Dzisiaj człowiek już nie dokonuje wyboru być czy mieć. On podjął decyzję, której celem jest posiadanie. Jednak odnowa życia chrześcijańskiego po śmierci Jana Pawła II wyraźnie temu przeczy.
Niewyczerpana chęć posiadania przez człowieka wszystkiego, co jest w zasięgu jego możliwości ekspansji, uwłacza ludzkiej godności. Dlatego w rozumieniu świata przejawiają się niezmiennie dwie ludzkie postawy: mieć i być. Co wybierają młodzi?
Pro…
W swoim życiu spotykam coraz częściej ludzi otwartych, dynamicznych i nie pragnących „mieć”. Ludzie tacy ponad wszystko pragną całą pełnią „być” i do tego ze wszystkich sił dążą. Niewątpliwie punktem kulminacyjnym ujawnienia się tego typu postaw była śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II. Coś wtedy w młodych ludziach zmieniło się. Zmarł człowiek, który nas kochał, co dzień za nas się modlił, ale stawiał też wymagania. Dopiero po Jego śmierci do części z nas dotarł sens tych wymagań. Okazało się, że przyjęcie wartości moralnych jest o wiele ważniejsze i trudniejsze od pracy zawodowej, kariery, czy osiągnięcia stabilizacji finansowej. Na ulicach zaczęły pojawiać się tłumy młodych, które zrozumiały tę prawdę.
Młodzi pragną ponad wszystko być. Są, ale nieco mniej widoczni, mniej krzyczący o sobie i o swoich potrzebach. Wystarczy spojrzeć choćby raz w roku na pola lednickie, światowe dni młodzieży, czy choćby na noworoczne pielgrzymki zaufania do Ziemi Świętej organizowane przez braci z Taize. Wszystko to młodzi ludzie ceniący wartości duchowe, kochający swoje kraje, widzący w świecie, jaki ich otacza nadzieję i cel. Ich działanie nie ogranicza się do corocznych spotkań. Działają także „na swoich podwórkach”, w organizacjach charytatywnych, wpisując się w wolontariat, czy choćby harcerstwo. Te ostatnie zrzeszają przecież w samej Polsce ponad 200 tysięcy młodych ludzi. A przecież one nie stanowią całości życia społecznego w naszym kraju. A zatem to spora grupa młodych ludzi. Oni nie mają w perspektywie wyjazdu za granicę, nie chcą zrobić kariery w wielkich korporacjach. Chcą jedynie żyć w Polsce, założyć rodziny, rozwijać się. Bo tu widzą swoje miejsce i nie wyobrażają sobie życia poza nim. Opuścić znajomych, rodzinę? Dlaczego? Po co? Tylko po to, żeby zarobić? Tylko dlatego, żeby mieć więcej pieniędzy? Nie. To nie jest tego warte.
A więc być, czy mieć? Nie jest problemem brak jedności. Jest nim natomiast brak zrozumienia i dialogu. Brak akceptacji dla siebie. „Dwa światy”, jakie egzystują w świadomości młodych nie są w stanie ze sobą współpracować i rozmawiać. I obawiam się jedynie, że brak chęci do dialogu w większym stopniu leży po stronie „mieć”. Bo przecież być można z każdym i dla każdego. I tu rodzi się szereg pytań. Co będzie dalej? Czy brak rozmowy zaprowadzi nas wszystkich ku lepszej przyszłości, którą za kilka, czy kilkanaście lat przyjdzie nam wspólnie tworzyć? Nie wiem. Mam jedynie nadzieję, że do dialogu dojdzie a przyszłość zbudujemy zarówno powracając z zagranicy, jak i pozostając tutaj, w kraju.
Kiedy jestem wśród znajomych, kiedy gramy na gitarze i rozmawiamy do rana, cieszę się, że w swoim życiu miałem to szczęście spotykać ludzi, którym nie marzy się bogate życie, którzy cenią o wiele bardziej wspólnie przeżyte chwile, przyjaciół, a szczęściem dla nich nie jest przyspieszony tupot nóg na wielkomiejskich chodnikach. I czekam na innych.
Chciałbym, aby oni też poznali ten ogromny dar: znaleźć się w tym „drugim świecie” i oczekiwać od życia nieco mniej, a zarazem dostawać więcej.
… i contra
Jedno pokolenie, a jednak dwa zupełnie odmienne spojrzenia na rzeczywistość, dwa inne światy, które wcale nie pragną się jednoczyć, nie są przychylnie do siebie nastawione. Dawna chęć zabawy i młodzieńczego szaleństwa ustąpiła miejsca karierom, coraz większym wymaganiom stawianym przez rynek pracy, coraz wyższym poziomem życia. Dziś już ideały tak ważne nie są. Liczy się to, co tu i teraz….
Kiedy rozmawiam z ludźmi w moim wieku, studiującymi, mającymi cały świat i szereg możliwości przed sobą popadam w głęboką konsternację. Oczywistym bowiem jest, że gdy padnie pytanie dotyczące przyszłości, schemat odpowiedzi się powtórzy: „Wyjadę… Zdobędę wykształcenie, a później na zachód. Tam można godnie żyć, swoje zarobić. Wrócę. Ale jeszcze nie wiem kiedy. Może wtedy, gdy wreszcie w tym kraju zrobi się normalnie.” Przypominam sobie wtedy, jak jeszcze niedawno siedzieliśmy z grupą przyjaciół na korytarzu po skończonych zajęciach i prześcigaliśmy się w opowieściach o szczęśliwej przyszłości. O tym, kto kim będzie, co będzie miał. Jedni pragnęli zostać nauczycielami, inni założyć rodzinę, jeszcze inni zakładać własne firmy. A wszystko tutaj, w Polsce, nie na zachodzie. A więc co się stało?
Na pierwszy rzut oka odpowiedzi są banalne i nasuwają się same. Zmieniła się sytuacja, położenie młodych ludzi, perspektywy. I trudno nie przyznać tu racji. Jednak równie ważna i w moim przekonaniu istotna przyczyna tkwi w każdym z młodych, w sposobie myślenia, w oczekiwaniach od świata, które z ogromną prędkością rosną i są nieustannie podsycane. Roszczeniowa postawa wobec życia stała się prawdziwą plagą. Dzisiaj już nie mówi się, że życie należy wygrać. Dziś młodzi ludzie częściej opowiadają o tym, co się im należy, jakie maja oczekiwania od kraju, innych ludzi, osób rządzących. A na domiar złego część z nich wszystkie dobra chce osiągać bez wysiłku, bez wymogów formalnych, najlepiej bez kwalifikacji. Kształcenie wyższe stało się jedynie formalnością dla zdobycia dyplomu. Coraz rzadziej na wykładach, w salach zajęciowych spotykam ludzi naprawdę ogarniętych pasją i powołaniem. I nie twierdzę, że młodzież jest coraz mniej ambitna i leniwa. Po prostu zmieniło się spojrzenie na świat, zmieniły się cele i sposoby ich osiągania.
Maciej Trojanowski
Artykuł ukazał się w numerze 6-7/2006.