Alfred Siatecki |
Serbowie Łużyccy najmniejszy naród słowiański żyje w południowowschodnich Niemczech od 1400 lat. Ma własny język, hymn i flagę, ale nigdy nie utworzył własnego państwa. Pozostało ich około 60 tysięcy. W większości są katolikami
Narodowa pieśń Serbów Łużyckich brzmi niemal identycznie jak „Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, która stała się polskim hymnem. W 1845 r. Handrij Zejler pod wpływem pieśni do słów Józefa Wybickiego napisał „Hiće Serbstwo njezhubjene”, co można przetłumaczyć jako: Jeszcze Łużyce nie zginęły. Nawiasem mówiąc w XIX wieku większość narodów słowiańskich wzorowało się na Mazurku Dąbrowskiego, który na przykład jako pieśń Chorwatów zaczyna się od słów „Jo Hrvatska ni propala” (Jeszcze Chorwacja nie umarła). Ukraińcy śpiewali „Szcze nie umierła Ukraina”, a Słowacy „Hej, Slováci, ete naa slovenská reč ijez” (Hej, Słowacy, jeszcze nasz język żyje). Z wyjątkiem Serbów Łużyckich wszystkim narodom słowiańskim udało się stworzyć własne państwa. Dlatego wybitna poetka łużycka Mina Witkojc (1893-1975) żaliła się, że lis ma norę, pies ma budę, a ona nie ma nic.
Kim są Serbowie Łużyccy?
W polskiej literaturze spotyka się także określenie Łużyczanie. To słowiańscy mieszkańcy Dolnych Łużyc w Brandenburgii i Górnych Łużyc w Saksonii. Na zajmowane dziś tereny przybyli w VI wieku ze swoich siedzib po północno-wschodniej stronie Karpat podczas wielkiej wędrówki ludów. Przybyli z Białej Serbii. Proszę nie pytać mnie, gdzie dokładnie leżała ta kraina. Część historyków lokuje ją w dzisiejszej Wielkopolsce, część na Dolnym Śląsku, a nawet w Saksonii i Czechach. Ci, którzy umiejscowili Białą Serbię w Wielkopolsce jako potwierdzenie swego założenia podają popularność nazw Sarbinów, Sarbinowo, Serbinowo, Serby itp. na tym obszarze.
Z Białej Serbii Słowianie nazywani połabskimi przenieśli się na teren między Bobrem, Kwisą i Odrą na wschodzie a Soławą i Łabą na zachodzie. Na północy sięgali do Berlina, a na południu dawniej do Gór Izerskich i Rudaw. Badaczom nie udało się ustalić pokrewieństwa Serbów Bałkańskich z Serbami Łużyckimi. Musieli być poganami, skoro w VII wieku władca państwa Franków usiłował ich sobie podporządkować. Po śmierci Karola Wielkiego Słowianie zachodni, mam na myśli Serbów Łużyckich, Obodrzyców, Lutyków czynili starania o utworzenie własnego państwa. Ich sytuacja się pogorszyła, gdy w 919 r. książę saski Henryk zaczął budować państwo niemieckie. Kronikarz pisze, że Henryk napadał na plemiona słowiańskie, aby poskromić ich dzikość. Władca niemiecki kolejno zajmował tereny słowiańskie, czyniąc ich mieszkańców swymi poddanymi. Jako ostatni spośród Słowian zachodnich niepodległość utracili Milczanie w X wieku.
W obronie zachodnich Słowian stanął Bolesław Chrobry, podporządkowując sobie Łużyce. Kolejni władcy polscy również starali się rozszerzyć granice swego królestwa na zachód, co w większości kończyło się przegranymi wojnami z Niemcami. Za Bolesława Krzywoustego państwo polskie było i po zachodniej stronie Odry, a biskup lubuski rezydował w Lubuszu. I gdyby nie to, że książę śląski Bolesław Rogatka zastawił część Ziemi Lubuskiej u arcybiskupa magdeburskiego, a potem nie miał za co jej wykupić, Polska miałaby inne granice.
Po utracie niezależności politycznej w X wieku Serbom Łużyckim nigdy nie udało się utworzyć własnego państwa. Najbliżej tego celu byli po drugiej wojnie światowej, gdy część patriotów łużyckich opowiedziała się za samodzielnością, część za włączeniem do Czechosłowacji i część za przynależnością do Polski. W naszym kraju nawet powstała organizacja Prołuż, która nie tylko opowiadała się za Łużycami w granicach Rzeczypospolitej, ale i pomagała Łużyczanom w podejmowaniu studiów na uniwersytetach w Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu. Gdyby Stalin nie zdecydował, że Łużyce będą w Niemczech wschodnich, granica byłaby nie na Nysie Łużyckiej, a na Bobrze.
Łużycka wyspa na niemieckim morzu
Serbowie mieszkający na Górnych Łużycach, które historycznie i administracyjnie należą do Saksonii, w większości są katolikami. Zawsze byli germanizowani, ale i udanie opierali się wynarodowieniu może dlatego, że stanowili zwartą grupę. Może i dlatego, że w Saksonii wraz z rozwojem miasta i mieszczaństwa nastąpił wzrost świadomości narodowej. W trudniejszej sytuacji znaleźli się Serbowie na Dolnych Łużycach, w zdecydowanej większości ewangelicy, poddani królów pruskich. Tu odbywała się germanizacja wszelkimi metodami, a szczególnie najpierw za pośrednictwem Kościoła oraz administracji, potem i szkoły. W Brandenburgii wydawano zakazy używania języka łużyckiego, odprawiania nabożeństw z kazaniami po łużycku, mimo iż twórca religii protestanckiej Marcin Luter właśnie w ten sposób dotarł do niemieckich chrześcijan. Pierwszy przekład Nowego Testamentu na dialekt dolnołużycki miał miejsce w 1548 r. w leżących dziś po polskiej stronie Lubanicach koło Żar, a dokonał go pastor Miklaw Jakubica. Co ciekawe, za jego życia ta wersja przekładu nigdy się nie ukazała, ponieważ, jak twierdzi prof. Hinc Schuster-ewc, Jakubica nie miał za co wydać Nowego Testamentu. Prawdę mówiąc to i Luter nie darzył sympatią Łużyczan, mimo iż opowiadał się za krzewieniem wiary w językach narodowych.
Pisankarka Erna Zöller z Dolnych Łużyc
Serbów Łużyckich Niemcy nazywają Wendami (odnosi się to do wszystkich Słowian). Proszę sobie wyobrazić, że założony w XVII wieku Wyższy Konsystorz, czyli coś w rodzaju władzy zwierzchniej książęcego Kościoła krajowego w Brandenburgii nakazywało swoim duchownym germanizację Wendów. Tam z iście pruską precyzją realizowano plan wynarodowienia mniejszości słowiańskiej. W XVIII wieku doszło do tego, że duchownym nakazano, aby nie dopuszczali do Pierwszej Komunii dzieci, które kiepsko mówią po niemiecku. W 1896 r. nadprezydent Brandenburgii zażądał od swoich urzędników doszczętnego zniemczenia pozostałości wendyckich przede wszystkich w szkole, Kościele i życiu publicznym.
Zacząłem od tego, że XIX wiek oznaczał ożywienie narodowe mające na celu doprowadzenie do powstania samodzielnych państw w środkowej Europie. Serbowie Łużyccy brali przykład przede wszystkim z Polaków. To doprowadziło do utworzenia organizacji narodowych, którym najpierw przewodzili duchowni, potem nauczyciele i inteligencja miejska. W 1912 r. powstała Domowina, Związek Serbów Łużyckich, którego działacze za cel najważniejszy postawili pielęgnowanie języka i tradycji. W latach nazistowskich, mam na myśli czasy hitlerowskie 1933?1945, Domowina znalazła się wśród organizacji zakazanych. Mimo to na wsiach tliło się życie narodowościowe Serbów, a może przede wszystkim to spowodowało, że zaraz po zakończeniu wojny Łużyczanie się ożywili, jak mówiłem, z nadzieją na utworzenie własnego państwa.
Łużyczanie są dwujęzyczni
W latach NRD-owskich podawano, że językiem łużyckim posługuje się co najmniej pół miliona osób. Nigdzie nie spotkałem informacji, czy tyle osób deklarowało narodowość łużycką. Prawdę mówiąc, to władzom NRD-owskim bardzo zależało na tym, aby ta mniejszość była na świeczniku, wspierały więc działaczy, organizacje, wydawanie książek i czasopism. Może i dlatego, że pierwszy prezydent NRD Wilhelm Pieck był Łużyczaninem z Gubina. Na uniwersytecie w Lipsku było można studiować sorabistykę, istniało seminarium kształcące nauczycieli dla szkół mniejszościowych, w Budziszynie i Chociebużu utworzono średnie szkoły z językiem łużyckim, we wsiach, gdzie mieszkali Łużyczanie były szkoły podstawowe.
Jednocześnie władze wysiedlały Łużyczan z miejscowości wokół Guben, Chociebuża, Złego Komorowa, ponieważ tamtejsza ziemia kryła bogactwo, jakim był węgiel brunatny. Po wyeksploatowaniu kopalń dawni mieszkańcy mogli wrócić na swoje ziemie, tyle że już nie było ani ich domów, ani pól, a i wielu zapuściło korzenie w nowych osiedlach. Polityka wysiedlania w zasadzie miała na celu wynarodowienie Łużyczan. Niemcy nie wysiedlali ich całymi wsiami, tylko pojedynczo do miast. To najpierw spowodowało zerwanie więzi z sąsiadami, potem z językiem, kulturą i zwyczajami.
Dziś podaje się, że na Górnych Łużycach żyje około 40 tysięcy Serbów, na Dolnych Łużycach – 20 tysięcy. Ile osób zna język łużycki, ile posługuje się nim na co dzień, takich danych nie spotkałem. W miastach i wsiach, gdzie mieszkają, są napisy po niemiecku i łużycku. W urzędach można rozmawiać po łużycku, chociaż wszyscy Serbowie są dwujęzyczni. Na pewno ich język jest w zaniku.
Łużycki należy do grupy języków zachodniosłowiańskich, występuje w dwóch odmianach, które część językoznawców bierze za dialekty. Serbowie na Dolnych Łużycach mówią i piszą po dolnołużycku, odmianie zbliżonej do języka polskiego, ich pobratymcy mieszkający na Górnych Łużycach posługują się odmianą górnołużycką, bliższą językowi czeskiemu. Ciekawostką jest to, że oprócz liczby pojedynczej i mnogiej w łużyckim występuje liczba podwójna, np. dzień w liczbie pojedynczej to dźeń, podwójnej –dnja, mnogiej – dny. Oto przykłady znaczenia słów: cukor – cukier, drohi – drogi, hłowa – głowa, nosydło– lektyka, pokoj – spokój (pokój), proch – pył, sól – sól, wo – o, zalubować so – zakochać się. Są słowa mniej zrozumiałe: cuzba – obczyzna, cycak – ssak, dakać – gdakać, drasta – odzieź, hida – nienawiść,kwasny – weselny.
Chór z gimnazjum dolnołużyckiego w Chociebużu w oryginalnych strojach
Problem językowy narasta wraz z rozwojem techniki i nauki. Tłumacz moich tekstów na język dolnołużycki Gregor Wieczorek często mówi, abym w opowieściach przyrodniczych podawał nazwy łacińskie zwierząt i roślin. Poeta Benedykt Dyrlich na niedawnym spotkaniu w Zielonej Górze potwierdził, że w łużyckim brakuje wielu określeń przyrodniczych, medycznych i technicznych. Gdyby mechanik, który rozbiera samochód w warsztacie musiał opisać swoje czynności po łużycku, nie byłby w stanie tego zrobić. Brakuje również wielu określeń używanych przez osoby posługujące się w swojej pracy komputerem i technikami cyfrowymi. Wykształceni Łużyczanie posługują się określeniami niemieckimi albo wprost angielskimi. Próby ich serbszczenia raczej się nie udają, dlatego języka łużyckiego uczą się pasjonaci. I tylko starsi mieszkańcy obu Łużyc oraz pasjonaci sięgają po łużyckie gazety, czasopisma i książki. Przede wszystkim oni należą do organizacji łużyckich, oni starają się zachować i pielęgnować stare zwyczaje.
W Budziszynie, największym skupisku Serbołużyczan, funkcjonuje Niemiecko-Łużycki Teatr Narodowy, Instytut Serbski, stoi Dom Serbski, są redakcje periodyków i wydawnictwo książkowe oraz muzeum. Filie tych instytucji znajdują się w Chociebużu.
Obyczaje ciągle żywe
Pewnie już dawno o Łużyczanach by rozprawiali historycy, etnografowie, etnologowie, językoznawcy, gdyby nie kultywowane zwyczaje. W żadnym zakątku Słowiańszczyzny nie spotkałem aż tylu obyczajów. Znawcy twierdzą, że to dzięki nim Łużyczanie trwają we wspólnocie narodowej.
Zimą obchodzą ptasie wesele, które opiera się na wyobrażeniach pogańskich przodków. 25 stycznia łużyckie dzieci stawiają na parapetach talerze, na których ptaki składają nie jajka, a słodycze. Zwyczaj ten szczególnie jest obchodzony w przedszkolach.
Zapusty wróciły na łużycką wieś dopiero w XX wieku. Trwają nie jak w Polsce na zakończenie karnawału, a w jego trakcie. To chyba najbardziej ceniony zwyczaj i się rozwijający. Zaczyna się korowodem w sobotę lub niedzielę, jego uczestnicy odwiedzają zasłużone dla wsi osoby, a wieczorem wszyscy spotykają się w gospodzie na zabawie.
Wiele zwyczajów wiąże się z Wielkanocą. Do nich należy malowanie jajek i kulanie pisanek, ognie wielkanocne, woda wielkanocna. Katoliccy Łużyczanie uczestniczą w procesjach konnych. Dawniej wierzono, że objeżdżanie pól ochroni posiane ziarno przed złymi duchami będzie sprzyjało obfitym plonom. Nie muszę dodawać, że każdy jeździec jest odświętnie ubrany, pochodom towarzyszą chorągwie kościelne i figury. Często wśród jeźdźców jest ksiądz.
Przed pierwszym dniem maja na placu pośrodku wsi Łużyczanie stawiają drzewo, zazwyczaj ma ono około 30 metrów, jest owinięte kolorową bibułą i opasane wstążkami. Na wierzchołku zawieszają brzózkę. Ten zwyczaj nawiązuje do symbolu płodności, urodzaju, szczęścia. Najważniejsze w tym jest pilnowanie drzewa majowego, aby sąsiedzi z innej wsi go nie przepiłowali i nie wynieśli. Jeśli do tego dojdzie to przez siedem lat nie wolno stawiać drzewa we wsi. Powinno ono stać we wsi do Świętego Jana. 24 czerwca na Dolnych Łużycach dziewczyny wiją wianki z chabrów i zdobią nimi chłopaka nazywanego Janem i, który dosiada konia. Jan jedzie na główny plac we wsi, a tam każdy stara się zedrzeć z niego choćby jeden kwiatek. Tak zdobyty kwiat ma przynieść szczęście.
Chyba najwięcej obyczajów jest związanych z kogutem. Jak podaje autor przewodnika o obyczajach łużyckich, „kiedy kończyły się żniwa a zboże bez większych strat zostało zwiezione z pól, wówczas cieszono się i dziękowano za udane zbiory. Przodkowie w czasach pogańskich wierzyli w duchy płodności i urodzaju mieszkające w postaciach zwierząt. Kogut, po łużycku ťkokotŤ, był takim symbolem. Wierzono, że on – wróg starego a zwiastun nowego dnia – jest w posiadaniu magicznych sił, które są w stanie wpłynąć pomyślnie na zbiory. W tym przesądzie należy upatrywać źródła obyczajów dożynkowych.” Jest więc obyczaj łapania i zabijania koguta.
Mnie najbardziej podoba się zwyczaj z Ślepego koło Białej Wody na Górnych Łużycach. Tam jest obyczaj bożego dzieciątka. W czasie adwentu dzieciątko chodzi po wsi w charakterystycznym stroju i rozdaje dzieciom prezenty. Chętnie jest zapraszana do przedszkoli i szkół. A w Janszowicach niedaleko Chociebuża na Dolnych Łużycach przed Bożym Narodzeniem chodzi bóg janszojski. Przebrana w ludowy strój najstarsza dziewczyna rozdaje prezenty.