Kiedy nadejdzie dzień „i”…

2013/06/28
Radosław Kieryłowicz

Jak wiemy z Pisma Świętego, siekiera do pnia jest przyłożona i nie znamy tylko dnia ani godziny, kiedy Stwórca weźmie zamach i… No właśnie nad podaniem czasu tego i… od dwóch tysięcy lat trwają spekulacje i przewidywania. Pojawiają się co chwila rozmaici wróżbici, jasnowidze i wieszcze, którzy wmawiają nam, że doskonale wiedzą, kiedy ten dzień – nazwę go „i” – nadejdzie. Wydarzenia zwiastujące dzień „i” opisane są w Apokalipsie św. Jana, ale któżby się tam przejmował „opowieściami biblijnymi”, skoro co chwila w rozmaitych gazetach pojawia się nowa przepowiednia.

 

Fot. Artur Stelmasiak

Przyjrzymy się tylko kilku wieszczom dnia „i”. W XVI w. żył najpopularniejszy ze znanych wizjoner – Nostradamus. Był on lekarzem, astrologiem, okultystą i Bóg wie kim jeszcze, ale przede wszystkim zasłynął z tego, że swe obserwacje astrologiczne zapisywał czterowierszem w cyklach zwanych „centuriami” (stulecia). Interpretacja tych zapisów jest dowolna, choć motyw przewodni jest czytelny. Oto islam pewnego dnia nadejdzie i pod przewodnictwem Antychrysta zawładnie Europą. Nostradamus z pewnością był pod wrażeniem podbojów imperium Ottomańskiego w Europie, zwłaszcza upadku Konstantynopola w 1506 r. Ale jeśli każdemu stuleciu odpowiada jedna centuria, a jest ich siedem, to jego przepowiednie bezdyskusyjnie kończą się na XXII w. Zatem według Nostradamusa żyjemy w wieku przedostatnim i, co tu dużo kryć, w okresie rekonkwisty islamu, przynajmniej w Europie Zachodniej. Ciągle nie ma jednak określonego tego dnia „i”, którego nasza ziemska wędrówka się skończy.

Oprócz uczonych, przepowiedniami zajmowali się również ludzie prości. Dzisiaj często przywołuje się: bułgarską wieśniaczkę – Babę Vangę, która miała przewidzieć wybuch wojny na półwyspie Koreańskim na 10 listopada (wg kalendarza juliańskiego – 23 listopada, co by się zgadzało) i serbskiego chłopa – Mitara Tarabicia, którego wizje spisał jego ojciec chrzestny – Zachary Zacharić – kapłan prawosławny. Te ostatnie zdają się bardzo dokładne, choć nie operuje datami, to przepowiedział I i II wojnę światową, Josifa Broz Titę, wojny bałkańskie, upadek Kosowa i wiele innych rzeczy. Nie przepowiedział jednak dnia „i”. A to dla ludzi żyjących w świecie terminów jest najważniejszą sprawą!

Wiele kościołów protestanckich, jak również rozmaitych sekt gromadziło swoich wyznawców tylko dlatego, że obiecywano im dokładny termin końca świata. Tak było w przypadku Adwentystów Dnia Siódmego, którzy wieszczyli przyjście Pana Jezusa 22 października 1844 r. Kiedy to nie nastąpiło zawiedzeni wyznawcy porzucili swego proroka – Williama Millera i jęli szukać innych nauk.

W latach 90. ubiegłego stulecia francuska sekta Zakon Świątyni Słońca doprowadziła do samobójstwa kilkudziesięciu jej wyznawców. Mieli w ten sposób przygotować się na nadejście dnia ostatecznego. Podobnie czyniło wielu „wiernych” innych sekt. Po wkroczeniu w nowe stulecie, a nawet tysiąclecie nic się jednak nie stało. Jednakże rozmaici „badacze znaków” nie porzucili przedmiotu swego zainteresowania i… zwrócili się do przeszłości.

Ludzi zawsze fascynowały upadłe cywilizacje, w tym Egipt (to domena masonerii rytu szkockiego), lub też cywilizacje prekolumbijskie, zwłaszcza Majowie. Ci ostatni, mający dosyć zaawansowaną astronomię, potrafili stworzyć kalendarz solarny i cywilizację dorównującą, a niekiedy przewyższająca europejską ówcześnie, po czym, z niewiadomych przyczyn zniknęli nim konkwista Pizarra i Corteza do nich dotarła. Jednakowoż pomniki ich cywilizacji odkrywane są co chwila w Ameryce Środkowej, a pozostałości dwóch innych cywilizacji – Azteków i Inków zachwycają turystów w Meksyku oraz Peru, Boliwii i Ekwadorze.

Majowie mieli ponoć zostawić po sobie kalendarz z datami początków pór roku. Ostatni wpis w kalendarzu wskazuje na 21 grudnia 2012 r., co według „badaczy” sugeruje, że tego dnia właśnie nastąpi koniec świata. Dokładnie za 2 lata. Znamy dzień „i” i teraz wystarczy porobić rachunki sumienia, spłacić długi osobiste, usiąść wygodnie w fotelu, okryć kocem, wziąć kota na kolana i czekać.

Co skłoniło Majów, których cywilizacja zakończyła się około XV w. n.e. do zaniechania prowadzenia kalendarza? Może uznali, że nie ma co wybiegać dalej niż 600 lat naprzód? To jest realne wytłumaczenie, zwłaszcza, że pewnie i my nie znamy terminu Wielkanocy w roku 2305. Nie jest to po prostu nam potrzebne. Im też nie było. Tu jednak w sukurs Majom przychodzą znawcy legend sumeryjskich, którzy z dniem 21 grudnia 2012 r. łączą przybycie planety Nibiru, która lecąc przez Układ Słoneczny ma przynieść nam katastrofę kosmiczną. Ponoć naukowcy już o niej wiedza, tylko skrzętnie to ukrywają, aby ludzkość nie wpadła w panikę.

No właśnie, więc mając tak oświeconych „wieszczów” poczekam i ja na nadejście końca świata 21 grudnia 2012 r., a 24 grudnia zasiądę do tradycyjnej Wigilii. Zresztą w tym roku też to zrobię, do czego i Państwa zachęcam.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej