ja mam takich dwoje, no niech będzie troje ulubionych publicystów i oni potrafią pisać tak, że aż boli, kiedy się tekst kończy, bo by człek jeszcze poczytał. Na ogół jednak nas, szaraczków, towarzystwo zatrudnione na wyższych uczelniach zawstydza swoją erudycją i znajomością poruszanych tematów. Człowiek sobie nie wyobraża, że o panu Bogu można coś publicznie powiedzieć bez doktoratu z teologii. Tymczasem pojawił się ostatnio nowy pomysł na obecność katolickiej opinii w mediach. Wspierana przez arcybiskupa warszawskiego inicjatywa „Catholic Voices Polska” (nie mylić z „The Voice of Poland” ani tym bardziej z „The Voice of America”) za cel stawia, aby klarownym, jasnym i „ludzkim” językiem przedstawiać i wyjaśniać naukę i stanowiska Kościoła oraz komentować trudne lub kontrowersyjne tematy. No i dobrze, bo dotychczas prawdziwy problem stanowiła baza osób zdolnych i chętnych do występowania w mediach. To trochę tak, jak z obsługą w sklepach i urzędach: bardzo rzadko bywa jednocześnie miła i kompetentna. Ludzie Kościoła na ogół wiedzą, co mają do powiedzenia, ale nie zawsze potrafią się wypowiedzieć. Są i tacy, którzy znakomicie odnajdują się przed mikrofonem i kamerą, ale na tym kończy się ich przydatność.

Pamiętam, jak moi nauczyciele dziennikarstwa skarżyli się, że na ich telefony odpowiadają tylko ks. X albo bp Y. A co ci dwaj mają do powiedzenia, wszyscy i tak wiedzą, zanim oni otworzą usta. Jest też parę osób, które swoimi medialnymi enuncjacjami burzą spokojne kościelne wody i czasem sami padają ofiarą własnych, bywa że nieprzemyślanych, wypowiedzi, bo się okazuje, że im ktoś z urzędu wyłącza mikrofon.

No i tu docieramy do drugiej strony medalu: chętnych do wyłączania mikrofonu wciąż mamy więcej niż do rozumnego dialogu i braterskiego upominania. A przecież ludzie, którzy od lat siedzą w katolickich mediach i wiadomo, jakie mają poglądy, bynajmniej nas nie zaskakują, że od czasu do czasu przesadzą w tę czy inną stronę.

Taki „Tygodnik Powszechny” ma przecież swoje krzywe odbicie po drugiej stronie kościelnej sceny publicystycznej, na które to odbicie dziwnym trafem nikt do dzisiaj nie znalazł sposobu. A prawda tym razem nie leży pośrodku, bo prawdy wszyscy szukamy w Jezusie, i o tyle się do niej zbliżamy, o ile to Jezusa szukamy, a nie interesu własnego lub jakiejś grupy ideowej albo politycznej. A jeśli szukamy Jezusa, to nawet „pięknie się różniąc”, dążymy do jedności.

Jeden z biskupów zapytany przeze mnie o to, jak poprawić sytuację katolickiej radiofonii w Polsce, powiedział, że wystarczy, aby biskupi mówili jednym głosem. Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze większego autorytetu, służę cytatem biblijnym: 1P 3,8: „bądźcie wszyscy jednomyślni”. I bynajmniej nie jest to zamach na wolność prasy, ale zachęta do budowania rzeczywistego Kościoła, czyli prawdziwej wspólnoty wierzących. Taki Kościół nie będzie miał problemów z nadprodukcją nieortodoksyjnych i absurdalnych publikacji. Publicyści Kościoła, o jakim pisze św. Piotr, wypowiadaliby się w mediach przede wszystkim z myślą o przekazywaniu doświadczenia spotkania z żywym Bogiem. Dyskusje teologiczne służyłyby pogłębianiu zrozumienia tego, co Jezus objawił ludziom, a nie wymyślaniu coraz to nowszych i bardziej niewybrednych usprawiedliwień dla lekceważenia tego objawienia.

Tymczasem dzisiaj, choć wielu nie chce tego przyznać, medialna aktywność ludzi Kościoła często sprzyja utrwalaniu – nie moja rzecz oceniać prawdziwego czy pozornego – podziału na Kościół liberalny i konserwatywny. I nie pomaga ilość tytułów naukowych przed nazwiskami wypowiadających się osób. A ja wciąż czekam na pojawienie się w mediach dziennikarstwa ewangelizacyjnego. Bo skoro potrafimy pisać o tym, co się dzieje dookoła, to dlaczego z równym zapałem, a z pewnością ku większemu pożytkowi, nie mamy z reporterską swadą rozpowszechniać najważniejszego doświadczenia w historii człowieka i ludzkości: spotkania z Jezusem, naszym Panem?

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej