Łukasz Kudlicki |
Wąsate oblicze znały miliony Polaków. W ostatnich latach, szczególnie w listopadzie, miał dużo pracy. Jako Józef Piłsudski, wracający z twierdzy w Magdeburgu do powstającej z niewoli Polski, był zawsze owacyjnie witany w Warszawie. Nieważne, że wysiadał z pociągu na gierkowskim Dworcu Centralnym i schodami ruchomymi wyjeżdżał do miasta.
Trudno jednak zredukować Zakrzeńskiego wyłącznie do roli Marszałka. Był wszechstronnym aktorem, co udowodnił wiele razy, na przykład jako nawiedzony reżyser w filmie Miś Stanisława Barei. Bo Janusz Zakrzeński świetnie znadjował się w komedii, ale i w rzeczach poważnych. Umiał bawić i uczyć, skłonić do zadumy. Życie zakończył tragedią, jakiej nie wymyśliłby żaden scenarzysta: zginął pod Smoleńskiem w katastrofie samolotu, na którego pokład zaprosił go prezydent Lech Kaczyński.
Na rowerze po Wileńszczyźnie
Mógł w nieskończoność snuć opowieści o historiach ze swojego barwnego, aktorskiego życia. Ale najbardziej lubił opowiadać o Józefie Piłsudskim. Wiedział o nim chyba wszystko. Kto się z nim spotkał, ten nabierał przekonania, że Zakrzeński poświęcił dużo wysiłku, aby wniknąć w postać Dziadka. Miał swoje sposoby. Jeździł na Wileńszczyznę, na przykład do sanatorium w Birsztanach. Tam wypożyczał rower i wędrował od wsi do wsi, zbierając od najstarszych mieszkańców relacje na temat życia Piłsudskiego. Widać było, że jest szczerze zainteresowany, pochłonięty tą postacią.
Urodził się w 1936 roku w Przededworzu koło Chmielnika na Kielecczyźnie, w religijnej rodzinie ziemiańskiej o tradycjach patriotycznych. Jego ojciec w czasie pierwszej wojny światowej służył w 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. W 1945 roku rodzina wyjechała z rodzinnego dworu na Ziemie Odzyskane. Po uwięzieniu ojca rodzinę utrzymywała matka, śpiewaczka operowa, która dostała etat w Operze Wrocławskiej.
Janusz, jako młody chłopiec, zaraz po Pierwszej Komunii Świętej został ministrantem, a równocześnie działał w harcerstwie, gdzie poznał bardzo patriotycznego i wymagającego ks. prefekta Józefa Piątyszka, komendanta hufca harcerskiego, który z entuzjazmem przekazywał historię ojczystą dzieciom i młodzieży.
Janusz Zakrzeński w swej życiowej roli
W 1953 roku ukończył III LO we Wrocławiu i rozpoczął studia medyczne. Równolegle podjął też pracę sanitariusza. Po dziewięciu miesiącach w Pogotowiu Ratunkowym zdecydował jednak zmienić kierunek kształcenia i rozpoczął studia aktorskie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, które ukończył w 1960 roku.
Księdza Wojtyłę poznał w teatrze
Na scenie zadebiutował rolą Hektora w Troilusie i Kresydzie Szekspira w tym samym Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, w którym grała jego ciotka. Tam też poznał ks. Karola Wojtyłę, późniejszego metropolitę krakowskiego i papieża Jana Pawła II, który wiele razy przychodził oglądać przedstawienia teatralne, w tym także z udziałem Janusza Zakrzeńskiego.
Od 1967 roku wystepował na scenach warszawskich, wiążąc się kolejno z Teatrami Polskim, Nowym i Narodowym.
Przez wiele lat wykładał retorykę w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie oraz w warszawskim Wyższym Duchownym Seminarium Metropolitalnym im. św. Jana Chrzciciela. W ostatnim czasie współpracował także z Wyższą Szkołą Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, założoną przez o. Tadeusza Rydzyka.
Aktor wierzył w odpowiedzialność i misję osób publicznych
Fot. Hanna Kudlicka
Był autorem dwóch książek: Moje spotkania z Marszałkiem i
Gawędy o potędze słowa
. Z kolei jemu poświęcone zostały dwie inne książki: Co mi zostało z tych lat Lidii Stanisławskiej oraz Siły codzienności Marzanny Graff-Oszczepalińskiej.
W 2008 roku Światowy Zjazd Sybiraków przyznał mu nagrodę Ambasadora Sybiraków za rolę w spektaklu Bezgłośny Krzyk. Spektakl oparty był na autentycznych wydarzeniach. Opowiadał o spotkaniu Janusza Zakrzeńskiego (aktor grał w spektaklu samego siebie i jednocześnie rolę komentatora historii) z dwiema kobietami: matką i córką, które przeżyły zsyłkę na Syberię. W 2009 roku ponownie otrzymał nagrodę „Ambasadora Sybiraków” za całokształt działalności. W tym samym roku otrzymał „Bursztynowe drzewo” – nagrodę przyznawaną przez Kaszubów za zasługi wobec kultury. Nagrodę przyznano w kategorii „najlepszy aktor”.
W jednym z wywiadów jego koleżanka po fachu Halina Łabonarska tak mówiła o Januszu Zakrzeńskim: „Patrzyłam na niego jak na kogoś, kto więcej wie i więcej może rozumieć – przez historię własnej rodziny i Polski, a miał do niej szczególny stosunek. Wiara z patriotyzmem mocno przeplatały się w jego życiu. Zawsze starał się być tam, gdzie działo się coś, co miało związek z naszą ojczyzną. Był znakomitym aktorem, z dorobkiem wielu wspaniałych ról. Miał w sobie siłę i moc oraz ogromny szacunek dla słowa, dla piękna mowy polskiej. Janusz był kimś, kto w sposób szczególny kochał Polskę i był wielkim patriotą. Nie dlatego, że grał wielokrotnie Józefa Piłsudskiego, powtarzając co roku swoją rolę, ale sam jako człowiek był kimś niebywale oddanym Polsce.
Tego spektaklu już nie zobaczymy
Uwielbiał śpiew i racuchy z jabłkami. Na deskach teatralnych i filmowym ekranie grywał zwykle postaci dostojne, wyrastające z polskiej tradycji i kultury – jak Benedykt Korczyński w ekranizacji Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Ale umiał też świetnie bawić widzów – do historii kina przeszły jego słowa: „Czy konie mnie słyszą?”, które wypowiedział w kultowym filmie Stanisława Barei Miś, gdzie zagrał reżysera filmu Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta.
Wierzył w odpowiedzialność społeczną i swoistą misję osób publicznych. Propagował patriotyczne wychowanie jako członek rady programowej Związku Piłsudczyków, czystość języka polskiego jako Mistrz Mowy Polskiej, ginące zasady wychowania jako założyciel Akademii Dobrych Obyczajów.
Jeszcze w piątek, 9 kwietnia, grał w przedstawieniu Dżuma w Teatrze Polskim, z którym ostatnio był związany. 10 kwietnia rano wsiadł do samolotu Tu-154 M. Z Katynia miał wrócił po południu, by nazajutrz w niedzielę, 11 kwietnia, znów występować w teatrze. Spektakl został odwołany.