Ks. Grzegorz Chojnacki |
Od czasu wydania znanej książki Karola Marksa „Kapitał” znaczenie tego pojęcia uległo ewaluacji. Pojawiły się nowe wyrażenia, które wydają się stać w sprzeczności z istotą słowa „kapitał”, jak np. „kapitał ludzki” czy „społeczny”.
Istotę „kapitału” określa bardzo ważne kompendium Kościoła nt. jego nauki społecznej (Papieska Rada Iustitia et Pax, Kompendium nauki społecznej Kościoła,) w następujących słowach: „(…) czasami oznacza materialne środki produkcji w przedsiębiorstwie, czasami zasoby finansowe zaangażowane w inicjatywę produkcyjną, lub też w operacje na rynkach giełdowych” (nr 276). Takie rozumienie kapitału z punktu widzenia ekonomicznego jest zrozumiałe, natomiast wspomniane wyrażenia złożone mogą budzić wątpliwości. Naturalnie kreatywność językowa człowieka jest nieograniczona, powstają nowe pojęcia, które kilkadziesiąt lat temu brzmiałyby jak literatura science fiction. Stąd też, rozważając problem człowieka jako kapitału ludzkiego wymagane jest uściślenie pojęć, by nie skazywać się na niewłaściwe interpretacje. Wskazuje na to wspomniane Kompendium, podkreślając, że „mówi się także, w sposób niecałkiem odpowiedni, o ťkapitale ludzkimŤ – dla oznaczenia zasobów ludzkich, a więc samych ludzi, którzy są zdolni do podejmowania wysiłku pracy, poznawania, kreatywności, wczuwania się w potrzeby swoich bliźnich, wzajemnego zrozumienia wynikającego z bycia członkami jakiejś organizacji” (nr 276). Na czym polega ta nieodpowiedniość?
Przede wszystkim stosując do człowieka pojęcie „kapitał” sprowadza się go do narzędzia, do przedmiotu, który podobnie jak inne instrumenty gospodarki podlega prawom rynkowym. Co prawda, w połączeniu ze słowem „ludzki”, to wyrażenie brzmi już bardziej podmiotowo, ale nie wolno przez słowo „kapitał” wykluczyć takich wartości jak przyrodzona godność czy wypływające z niej prawa. Podobne wątpliwości może budzić powszechnie używany zwrot „zasoby ludzkie”. By uniknąć ewentualnych manipulacji należy wyjaśnić, co dokładnie kryje się pod tym sformułowaniem. Etyka społeczna Kościoła musi monitorować, wyjaśniać i oceniać nowe sformułowania, by w ten sposób zapewnić właściwe mówienie o człowieku jako podmiocie relacji społeczno-gospodarczych.
„Kapitał ludzki” oznacza również zdolność do empatii i budowania wspólnoty. „Wczuwanie się w potrzeby swoich bliźnich” to cecha, którą dziś nazywa się inteligencją emocjonalną. Niezależnie od językowych rozważań, trzeba sobie uświadomić, że zdolność do wczuwania się w potrzeby swoich bliźnich w wielu wypadkach pozostawia wiele do życzenia.
Przede wszystkim powinno się ukazywać prawdę, że człowiek jako taki jest największym „kapitałem ludzkim”, a „integralny rozwój osoby ludzkiej w pracy nie stoi w sprzeczności, lecz raczej sprzyja większej jej wydajności i skuteczności” (Kompendium nr 278). Na czym polega ten integralny rozwój osoby ludzkiej? Jest to taki rozwój, który uwzględnia pomnażanie jego wszelkich talentów. Od strony duchowej, jego najważniejszymi talentami są rozum, wola i sumienie. To na nich zasadza się wszechstronny wzrost człowieka. Dlatego zastanawiam się na ile w miejscu pracy, w ramach przynależności stowarzyszeniowej, w grupach zainteresowań postrzega się potrzebę rozwoju tych zdolności. Czy traktuje się człowieka w tych miejscach jak narzędzie do produkcji dóbr duchowych i materialnych czy raczej jako podmiot, który wymaga respektowania wolności i sumienia? Czy obok lojalności, docenia się jego kreatywność i niezależność myślenia? Czy raczej lojalność rozumie się jako mierność i pasywność, co w ostateczności może prowadzić do zdemoralizowania nowych pracowników, członków czy sympatyków, którzy będą zmuszeni się dostosować, a tym samym „ustawić” pod szefa, kierownictwo, przełożonych?
Wymienione Kompendium stawia najpierw na zdolność do podjęcia wysiłku pracy. Sama zdolność jednak nie wystarczy, potrzebne są odpowiednie warunki. Nie chodzi tu tylko o warunki bytowe, szybsze samochody czy komputery, lecz o atmosferę ludzkiego zaufania i radości z tego, że się do pracy idzie. Integralny rozwój człowieka, jak zauważa wspomniana już Papieska Rada, nie hamuje, ale sprzyja owocności pracy, a co za tym idzie, nie prowadzi do ślepego podporządkowania się czasem patologicznej relacji pracodawca-pracobiorca. Do tego rozwój ten sprzyja zachowaniu właściwej relacji pomiędzy pracą a zyskiem. Pokusa nadmiernego zysku kosztem warunków pracy i relacji międzyludzkich nie jest rzadkim zjawiskiem. Groźny jest też fakt, że często organizacje, mające status stowarzyszenia mogą w swojej istocie przypominać dobrze funkcjonującą firmę skierowaną jedynie na zysk, tracąc przez to na swojej misji.
Ludzie w danej organizacji czy firmie są podmiotami poznania i kreatywności – podkreśla wspomniany dokument Kościoła nt. etyki społecznej. Zdolność do poznawania jest jednym z naturalnych potencjałów człowieka. Zwłaszcza dzieci wykazują się w tym względzie szczególna pasją i uporem, z czasem niestety, ten potencjał w nas się osłabia. A przecież to poznawanie wyraża ścisły związek pomiędzy naszym intelektem i wolą. Bez wzajemnej stymulacji rozumu i woli powstaje lenistwo intelektualne, które prowadzi do braku samodzielnego myślenia, braku zmysłu krytycznego i ostatecznie do powstania człowieka, sterowalnego od zewnątrz, a nie od środka. Brak pasji do poznawania oznacza również brak kreatywności, kreatywność nie jest bowiem tylko wyimaginowaną fantazją, utopią, płytkim zachwytem, ale ciężką pracą nad poznaniem i wyobraźnią.
„Kapitał ludzki” oznacza również zdolność do empatii i budowania wspólnoty. „ Wczuwanie się w potrzeby swoich bliźnich” to cecha, którą dziś nazywa się inteligencją emocjonalną. Niezależnie od językowych rozważań, trzeba sobie uświadomić, że zdolność do wczuwania się w potrzeby swoich bliźnich w wielu wypadkach pozostawia wiele do życzenia. Ekonomia opiera się na rachunkach, a te nie są zdolne do zauważenia człowieka w jego pełni. Rachunek ekonomiczny może zabijać empatię. Dlatego nie ma się co dziwić, że świat bez empatii staje się mniej ludzki, mniej solidarny, choć na pierwszy rzut oka bogaty i piękny w zewnętrzne fasady.
Wraz z empatyczną zdolnością rodzi się „wzajemne zrozumienie wynikające z bycia członkami jakiejś organizacji”. Na pewno w tym zrozumieniu chodzi o zasadę pomocniczości wg której jednostka wyższa ma wspierać jednostkę niższą, nie zastępując jej ale uzupełniając, chyba że nie jest ona w stanie wykonać swoich zadań. Ta zasada, wypływająca z wielkiej mądrości Kościoła, ukazuje rozumienie społeczeństwa w sposób całościowy, zwracając uwagę na to, by nie wyręczać lub lekceważyć jego poszczególnych elementów. Podobnie ma się to do zakładu pracy, organizacji jako całości, w której współpraca jest ważniejsza niż centralistyczne zarządzanie. Uzupełniać się poprzez właściwe wykorzystanie talentów – to jedna z najważniejszych zasad, by stowarzyszenie, organizacja, ruch społeczny cieszył się zainteresowaniem, zrozumieniem oraz nowymi członkami.
Ekonomia opiera się na rachunkach, a te nie są zdolne do zauważenia człowieka w jego pełni. Rachunek ekonomiczny może zabijać empatię. Dlatego nie ma się co dziwić, że świat bez empatii staje się mniej ludzki, mniej solidarny, choć na pierwszy rzut oka bogaty i piękny w zewnętrzne fasady.
Bardzo ważnym zadaniem organizacji, zwłaszcza katolickich jest jasne określenie jej charyzmatu i misji. Pielęgnowanie charyzmatu, wyrażającego asystencję Ducha Świętego, utożsamianie go z najważniejszym celem organizacji, jasność, że chodzi o taki, a nie inny charyzmat umożliwia klarowny przekaz i zachętę, by się nią zainteresować. Tak określonemu charyzmatowi łatwiej można przypisać metody i zakres działania. Chodzi tu o pierwszorzędne i drugorzędne priorytety. Te pierwsze należy bezwzględnie realizować pod sankcją utraty tożsamości organizacyjnej. Nie wolno dla ich spełnienia oszczędzać na kosztach personalnych czy materialnych. Bez nich nie ma misji organizacji, pozostaje jedynie asekuranctwo, które długofalowo staje się drogą donikąd. Od jakiegoś czasu przyglądam się Kościołowi katolickiemu w Niemczech i jego organizacjom. Dostrzegam w nim obecnie wielkie oszczędzanie, a zarazem brak pomysłu na nową (re)ewangelizację, tak jakby jedynie pieniądze i stan przysłowiowej kiesy decydował o powodzeniu w działaniu. Symbolem tego, że nie wolno rezygnować z najważniejszych priorytetów jest dla mnie scena ze znakomitego rosyjskiego filmu „Pokuta”. Otóż w ramach akcji walki z religią, w dawnym Związku Radzieckim zamyka się jedną cerkiew po drugiej. W takiej sytuacji jedna z bohaterek filmu, starsza kobieta, która w swoim życiu już wiele przeżyła, stawia retoryczne pytanie: po co komuś droga, jeśli nie prowadzi ona do cerkwi. Analogicznie – po co komuś organizacja, która nie realizuje swojego charyzmatu i swoich pierwszorzędnych priorytetów? Naturalnie pozostaje pytanie co zrobić z drugorzędnymi priorytetami? Tych nie należy z góry deprecjonować, trzeba je tylko przyporządkować tym pierwszym, w razie potrzeby można z nich zrezygnować, choć nie można tego czynić zbyt pochopnie. Najważniejsze jednak, by nie uważać, że priorytety drugorzędne mogą zastąpić pierwszorzędne. Wielkim niebezpieczeństwem dla organizacji jest kamuflowanie rzeczywistości i przedstawianie celów drugorzędnych tak, jakby były najważniejsze, na zasadzie „papier wszystko przyjmie”, a przecież trzeba się jakoś wykazać.
Na końcu chciałbym jeszcze raz podkreślić znaczenie tytułu tego artykułu. Chęć bycia członkiem jakiejś organizacji stanowi bardzo ważny element budowania społeczności obywatelskiej. Na pewno jakość takiej społeczności zależy od wielu czynników, wśród których człowieczeństwo, a nie jedynie zasady ekonomii, stanowi prawdziwy „kapitał”.