KOKO-SPOKO I DO PRZODU

2013/07/4
Aleksander Kłos

Skok cywilizacyjny, który nasz kraj miał wykonać w związku ze współorganizowaniem piłkarskich mistrzostw Europy, okazał się niewypałem i kolejną wpadką rządu Tuska

 

Rządzącym i wspierającym ich mediom nie pozostaje nic innego, jak kolejną kompromitację swoich ukochanych polityków otoczyć zasłoną piaru. Wszystko w myśl zasady „łubudubu, łubu-dubu, niech żyje nam premier, niech żyje nam!”.

Donald Tusk w pamiętnym exposé (23 listopada 2007 r.) zapewniał Polaków: „Przyspieszymy budowę obwodnic i autostrad. Naszą ambicją będzie połączenie miast, głównych aren mistrzostw Europy 2012, siecią szybkich dróg”. Przy tych pieniądzach, czasie, oczekiwaniach społecznych, konsensusie politycznym nie było to zadanie wykraczające poza możliwości 38-milionowego kraju. Tym bardziej, że za jego realizację wziął odpowiedzialność, zdaniem większości mainstreamowych mediów, najlepszy z rządów po 1989 r., na czele z prawdziwie europejskim premierem, który jest obdarowywany licznymi nagrodami zarówno w III RP, jak i zagranicą (ze szczególnym wyróżnieniem Niemiec). Donald Tusk znany jest z tego, że może nie wszystko mu wychodzi, ale chociaż nieźle potrafili kiwać na boisku (i poza nim), a „haratanie w gałę” wydaje się być jego oczkiem w głowie. Dobrze przeprowadzone przygotowania do piłkarskiej imprezy pozwoliłyby Platformie Obywatelskiej udowodnić, że potrafi wykorzystać unijne pieniądze i zmodernizować infrastrukturę kraju. Dzięki sukcesowi, jakim byłaby udanie przeprowadzona impreza, widoczne zmiany w infrastrukturze liczone kilometrami autostrad, nowy tabor kolejowy i dworce z prawdziwego zdarzenia – ludzie Donalda Tuska zyskaliby uznanie i zdystansowali opozycję, odbierając jej możliwość krytyki. O dziwo, mimo że od dłuższego czasu zgłaszano kolejne kłopoty na budowach i wieszczono, że plany nie zostaną zrealizowane, ani Cezary Grabarczyk, ani jego szef nie zrobili nic, by naprawić sytuację. Teraz, gdy już platformersi nie mogą dalej zwodzić opinii publicznej zapewnieniami, że ze wszystkim zdążą, mają czelność przekonywać, że może na Euro drogi i kolej nie są przygotowane, ale po imprezie, ho, ho, wszystko będzie jak ta lala!

A rząd znowu swoje

„Donald marzy, żeby było miło, Donald marzy, żeby się spełniło” – śpiewa jeden z kabaretów, a wraz z marzeniami premiera w lepszą przyszłość uwierzyło wielu Polaków, którzy dali się zwieść obietnicom lepszego, łatwiejszego życia spod znaku „ciepłej wody z kranu i grillowania”, które miało przyjść wraz z oddaniem pełni władzy PO. Nie dość przypominania kolejnych zapewnień rządzących, że jesteśmy zieloną wyspą, że kryzys nam nie grozi, że cała Europa z podziwem patrzy, jak w naszym kraju powstają nowe inwestycje, kwitnie polityka miłości i zgody, która, oczywiście, buduje. Premier przekonywał nas, że tylko ponuraki nie chcą docenić, że dzięki rządom PO „Polakom żyje się lepiej”. Jego zdaniem tylko ci, którzy „kwękolą”, nie chcą zauważyć, że jesteśmy największym placem budowy w Europie i tego, jak świetnie idą nam kolejne inwestycje. Począwszy od „orlików” (wiele nieprawidłowości i przekrętów), poprzez wciąż rozkopaną drugą linię metra i kilkukrotnie otwierane stadiony, za o wiele większe pieniądze, niż to było pierwotnie planowane, a skończywszy na tym, na czym nam najbardziej zależało – sieci autostrad, obwodnic i modernizacji kolei – wszystko to okazało się totalną klapą. Nie możemy się cieszyć z tego, że część z inwestycji ostatecznie została oddana do użytku, bo przy tym nakładzie finansowym jest to mniej niż minimum, które mogłoby zaspokoić część naszych oczekiwań. Jeśli bowiem przyzwyczaimy się do sięgającego jeszcze PRL-u podejścia, że „dobrze chociaż, że się buduje”, to w ostateczności nie będziemy rozliczać rządzących z tego, jak się buduje, za ile i jak długo. A wtedy nie mamy co marzyć o osiągnięciu zachodnich standardów, a nasza demokracja wciąż bardziej będzie przypominać tę zza wschodniej niż zachodniej granicy. Brak rozliczania polityków z ich słów spowoduje, że każde fundusze przeznaczone na modernizację zostaną zmarnowane i w rezultacie pozostaną nam tylko niedokończone inwestycje, oszukani pracownicy i chaos organizacyjny.

Nie chodzi tylko o Euro 2012

Wielkie hasło przygotowań do piłkarskich mistrzostw Starego Kontynentu, imprezy, którą rządzący określali jako bez mała największe wydarzenia w historii naszej ojczyzny, należy rozpatrywać jako jeden z elementów układanki stanowiącej obraz dokonań pięciu lat rządów Donalda Tuska. To on bowiem, co sam wielokrotnie podkreślał, bierze odpowiedzialność za wszelkie decyzje rządu i podlegających mu ministrów. Chociaż od początku swojego premierostwa był stylizowany przez media na męża stanu, to w ostateczności okazał się być jedynie jego cieniem. Dziś, gdy ponownie stara się nas przekonać, że kolejna misja została ukończona i znów wszyscy zdali na medal, jest już tylko marną karykaturą samego siebie z początków swojego urzędowania. Wtedy jego obietnice i wizje potrafiły oczarować miliony, dziś wyborców PO trzyma przy tej partii jedynie urojony strach przed PiS-em, a wielu z nich niechęć do przyznania się, że popełnili błąd, że dali się nabrać. Nareszcie, po tylu latach czarowania, manipulowania, niszczenia gospodarki, wielkimi krokami zbliża się kres dominacji Tuska. Wskazują na to nie tylko protesty kolejnych środowisk, słabnące sondaże PO, ale przede wszystkim wypalenie się samego premiera i, niestety, coraz gorsza sytuacja ekonomiczna naszego kraju, z czym rząd w ogóle nie potrafi sobie poradzić. Tego stanu nie potrafią już ukryć mainstreamowe media i establishment III RP.


Żadne miasto-gospodarz Euro 2012 nie jest połączone drogą ekspresową lub autostradą z innym miastemgospodarzem. Powstały co najwyżej autostrady ziemne.
Fot. Radosław Kieryłowicz

Trochę z Gierka, trochę z Putina

– Można by zakładać, że w jego otoczeniu nadal są ludzie, którzy mają wyczucie, jak robić polityczny PR. Tymczasem to ostatnie przedstawienie – meldowanie Tuskowi gotowości resortów, a potem oblatywanie nieukończonej autostrady helikopterem – to są środki raczej z asortymentu Edwarda Gierka, a nie Billa Clintona czy Baracka Obamy – oceniał publicysta Łukasz Warzecha.

Ciężko nie zgodzić się z tym twierdzeniem, choć to żałosne przedstawienie nie było pierwszym, które przypominało nam lata 70. i znaną z tego okresu wszechogarniającą propagandę sukcesu. Lider PO, ze swoją obietnicą „małej stabilizacji”, która obok straszenia PiS-em i odwoływania się do najniższych instynktów części Polaków, ich kompleksów i niewyrobienia politycznego, pomogła mu wygrać wybory w 2007 r., już dawno wszedł w szaty następcy Gierka. Szaleńcze, bezrefleksyjne zadłużanie państwa, ukrywanie rzeczywistego stanu budżetu, gigantyczny rozrost administracji, otoczenie się dworem klakierów – styl i metody sprawowania władzy przywołują czasy gierkowszczyzny. Najwyraźniej premier przesiąkł duchem PRL-u na tyle mocno, że jego główną pasją polityczną stało się niszczenie opozycji, nieliczenie się ze społeczeństwem i prowadzenie polityki zagranicznej polegającej na pełnym podporządkowaniu się silniejszym stolicom. Nie jest też przesadą zauważenie, że polski premier w coraz większym stopniu naśladuje Władimira Putina. Oczywiście jeszcze daleko Polsce do Rosji, gdy mówimy o przestrzeganiu zasad liberalnej demokracji, jednak ograniczanie wolności słowa, zwalczanie wszystkich głosów sprzeciwu, monopol w mediach, nieliczenie się ze zdaniem społeczeństwa (np. stosunek do protestów „Solidarności” i nazwanie jej szefa pętakiem), traktowanie władzy jako sposobu na zabezpieczenie swoich (i tych, którym zawdzięcza polityczną karierę) interesów – niebezpiecznie przypominają nam kremlowską „kontrolowaną demokrację”. Wiele jego wystąpień śmiało można by odnieść do stylu sprawowania władzy przez władcę Kremla. Gospodarcze wizyty w terenie, „malowanie trawy”, ruganie złych bojarów i stylizowanie się na zafrasowanego problemami obywateli dobrego cara – skąd się bierze to zafascynowanie lidera PO stylem sprawowania władzy przez kata Czeczenii, byłego kagiebisty, zleceniodawcy morderstw niezależnych dziennikarzy?

Euro niespełnionych szans

Minister Sławomir Nowak stwierdził: „Gdyby PiS, który dziś tak chętnie komentuje i kontruje oraz krytykuje, zbudował chociaż 20 kilometrów, tych brakujących krytycznych 20 kilometrów na A2, to nie mielibyśmy dziś problemów”. Prędzej czy później można się było spodziewać, że do społeczeństwa dotrą szczątkowe informacje o rządowych zaniedbaniach, kompromitacjach i źle wydanych pieniądzach. Jak zwykle w takich momentach, piarowcy Tuska podpowiadali platformersom, by na atak, krytykę, naświetlanie ich wpadek i afer, odpowiadali chamstwem, kłamstwem i manipulacją. Co z tego, że żadne miasto-gospodarz Euro 2012 nie jest połączone drogą ekspresową lub autostradą z innym miastem- gospodarzem, a o kolei lepiej w ogóle nie wspominać, skoro… PiS chce przejąć władzę, bruździ i „dąży do tego, by nam, Polakom, zniszczyć Euro!”.

Logika konfliktu, sianie nienawiści a la Niesiołowski & Palikot jest wciąż najlepszą metodą rządzących na tuszowanie swojego braku kompetencji i nieudacznictwa. To paliwo pomału się wyczerpuje, ale dopóki jeszcze jakoś można na nim jechać, to będzie się nadal z niego korzystać. Zanim usłyszymy pierwszy gwizdek rozpoczynający to piłkarskie święto, Euro 2012 okazało się klapą. A za to odpowiedzialni są konkretni ludzie i konkretna partia.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej