MODERNIZACJA TO NIE LIKWIDACJA

2013/07/4
Łukasz Kudlicki

Gdy instytucje państwa częściej rodzinom szkodzą, niż im pomagają, przytomni ludzie tworzą struktury obywatelskie, skupiając się na ratowaniu rodzin

 

Władza coraz śmielej sięga do sfery do niedawna zarezerwowanej dla rodziców, serwując recepty na wychowanie i kształcenie młodych Polaków według nowego, „europejskiego” szablonu. Trudno się dziwić, że coraz więcej ludzi organizuje się i mówi głośno „dosyć!”. Jak grzyby po deszczu wyrastają i aktywizują się przeróżne stowarzyszenia, fundacje i grupy, które chcą postawić tamę szaleństwu wprowadzania eksperymentów społecznych na skalę znaną dotąd wyłącznie z ustrojów totalitarnych i państw autorytarnych.

Gdy premier RP otwarcie, bez cienia wstydu mówi, że rodzina z dziećmi to dla panujących problem, a najlepszym rozwiązaniem byłaby rodzina bez dzieci, to coraz więcej ludzi przeciera oczy ze zdumienia i stara się zrobić coś, co przyczyni się do ocalenia tradycyjnej rodziny.

Prawda nowych czasów

Główne motywy działania buntu społecznego przeciw oszalałej polityce władz i wszelkich lobbystów, którzy kreują zapotrzebowanie na produkty w praktyce nikomu do niczego niepotrzebne, dotyczą praw rodziców do posiadania i wychowania dzieci oraz wpływu na ich kształcenie.

Liczne potomstwo było zawsze oznaką powodzenia, błogosławieństwa Bożego, po prostu synonimem szczęścia i sukcesu, spełnienia mężczyzny i kobiety. Nadeszły jednak „nowe” czasy. „Ogólna zasada jest taka: im więcej masz dzieci, w tym większych jesteś opałach – zauważają Karolina i Tomasz Elbanowscy, którzy założyli stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców. – Jest wiele powodów, dla których w Polsce nie warto mieć dzieci. Brak polityki prorodzinnej to eufemizm, którym można elegancko nazwać wytrwałą dyskryminację rodziców – zauważają Elbanowscy. – Według naszego państwa, dziecko ma nie sprawiać kłopotu, dorosnąć i wziąć się do pracy”.


Im więcej masz dzieci, w tym większych jesteś opałach – mówią Karolina i Tomasz Elbanowscy
Fot. Dominik Różański

Elbanowscy wymyślili akcję „Ratujmy maluchy”, jako społeczną odpowiedź na pomysły rządzących, którzy chcą siłą pchać sześciolatki do szkół. Wynik? Grubo powyżej niezbędnej liczby (100 tys.) podpisów pod inicjatywą, która przewidywała swobodę wyboru przez rodziców, czy ich dzieci mają iść do szkoły jako sześciolatki, jak chce rząd, czy rok później, jak dotychczas. Tylko strach partii rządzącej przed wynikiem wyborów w 2011 r. oraz ogólnopolski chaos spowodowany nieprzygotowaniem samorządów i szkół do ponoszenia większych wydatków spowodował odroczenie wyroku na sześciolatki, na razie o dwa lata. „Zasłużoną” minister Katarzynę Hall po wyborczym tryumfie PO zastąpiła jej wcześniejsza zastępczyni, Krystyna Szumilas, także z partii „obywatelskiej”, która nie rezygnuje z eksperymentowania na żywych organizmach. Teraz skupiła się na wywróceniu do góry nogami programów nauczania w szkołach.

Oby było kogo edukować

„Nowoczesny” projekt „reformy” edukacji historycznej, który chce z Polaków zrobić kosmopolitycznych konsumentów, pozbawionych możliwości porównywania i dokonywania rzeczywistych wyborów, łatwych do podporządkowania i manipulacji przez rządzących oraz sprawujących władzę medialną, spotkał się z lawiną protestów. Przejawem buntu przeciw pomysłom naszych modernizujących wszystko władz jest niedawna ogólnopolska akcja obrony nauczania historii, włącznie z głodówkami protestacyjnymi.

Zanim młody człowiek przekroczy drzwi szkoły, dobrze by było, aby w ogóle w Polsce się urodził. Nie jest to wcale tak oczywiste dla rządzących, o czym świadczą przywołane słowa Tuska o uciążliwości dzieci dla państwa. „Państwo odwróciło się od dzieci” – mówi Joanna Krupska, założycielka i prezes Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, matka siedmiorga dzieci, wdowa po Januszu Krupskim, który zginął 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem, towarzysząc Prezydentowi RP. Działalność ZDR skupia się na dwóch sferach: pierwsza to monitorowanie i opiniowanie projektów prawa dotyczącego rodzin, a druga to promocja Karty Dużej Rodziny jako systemu wspierania rodzin wielodzietnych przez samorządy i podmioty prywatne, które oferują takim rodzinom ułatwienia w dostępie do usług i towarów. Kartę wprowadziły już samorządy kilkudziesięciu miast i gmin w całej Polsce, od wielkiego Krakowa do stosunkowo małej Zielonki. Samorządy wysyłają czytelny sygnał: chcemy, aby u nas rodzinom żyło się lżej. Ze strony państwa, mimo potoku słów polityków o potrzebie polityki prorodzinnej, rodziny napotykają głównie przeszkody.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej