Robert Hetzyg |
Miałem Państwu trochę o modzie w związku z karnawałem napisać, a tu „pstryk” – przyszedł e-mail i zamówienie na wielkopostny felieton. No to będzie wielkopostnie. A w Wielkim Poście chcemy się nawracać i nierzadko szukamy kogoś, kto by nam mógł w tym pomóc. Czasem to jest zaprzyjaźniony duchowny, czasem jakiś święty pod postacią książki zawierającej jego duchowe przesłanie. Czasem znów (serdecznie polecam) szukamy wspólnoty, w której nasze nawrócenie nie tylko mogłoby się dokonać, ale jeszcze zechciało się utrwalić. Tak, żebyśmy w następnym Wielkim Poście mogli postawić kolejny krok na naszej drodze z Jezusem, a nie wciąż ten sam od lat, na który ciągle brakowało nam sił.
A przy okazji: zastanawialiście się Państwo może, kto i dlaczego bywa duchowym „idolem” i w jaki sposób można dziś ”porwać rzesze”? Bo każde pokolenie, a może i każda dekada ma takich swoich „guru”, za którymi całe tłumy gotowe są pójść w ogień, a jeśli nie w ogień, to co najmniej do najbliższego kościoła. Przykłady? Proszę bardzo: ks. Franciszek Blachnicki, O. Joachim Badeni, o. Jan Góra. Postaci tyleż znaczące, co zupełnie do siebie niepodobne ale każda z nich gromadziła i pociągała (a ojciec Góra robi to do dziś) za sobą młodzież. Do tej „wielkiej trójki” dorzuciłbym jeszcze zmarłego przed kilkoma dniami jezuitę, O. Czesława Chabielskiego. długoletniego duszpasterza młodzieży oazowej, wspólnot Odnowy w Duchu Świętym, a ostatnio także więźniów.
Bardzo to barwna postać. Nikt, kto go znał, nie mógł pozostać obojętny. Brzmi dyplomatycznie? Oczywiście, bo to jest bardzo oględna wypowiedź. Widziałem go „w akcji” na niejednych rekolekcjach i dlatego wiem, co mówię. Przede wszystkim był to gość oddany w stu procentach temu, co robił. Dzięki temu w samym środku realnego socjalizmu był w stanie stworzyć w Borach Tucholskich ośrodek oazowy, z którego emanowało życie na całą Polskę, a od początku lat dziewięćdziesiątych także poza jej granice. Nikt nie wie, ilu księży i ile sióstr zakonnych zawdzięcza swoje powołanie rekolekcjom w Suchej na Pomorzu. Ale też tylko ci, co to przeżyli, wiedzą jak silne trzeba było mieć nerwy, żeby obcować z kimś takim jak o. Czesław. To trochę jak z Panem Bogiem: jest „misterium tremendum”, ale jest i „fascinosum”. Bo „Chabiel” naprawdę fascynował. Przede wszystkim wiedział czego chce. A chciał służyć Bogu. Każdy, kto pragnął tego samego, „mimo wszystko” czuł się przy nim bezpiecznie. Nie tolerował bezmyślności i egoizmu. W Suchej trzeba było myśleć o bliźnim bardziej niż o sobie. „Nie bądź, bratku, świnką, podaj chleba z szynką” (czyli z dżemem oczywiście) – to maksyma powtarzana przy stole podczas oazowych rekolekcji. Tych maksym było zresztą więcej. Niektóre pochodziły od samego o. Czesława. Na przykład taka, że „lepsze bite, niż zdechłe”. To oczywiście a propos temperamentu i wybuchowej osobowości samego autora.
No, ale choć budził postrach, to przecież w dni rekolekcyjnej spowiedzi nie mógł „opędzić się” od chętnych do pojednania z Bogiem. Bo na spowiedzi on sam przestawał istnieć i otwierał nam oczy na miłosierdzie w najczystszej postaci.
Ja myślę, że każdy sam potrafi rozpoznać wiarygodnych przewodników. Nie każdy przewodnik, choćby najbardziej wiarygodny, nadaje się zresztą dla wszystkich. I nie jest to kwestia gustu, ale – tak mi się wydaje – raczej Bożego pomysłu. W końcu On wie, jak nas stworzył i w jaki sposób najlepiej nam pomóc, żebyśmy nie pogubili się na Jego drogach. Dlatego ośmielam się sformułować tezę następującą: każdy musi rozpoznać, jaką drogą (czytaj również „w jakim towarzystwie”) Bóg prowadzi go do nieba. Ci odważni, żeby nie powiedzieć desperaci, którzy jeździli na zabitą dechami wieś, żeby spać w oborze, a modlić się i jeść w stodole, wiedzieli, dlaczego to robią. A przynajmniej przeczuwali.
A Państwa co dziś pociąga? Gdzie, albo raczej z kim Wasze życie wydaje najlepsze owoce? Nie! Nie pytam „u kogo najbardziej lubicie się spowiadać”. Już prędzej „jakie towarzystwo uwiera Was na tyle, żeby nie móc odwrócić oczu od prawdy o samych sobie”.
Jeśli więc w Wielkim Poście AD 2011 będziecie się rozglądać za miejscem i ludźmi sprzyjającymi Waszemu nawróceniu, to szukajcie tego, w czym będziecie mogli spotkać Jezusa – Tego zbawiającego i Tego wzywającego do nawrócenia. I ten Jezus raczej nie zstąpi z nieba, tylko się Wam pokaże w ludziach. Takich, którym zaufacie i którzy sami idą za Jezusem.
To do dzieła!