Aleksandra Kozieł |
Do 9 kwietnia 2010 roku ten miesiąc kojarzył się Polakom przede wszystkim ze śmiercią Jana Pawła II. Od ubiegłego roku polskie miesiące poszerzyły się o kolejną tragiczną datę 10 kwietnia, kiedy wskutek katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem straciliśmy prezydenta i blisko sto osób stanowiących elitę narodową. Czy my młodzi zmieniliśmy się pod wpływem tych wydarzeń?
Sześć lat temu świat się zatrzymał, kiedy dzięki mediom byliśmy świadkami odchodzenia Ojca Świętego do Domu Ojca, jak to określił kardynał Ratzinger. W oczach wielu ludzi pojawiły się łzy. Wydaje się, że ludzie mieli świadomość, że jest to kolejny trudny moment w dziejach narodu polskiego. Tak oto historyczna nauczycielka życia zapisała karty księgi dziejów na naszych oczach. Jan Paweł II, człowiek wielkiej wiary w Boga oraz ogromnego serca, był osobą szczególną, o której już podczas pogrzebu wołano: „Santo subito”!
Dla mnie 2 kwietnia był dniem rekolekcji, które pobudziły serca nie tylko wierzących, ale również wątpiących, szukających, a nawet negujących istnienie Boga. Sam moment śmierci papieża był chwilą porażającą, napełniającą lękiem serce. Jednak po pewnym czasie narodziła się nadzieja na przemianę ku lepszemu pod wpływem nauki, ale i charyzmy papieża. Pojawiła się też nadzieja na beatyfikację.
Jak odnaleźliśmy się w tej przestrzeni? Chyba nie do końca wykorzystaliśmy te chwile. Owszem był czas na żałobę narodową, zwaśnione grupy się jednoczyły, w telewizji nie było reklam i kłócących się polityków. Młodzi zarzekali się, że Jan Paweł II jako autorytet Polaków nie umrze w ich sercach, nie zignorują jego nauki, ale będą ją zgłębiać i nią żyć. I faktycznie. Jan Paweł II nie umarł w naszych umysłach. Widnieje w wielu przedsięwzięciach społecznych. Powstają różne instytucje noszące jego imię. Tylko czy o to jedynie chodziło?
W minionym roku zginął Lech Kaczyński. Było to całkowicie odmiennie doświadczenie niż śmierć Jana Pawła II, do której mieliśmy szansę się przygotować. Prezydent odszedł niespodziewanie. Nikt tego nie przewidział. Co więcej Lech Kaczyński został doceniony dopiero po odejściu. Przed śmiercią był człowiekiem, którego obrażano, wyśmiewano, stał się obiektem niewybrednych żartów. Obraz prezydenta Kaczyńskiego jako wspaniałego człowieka, miłującego ojczyznę Polaka, kochającego męża, ojca i dziadka dostrzegliśmy dopiero po katastrofie. Fałszywa kreacja mediów bardzo krzywdziła prezydenta, ale również nasz naród. Naród był okłamywany i nie miał szansy uczyć się od głowy państwa postawy wobec ojczyzny, umiejętności bronienia interesów Polski. To była i jest porażka naszego państwa. Prezydent musiał zginąć w katastrofie, by w końcu zostać docenionym, jednak mimo wszystko w sposób zbyt powierzchowny. Właściwe docenienie cechuje się korzystaniem z wiedzy, doświadczenia autorytetu, czerpaniem wzorców, a na to niestety nas nie stać.
Podczas pogrzebu prezydenta Kaczyńskiego w Krakowie
| Fot. Maciej Krupa
Jednak dostaliśmy kolejną szansę, szczególnie my, ludzie z pokolenia JPII (urodzonych podczas trwania pontyfikatu Jana Pawła II). To beatyfikacja, która odbędzie się 1 maja w Rzymie. Jest to szansa na odkrycie swojego patriotyzmu – tak niestety ostatnio wstydliwej miłości do ojczyzny. Beatyfikacja jest również szansą na odkrycie wartości chrześcijańskich, które w nas drzemią. To smutne, że coraz bardziej niechętnie o nich mówimy na forum, nieśmiało komunikujemy, że wierzymy w Boga, że mamy moralność określającą granice zachowania dla dobra naszego i innych.
Z wielką nadzieją wyczekuję najbliższych dni, podczas których po raz kolejny, może tym razem dłużej i poważniej, zatrzymamy się nad ludźmi, którzy już odeszli, a pozostają autorytetami.
Beatyfikacja Jana Pawła II niewątpliwie może pomóc w zweryfikowaniu postaw młodych ludzi wobec nauki papieża i przesłań prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który przecież stracił życie w bardzo symbolicznym miejscu, aż chciałoby się rzec, wskutek troski o pamięć Polaków pomordowanych przez Rosjan.