Męki rozpamiętywanie

2013/01/16

W tym roku mija dokładnie trzysta lat od czasu, kiedy w 1707 roku w Warszawie ukazała się niewielka książeczka zatytułowana „Snopek Myrry z Ogrodu Gethsemańskiego albo żałosne Gorzkiej Męki Syna Bożego […] rozpamiętywanie”.

Słowa modlitwy mają niepojętą siłę, dzięki nim sięgamy transcendencji, możemy rozmawiać z Bogiem, zbliżyć się do Stwórcy, wypowiedzieć to, co po ludzku wydaje się nie do wypowiedzenia. Najstarsze modlitwy, wzbogacone o melodie, były śpiewane nie tylko w świątyniach, jakby dla potwierdzenia znanej prawdy, że kto śpiewa, dwa razy się modli. Niekiedy zyskiwały wręcz rangę pieśni narodowych.

Jezusa Judasz przedał

Pierwszy nasz poeta znany z nazwiska, bł. Władysław z Gielniowa, rozumiał doskonale, jaką rolę mogą one odegrać w kształtowaniu świadomości zarówno religijnej, jak i narodowej. Tekst poetycki, poza walorami poznawczymi, poruszał wyobraźnię, wywoływał przeżycia wewnętrzne, ogarniając tym samym całego człowieka. Medytacja przyswajanych treści prowadziła zaś do współprzeżywania doznań Chrystusa i Jego Matki, a to z kolei budziło potrzebę naśladowania poprzez życie zgodne z nauką Kościoła.

Najbardziej charakterystyczną i bodaj najznakomitszą pieśnią bł. Władysława z Gielniowa jest śpiewany do dziś Żołtarz Jezusów:

Jezusa Judasz przedał za pieniądze nędzne, Bog Ociec Syna wydał na zbawienie duszne. Jezus kiedy wieczerzał, swe ciało rozdawał, Apostoły swe smętne swoja krwią napawał.

Każdy z wersetów, czy rzadziej dwuwierszy, stanowi zamkniętą całość zarówno semantyczną, jak i syntaktyczną, wyraźnie wyodrębnioną, skłaniającą do kontemplacji. Należy podziwiać prawdziwy kunszt w estawianiu poszczególnych segmentów, jak choćby dwa początkowe wersy: nędzna zdrada Judasza i niepojęta ofiara Boga Ojca, ludzka nikczemność i bezinteresowna miłość Stwórcy. Kolejny dwuwiersz, przywołujący ustanowienie Najświętszego Sakramentu podczas Ostatniej Wieczerzy, narusza wprawdzie ewangeliczną chronologię, ale dzięki temu autor osiągnął to, co w poezji najważniejsze – poruszył wrażliwość odbiorców.

Śląski poeta, ks. Norbert Bonczyk, pisał:

Pieśni polskie nabożne! Wam to Bóg sam chyba Tak cudowny dał urok, iż aże do nieba Tych uczucia wznosicie, co was czerpią słuchem. Kto by słów waszych nie znał, odgadnie je duchem, […]

Każda epoka wzbogacała ów zbiór o nowe utwory i tak jest do dzisiaj. Gdyby więc ktoś chciał ukazać ciągłość tradycji polskiego słowa poetyckiego, to – jestem przekonany – najpełniej mógłby to przedstawić sięgając właśnie do pieśni kościelnych. Okazałoby się na przykład, że XVII stulecie, tak surowo oceniane przez historyków literatury jako epoka złego smaku i zepsucia języka, zasługuje na miano… złotego wieku liryki polskiej, gdyż to wówczas powstały najpiękniejsze nasze kolędy, zaś największy polski wiersz nie wyszedł spod pióra Mickiewicza czy Słowackiego, lecz Franciszka Karpińskiego, autora osobnego zbiorku Pieśni nabożnych, wśród których znalazła się potężna Pieśń o Narodzeniu Pańskim, znana jako arcykolęda Bóg się rodzi, ten bodaj jedyny polonez religijny.

Jakże inaczej wyglądałby też obraz naszego romantyzmu wzbogacony o księdza-poetę, niemal rówieśnika Juliusza Słowackiego, Karola Antoniewicza (w tym roku mijają dokładnie dwa wieki od jego urodzin). To przede wszystkim jego poezje „zabłądziły pod strzechy”. Takie bowiem pieśni jak W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie czy Chwalcie łąki umajone znał chyba każdy Polak, a druga ze wspomnianych w maju unosiła się w najbardziej dosłownym znaczeniu „do nieba”, śpiewana przy polnych krzyżach i kapliczkach przez lud zebrany „na majowe”. Dodać jeszcze należy nie mniej znane: Biedny, kto Ciebie nie zna od powicia, O, Maryjo, przyjm w ofierze, Nie opuszczaj nas, Matko nie opuszczaj nas.

Gorzkiej Męki rozpamiętywanie

Miałem przyjemność współpracować z ks. Janem Twardowskim przy jego ostatniej książce, antologii poezji polskiej zatytułowanej Bóg czyta wiersze. Jedną z najważniejszych przesłanek, jaka skłoniła poetę do tego przedsięwzięcia, była świadomość, jak bardzo jednostronny jest obraz naszej poezji w podręcznikach szkolnych. Od początku niemal nie uwzględniano w nich nurtu religijnego, przyjmując, że co najmniej od oświecenia nie uczestniczył on w przemianach artystycznych wiersza polskiego. Jak więc pogodzić to przekonanie choćby z przykładem Juliana Tuwima, którego wiersz Chrystusie śpiewamy w naszych świątyniach, nie mówiąc już o twórczości samego ks. Twardowskiego czy Karola Wojtyły.

Najbardziej chyba brzemienną decyzją, jeśli idzie o dobór autorów, było wprowadzenie do nowego kanonu liryki polskiej ks. Wawrzyńca Stanisława Benika (1674–1720), dotąd w ogóle nie wymienianego wśród naszych poetów, któremu zawdzięczamy najbardziej poruszające nabożeństwo pasyjne – Gorzkie żale.

W tym roku mija dokładnie trzysta lat od czasu, kiedy w 1707 roku w Warszawie ukazała się niewielka książeczka zatytułowana Snopek Myrry z Ogrodu Gethsemańskiego albo żałosne Gorzkiej Męki Syna Bożego […] rozpamiętywanie. Słowa rozpamiętywania wyraziły przeżycia wiernego ludu wypełniającego polskie świątynie, w okresie Wielkiego Postu w sposób szczególny garnącego się pod krzyż, by przez wyrzeczenia, pokutę, post i modlitwę wynagrodzić Zbawicielowi wszelkie przewinienia.

W wieku XVII, po zahamowaniu szerzącego się protestantyzmu, nastąpiło niezwykłe ożywienie życia religijnego. W całej Europie pojawiły się nowe nabożeństwa adresowane do najszerszych kręgów ludu Bożego. Modlitwa miała przenikać serca, aż do zawładnięcia całym człowiekiem. Wśród tych szerzących się nowych form pobożności dominowały nabożeństwa pasyjne i maryjne, które w Polsce znalazły szczególnie podatny grunt. Wszak wymienione tu dwa najwybitniejsze utwory polskiej poezji średniowiecznej ł ą c z ą adorację krzyża i kult Matki Bożej. W Bogurodzicy Maryja ze św. Janem stoją pod krzyżem, do końca wytrwawszy przy Chrystusie. Lament świętokrzyski zaś to inaczej Żale Matki Boskiej pod krzyżem, i ten wymienny tytuł mówi wszystko o jego treści.


Strona tytułowa „Gorzkich Żalów”
Fot. Archiwum

Geneza Gorzkich Żalów

Autor Gorzkich żalów należał do Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo. Geneza nabożeństwa wiąże się z pewną rywalizacją ówczesnych bractw kościelnych. Przy kościele Dominikanów Obserwantów istniało Bractwo Różańcowe, które wiodło prym w tak popularnych wówczas procesjach. Autor potrafił wszakże w sposób doskonały połączyć wiele różnych, sprawdzonych, dodajmy, tradycji, że bez wahania możemy w tym przypadku mówić o s y n t e z i e polskiej pobożności. Podobnie nie pokusił się też o żadne nowinki, jeśli idzie o strukturę utworu, opierając ją na Jutrzni, jednej z modlitw brewiarzowych. Całość składa się z trzech części, z których każdą tworzą trzy utwory: Hymn, Lament duszy nad cierpiącym Jezusem, Rozmowa duszy z Matką Bolesną. Wszystko to zostało poprzedzone przejmującą Pobudką, albo inaczej Zachętą, której pierwsze słowa przyjęły się jako tytuł całości.

Zestawienie „gorzkie żale” wyróżnia się dodatkowym walorem – fonicznym. I mam na myśli nie tylko głoski „rz” i „ż”, lecz także otwarte samogłoski „o” i „a”, pozwalające na pełne wybrzmienie melodii obu słów, co jest niezwykle ważne w przypadku utworów przeznaczonych do śpiewania. Z kolei pojawiający się po tych słowach czasownik „przybywajcie” znakomicie urozmaica linię melodyczną.

Żal szczególny

Surowe, w większości czasownikowe rymy, przypominają wiersze średniowieczne, a wraz z nimi czas, gdy człowiek, nawet wysokiego stanu, nie mędrkował, lecz jak biblijny celnik, upadłszy na kolana, bił się w piersi i powtarzał: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.”

To nagromadzenie czasowników niebywale dynamizuje wypowiedź poetycką, zwróćmy wszakże uwagę na autorskie zabiegi doskonale wykorzystujące odcienie znaczeniowe tych najważniejszych części zdania. Już pierwszy z nich wydaje się po prostu intrygujący: „Gorzkie żale p r z y b y w a j c i e”. Żal nosimy w sobie, więc wystarczyłoby go wzbudzić; mówimy przecież: „wzbudzić żal za grzechy”. Tu zaś chodzi o żal szczególny, co wydaje się wyrażać choćby rzadko używana w mowie potocznej liczba mnoga: „żale” i określający przymiotnik „gorzkie”. Czasownik „przybywać” zaś używamy zwykle, gdy chodzi o kogoś ważnego lub znaczną odległość, ma charakter uroczysty, należy do stylu wysokiego. Ponadto dodatkowy efekt autor osiąga łącząc tę część zdania na zasadzie współrzędności z określeniem celu: „Serca nasze przenikajcie.” Pozycja rymowana czasowników wzmacnia wrażenie ich – powiedziałbym – j e d n o c z e s n o ś c i: przybywajcie – przenikajcie, zaś związek czasownika „przenikajcie” z sercem przywoływał pierwszą zapowiedź Męki Pańskiej i współcierpienia Maryi – zapisane w Ewangelii proroctwo Symeona: „A twoją duszę miecz p r z e n i k n i e…” (Łk 2,35; podkreśl. – W. S.)

Waldemar Smaszcz

Artykuł ukazał się w numerze 3/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej