Janusz Kusociński – „Kusy”

2013/01/17

Przed Stadionem Olimpijski w Los Angeles jest tablica z nazwiskiem Janusza Kusocińskiego. Jego zwycięski bieg na 10 kilometrów w 1932 roku przeszedł do historii. Mimo kontuzji stopy i bólu pierwszy dobiegł do mety. „Kusy” stał się jednym z najpopularniejszych lekkoatletów, legendą polskiego sportu. W czasach okupacji był żołnierzem AK, zginął w 1940 r. rozstrzelany przez hitlerowców w Palmirach

Drobnego wzrostu, cokolwiek przypomina ptaka, z gatunku drapieżników. Ma wspaniałe sępie oczy, szare, podłużne, bystre oczy lotników i marynarzy; brwi gęste podobne do skrzydeł jaskółczych, no i orli nos, nieco skrzywiony. Małe wąskie usta cedzą słowa powoli jakby niechętnie. Bo „Kusy” jest nieufny. Nieufność bije z tych szarych, zimnych oczu, które czasem łagodnieją i śmieją się figlarnie. Tak współcześni widzieli legendę polskiego sportu.

Rodzina

Janusz Tadeusz Kusociński urodził się 15 stycznia 1907 roku w Warszawie, w rodzinie inteligenckiej. Ojciec Klemens był działaczem niepodległościowym, więźniem caratu. Starsi bracia polegli śmiercią żołnierską: Zygmunt we Francji w 1918 r., Tadeusz pod Zamościem w sierpniu 1920 r. Matka, Zofia ze Śmiechowskich, miała wiele kłopotów z siedmiomiesięcznym wcześniakiem. Rodzice przenieśli się do Ołtarzowa, gdzie Janusz zaczął wyrastać na chłopca tryskającego energią i zdrowiem. W dzieciństwie umiłowany psotnik, po latach stał się młodzieńcem niewysokiego wzrostu (165 cm), o wrodzonej wytrzymałości, mocnym sercu (tętno 52) i szerokiej klatce piersiowej. Wyżywał się w ruchu na otwartej przestrzeni. Ale nie bardzo chciał się uczyć. „Skoro tak lubisz wieś i świeże powietrze – to zrobimy z ciebie ogrodnika” – zdecydował ojciec i zapisał syna do średniej szkoły ogrodniczej.

Charakter

Janusz był skryty, małomówny, nieufny, ale przy tym niesłychanie ambitny i wrażliwy. Najbliżsi podziwiali jego pracowitość i chęć „zostania kimś” w życiu. Jak już się za coś wziął to chciał być najlepszy. M. in. świetnie tańczył (ze szczególnym upodobaniem polskie tańce narodowe) i grał w brydża. Szukał autentycznej życzliwości. Zawsze elegancki, w przyjacielskim gronie pełen humoru i ciepła. Nie stronił (od czasu do czasu) od kilku kieliszków dobrego trunku. Bliska znajomość łączyła go z Jadwigą Jędrzejowską – słynną polską tenisistką.


„Kusy” podczas treningu
Fot. Artchiwum

Posiadał niezłomną wolę i konsekwencję w działaniu. Podstawę jego osobowości stanowiła głęboka wiara katolicka i dumny patriotyzm. Wiara nakazywała solidnie podchodzić do swoich obowiązków. Uważał, że Polaków, choć startujących z gorszych pozycji z powodów historycznych, stać na zwycięską rywalizację w każdej dziedzinie życia z najlepszymi na świecie.

„Ta Sarmata”

Zaczynał, jak prawie wszyscy chłopcy, od piłki nożnej. Najpierw w „dzikich drużynach”. W „Placówce” związanej z Cytadelą otrzymał przydomek „Kusy”. W końcu znalazł się w „C” klasowej RTS „Sarmata”. Tam, w 1926 r., przez przypadek, w zastępstwie kolegi zadebiutował w biegu. W początkach denerwowało go, gdy widzowie na pytanie „kto prowadzi” odpowiadali: „a to Sarmata”. „ Jeszcze o mnie usłyszycie” – mówił sobie młody biegacz. W robotniczym klubie ważne było w zasadzie uczestnictwo, a nie wynik. Atmosfera była przesycona kolektywizmem, polityką, internacjonalizmem. Kusociński zaś uważał, że indywidualny wyczyn stanowi istotę sportu. I należy go łączyć z interesem narodowym. Karierę rozpoczynał przy dezaprobacie rodziny i sympatii kolegów. Sport amatorski dawał wtedy jedynie moralne rekompensaty. „I co ci z tego? Zdrowie stracisz, nerwy poharatasz i tyle” – słyszał od matki.

„Warszawianka”

W 1928 r. „Kusy” przeszedł do bogatej, mieszczańskiej „Warszawianki”. „ Jego trenerem był Aleksander Klumberg – Kolmpere, Estończyk, dziesięcioboista, brązowy medalista olimpijski (Paryż 1924 r.). On odkrył talent „Januszka” – tak nazywał Kusocińskiego. Otoczył zawodnika ojcowską opieką, ale trening, który aplikował był koński. „Wytrzyma – to wygra, mawiał trener”. W 1928 r. forma przyszła za późno. Kusociński nie uzyskał minimum olimpijskiego i do Amsterdamu nie pojechał. Później, w tym samym roku bił rekordy Polski, ale żal pozostał. W latach 1928 – 30 uprawianie sportu ograniczyła służba wojskowa. Kusociński leczył kontuzje, nie miał warunków do treningu, startował rzadko. Ukończył za to szkołę podoficerską z piątą lokatą. Zimą 1930 r. rozpoczął treningi. Sezony 1930 – 32 należały do udanych. Zwycięstwa, rekordy, wyrównane pojedynki z Nurmim. Rosły perspektywy olimpijskie.

Zwycięstwo woli

Los Angeles. 31 lipca 1932 r., godzina 16.30 czasu miejscowego. Osiemnastu biegaczy rozpoczyna pojedynek o medale w biegu na 10 km. Z wielkich brakuje tylko, ku żalowi Polaka, zdyskwalifikowanego dożywotnio Nurmiego. Kusociński niezmordowanie prowadzi. Wspaniale przyspiesza na ostatnim okrążeniu i wygrywa. Ale na twarzy nie ma radości. Tajemnica wyjaśnia się w szatni: palce nóg biegacza pokryte są krwawymi odciskami, pięty odbite. Koniec marzeń o dalszych startach olimpijskich. Tragedia rozpoczęła się na piętnastym okrążeniu. Pantofle dobre na trawie, okazały się za słabe na bieżni. Każdy krok był jak bieg po coraz ostrzejszych szpilkach.

W sumie polska ekipa wywalczyła w Los Angeles dwa złote, jeden srebrny i cztery brązowe medale, zajmując w punktacji dwunaste miejsce na świecie. Radość Polonii i rodaków w kraju była ogromna. W Warszawie „Kusy” przed euforią tłumu musiał schronić się w komisariacie policji. Na bankiecie w PKOl mistrz olimpijski otrzymał Złoty Krzyż Zasługi. Jego osiągnięcia to: pierwszy złoty medal olimpijski dla Polski w konkurencjach męskich; rekordy świata na 3 i 4 mile; 22 rekordy Polski – od 1000 do 10000 m; 10 tytułów mistrza kraju; 16 występów w meczach międzypaństwowych. W sumie w około 220 startach 180 pierwszych miejsc i 20 drugich. W 1931 r. – Wielka Honorowa Nagroda Sportowa. Zwycięstwo w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.

Styl, trening, łąkotka

Kusociński wprowadził własny styl biegania. Biegał z palców, a nie z pięty. Wyżej unosił kolana, stosował żywszy i urozmaicony rytm biegu. Był typem biegacza siłowego. Wytrzymałość zdobywał w biegach terenowych. Można go nazwać prekursorem treningu interwałowego (mnóstwo powtórzeń od 100 do 800 m). Olbrzymie predyspozycje wytrzymałościowe chroniły go przed przetrenowaniem. Natomiast nie wytrzymywały stawy. Z powodu kontuzji miał w karierze trzy dłuższe przerwy. Silny masaż po każdym treningu i ostre parówki tylko nieco usuwały dolegliwości. Powtarzały się objawy zapalenia ścięgien, przeciążenia mięśni. W 1933 r. leczył w Wiedniu przeciążenie łąkotki lewego kolana. „Przegląd Sportowy” zebrał pieniądze od czytelników. Kontuzja odnowiła się we wrześniu 1934 r. Zabiegi fizykoterapeutyczne nie dawały rezultatów. Znakomity polski ortopeda dr Henryk Levittoux dokonał operacji w marcu 1936 r. Rekonwalescent był honorowym gościem Olimpiady w hitlerowskim Berlinie. Przymusową przerwę w startach Kusociński postanowił wykorzystać na uzupełnienie edukacji. Przygotowywał się do matury i studiował w CIWF-ie. W 1937 r. otrzymał świadectwo dojrzałości. . W 1938 r. ukończył uczelnię (wkrótce przemianowaną na AWF) ze znakomitą opinią i uprawnieniami trenerskimi. Równolegle z nauką, rozważnie i wytrwale, z wielkim samozaparciem i wiarą w sukces – trenował. Na bieżnię powrócił w 1937 r. W dwa lata później forma i wyniki w pełni uzasadniały wielkie olimpijskie nadzieje.

Na pierwszej linii

Europa „stara wariatka” jak ją kiedyś nazwał C.K. Norwid, nie poradziła sobie znowu z siłami rozkładu i nienawiści. 1 września, w piątek o świcie pierwsze niemieckie bomby spadły na Warszawę. „Kusy” tego dnia, zgodnie z wcześniejszym planem, przeprowadził się ze Złotej na Noakowskiego. 6 września włączył się jako ochotnik, do obrony rodzinnego miasta. Al. Jerozolimskie, Okęcie, Sadyba, Fort Czerniakowski – to szlak bojowy Kusocińskiego. Wkrótce okazał się doskonałym dowódcą plutonu ckmów. 24 września został ranny w nogi w Forcie Dąbrowskiego na Czerniakowie. W szpitalu powiedział „Na stadionie kierowała mną ambicja i miłość Ojczyzny. Mógłbym paść byle tylko zwyciężyć”. Po wyjściu ze szpitala na początku listopada ujrzał Warszawę zniszczoną. Pracę znalazł w kawiarni sportowej „Pod kogutem”. Oprócz niego kelnerami byli: Jadwiga Jędrzejowska, Maria Kwaśniewska, Ignacy Tłoczyński. W grudniu został zaprzysiężony w Organizacji Wojskowej „Wilki”. Mianowany wkrótce podporucznikiem, został szefem wywiadu OWW. W nowej roli czuł się znakomicie. Był zdecydowany na wszystko. Zdobywał wiele cennych informacji. W uznaniu wyników działalności awansował na kapitana. Za wrzesień J. Kusociński został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Męczeństwo

Na skutek zdrady został aresztowany 28 marca 1940 r. Był specjalnym więźniem gestapo (kajdany na rękach i nogach, osobna cela). Katowany w najbardziej brutalny i bestialski sposób nie wydal nikogo. Oprawcom mówił: „Niczego się ode mnie nie dowiecie!” Rozstrzelany w Palmirach 21 czerwca 1940 r.

Po wojnie Janusz Kusociński, wielki sportowiec i patriota, wzorowy obywatel i żołnierz – został umieszczony w panteonie polskich bohaterów narodowych.

Przemysław Michalski

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej