Artur Stelmasiak |
Po katastrofie 10 kwietnia Pałac Namiestnikowski przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie urósł do rangi symbolu jedności narodowej. Setki tysięcy osób pogrążonych w żałobie oddawało tu cześć ofiarom smoleńskiej katastrofy. Wówczas niemal wszyscy zgodnie mówili, że Smoleńsk jest największą tragedią w powojennej historii Polski.
– Wielu z was było uczestnikami tamtych dni bólu i żałoby. Stało pośród olbrzymiej rzeszy Polaków, aby oddać ostatni hołd Lechowi Kaczyńskiemu, Prezydentowi Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, i jego Żonie, Marii. Objawiła się wtedy, w dniach żałoby, wielka godność i jedność. W wielu sercach obudziło się przekonanie, że ta tragedia stanie się swoistym dzwonem na trwogę. Wiele odmieni w polskim życiu publicznym, usunie z niego język agresji, potwarzy, kalumnii – powiedział na Jasnej Górze abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański.
Co takiego się stało, że dziś za wszelką cenę pamięć o tej katastrofie próbuje się zdeprecjonować i ośmieszyć?
Zażenowanie Komorowskiego
To właśnie w atmosferze żałoby i modlitwy harcerze postawili przed Pałacem Prezydenckim krzyż. Nikt wówczas nie odważył się kwestionować jego obecności na Krakowskim Przedmieściu. Nie wadził nikomu przez kilka miesięcy, aż tu nagle wybuchł konflikt. Niespodziewanie dopiero po wyborach, kiedy to prezydent elekt powiedział, że krzyż zostanie przeniesiony w inne miejsce. Po tym oświadczeniu niemal natychmiast przed pałacem pojawili się „obrońcy”, którzy dyżurują przy nim dzień i noc. Domagają się w tym miejscu godnego upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy.
Jeszcze kilka tygodni temu żądania obrońców krzyża zdawało się podzielał również prezydent Bronisław Komorowski, który stwierdził, że Maria i Lech Kaczyńscy, wszyscy urzędnicy Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, zostaną godnie upamiętnieni na Krakowskim Przedmieściu. – Czuję się z lekka zażenowany, że muszę to mówić, w sytuacji, jakby to było rzeczą wątpliwą, czy tego typu upamiętnienia będą miały miejsce – podkreślił prezydent Komorowski w rozmowie z KAI. Dlaczego zmienił zdanie i czy dziś, nie czuje się już zażenowany?
Początkowo, w ramach porozumienia między harcerzami, kancelarią prezydenta i warszawską kurią, krzyż z Krakowskiego Przedmieścia miał być przeniesiony kilkaset metrów dalej do kościoła akademickiego św. Anny i wyruszyć razem z pielgrzymami na Jasną Górę. Jednak próba przeniesienia spełzła na niczym. Tłum stanowczo zaprotestował. Doszło nawet do przepychanek „obrońców” z warszawską strażą miejską, która pacyfikując staruszków użyła gazu łzawiącego. Po kilkudziesięciominutowych pertraktacjach zarówno księża, jak i szef kancelarii prezydenta Jacek Michałowski zdecydowali, iż krzyża nie można przenosić w takiej atmosferze.
Krzyż z puszek po piwie
Do najgorszego doszło w nocy z 9 na 10 sierpnia, kiedy to na Krakowskie Przedmieście tłumnie przyszli tzw. przeciwnicy krzyża. Przynieśli ze sobą obsceniczne transparenty z hasłami typu: „Boli mnie w krzyżu”, „Zburzyć pałac, bo zasłania krzyż”. Podczas, gdy garstka ludzi pod krzyżem śpiewała „Któryś za nas cierpiał rany…”, tłum podchmielonych przeciwników tańczył i prześmiewczo śpiewał np.: „Szła dzieweczka do laseczka…
Czara goryczy i zgorszenia dopełniła się, kiedy uczestnicy protestu zaczęli podrzucać pluszową kaczkę, aż w pewnej chwili rozszarpano ją na strzępmy krzycząc: „jeszcze jeden!”, „gdzie jest Jarek!”. Tuż przed północą jeden z przeciwników krzyża zaczął parodiować papieża, a w tłumie pojawił się krzyż złożony z puszek po piwie „Lech”. – Kpina z krzyża w kraju, który ma głęboko chrześcijańskie korzenie, jest sprawą z której nic dobrego nie będzie i musi się czuć za to odpowiedzialna kancelaria prezydenta – powiedział Paweł Kowal, eurodeputowany PiS. –W Polsce jest tak, że jeśli alterglobaliści napadną na jakąś konferencję, to są to ludzie powodowani szlachetnym porywem serca, a jeśli ktoś odmawia różaniec na ulicy, to się okazuje, że jest on przedstawicielem sekty, że jest niegodny normalnego, demokratycznego zaufania władzy publicznej – uważa Kowal.
Apele episkopatu
Nocny „happening” pod krzyżem poruszył również polskich biskupów, którzy wydali w tej sprawie specjalne oświadczenie. Prezydium episkopatu, wezwało do poważnego dialogu i odpowiedzialnych decyzji, by jak najszybciej rozwiązać narastający konflikt polityczny i społeczny wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim. „Dalszym etapem dialogu powinna być konsultacja społeczna w sprawie wzniesienia pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy” – czytamy w oświadczeniu. Biskupi stanęli również w obronie osób, które modlą się na Krakowskim Przedmieściu i bronią krzyża. ”Dziękujemy wszystkim ludziom dobrej woli za przejawy szacunku wobec znaków krzyża, gdziekolwiek byłyby ustawiane, ale jednocześnie apelujemy do wszystkich, którym drogi jest ten święty znak zbawienia i którym leży na sercu dobro Ojczyzny, o natychmiastowe zaprzestanie gorszących sporów” – oświadczyli biskupi. – Nie wyobrażam sobie jednak, by krzyż mógł zostać zabrany siłą. Obie strony konfliktu muszą do tego dojrzeć – podkreślił metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz.
Po stronie obrońców stanął także metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. Podczas Mszy św. w gdańskiej Bazylice Mariackiej, przypomniał on, że 10 kwietnia wydarzyła się narodowa tragedia. – Dlatego też naród oczekuje narodowego pomnika, godnego upamiętnienia w godnym miejscu. A pragnienie narodu trzeba odczytywać, nie kluczyć, nie zwlekać. Trzeba przyłożyć ucho do duszy narodu i wsłuchiwać się, jak bije jego serce. A to serce jest dotknięte arytmią nieufności, oskarżeń, podziału i pogardy dla części jego obywateli. To nie jest lekarstwo na ład społeczny i pokój w sercach – podkreślił abp Głódź.
Episkopat przypomniał również, że zgodnie z Konstytucją RP krzyż ma prawo być obecnym w przestrzeni publicznej jako znak zbawienia dla wierzących, a dla niewierzących jako znak miłości, braterstwa i solidarności. „ Polska jest Ojczyzną wierzących i niewierzących, co wyraźnie zaznacza na samym początku nasza Konstytucja. Wolność religijna nie oznacza wolności od religii, ale wolność jej wyznawania także w sferze publicznej” – podkreślają biskupi.
Czy taka zgoda buduje?
W tym samym dniu, gdy prezydium episkopatu wydało swoje pierwsze oświadczenie, szef kancelarii prezydenta razem z wiceprezydentem Warszawy urządzili potajemną „uroczystość” odsłonięcia niewielkiej tablicy na fasadzie pałacu prezydenckiego od strony hotelu Bristol. O porannej „uroczystości” niemal nikt nie został poinformowany. Oburzenia nie kryły zarówno rodziny ofiar katastrofy, jak również wielu polityków, którzy w tym samy czasie mieli specjalne posiedzenie sejmu w sprawie pomocy dla powodzian. W efekcie takie zachowanie kancelarii prezydenta zostało odczytane przez „obrońców” krzyża jako prowokacja. Pytali: Czy ta tablica ma być godnym upamiętnieniem największej katastrofy w powojennej historii Polski? Czy właśnie o niej mówił prezydent Komorowski przed kilkoma tygodniami? Czy to jest „zgoda”, która „buduje”?
Przy krzyżu pod pałacem prezydenckim dochodzi do gorszących incydentów Fot. Artur Stelmasiak
Episkopat zajął się sprawą krzyża również podczas Sesji Rady Biskupów Diecezjalnych. Hierarchowie zaapelowali do niemal całej sceny społeczno-politycznej, aby powołany został komitet budowy pomnika. Według nich konflikt wokół Pałacu Prezydenckiego nie jest sporem o krzyż, ale o godne upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej. – Spełnienie tego postulatu jest warunkiem rozwiązania problemu krzyża – powiedział abp Kazimierz Nycz. Metropolita warszawski zauważył, że jeśli zostaną spełnione wszystkie warunki, które dadzą gwarancję upamiętnienia, wtedy będzie to dobry moment na rozwiązanie sporu, „czyli przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny lub w inne miejsce, gdzie ludzie będą mogli się modlić”
Walka o pamięć
Obecnie zarówno kancelaria prezydenta, jak i sam prezydent Komorowski nabrali wody w usta. I już nie mówią o żadnym pomniku lub godnym upamiętnieniu ofiar tragedii. Coraz więcej osób podejrzewa, że spór wokół krzyża jest dla rządzącej partii wygodny, bo skupia na sobie uwagę publiczną. – Apelujemy również do mediów, by krzyż nie stał się tematem zastępczym w czasie gdy jest kryzys ekonomiczny, a Polskę po raz kolejny dotknęła powódź – podkreślił bp Stanisław Budzik, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski.
W przeciągu kilku miesięcy krzyż z Krakowskiego Przedmieścia z symbolu jedności narodowej, stał się przedmiotem sporu i kłótni. Bez wątpienia jest też niemym „zakładnikiem” walki o godne upamiętnienie ofiar największej tragedii w powojennej historii Polski. Miejsce przed Pałacem Prezydenckim jest najbardziej odpowiednie, bo to właśnie tu pracowało i służyło Polsce wiele osób, które zginęły pod Smoleńskiem. Również to miejsce spontanicznie wybrał pogrążony w żałobie naród. Natomiast prosty krzyż jest analogią, do drewnianych krucyfiksów ustawianych na cmentarzach, do czasu, gdy na mogiła nie stanie się kamiennym pomnikiem.
– Ale przed pałacem nikt nie został pochowany – argumentują przeciwnicy pomnika. To prawda, ale czy komuś to się podoba, czy nie, jest to miejsce symboliczne dla milionów Polaków. A pamięć o tragedii smoleńskiej powinna być pielęgnowana. Ofiary zasługują bowiem na godne upamiętnienie, a nie na tabliczkę, która jest o wiele skromniejsza niż tablica upamiętniająca koncert Chopina w Pałacu Namiestnikowskim. – Chcemy decyzji, której źródłem będzie obowiązek pamięci o tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności. Decyzji, której źródłem winna być Polska jutra. Niech wie, niech pamięta, jakich Synów i Córki miała, jaką tragedię Polska przeżyła wiosną 2010 roku – podkreślił apb Głódź.
Polska miała wielu bohaterów, których pamięć próbowano zdeprecjonować i wymazać z naszej historii. Przypomnieć wystarczy walczących Polaków w 1920 r. lub w 1944. Podobnie i tu konflikt wokół krzyża nie jest wcale sporem religijnym, ale walką o pamięć. Jedna ze stron chce ją pielęgnować, a druga nie. Pytanie: dlaczego?
Historia pokazuje jednak, że ci którzy nie pamiętają, kiedyś sami w niepamięć odejdą.