Alicja Dołowska |
Nauczyciele podkreślają, że szkoła nie funkcjonuje w próżni. Tam jak w soczewce skupiają się wszystkie niedoskonałości życia społecznego: bieda, wykluczenie, samotność i przemoc. Wyniesione przez ucznia z domu i środowisk, w których dorastają, wzorce zachowań i wartości zderzają się ze sobą na terenie szkoły, powodując czasem wybuchowy koktajl.
A w szkolnym zbiorowisku działa reguła walki o dominację nad grupą. Chęć zaimponowania kolegom za wszelką cenę bywa niekiedy ceną życia. – Zawód nauczycielski jest zbyt sfeminizowany. Kobiety przeważnie matkują, podczas gdy żyjemy w czasach, gdy nauczyciel powinien być szeryfem lub przywódcą stada – zauważa szkolny psycholog Piotr Zieliński.
Jednak czasem nauczyciel musi być i matką i ojcem. Zwłaszcza jeśli zapracowani, zmuszani przez pracodawcę do coraz większej dyspozycyjności rodzice nie mają dla dziecka czasu. Szczególnie zaś, gdy wyjechali do pracy zagranicę, bo rodzina nie miała z czego żyć i trafiły pod opiekuńcze skrzydła babci lub cioci. Jednak dla właściwego wychowania ucznia kontakt nauczyciela z rodzicami jest niezbędny. Pozwala nie tylko oceniać i kontrolować jego postępy w zdobywaniu wiedzy, ale też obserwować emocjonalny rozwój. Okazuje się, że rośnie nam grupa dzieci, która z emocjami sobie nie radzi. Nikt ich zresztą tego nie uczy. Telewizyjne reklamy, których wpływom ulegają najsilniej najmłodsi, lansują modę, aby żyć szybko i kontaktować się z drugim człowiekiem powierzchownie.
Młodzi i zagubieni
W tym roku wysyp szkolnych patologii zaczął się zaraz po pierwszym dzwonku. Najgłośniejszy był atak 13.letniej gimnazjalistki z Krakowa, która czterokrotnie dźgnęła nożem podczas przerwy szkolną koleżankę. – Gdyby cios noża w okolicy szyi ugodził półtora centymetra niżej, trafiłby w tętnicę i zaatakowanej dziewczynki nie udałoby się uratować – stwierdził lekarz ze szpitala, do którego przywieziono ranną.
W polskiej szkole wytworzyła się wśród uczniów postawa brutalnej walki o dominację nad grupą
Fot. Dominik Różański
Potem okazało się, że agresywna uczennica musi zostać poddana leczeniu psychiatrycznemu. Resort zdrowia szacuje, że u 28 proc. dzieci w Polsce w wieku od 10 do 17 lat występują zaburzenia depresyjno-lękowe, a około 900 tys. dzieci wymaga opieki i pomocy psychiatryczno-psychologicznej. Jednak w roku 2004 z opieki poradni zdrowia psychicznego korzystało jedynie ok. 129 tys. z nich, a z opieki szpitalnej – około 12 tys., bo poradni takich jest za mało. Badania pokazują, że niektóre zaburzenia występują znacznie częściej, niż mogłaby to sugerować liczba przypadków zarejestrowanych w tych placówkach.
Przykład z ostatnich dni: czwórka nastolatków w wieku od 16 do 18 lat trafiła do krakowskiego szpitala po zażyciu dopalaczy. Ich kupno jest w Polsce dozwolone. Dopalacze to substancje psychoaktywne o działaniu podobnym do narkotyków i można je legalnie kupić w sklepach. Po kilku śmiertelnych wypadkach trwają prace nad ich delegalizacją. – Ale to walka z wiatrakami, bo nawet jeśli zabroni się konkretnych substancji zawartych w związkach chemicznych dopalaczy, natychmiast zastępowane są innymi. Powinno się raczej postawić na edukację, żeby młodzież zdawała sobie sprawę na czym polega niebezpieczeństwo zażywania tych środków, dowiedziała się o groźnych ich następstwach – podkreśla poseł Marek Balicki lekarz psychiatra.
– Polskie dzieci w XXI wiek weszły właściwie bezbronne. Szwankuje system opieki zdrowotnej, a wielu regionach kraju nie działa również opieka społeczna – stwierdził prof. Janusz Szymborski, jeden z autorów raportu o kondycji najmłodszych Polaków.
Psychiatrzy już w tej chwili biją na alarm, że brakuje wyspecjalizowanych placówek psychiatrycznych, w których mogą być leczeni małoletni pacjenci uzależnieni od alkoholu, z zaburzeniami seksualnymi czy z rozpoznanymi zaburzeniami odżywiania. Dramatem jest również brak sprofilowania oddziałów psychiatrii dziecięcej, bowiem dochodzi np. do kontaktu pacjentów- ofiar przemocy z pacjentami, którzy są jej sprawcami. To wszystko opóźnia podjęcie właściwej terapii i naraża dziecko na wielokrotną zmianę oddziału szpitalnego, ze wszystkimi negatywnymi tego konsekwencjami.
Czasem, gdy lekarz nie zdąży z rozpoznaniem depresji, dochodzi do tragedii. 300 dzieci w roku od 8-19 lat popełnia w Polsce samobójstwo. Najczęstszą przyczyną samobójstw wśród nastolatków są trudności w szkole i problemy w rodzinie. A skoro dzieje się tak źle, kontakt nauczycieli z rodzicami powinien być absolutnym obowiązkiem. Ale jak to wyegzekwować, skoro sytuacja bytowa i niskie dochody wielu rodzin zmuszają rodziców do podejmowania dodatkowej pracy lub pracy zmianowej? W handlu pracuje się nawet w niedziele.
Nauczyciele policzyli, że 16 proc. rodziców w ogóle nie chodzi na wywiadówki, a 15 proc. zjawia się na zebraniach klasowych tylko sporadycznie. Od momentu, gdy w szkołach zaczęto prowadzić e- dzienniki i rodzice mogą kontrolować stopnie oraz nieobecności w internecie, ich liczba na zebraniach klasowych maleje.
Nauczyciel bardzo często nie ma szans na rozmowę o problemach dziecka A jest o czy rozmawiać. Zagrożeniem są nie tylko papierosy i wspomniane już dopalacze. W anonimowych ankietach szkolnych 47 proc. chłopców i 44 proc. dziewcząt w wieku 15 – 19 lat przyznało się, że pije alkohol.
Coraz wyżsi, ale słabsi
Dane Głównego Urzędu Statystycznego dowodzą, że polska młodzież jest coraz wyższa, ale słabsza i mniej sprawna. Choroby kręgosłupa są nagminne. Coraz częściej wykrywa się przypadki chorób układu oddechowego, alergii i cukrzycy. To może nieprawdopodobne, ale zupełnie zdrowych jest tyko 3 proc. polskich dzieci w wieku szkolnym. Pediatrzy podali tego przyczynę: zapracowani rodzice zaniedbują badania okresowe uczniów, a ze szkół zniknęły gabinety lekarskie.
Coraz częściej widoczne są oznaki, że młodzież szkolna nie radzi sobie emocjonalnie w stresowych sytuacjach. Nikt jej zresztą technik relaksacyjnych nie uczy. Wzorce reakcji czerpie przeważnie z telewizji i filmów, gdzie prawie nie ma obrazów bez przemocy. Bombardowane takimi przykładami dzieci uznają, że to jest norma. W dodatku w sytuacjach konfliktowych nie umieją ze sobą o problemach rozmawiać. Ich język jest zbyt ubogi, by objaśnić emocjonalne przyczyny i zapobiec awanturze. Szkoła rozwojowi języka niewiele pomaga.
– Wprost przeciwnie. Działania Ministerstwa Edukacji Narodowej zmierzają w kierunku obniżenia wymogów edukacyjnych – stwierdza Halina Kurpińska nauczycielka z Warszawy. Młodzież ma poznawać lektury fragmentarycznie. A jak nie czyta literatury pięknej, zubaża język. Jeśli uczeń wybierze przyrodniczo- matematyczny profil nauczania, jego znajomość historii w liceum kończy się na pierwszej klasie. Według nowej podstawy programowej, historia skończy się na I wojnie światowej. Jak ma poznać pełną historię ojczystą?
Coraz niższy jest poziom matur. – Już 30 punktów kwalifikuje do zdania matury z przedmiotu – informuje egzaminatorka z Lublina, tłumacząc jednocześnie, że poziom tegorocznej matury z matematyki, przywróconej na egzamin dojrzałości po 20 latach, był znacznie niższy od zadań matematycznych dla uczniów z gimnazjum. W dodatku od tego roku szkolnego nauczyciel może za zgodą Rady Pedagogicznej promować do następnej klasy ucznia, nawet jeśli nie opanuje on przedmiotu w sposób dostateczny. – Kogo więc szkoła chce wypuszczać, nieuków? – pytają rozgoryczeni nauczyciele.
Internet nie zastąpi książki
– Żaden internet, żadne fragmentaryczne czytanie książki nie zastąpią pełnej lektury.– Czytajcie!– zachęca uczniów i informuje rodziców prof. Maryanne Wolf, ekspertka z dziedziny dyslekcji i psychologii rozwoju dziecka. I wręcz przestrzega przed zbyt intensywnym korzystaniem z internetu. Jej zdaniem dziecko pochłonięte, czy też uzależnione od mediów cyfrowych, nie będzie w stanie nauczyć się tego, co określa głębokim czytaniem – To przecież rodzaj lektury, podczas której przenikamy do innej sfery poznania, identyfikujemy się z postaciami w książce. Być może nasze dzieci nigdy się nie dowiedzą, co to znaczy wczuć się w losy bohaterów powieści, a potem przeprowadzić krytyczną analizę ich postępowania i wyciągnąć wnioski. Dopiero po głębszym wniknięciu w treść czytanego tekstu, tworzymy platformę do snucia osobistych przemyśleń – mówi prof.Wolf.
Ale przecież nie jest to odkrywanie Ameryki. MEN powinien to wiedzieć. Jakie więc wychowujemy pokolenie, czy to nie jest niebezpieczne? Zagonieni rodzice, poszerzający się obszar biedy i wykluczenia społecznego, coraz bardziej obciążeni pracą nauczyciele, którym w tym roku dodano do pensum dwie godziny więcej. Gdzie tu jest szansa i pomysł na wychowanie ucznia?