Rafał Natorski |
Kapłan, który odważnie walczył o jedność Kościoła w Polsce. Nie poddał się szykanom i oszczerczej kampanii prowadzonej przez komunistyczne władze. Choć od śmierci biskupa Piotra Gołębiowskiego minęło już ponad 30 lat, wciąż jest wzorem człowieka głębokiej wiary i niezmiennych przekonań. Jego proces beatyfikacyjny, prowadzony przez diecezję radomską, toczy się dziś w Rzymie.
W kościele radomskim pamięć o biskupie Gołębiowskim jest nadal żywa. Od kilku lat organizowane są pielgrzymki do jego grobu w sandomierskiej katedrze. W parafii św. Piotra i Andrzeja w Jedlińsku powstaje izba pamięci dedykowana niezłomnemu kapłanowi. Wciąż zbierane są pamiątki związane z życiem i działalnością duszpasterską biskupa.
Kilka miesięcy temu w radomskim Wyższym Seminarium Duchownym zorganizowano sesję naukową poświęconą bp Gołębiowskiemu. Jednym z prelegentów był ks. dr Robert Gołębiowski, obrońca węzła w Rocie Rzymskiej oraz postulator procesu beatyfikacyjnego biskupa. O rozpoczęcie procesu prosili księża diecezji sandomierskiej jego następcę biskupa Edwarda Materskiego. W maju 2007 r. zakończył się diecezjalny etap procesu, a dokumentacja została przekazana watykańskiej Komisji ds. Świętych.
– Każdy Kościół partykularny powinien dbać o oddawanie czci swoim świętym biskupom, wspominając także tych pasterzy, których święte życie i świetlane nauczanie wzbudziło wśród ludu szczególny podziw i miłość. Takich jak biskup Gołębiowski – dodaje bp. Henryk Tomasik, ordynariusz diecezji radomskiej.
Nic ujemnego
Piotr Gołębiowski urodził się 10 czerwca 1902 r. w Jedlińsku, małej miejscowości w pobliżu Radomia. Jego ojciec – Jan Gołębiowski prowadził zakład szewski, posiadał także gospodarstwo rolne. Matka Helena, pochodziła ze szlacheckiej rodziny Piątków. Dziadek Heleny – Maxym Piątek był w połowie XIX wieku burmistrzem Jedlińska. W wychowywaniu dzieci wspierała rodzinę siostra Heleny, osoba bardzo religijna. Wywarła ona znaczny wpływ na wychowanie Piotra. Ukończył szkołę elementarną w Jedlińsku, a następnie progimnazjum Wojciechowicza w Radomiu. W 1919 roku póżniejszy biskup został przyjęty do Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Administrator parafii Jedlińsk, ks. Henryk Cieślakowski, napisał wtedy o nim w opinii: „Zdaje się być cichym i spokojnym, nic ujemnego o nim dotąd nie słyszałem”. W seminarium uchodził za bardzo zdolnego, obowiązkowego i rozmodlonego alumna. Wwysłano go na dalsze studia filozoficzno-teologiczne do Rzymu. W październiku 1923 r. kleryk Gołębiowski przyjął w katedrze sandomierskiej z rąk bpa Pawła Kubickiego pierwsze święcenia. W tym samym roku znów wyjechał do Rzymu kontynuować naukę. W czasie pięcioletniego okresu rzymskich studiów zdobył doktorat z filozofii i teologii. Po zaledwie rocznym stażu wikariuszowskim ks. Gołębiowski otrzymał nominację na profesora Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu, gdzie wykładał teologię moralną. Poprosił jednak o zwolnienie z tej funkcji, motywując to problemami zdrowotnymi. W sierpniu 1941 r. ksiądz Gołębiowski został proboszczem w Baćkowicach, małej miejscowości leżącej na trasie z Opatowa do Łagowa. W czasie okupacji dał się poznać jako wspaniały opiekun swoich parafian. Na plebanii organizował m.in. tajne komplety dla młodych ludzi.
Faworyt prymasa
Po wojnie, w lipcu 1945 r. ksiądz Gołębiowski został przeniesiony na stanowisko rektora przy kościele Św. Trójcy w Radomiu. Pracował tam przez dwa lata. W tym czasie świątynia wypełniała się młodzieżą szkolną, która uwielbiała wykłady prowadzone przez kapłana, także w języku francuskim i włoskim. Od1947 do 1951roku duszpasterzował w Koprzywnicy, skąd przeniesiony został do pracy dydaktycznej w sandomierskim seminarium.
W 1957 r. ks. Gołębiowski został biskupem pomocniczym w diecezji sandomierskiej. Zastępował w wielu czynnościach chorego ordynariusza – bpa Jana Kantego Lorka.
Nie wiadomo dokładnie, dlaczego prymas Stefan Wyszyński z trzech kandydatów na sufragana sandomierskiego poparł w Rzymie właśnie ks. Gołębiowskiego. Wydaje się, że ze względu na jego pracowitość, skromność i sprawdzoną pobożność.
Inny obraz bpa Gołębiowskiego wyłania się z dokumentów sporządzanych przez komunistyczne władze. Opinie Wydziału ds. Wyznań Prezydium WRN w Kielcach określały go jako fanatyka religijnego, bezwzględnie lojalnego wobec ordynariusza i Prymasa, a także człowieka o „bardzo przeciętnym poziomie intelektualnym”. Konsekwentnie pomijano fakt, że ks. Gołębiowski przed wojną studiował na Uniwersytecie Gregoriańskim, a doktorat z teologii obronił przed samym papieżem Piusem XI, uzyskując najwyższą możliwą ocenę „summa cum laude”.
Porwanie biskupa
Na początku lat 60. bp Gołębiowski stanął przed największym wyzwaniem swojego życia – starciem z komunistycznym aparatem. Jako wikariusz generalny zajmował się w kurii diecezjalnej m.in. sprawami personalnymi. W październiku 1961 r. zgłosił się do niego ks. Zdzisław Kos. Młody wikary z Wierzbicy był skłócony ze swoim proboszczem ks. Marianem Bojarczakiem, który nie był lubiany przez parafian. Ich zdaniem pobierał wygórowane opłaty za posługi duszpasterskie. Ks. Kos miał inne podejście – czasem prowadził pogrzeby za darmo. Wśród wiernych pojawiły się plotki, że proboszcz szykanuje młodego wikarego. W takich okolicznościach ks. Kos pojawił się u bpa Gołębiowskiego. Poprosił o przeniesienie do Radomia. Jednak otrzymał propozycję przejścia na inną, z jego perspektywy mniej atrakcyjną placówkę duszpasterską. Zachęcany przez grupę dawnych parafian postanowił samowolnie wrócić do Wierzbicy. Jego zwolennicy brutalnie wyciągnęli ks. Bojarczaka z konfesjonału i wywieźli do Sandomierza. Władze kościelne musiały zareagować. Do parafii skierowano innego proboszcza, jednak opór miejscowej ludności uniemożliwił mu objęcie stanowiska. Ten sam los spotkał jego następcę. Duża grupa wiernych z Wierzbicy domagała się mianowania proboszczem ks. Kosa. Delegacje w tej sprawie jeździły do sandomierskiej kurii.
Konflikt postanowiły wykorzystać komunistyczne władze, które zaczęły popierać ks. Kosa. W listopadzie 1962 kapłan miał wyjaśnić swoje postępowanie podczas spotkania z bp Gołębiowskim. Do Sandomierza przyjechał w towarzystwie kilkusetosobowej grupy zwolenników. Tłum nie chciał dopuścić do osobistej rozmowy ks. Kosa z bpem Gołębiowskim. Zażądał od hierarchy nominacji księdza na proboszcza. Biskup nie poddał się presji i odmówił, co wywołało wzburzenie protestujących. W pewnym momencie ktoś rzucił hasło, aby zawieźć biskupa do Wierzbicy. Kilku mężczyzn wyciągnęło go z budynku kurii i wepchnęło do taksówki. Korowód samochodów zmierzający w kierunku Wierzbicy zatrzymała milicja, którą zaalarmował bp Lorek. Jeden z funkcjonariuszy wspominał później, że bp Gołębiowski leżał na podłodze auta z głową na wycieraczce, przyciśnięty butami pozostałych pasażerów. W ręku ściskał różaniec i modlił się. Radiowóz odwiózł go do Sandomierza.
Farsa zamiast procesu
W archiwach IPN zachowało się wiele dokumentów z czasów konfliktu w Wierzbicy. Porwanie bpa Gołębiowskiego było tak niezwykłym wydarzeniem, że zainteresowały się nim najwyższe władze partyjno-państwowe. W grudnia 1962 r. sprawę omawiano na posiedzeniu Zespołu ds. Kleru przy Wydziale Administracyjnym KC PZPR.
Biskup Piotr Gołębiowski był mężem Bożym wielkiej pokory i pobożności
Konflikt postanowiono wykorzystać do walki z Kościołem. Na początku 1963 r. zarejestrowany został związek wyznaniowy o nazwie „Niezależna Samodzielna Parafia Rzymsko-Katolicka w Wierzbicy”. Według statutu jej najwyższą władzą miało być ogólne zgromadzenie parafialne, wyłaniające radę parafialną, dokonującą wyboru proboszcza. Został nim oczywiście ks. Kos, suspendowany zgodnie z prawem kanonicznym przez władze diecezjalne.
Biskupi sandomierscy protestowali przeciw zawłaszczeniu przez ten związek wyznaniowy budynków parafialnych, łącznie z kościołem. Jednak bez powodzenia. Zwolennicy bpa Gołębiowskiego gromadzili się na nabożeństwach w prywatnym domu Władysława Błaszczyka, a zwolennicy ks. Kosa chodzili na msze do kościoła. Między grupami dochodziło do kłótni, a także bójek na kamienie i kłonice. Płonęły stodoły.
W lutym 1963 r. przed Sądem Powiatowym w Sandomierzu odbył się proces w sprawie o uprowadzenie bpa Gołębiowskiego. Sąd skazał trzech pasażerów taksówki, w której wieziono hierarchę na kary więzienia w zawieszeniu i grzywny. Rozprawa została tak wyreżyserowana, by skompromitować biskupa. Gazety drukowały niestworzone historie, opowiadane przez odpowiednio dobranych świadków. Relacjonowali, że bp Gołębiowski źle potraktował delegatów parafii, tupał a nawet wyzywał. Jedna z parafianek zarzuciła nawet, że „kopnął ją w nogę”.
Komuniści liczyli, że biskup „zmięknie” i pogodzi się z nową sytuacją, a „niezależna parafia” w Wierzbicy stanie się wzorem dla innych środowisk skłóconych z hierarchią kościelną i narzędziem destabilizacji Kościoła.
Eksperyment wierzbicki
Rzeczywistą skalę zagrożenia Episkopat uświadomił sobie na początku 1964 r., gdy dotarł do niego „przeciek” z tajnego referatu dyrektora Departamentu IV płk. Stanisława Morawskiego, wygłoszony na naradzie resortowej. Zalecał on Służbie Bezpieczeństwa podsycanie i wykorzystywanie konfliktów parafialnych. Sprawa stawała się coraz poważniejsza, ponieważ w 1964 r. powstały dwie nowe, wzorowane na Wierzbicy, niezależne parafie: w Kamionce Wielkiej (diecezja tarnowska) i w Gądkowie Wielkim (diecezja gorzowska).
W maju 1964 do Wierzbicy przyjechał na obchody Bożego Ciała prymas Wyszyński. Swoją obecnością chciał umocnić zwolenników bpa Gołębiowskiego.
Nie zakończyło to konfliktu podsycanego przez władze komunistyczne, które wspierały finansowo ks. Kosa. Sprowadzono mu także pomocników – księży polskokatolickich. Kapłani wysyłani do Wierzbicy przez bpa Gołębiowskiego byli natomiast karani wysokimi grzywnami, trafiali również do aresztu.
Konsekwencja bpa Gołębiowskiego zaczęła jednak przynosić efekty i „eksperyment wierzbicki” stanął pod znakiem zapytania. Reżim postanowił zareagować. W styczniu 1967 r. zmarł ordynariusz sandomierski bp Jan Kanty Lorek. Bp Gołębiowski został wybrany wikariuszem kapitulnym. Władze, rewanżując się za jego bezkompromisową postawę w sprawie wierzbickiej, zgłosiły zastrzeżenie do jego kandydatury na ordynariusza. W okresie zmagań o jedność Kościoła w Polsce w Rzymie trwały obrady Soboru Watykańskiego II. Jednym z dwóch biskupów, którym władze państwowe uniemożliwiły wyjazd do Wiecznego Miasta, był właśnie bp Gołębiowski. Odmowę wydania paszportu umotywowano „nieodpowiednią postawą polityczną”.
Kościół nie poddał się presji. Papież Paweł VI mianował bpa Gołębiowskiego administratorem apostolskim diecezji sandomierskiej z uprawnieniami przysługującymi ordynariuszom.
Jedność ocalona
Przełom w konflikcie wierzbickim nastąpił w 1968 r. Bp Gołębiowski, ulegając prośbom wiernych postanowił poprowadzić uroczystości Wielkiego Tygodnia w wierzbickim kościele. Zdawał sobie sprawę, że zwolennicy ks. Kosa nie oddadzą świątyni bez walki. Przed przyjazdem do Wierzbicy biskup wyspowiadał się i – jak wspominają jego najbliżsi współpracownicy – przygotował się nawet na śmierć. W Niedzielę Palmową wczesnym rankiem bp Gołębiowski wkroczył do wierzbickiego kościoła wraz z księżmi i grupą parafian. Komuniści zorganizowali bojówki, które miały rozbić uroczystości. Jednak biskup się nie poddał. W ciągu kolejnych dni Wielkiego Tygodnia odprawiał nabożeństwa pod gołym niebem, nawoływał do spokoju i jedności. Własnym ciałem, w otoczeniu księży bronił Najświętszego Sakramentu przed profanacją, której chciała dokonać bojówka ks. Kosa. O atmosferze tamtych dni świadczy poufna notatka funkcjonariusza milicji: „W czasie, kiedy bp Gołębiowski mówił, padały okrzyki: precz z biskupem, biskup kłamca, biskup judasz, biskup lucyper! Padały kamienie i kołki. (…) Biskup jednak nie przerywał przemówienia, jak i modłów… ”.
W Wielki Piątek ostatecznie udało się odzyskać kościół i po sześciu latach konflikt został zażegnany. Ekskomunikowani przez prymasa ks. Kos i jego pomocnicy uciekli do swoich mocodawców.
Sprawa wierzbicka miała doniosłe znaczenie dla Kościoła w Polsce. Świadczą o tym słowa kardynała Wojtyły, skierowane do bpa Gołębiowskiego podczas koronacji obrazu Matki Bożej w Błotnicy w 1977 r.: „Dziękuję, że tutaj, na ziemi radomskiej, przed kilkunastu laty została zażegnana bardzo niebezpieczna dążność do rozbijania jedności Kościoła katolickiego w naszej Ojczyźnie. Przede wszystkim stało się to w Wierzbicy”.
Po otrzymaniu telegramu informującego o jego śmierci Jan Paweł II powiedział: „Zmarł wielki biskup”. Natomiast kard. Stefan Wyszyński notował w swych zapiskach: „Wyrządzoną krzywdę przez małych polityków – Bóg Biskupowi Piotrowi hojnie nagrodzi. Był mężem Bożym, w duchu pokory i głębokiej pobożności”.
Komunistyczne władze nigdy nie uznały bpa Gołębiowskiego za ordynariusza. W jego ostatniej charakterystyce z 14 sierpnia 1980 r. ppor. R. Głowacki z tarnobrzeskiej SB zanotował: „Jako pierwszy kapłan w diecezji robi wszystko, aby być wzorem do naśladowania w sprawach pobożności i zaangażowania w działalność duszpasterską, stara się wytworzyć wokół siebie życzliwość poprzez wykazywanie troski o sprawy osobiste księży i interesy Kościoła”.
W 1977 r., po osiągnięciu 75. roku życia bp Gołębiowski złożył rezygnację na ręce papieża, ale Paweł VI jej nie przyjął. Trzy lata później biskup ponowił rezygnację. Prośbę swą motywował ciężką chorobą serca i pogarszającym się stanem zdrowia. Tym razem odpowiedział Jan Paweł II, który napisał: „Chociaż więc dobrze rozumiem motywy, które skłaniają Księdza Biskupa do ponowienia swej prośby, i biorę je pod uwagę, to jednak odważam się również i tym razem przedłożyć moją prośbę w tym samym duchu, co śp. Poprzednik. (… ) trzeba, ażeby Ksiądz Biskup trwał nadal na czele diecezji, stanowiąc duchowe oparcie dla duchowieństwa i wiernych”.
Śmierć Pasterza
W listopadzie 1980 r. bp Gołębiowski planował udać się do Rzymu, by – jak się wydaje – raz jeszcze prosić Jana Pawła II o zwolnienie go z obowiązków kierowania diecezją sandomierską. Przed podróżą wyjechał na kilkudniowy odpoczynek do Nałęczowa. Tam zmarł 2 listopada podczas udzielania wiernym Komunii św.
Po otrzymaniu telegramu informującego o jego śmierci Jan Paweł II powiedział: „Zmarł wielki biskup”. Natomiast kard. Stefan Wyszyński notował w swych zapiskach: „Wyrządzoną krzywdę przez małych polityków – Bóg Biskupowi Piotrowi hojnie nagrodzi. Był mężem Bożym, w duchu pokory i głębokiej pobożności”.
Prymas Tysiąclecia bardzo cenił bpa Gołębiowskiego. – Konsekwentnie wspierał go w trudnych chwilach. To dzięki wstawiennictwu prymasa bp Gołębiowski znalazł się w pierwszym rzędzie celebransów podczas słynnej Mszy odprawionej przez Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa w Warszawie – opowiada ks. dr Albert Warso z rzymskiej Kongregacji Nauki i Wiary.