Wojciech Janicki |
Książka Piotra Zychowicza – „Pakt Ribbentrop – Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki” zyskała rozgłos dzięki dyskusji wokół tej publikacji na łamach „Uważam Rze”. Choć nie zgadzam się z wieloma zawartymi w niej sugestiami, uważam, że oczywista wartość tego opracowania polega na pobudzaniu do rozumienia i oceny historii a także jej odniesień ideowych, moralnych i geopolitycznych.
Spór w warstwie zasadniczej dotyczy krytycznej oceny polityki Becka, który odrzucił propozycje antysowieckiego sojuszu z Niemcami i przyjął gwarancje brytyjskie, co sprowokowało atak Hitlera na Polskę, oraz zawarcie paktu Ribbentrop – Mołotow z dalszymi, znanymi konsekwencjami dla Polski i Europy. W poszukiwaniu alternatywy dla tegoż realnego biegu wydarzeń pojawia się wizja paktu Ribbentrop- Beck. Jego efektem byłaby neutralność Polski wobec podboju Francji i wojny Niemiec z Anglią. Następnie armie niemiecka i polska, doinwestowana przez sojusznika w sprzęt bojowy uderzyłyby, na Związek Sowiecki odnosząc błyskotliwy sukces. Niemcy zapłaciłyby Polsce daniem wolnej ręki wobec Białorusi, Ukrainy i dostępu do Morza Czarnego. Rzeczpospolita zachowałaby kresy wschodnie. Kontynuacja przez Niemcy wojny na zachodzie zakończyłaby się ich klęską dzięki uderzeniu armii polskiej na tyły dotychczasowego sojusznika! Dzięki temu przyznano by nam Gdańsk i Prusy Wschodnie. Najważniejszy zysk takiego wariantu historycznej alternatywy to uniknięcie ludobójczej okupacji niemieckiej i bolszewickiej oraz zagłady ludności żydowskiej w Polsce.
W wypadku historii alternatywnej kreującej sytuacje fikcyjne – skazani jesteśmy na hipotezy. Ale i one nie powinny abstrahować od całego pakietu realnej wiedzy, która kreśli ramy naszej fantazji. Jeżeli znamy realny życiorys Hitlera, nie możemy posługiwać się jego wydumanymi na użytek naszych hipotez cechami charakteru czy poglądami różnymi od tych, którymi w rzeczywistości się kierował, bo wpadamy wtedy w całkowitą abstrakcję uprawiając nie naukową, ale literacką fikcję. Już lektura „Mein Kampf” nie pozwala zakładać, że Hitler posługiwałby się na trwałe w zawieranych porozumieniach zasadą – „pacta sunt servanda”. Stąd wyrażane przez Piotra Zychowicza i jego stronników przekonanie, że pojednawcza zmiana polityki III Rzeszy wobec Polski pod rządami Hitlera miała charakter szczery i trwały, nie zasługuje na uznanie. Trzeba też postawić sobie pytanie, dlaczego to akurat führer nazistowskiej III Rzeszy miałby zerwać z ideą „drang nach Osten”, od tysiąca lat sąsiedztwa z Polską dominującą w polityce kolejnych przywódców Niemiec.
Słabością omawianej dyskusji jest po obu stronach sporu brak postawienia pytania czy Polska miała szansę uniknięcia, a przynajmniej opóźnienia wejścia do wojny. Czy nie mieliśmy więc u progu II wojny światowej żadnej rozsądnej alternatywy dla znanej nam z przekazu realnej historii polityki Becka? Mieliśmy. Była nią ”polityka równowagi” między Niemcami a Rosją, której hasło rzucił Marszałek Piłsudski po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku oraz dowodów na pacyfistyczny bezwład Sojuszniczej Francji.
Niestety, nie została ona konsekwentnie przez jej autora rozwinięta, a przez Becka zaniechana. W 1933 roku były prowadzone rozmowy między Karolem Radkiem, który przybył do Polski jako redaktor rządowego pisma „Izwiestia” i Bogusławem Miedzińskim, redaktorem „Gazety Polskiej.”Radek, wówczas zaufany człowiek Stalina, potępiając przejawy niemieckiego rewizjonizmu wobec zachodnich ziem Polski, proponował zawarcie porozumienia politycznego, wojskowego i gospodarczego między Moskwą i Warszawą. Mimo wcześniejszej współpracy z Niemcami strona sowiecka traktowała Hitlera z jego antykomunistyczną frazeologią za autentyczne zagrożenie. Polityka równowagi zakładała jednak utrzymanie suwerenności Polski w każdej sytuacji. Konsekwencją tej zasady było dystansowanie się od propozycji paktów wojskowych z każdym z totalitarnych sąsiadów. Zgoda na przemarsz obcych wojsk przez własne terytorium rodziła oczywistą groźbę utraty nad nim kontroli. Stąd oferta Radka została odrzucona. Podtrzymano wprawdzie obustronne rozmowy na temat wymiany handlowej, ale nie podjęto tematu sowieckich dostaw broni i materiałów strategicznych. W ramach polityki równowagi możliwe było także zawarcie umowy o współpracy lotnictwa i floty na Bałtyku.
W dalszej perspektywie, gdy Sowieci deklarowali chęć przyjścia z pomocą Czechosłowacji przez polskie terytorium, można im było zaproponować budowę szerokotorowej linii kolejowej przez Pokucie, którą, nie zatrzymując się na obszarze państwa polskiego, mogliby przerzucić swoje oddziały dla bezpośredniej konfrontacji z Niemcami. Na zachodzie natomiast trzeba było przeciągać rokowania z Hitlerem w sprawie Gdańska i eksterytorialnej autostrady łączącej enklawę Prus wschodnich z centrum Rzeszy. Głównym celem Hitlera w jego przygotowaniach do napastniczej wojny było w pierwszej fazie uniknięcia drugiego frontu i zapewnienia warunków dla odniesienia błyskawicznego zwycięstwa. Jak wiadomo, Hitler nie miał poparcia dla swoich planów w kręgach generalicji, zwłaszcza tych wywodzących się ze środowiska junkrów pruskich, którzy traktowali go z pogardą, jako człowieka niepewnego pochodzenia i pozbawionego wyższych kwalifikacji wojskowych. Jest rzeczą prawdopodobną, że w wypadku neutralnego stanowiska władz polskich i scharakteryzowanych wyżej ram współdziałania z Moskwą nie zdecydowałby się na agresję 1 września. A czas działał na naszą korzyść, Rozumiał to Piłsudski przestrzegając przed wchodzeniem do wojny. Decydującym błędem Becka był udział w rozbiorze Czechosłowacji, co stworzyło w Europie przekonanie, że Polska stała się (na razie tajnym) sprzymierzeńcem Niemiec. Dlatego Anglicy zaczęli mamić Becka swojemu gwarancjami, Stalin zaś podjął decyzję o zmianie polityki mianując Mołotowa na komisarza spraw zagranicznych ZRSS i likwidując znaczne grono dotychczasowych antyniemiecko nastawionych współpracowników, przeważnie żydowskiego pochodzenia. Ten polityczny zwrot oznaczał danie sygnału, że zbliżenie ZSRS z Niemcami jest możliwe. W Polsce rząd nie wyciągnął z tego żadnych wniosków naiwnie ufając, że pakt o nieagresji z ZSRS daje nam pełne gwarancje bezpieczeństwa na wschodniej granicy. Zamiast pobrzękiwać szabelką i mówić, pięknie zresztą, o honorze utrzymując społeczeństwo w przekonaniu o mocarstwowości Polski i wiązać się z nieprzygotowaną do wojny Anglią, trzeba było negocjować z Berlinem. Budowa autostrady nad Pomorzem, (na łatwym do wysadzenia wiadukcie) wymagała uzgodnienia szczegółów i stosownego czasu na jej realizację. To już dawało szansę na oddalenie daty wybuchu wojny. Ponadto otwierając Niemcom strategiczną drogę do krajów nadbałtyckich i granicy z Rosją ułatwiała Hitlerowi wymarzoną ekspansję na wschód, z ominięciem Polski.
Lista polskich klęsk i politycznych nonsensów może wydawać się wykładem dziejów polskiej głupoty i bezwarunkowym uzasadniającym tezy Zychowicza i głównego w toczonej nad nimi dyskusji pogromcy polskich mitów Rafała Ziemkiewicza! A jednak… Ich rozumowanie może komuś wydawać się logiczne i nie do podważenia, tyle, że obaj publicyści nie zadają sobie pytania, jak to się stało, że Polska mimo wszystko w latach 1918-1920 odzyskała niepodległość, a w procesie dziejów porozbiorowych powstał nowoczesny naród wszechstanowy zdolny do realizacji testamentu Kościuszki. Przegrany Naczelnik utrzymywał, że Polacy, nie oglądając się na obcą pomoc, będą mogli odzyskać utraconą niepodległość, gdy pod bronią wystawią milion żołnierzy. Ten milion Polaków, który w 1920 roku ostatecznie wywalczył upragnioną niepodległość był emanacją nowoczesnego narodu.
Przy rozważaniu alternatyw naszej historii warto zauważyć, że poglądy historyków i publicystów tego pokolenia, które nie ma osobistych doświadczeń wyniesionych z lat wojny i okupacji, tworzy nieujawniane wprost przekonanie, że Polska położona między Niemcami a Rosją ma do czynienia od zachodu, mimo wszystko, z narodem ukształtowanym przez cywilizację europejską, od wschodu zaś ze spadkobiercą dzikich azjatyckich Mongołów, Stąd jakakolwiek ugoda zasługująca na zaufaniu jest możliwa tylko z Niemcami. Może przydała by się tu lektura rozpraw Feliksa Koniecznego na temat cywilizacji?
Naród polski został w II wojnie światowej straszliwie okaleczony, pozbawiony większości elit ze wszystkich warstw społecznych. Ale przetrwał do dziś, nie poddając się przeciwnościom losu. Współcześnie wymaga nowych bodźców rozwojowych, dostosowania do wyzwań szybkiego biegu cywilizacji, odrodzenia prawdziwych elit ideowych, mądrych rządów dbających o jego interesy.
Narody kształtują różne czynniki, w tym tak osiągnięcia jak błędy, a nawet klęski. Naturalnie, wiele zależy od tego, czy i jakie wyciąga się wnioski z dziejowych doświadczeń. W 1914 roku Polacy, ufając naukom Dmowskiego, nie poszli za Piłsudskim wzywającym do antyrosyjskiego powstania w Królestwie, które sprzyjałoby pruskim interesom. Tenże Piłsudski, mądrzejszy o historyczne doświadczenie nie dopuścił do powstania przeciw Niemcom w Królestwie w listopadzie l918 roku.
Sprawę polską i losy Polaków kształtowała tak walka, nawet ta przegrywana, o wolność, jak i polityka ugodowa. Reformy, które otwierały w XVIII wieku drogę do polskiego odrodzenia: Collegium Nobilium, Komisja Edukacji Narodowej, Szkoła Rycerska, Konstytucja 3 Maja były możliwe tylko w warunkach pokojowych. dzięki zręcznej gry dyplomatycznej pozwalającej na unikanie wojny. Proces reform został przerwany, ale ich echo odzywa się w trakcie kolejnych zrywów narodowych, przypominając, że w wolnej Polsce zabiegano o odrodzenie państwa, o naprawienie krzywd i zrównanie w prawach wszystkich jej obywateli. Ta pamięć czyniła skuteczną między innymi akcję na rzecz „ unarodowienia ludu polskiego” podjętą przez obóz narodowy w końcu XIX wieku. Do tego dochodzi odległa sława polskich zwycięstw, w tym wiktorii wiedeńskiej tak krytykowanej przez Ziemkiewicza, który nie wie, że Turcja była potęgą jeszcze w XIX wieku a w czasach Sobieskiego zagrażała Polsce bardziej niż którekolwiek z późniejszych państw zaborczych! Pamięć o przeszłości zawsze była źródłem nadziei na lepsze jutro, inspiracją do zerwania z biernością. Skoro nasi przodkowie potrafili… Nie chodzi o to, by niczego z przeszłości nie krytykować, co Ziemkiewicz na wyrost imputuje swoim polemistom. Chodzi o to by to robić mądrze!
Nie wracając do przedwojennego politycznego sporu wokół pytania czy państwo tworzy naród, czy też naród tworzy państwo, nie można lekceważyć w procesie rządzenia i politycznego działania emocji jakie organizują postawy kolejnych pokoleń narodowej wspólnoty. Oczywiście, rządzący powinni te emocje prostować w imię trafnie odczytywanych znaków czasu i wyraziście formułowanej racji stanu. Nie można iść jednak drogą Aleksandra Wielopolskiego, którego skuteczne i słuszne zabiegi o przywrócenie autonomii Królestwa Polskiego skończyły się fiaskiem. Z jednego tylko powodu. Ten wybitny polityk nie rozumiał, że dla Polaków można coś dobrego zrobić tylko przy ich udziale. Roman Dmowski, twórca nowoczesnej polityki polskiej i współautor odrodzenia państwa nigdy nim nie rządził. Przecenił bowiem skuteczność wytycznych realizmu politycznego wobec pokolenia wychowanego na emocjach zrodzonych z legendy Powstania Styczniowego (to właśnie było to „na stos!”) oraz przez lekturę romantycznej poezji i Trylogii Sienkiewicza.
Ten wizerunek utrwalony na obrazach Wojciecha Kossaka mobilizował naród lepiej niż jakiekolwiek polityczne odezwy! Piętnując oczywiste błędy Becka należałoby się jednak zastanowić nad pytaniem czy mógł on całkowicie zlekceważyć żywiołowo antyniemieckie nastroje ówczesnego pokolenia Polaków, bo przecież w ich imieniu podejmował swoje decyzje. Neutralizacja tak, sojusz z Hitlerem nie! Takie były wówczas ramy społecznego poparcia dla polityki rządu, z którymi Beck musiał się liczyć.