KONWENCJA PODSZYTA IDEOLOGIĄ

2013/07/5
Zbigniew Borowik

Jest to pierwszy w Polsce przypadek, w którym partia konserwatywno- -liberalnym popiera skrajnie lewicowy dokument, którego ratyfikacja przyniosłaby niepowtarzalne szkody o charakterze moralno-społecznym

 

Rząd Donalda Tuska zapowiedział podpisanie „Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Uczynił tak mimo zdecydowanego sprzeciwu Episkopatu Polski, wielu środowisk prawicowych, a nawet swej wewnątrzpartyjnej opozycji konserwatywnej. Dodatkowo ratyfikacja tego dokumentu narazi kraj na poważne wydatki związane z jego wdrażaniem. Tak jak by było mało trzykrotnego wzrostu nakładów na biurokrację w ciągu pięciu lat rządów PO-PSL.

Pozostawiając chwilowo na boku kwestię motywów, którymi kierowała się partia rządząca, zwróćmy uwagę na istotę sporu, który się tu rysuje. Jest to oczywiście spór o charakterze ideowym, ale o bardzo doniosłych konsekwencjach praktycznych. Dokument Rady Europy swoje rozstrzygnięcia normatywne opiera na specyficznej definicji płci charakterystycznej dla tzw. ideologii rodzaju (gender). Płeć oznacza w nim „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn”.

A więc nie ma żadnych naturalnych różnic między płciami. Płeć staje się tu przedmiotem swobodnego uznania. Swoją płeć możemy wybierać i do tego mamy do wyboru więcej niż dwie możliwości, bo dokument nakazuje państwu stosować „konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. Nie trudno się domyślić, z jaką radością taka promocja przyjęta będzie przez lobby homoseksualne.

Widać wyraźnie, że konwencja była pisana pod dyktando środowisk feministycznych, które od dawna uznają tradycyjne wychowanie oparte na religii za źródło przemocy wobec kobiet. Choć teza ta brzmi absurdalnie zwłaszcza w przypadku chrześcijaństwa, które wprowadziło równy status ontyczny i aksjologiczny kobiety i mężczyzny, a do tego wyniosło na piedestał człowieczeństwa Matkę swojego Zbawiciela, wciąż mnożą się opinie, że wyeliminowanie religii z procesu edukacyjnego poprawiłoby los dyskryminowanych i maltretowanych kobiet.

Ten spór wpisuje się w szerszy kontekst walki z małżeństwem, rozumianym jako związek kobiety i mężczyzny, oraz samą rodziną, którą próbuje się redefiniować w kierunku całkowicie dowolnie skonstruowanej grupy osób, pozbawionej jakichkolwiek stałych odniesień i odpowiedzialności. Chrześcijańska wizja małżeństwa, jako wspólnoty dwóch osób różnej płci, ale równych sobie co do godności i wzajemnie siebie uzupełniających dzięki wzajemnemu obdarowywaniu i nastawieniu na przekazywanie życia, jest kontestowana jako zbyt ciasna i nie odpowiadająca dzisiejszym zróżnicowanym preferencjom. Jeśli dodamy do tego coraz silniejsze w dzisiejszych społeczeństwach przyzwolenie na stosowanie technik sztucznego zapłodnienia pozaustrojowego, wniosek nasuwa się jeden – rodzina przestaje być do czegokolwiek potrzebna.

Czy w tej sytuacji przyjmowanie przez Polskę dokumentu, który opiera się na antyrodzinnych podstawach, a jednocześnie nie wnosi niczego nowego dla prawnej ochrony kobiet przed przemocą (oczywiście niczego nowego z wyjątkiem armii nowych urzędników, inspektorów, instruktorów, koordynatorów itd.) ma jakiś sens, zwłaszcza z perspektywy zagrażającego nam kryzysu demograficznego?

Okazuje się, że ma, jeśli choć na chwilę uda się oderwać uwagę opinii publicznej od niekończącego się pasma afer, wpadek i zaniechań rządu, a przy okazji urwać trochę elektoratu partiom lewicowym od dawna zarzucającym Platformie opieszałość w tej sprawie. Oczywiście należy dodać, że podpisanie konwencji przez rząd nie rozwiązuje jeszcze problemu jej ratyfikacji. Ta musi się odbyć w sejmie, gdzie o większość może być trudno, bo Platforma na pewno nie przemówi tam jednym głosem. I zdaje się, że na to właśnie liczy premier. Ocali swój wizerunek otwartego i pragmatycznego męża stanu składającego w lipcu obietnicę Kongresowi Kobiet, a jednocześnie nie narazi się lobby finansowemu za perspektywę nowych wydatków budżetowych.

Powiedzmy sobie jednak jasno. Sprawa przemocy wobec kobiet i przemocy w domu nie jest problem wydumanym. Sprzeciw wobec przyjmowania jakiegokolwiek aktu prawnego służącego ich ograniczeniu nie jest rzeczą łatwą, bo zawsze rodzi podejrzenia o brak wrażliwości na te odrażające praktyki. A jednak w tym przypadku nasz sprzeciw musi być stanowczy. Nie minęło jeszcze ćwierć wieku od czasu, gdy rządziła nami wywodząca się z tego samego pnia myślowego ideologia, która inżynierię społeczną, mającą wyłonić „nowego człowieka” i „nowe społeczeństwo”, uczyniła naczelną zasadą swojego systemu. Byłoby lepiej, gdyby w tym przypadku historia się nie zatoczyła koła.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej