Z prof. Józefem Fertem, prorektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego rozmawia Justyna Sobol |
Język polski – nasz język narodowy ma wielką wartość, to dobro, które nas wszystkich spaja…
Zgadza się, ale język jest przede wszystkim darem Ducha Świętego. Proszę sobie przypomnieć Pięćdziesiątnicę, kiedy się pojawia ten dar wśród apostołów i wszystkich tam zebranych. To jest najważniejsza bodaj przesłanka poważnego myślenia o języku. Nie mamy do czynienia z prostym, trywialnym narzędziem, lecz z darem bożym, który ma różne poziomy działania i stosowania. Pospolite „dzień dobry”, „podaj mi coś” albo „dziękuję za coś” to najzwyczajniejsza komunikacja, która jest częścią naszej egzystencji
Jest też literatura, w której język dochodzi do pewnego swojego maksimum, jest też proroctwo – gdzie język osiąga szczyt. Gdybyśmy odwrócili tę piramidę, to w odwróconym porządku fundamentem mowy jest modlitwa. To też realizacja języka. Chyba najpełniejsza. Chyba najpiękniejsza! Norwid mówił, że w języku objawia się z jednej strony to, co jest najwznioślejszym powołaniem apostolskim, zaś z drugiej – to, co jest najbardziej anielskie. Tak się spotykają te dwa światy: ludzki – poprzez apostolstwo, proroctwo, literaturę i nadludzki, czyli niebo, które otwiera się na ludzką modlitwę.
To fundamentalna sprawa. Podchodząc do spraw języka – naszego języka, konkretnie języka polskiego, ale też każdego języka światowego/ludzkiego powinniśmy mieć taką świadomość, że używamy czegoś bezcennego – największego daru jaki ma człowiek. Nie ma innych istot na świecie, które miałyby taki dar.
Ale przecież ten dar kształtowany jest w człowieku w procesie jego socjalizacji przez różne grupy czy też instytucje – począwszy oczywiście od rodziny…
Ma Pani rację – trzeba spojrzeć na język na różnych poziomach egzystencji.
Jego moc rzeczywiście zaczyna się od tego pierwszego słowa „mama”, następnie „baba”, „tata”, itd. W rodzinie padają te pierwsze słowa i pojawiają się pierwsze funkcje języka – najważniejsze funkcje, jak m.in. funkcja kontaktu – dziecko przede wszystkim z matką musi mieć kontakt, w dalszej kolejności z ojcem. To pierwsze słowo „mama”, to właśnie fundament późniejszego rozwoju języka osobowego. Dziecko na początku swego człowieczeństwa w kilku dosłownie sylabach jest w stanie przekazać bardzo dużo informacji. Nie tylko sam formalny język tutaj odgrywa rolę – w tych pojedynczych dziecinnych sylabach mieszczą się najrozmaitsze odcienie i odzwierciedlenie stanu umysłowego i fizycznego dziecka. Z tych najprostszych sylab „mama” można wyczytać to wszystko i jeszcze więcej. Oczywiście jeśli ktoś słucha – bo to jest warunek podstawowy
W którymś momencie w życie dziecka wkracza Kościół – to drugi wychowawca społecznej sfery języka. Dziecko spotyka inną zupełnie postać języka – tego właśnie języka natchnionego najbardziej – jest to język i liturgii – gdzie panuje porządek, ład, harmonia, sztuka wysoka i spotkanie z tajemnicami wiary – bardzo ważny kontakt – bo on wprowadza tego młodego w świat większej wspólnoty. To druga, najważniejsza wspólnota.
Poprzez Kościół – w Polsce szczególnie – wkraczamy też na teren spraw narodowych. Kościół wychowuje do patriotyzmu.
Kolejna grupa wtajemniczenia w język – to szkoła i równolegle – grupa środowiska rówieśniczego. Szkoła już właściwie otwiera młodego człowieka na całość spraw języka. I wprowadza go w tradycje języka oraz w przeszłość i przyszłość narodu. Następuje kolejna interioryzacja indywidualnej osoby, przemienienie „prywatnego” człowieka w obywatela.
Każda z tych grup jest nieodzowna do kształtowania harmonijnego i prawidłowego języka jako własności każdego człowieka.
I każda z tych grup jest odpowiedzialna za to – jaki język ukształtuje i jakim użytkownikiem języka będzie młody człowiek…
Oczywiście wszystko zależy od tego jaka to jest rodzina, czyli pierwsza ojczyzna jak ona wygląda – czy jest to rodzina kochająca się, czy jakaś zwaśniona, skłócona. Bo z rodziny, która siebie nawzajem szanuje, człowiek wyniesie w języku też bogactwo poszanowania drugiego człowieka. Jeśli zabraknie któregoś z tych elementów, myślę, ta upragniona pełnia języka nie nastąpi, język będzie na tym cierpieć i szwankować. Również człowiek wychowujący się poza środowiskiem rówieśniczym będzie miał bardzo ubogi język, będzie wręcz mówił nie swoim językiem. Tak więc udział we wszystkich epifaniach języka jest nieodzowny. Poprzez Kościół włączamy się w całość wspólnoty chrześcijańskiej, poprzez szkołę włączamy się w państwo i wspólnoty państwowe, ale cały czas towarzyszy nam oczywiście rodzina i środowisko rówieśnicze czy zawodowe– bo takie też człowiek musi sobie dobrać.
„Włączę” do naszej rozmowy nowe media – one przecież mają duży wpływ na człowieka i na grupy, które go kształtują. Mam na myśli głównie Internet – jak z niego korzystać, żeby pomagał nam w rozwoju języka?
Internet to wielkie bogactwo, można powiedzieć, że jest to cudowne narzędzie, ponieważ otwiera drogę do całego świata. Przecież język angielski, który stał się współczesną lingua latina jest dla wszystkich dostępny. Można błyskawicznie porozumieć się z Chińczykiem, Amerykaninem – mamy cały świat otwarty dzięki Internetowi. Jesteśmy w sieci, ale oczywiście nie powinniśmy być rybą złapaną w sieć. Powinniśmy raczej używać tych sieci a nie być używanym przez sieć. A niestety chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to narzędzie ma taką dwoistość, że może być narzędziem– znakomitym , ale też możemy się stać sami przedmiotem manipulacji przez to narzędzie.
To co mnie bardzo niepokoi, to anonimowość Internetu. Znika w nim często znak osobowy, personalny, a gdyby znikał dla celów wyższych – to nic złego, wręcz przeciwnie – może to tak powinno być, żebyśmy byli częścią jakiegoś wspólnego dobra. Ale ta anonimowość Internetu służy bardzo często niebezpiecznym, a w naszym narodzie chyba szczególnie dotkliwym skłonnościom obrażania się nawzajem, zniesławiania bliźnich. Używania nawet bardzo wulgarnego języka – takiego języka anonimu– czyli czystego diabelstwa. Nie kryje się za tym człowiek, tylko chyba diabeł. Wychodzi wtedy ta zła natura człowieka, której nie widać, tak jak diabła nie widać. Na blogach, forach internetowych potrafią się sypać lawiny błota. To jest straszne i myślę, że Kościół tu musi pracować, żeby człowiek nie uciekał w złą anonimowość – jeśli ucieka w dobrą anonimowość to jest człowiekiem ewangelicznym, jak czytamy „Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa” (Mt.6,3)
Czyli lekarstwem na ten stan, jest zwalczenie anonimowości…
O to trzeba wręcz walczyć, na każdym polu, żeby człowiek nie chował się w anonimowość – jest to tchórzliwe – wiadomo nie każda psychika jest stworzona do heroicznych czynów, ale w tym może się kryć diabelstwo. Oczywiście Internet nie jest anonimowy, bo dla bardzo dobrych specjalistów wszystko jest możliwe do otwarcia i zdekonspirowania. Dlatego o tym też trzeba pamiętać. Ale wtedy zmieniamy narzędzie komunikacji w narzędzie walki ze sobą– a to nie o to w języku chodzi.
Obecnie dużo osób walczy o wolność słowa, dużo osób chce mówić, nawet jeśli nie ma nic do powiedzenia. Ale mam wrażenie, że mało kto chce słuchać…
Ma Pani rację. Musimy bardziej wyczulić się na uważne słuchanie, co z pewnością przełoży się na jakość języka i wypowiadanych słów – wymusimy niejako w ten sposób wyższy poziom rozmowy.
Prof. Józef Fert: Język to wielki dar
Fot. Marcin Sułek
Za mało słuchamy, ale czy rozumiemy, to co jest nam przekazywane?
Właśnie z tym też jest problem. Powiększa się grupa ludzi, którzy uczestniczą w zdarzeniu czy też zjawisku kulturalnym (np. mecz piłki nożnej) nie rozumiejąc, w czym uczestniczą. Na manifestacjach ludzie się kamuflują – 0 są to te anonimowe, zasłonięte twarze.
Trzeba robić wszystko, żeby nie izolowała się jakaś grupa ludzi, która używa swoich szyfrów. Tak jak w więzieniu, tzw. grypsera. Do niej nie dopuszcza się „byle kogo”. I wtedy rozbija się społeczeństwo, powstają wrogie obozy, bo one się nie rozumieją, nie trwa dialog społeczny. Myślę, że tutaj bardzo dużo do powiedzenia mają media klasyczne, takie jak telewizja, radio, prasa gdzie powinno się dokonywać przekładu różnych języków– grupowych czy żargonów i dialektów na język ogólny, żebyśmy siebie rozumieli. Tylko pytanie: czy chcemy się rozumieć?
Boję się też tego, że Ci, którzy są słabo przygotowani do komunikacji, słabo operują językiem polskim – uczestniczą w procesie degradacji tego języka. To jest niezwykle bogaty język, podobno po chińskim najtrudniejszy. Ludzie prości, prymitywni upraszczają ten język, redukują go do takich najzwyczajniejszych komunikatów. Ale prawdziwi użytkownicy tego języka, Ci którzy rozumieją duszę polszczyzny – czyli duszę narodu, którzy są patriotami, czy naprawdę pielęgnują nasz język?
Czyli trzeba przede wszystkim rozumieć…
I dopytywać się o rozumienie, żebyśmy „nadawali” na tej samej fali, co nasz słuchacz. Oczywiście zawsze pozostają jakieś niejasności, marginalia – bo nie ma możliwości pełnej komunikacji, ale musimy po prostu więcej ze sobą rozmawiać. Poprzez komunikację językową wkraczamy na teren komunii społecznej, jest to dokładnie to samo, co w języku greckim oznacza wyraz „wdzięczność”. To jest to samo co eucharystia. Uczestniczenie w tej komunii społecznej odbywa się poprzez język. I jest to wielkie bogactwo.
Zatem wszyscy, którzy działają na rzecz piękna naszego języka i poprawnej polszczyzny, w tym też „Civitas Christiana”, muszą…
Posłuchać wykładu z teologii. I wtedy nie trzeba mówić „nie mów wulgarnie”. Trzeba uświadamiać, że język – to jest coś sakralnego, że uczestniczymy w sacrum i że jest to WIELKI DAR