Wojciech Piotr Kwiatek |
To podobno efekt nowej „ustawy”, czy nowelizacji starej, dość, że w ramówce naszych telewizji (najwięcej w TVP, ale nie tylko) stacje zalegalizowały proceder uprawiany „od zawsze”: kryptoreklamę. Odtąd to, co było „krypto…” będzie „jawno…”…
„Lokowanie produktu”
Fakt był znany, ale wielu sobie tego nie uświadamiało, traktowało rzecz jak coś normalnego: ot, kamera pokazuje scenę np. biesiadowania przy stole, a tu stoi sobie butla znanego napoju orzeźwiającego. Albo – para bohaterów rozmawia na ulicy, a w tle na fasadzie budynku – reklama znanego szamponu. Wiadomo, że reklamy pokryły przestrzeń miejską w stopniu przyprawiającym o mdłości. A jednak to przestępstwo, może wykroczenie, w każdym razie nadużycie. Bo zwrócenie uwagi (choćby niedostrzegalne, prawie „mimowolne”) na znak firmowy, logo etc. jest zakazane… chyba że dokonuje się w majestacie prawa. Anglosasi wymyślili na to oczywiście – jak na wszystko! – odpowiedni termin: umieszczenie (ulokowanie) produktu.
Zabawy niezbyt bezpieczne
To chwyt stary i wredny. Pcha się widzowi coś w oczy, ten sobie tego nie uświadamia, ale uświadamia to sobie jego mózg, to tzw. „działanie podkorowe”, dla uproszczenia – działanie na podświadomość. Jeżeli w ciąg 16 klatek filmowych dowolnej sceny wmontuje się jedną (!) z jakąś pożądaną przez nadawcę treścią, np. scenę przemocy, widz tego nie zarejestruje… ale ta scena zapadnie w jego podświadomość. To był jeden z chwytów, stosowanych przez propagandę w krajach, gdzie prawo było prawem, ale lewo było lewem. Ponoć można w ten sposób człowieka wytresować, skłaniać go do rzeczy, których w nim normalnie nigdy nie było.
Wraca stare czy… nowe?
Tego typu zabiegi zrodziły się tam, gdzie zrodziła się telewizja i gdzie potem zmieniła się ona w narzędzie najpotężniejszej z możliwych manipulacji ludźmi. Chodziło się do kina, a tam bohater jeździł sobie np. dodgem challenger. Jeździł, to jeździł, nie? Lubił ten samochód. Albo palił winstony… Normalnie, jeden pali takie, drugi inne… Z tym, że ponieważ ten trick zrodził się właśnie tam, tam też zorientowano się, że to może być nielegalny sposób zarabiania przez producenta filmu pieniędzy. Ów producent dogadywał się cichutko, pod stołem, z przedstawicielem firmy produkującej coś tam – i kryptoreklama gotowa! Gospodyni domowa sprząta tylko „Ajaxem”, a seksowna panienka w kąpieli myje głowę szamponem „Palmolive”. To popularne światowe marki, co w tym dziwnego.
Na bezrybiu, czyli Borewicz w polonezie
Za PRL-u nie było reklam… To znaczy były, ale nie były to reklamy sensu stricto. Reklamuje się wszak coś po to, by odróżnić się od konkurencji, by się przed innych wysunąć. Jeśli więc w kraju jest tylko firma ubezpieczeniowa, PZU, pokazanie jej znaku firmowego trudno uznać za reklamę. Gdzie można było oszczędzać, jak nie w PKO? Podobnie jeśli facet w filmie palił np. papierosy marki „Giewont”, nikt nie uważał tego za reklamę, bo ten, co palił wawele czy żeglarze, wspierał ten sam Polski Monopol Tytoniowy, forsa szła do tej samej kieszeni.
Owszem, pokazanie wyrobu mogło mieć ukryte znaczenie, tyle że w sferze pozamaterialnej: każde nowe „osiągnięcie” naszego przemysłu motoryzacyjnego było nagłaśniane wszędzie, ale w filmach szczególnie. Nie przypadkiem tow. Lenin powiedział: „Kino jest najważniejszą ze sztuk”. On wiedział, jak działa nasza psychika; wiedział, że to, co się widzi, wydaje się bezwzględnie prawdziwe! Przez dekady sądzono, że nie można oszukać ludzkiego wzroku, stąd film był np. w sowieckiej Rosji najważniejszym narzędziem propagandy. Jeśli my mieliśmy coś wspaniałego, naszą dumę, np. Polskiego Fiata 125p (konstrukcja włoska z wczesnych lat 30-tych…), natychmiast bohaterowie polskich filmów jeździli tym samochodem, a syn towarzysza premiera ustanowił nim nawet rekord świata w długiej jeździe na czas!!! Bo Polak miał potrafić!
Najbardziej znaną modelką PRL był porucznik MO Sławek Borewicz (dziś „Malanowski”!!!). On to prezentował polskiej publiczności kolejne osiągnięcia naszej motoryzacji: PF 125p, poloneza, fiata mirafiori… I wszyscy wiedzieli, że Polska rośnie w siłę, a niektórzy nawet żyją w niej dostatniej…
Gdzie jest ten produkt?!!
Oglądam uważnie najnowsze dziecko TVP – serial „Rezydencja”. Rzecz jest o… miliarderach. Przed i po każdym odcinku na ekranie napis: „Audycja zawiera lokowanie produktu”. To właśnie ten najnowszy „fijoł”. Oglądam oglądam… i nic. Miliarderzy, kurza stopa, to powinni jakieś merce mieć, jakieś lexusy, jakieś rolexy i hasselblady… A tu żadne loga się nie pojawiają, a to warunek, by można było mówić o „lokowaniu produktu”… Więc wgapiam się – i nie widzę!!!
Będę się wgapiać dalej, ale z podejrzeniem, że gdzieś tu mimo wszystko jest jakaś „ściema”.