Waldemar Smaszcz |
Zanim poznałem ks. Tadeusza Goleckiego, wcześniej dotarły do mnie jego wiersze. Ks. Golecki nie był bowiem szerzej znany w Białymstoku, chociaż pochodzi z nieodległej Kalinówki Kościelnej, a w naszym mieście ukończył Archidiecezjalne Wyższe Seminarium Duchowne. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, gdyż w niedługim czasie po otrzymaniu święceń kapłańskich i studiach misjologicznych w Warszawie wyjechał do Brazylii. W bywał w Białymstoku tylko sporadycznie. Zmieniło się to dopiero odkąd rozpoczął posługę duszpasterską najpierw w Italii, a później w Szwajcarii, gdzie pracuje do dziś.
W wierszu otwierającym debiutancki zbiorek nazwał siebie „wiecznym tułaczem” i to wyznanie jest najbardziej zwięzłą jego autocharakterystyką. Należy bowiem do tych niespokojnych duchów, dla których postrzegany świat zawsze wydaje się za mały, szukają więc – jak pisał przed laty Kazimierz Wierzyński – „gdzieś jakiejś piątej świata strony dla swej wysokiej, szerokiej natury.”
Kiedy już poznaliśmy się, zapytałem ks. Tadeusza, co każe mu przemierzać kraje i kontynenty, żyć z dala nie tylko od bliskich, ale i od ojczyzny, a tym samym języka polskiego. Nie zbył mojego pytania uśmiechem, chociaż nie brakuje mu poczucia humoru i błyskawicznego refleksu w rozmowach. Odpowiedział w skupieniu, że Chrystus wybierał apostołów nie spośród rolników, którzy prowadzą osiadły tryb życia, ale rybaków zdolnych do przenoszenia się z miejsca na miejsce, często żeglujących w nieznane. Przypomniał mi się wówczas jeden z jego wierszy, jakże wzbogacony przez tę wypowiedź autora:
Dopóki masz ręce
Możesz dotknąć świata
Dopóki masz nogi
Możesz iść naprzeciw
[…]Dopóki masz serce
Możesz przebaczać
Już w seminarium alumn Tadeusz Golecki myślał o misjach. Od razu po otrzymaniu święceń poprosił ówczesnego biskupa Edwarda Kisiela o zezwolenie na wyjazd do Brazylii.
Czekając na odpowiedź kontynuował naukę w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, studiując misjologię. Korespondował z białostockimi kapłanami, którzy pracowali w Brazylii, uczył się języka. Brazylia rozpalała jego wyobraźnię, bo – jak dowiadywał się z listów – wśród ludów Amazonii chrześcijaństwo było bardzo żywe, a religijność wręcz dziecięca. Dramatycznie zaś brakowało kapłanów na tych niezmierzonych i nieprzebytych obszarach. Również kontakt z profesorami wykładającymi misjologię utwierdzał młodego kapłana w powziętych zamiarach. Byli to w większości eksmisjonarze, którzy chętnie dzielili się ze słuchaczami swoimi doświadczeniami, jak choćby z przeżywania Bożego Narodzenia w diametralnie odmiennych warunkach. W Brazylii był to początek lata, a więc słońce i upał, nic z atmosfery polskich świąt i naszych kolęd o płaczącym z zimna nowonarodzonym Dzieciątku. Stąd trudno się dziwić, że brazylijskie pieśni Bożonarodzeniowe zupełnie nie przypominają naszych tak lubianych kolęd. Rytmy raczej zapraszają do tańca niż przenoszą człowiecze myśli do Betlejem.
Wkrótce słowa profesorów z ATK okazały się jakże przydatne, zwłaszcza te, że kościoła nie można mierzyć polską miarą i mentalnością. Wiele form pobożności, bez których nie sposób wyobrazić sobie naszej religijności, w Brazylii jest zupełnie nieznanych.
Po doświadczeniach w parafii „lądowej” ks. Golecki – można powiedzieć – naprawdę poznał Brazylię, gdy zaczął pracować wraz z ks. Andrzejem Chilmonem na wyspie Marajo, u ujścia Amazonki. Obok głównej świątyni mieli 33 kaplice w dżungli, do których mogli dostać się jedynie łodzią. Ks. Tadeusz nierzadko sprawował Najświętszą Eucharystię na niewielkim stoliku, przenoszonym z miejsca na miejsce. Z tych przeżyć powstał wiersz Eucharystia w Amazonii:
Wołanie Twe
przerasta pragnienia i sny.
Niczym św. Krzysztof
przenoszę Cię
z brzegu na brzeg,
z wyspy na wyspę.
W świątyni drzew i lian,
na stoliku-ołtarzu,
w białym chlebie
i kropli wina
Jesteś który Jesteś
Niestety, po pewnym czasie ks. Golecki zapadł na zdrowiu, co nie jest rzadkie w przypadku tak odmiennych warunków klimatycznych i środowiskowych. Musiał więc powrócić do Polski i poddać się leczeniu.
* * *
Przebywając w białostockim szpitalu otrzymał przez jednego z kolegów-księży zaproszenie od biskupa Scoli z Toskanii. Okazało się, że środkowa Italia, pozostająca pod silnym wpływem komunistów, boryka się z brakiem kapłanów, zwłaszcza w małych miejscowościach. Pozostała więc nauka nowego języka i od 1993 roku ks. Tadeusz Golecki rozpoczął pracę w Grosseto. Potem został proboszczem w dwu sąsiednich parafiach: Buriano i Vetulonii, w historycznej krainie Etrusków, gdzie od wielu lat nie było kapłana, a posługę duszpasterską sprawowali księża dojeżdżający w określone dnie.
Na nowo musiał uczyć się zwyczajów swoich parafian, poznać ich mentalność, nauczyć się ich pieśni…
Po polsku wypowiadał się w poezji, zapisując w wierszach swoje przeżycia i emocje.
I chociaż – jak przyznaje – nierzadko myślał już po włosku, to czysta tkanka jego liryki świadczy, że ojczysta mowa, zakorzeniona w najgłębszych pokładach podświadomości, nie dała się zepchnąć na pozycję drugiego języka. Prostota wielu wierszy jest doprawdy wzruszająca, uwydatnia jeszcze – jakby powiedział Cyprian Norwid – siłę niewyszukanych słów, jak w tej pięknej Procesji:
Szła procesja,
w niej święci,
równo po świętości:
ten za wiarę,
ten w mękach,
a tamten z miłości…
Wtem wstępując
do kruchty
kościoła stanęli;
Śpiew anielski
na wargach
zamilkł, oniemieli.
Oto widok przed nimi:
żebrak na kolanach
czci w milczeniu,
bez słowa,
Ciało swego Pana.
To jeden z najlepszych jego wierszy eucharystycznych. Ks. Golecki – dodajmy – ma w swojej twórczości niemal osobny nurt eucharystyczny. Wiersze te znalazły się w opracowanej przeze mnie antologii poezji eucharystycznej Światło pszennego chleba, opublikowanej w roku 1996 przez Instytut Wydawniczy PAX z okazji XLVI Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego we Wrocławiu, który otworzył Ojciec Święty Jan Paweł II. Tom obejmował utwory od bł. Władysława z Gielniowa (XV stulecie) po współczesność, zaś ks. Goleck i był jednym z k i l k u poetów ostatnich lat, którego wiersze znalazły się w antologii.
* * *
Kolejnym etapem posługi duszpasterskiej ks. Tadeusza Goleckiego stała się Szwajcaria, gdzie adaptacja była już o wiele łatwiejsza, zważywszy, że podjął pracę w włoskojęzycznej części tego, opartego na zasadach konfederacji, kraju.
Kapłan, który w Amazonii sprawował Najświętszą Ofiarę w „świątyni drzew i lian”, „na stoliku-ołtarzu”, w Vetulonii, mieście Etrusków, odprawiał Mszę św. w kościele z X wieku, starszym od najstarszych polskich świątyń, a w Szwajcarii mówi o Bogu wobec niezwykłego ogromu Alp, najwyższych gór Europy, potwierdza prawdę, że wszędzie jest to ta sama rzeczywistość Słowa Bożego, zapisanego w Ewangelii. Wydaje mi się, że naszemu kapłanowi w jakiejś mierze łatwiej było przyjąć to wszystko, jako synowi białostockiej ziemi, leżącej na styku Kościoła zachodniego i wschodniego, skąd przez wyspy zagubione w dalekiej Amazonii dotarł do źródła europejskiego chrześcijaństwa, niestety, nie zawsze już wypełnione czystą, przezroczystą wodą.
Ks. Tadeusz Golecki z autorem przed szwajcarskim hotelem, w którym przed laty zatrzymał się Adam Mickiewicz
* * *
Jest jeszcze przynajmniej jeden nurt w twórczości ks. Goleckiego, który zasługuje na podkreślenie – pieśni kościelne. Wprawdzie bodaj każdy z księży-poetów ma w swoim dorobku jakąś pieśń kościelną, jednak nasz autor mógłby już dzisiaj ułożyć z nich osobny zbiorek i to co najmniej w trzech językach – polskim, portugalskim i włoskim. Warto przypomnieć w tym miejscy wyznanie ks. Jana Twardowskiego z wczesnego wiersza Świty:
…myślałem, co rano, do maryjnych pieśni dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni
Bo cóż może być piękniejszego i bardziej głębokiego niż nasze – jak je niegdyś nazywano – „pieśni nabożne”. Takim tytułem – jak wiadomo – opatrzył swój najbardziej znany zbiorek poetycki Franciszek Karpiński, wydany w Supraślu w Oficynie Ojców Bazylianów w roku 1792, w którym zamieścił powstałe w niemałej części w Białymstoku pieśni kościelne.
Niekwestionowanym arcydziełem gatunku są Gorzkie żale ks. Wawrzyńca Benika, najbardziej poruszające polskie nabożeństwo pasyjne. Nie można też nie wspomnieć o ks. Karolu Antoniewiczu, rówieśniku Juliusza Słowackiego, autora tak popularnych pieśni, jak Chwalcie łąki umajone czy Biedny kto Ciebie nie zna od powicia, i tak przejmujących, jak W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie.
Czy można więc się dziwić śląskiemu poecie, ks. Norbertowi Bonczykowi, który poruszony ich fenomenem, tak napisał:
Polskie pieśni nabożne! Wam to Bóg sam
chyba
Tak cudowny dał urok, iż aże do nieba
Tych uczucia wznosicie, co was czerpią
słuchem.
Kto by słów waszych nie znał, odgadnie je
duchem.
Do tych znakomitych twórców pieśni kościelnych z przeszłości i przynajmniej kilku współczesnych – od ks. Jana Twardowskiego, przez ks. bpa Józefa Zawitkowskiego po Marka Skwarnickiego – należy dołączyć ks. Tadeusza Goleckiego, który w każdym miejscu, w jakim pracował, zostawił trwałe ślady swojego talentu – pieśni rozbrzmiewające w różnych językach. Nie tylko w jego parafiach, ale całych diecezjach, przy tym w pełni autorskie, zarówno jeśli idzie o słowa, jak i muzykę. Tak było w Brazylii, w Italii, tak też jest w Szwajcarii.
Jedna z jego pieśni stała się hymnem Kościoła w Amazonii, inna zwyciężyła w diecezjalnym konkursie w Grosseto jako pieśń Roku Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa A.D. 2000, a włoskojęzyczni Szwajcarzy od kilku już lat śpiewają na Boże Narodzenie w swojej mowie najczulszą kołysankę, Lulajże Jezuniu, przetłumaczoną przez księdza-poetę.