Na kocią łapę

2013/07/2
Tadeusz Gerstenkorn

Ten, kto obserwował stąpającego ostrożnie kota dachowca, chętnie i skrzętnie korzystającego z wystawionej dla niego miseczki z jedzeniem, jednak chodzącego własnymi drogami, nieprzywiązanego do jednego miejsca, zacznie szukać analogii do praktykowanego przez niektórych życia „na wiarę”. Co ma jednak do tego „kocia łapa”? Psa dość łatwo można nauczyć gestu przyjaźni w formie podania łapy. A kota? Proszę spróbować!

 

Ludowe określenia pewnych zachowań biorą się z obserwacji życia i są często dosadne, mówiące bez ogródek to, co powinno się powiedzieć. A jak jest teraz? Język ma być delikatny, a najlepiej tak przesłonięty obcą naszej mowie naleciałością, by termin był „tolerancyjny” i – broń Boże – nie dotknął kogoś, kto rani nasze obyczaje i narusza dotychczasowe normy społeczne.

Kohabitacja

Niestety, mało ludzi zna dzisiaj łacinę (choć spotykana jest w innej odmianie na ulicy). Wypada zatem powiedzieć, że habito (habitare) znaczy mieszkam (mieszkać); przedrostek „ko-” znaczy „współ-”, czyli kohabitacja to wspólne zamieszkiwanie. Ale w znaczeniu przyjętym dla tego terminu obecnie kohabitację rozumie się jako życie razem dwóch osób płci przeciwnej w niezalegalizowanym związku bez ślubu wyznaniowego, a nawet cywilnego.

Kohabitacja (określana w języku potocznym terminem o pejoratywnym zabarwieniu „konkubinat”) jest najczęściej związkiem „na próbę”, przeważnie opartym na przypadkowych, bardzo rzadko stałych relacjach. Niekiedy jest wstępem do małżeństwa lub też sposobem życia w samotności. Życie „na wiarę, na wiórkach” zdarzało się i w okresie międzywojennym, być może także wcześniej, ale było przez społeczeństwo uznawane jako niegodne. W praktyce takie osoby nie były dobrze widziane w „towarzystwie”.

Socjologowie uważają lata 60. ubiegłego wieku jako pewną cezurę zmian obyczajowych, a zwłaszcza czas po 1968 r., po „rewolucji seksualnej” na Zachodzie, jako czas „burzy i naporu”, tendencji do przestawienia dotychczasowych zapatrywań na obowiązujące w społeczeństwie normy moralne, odejście od tradycyjnych zachowań rodzinnych.

Jak podaje Krystyna Slany, socjolog z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w artykule Dylematy i kontrowersje wokół małżeństwa i rodziny we współczesnym świeciezamieszczonym w książce Wybrane problemy współczesnej demografii (Łódź 2003) dla kohabitacji krytyczny jest okres dwóch lat. Po upływie tego czasu związek albo się rozpada, albo formalizuje. Castells (The Power of Identity, 1997) twierdzi, że prawie połowa związków kończy się w ciągu roku, 40 proc. przekształca się w formalne małżeństwa, z których 50 proc. kończy się rozwodem, a 2/3 z nich wchodzi w powtórne małżeństwa, które też zazwyczaj kończą się rozwodem. W krajach, w których uznaje się kohabitację, jest ona nietrwała, na przykład w USA średnio nie trwa dłużej niż 1,3 roku. Osoby kohabitujące są tam określane jako „osoby płci przeciwnej razem zamieszkujące” (persons of the opposite sex sparing living quaters) (J.Q. Wilson, The Marriage Problem. How our culture has weakened families, New York 2002).

Polska statystyka

W ostatnim Narodowym Spisie Powszechnym z 2002 r. aż 2,2 proc. osób zadeklarowało kohabitację. Ryzyko kohabitacji podejmują najczęściej ludzie młodzi, niedoświadczeni życiowo. W wieku 15 – 19 lat było 18,9 chłopców i 14,7 proc. dziewcząt, a w wieku 20 – 24 lat odpowiednio 8,2 i 6,6 proc., ale już w wieku 25 – 29 lat 4,2 i 3,6 proc. W starszym wieku problem gwałtownie zanika. Największy odsetek osób kohabitujących był w województwie zachodniopomorskim (4,4 proc.), dolnośląskim (3,6 proc.), średni w kujawskopomorskim (2 proc.), łódzkim (2,1 proc.), mazowieckim (2,3 proc.), mały w podlaskim (1,4 proc.), świętokrzyskim (1 proc.) i podkarpackim (0,7 proc.). Najwięcej urodzeń pozamałżeńskich notowano na zachodzie i północy, w regionie pomorsko-mazurskim, głównie w dużych miastach. Zauważa się duży wzrost urodzeń pozamałżeńskich. W 1970 r. było ich 5 proc., a w 2003 r. – 15,8 proc..

Z uwagi na zanikanie poczucia moralnego w społeczeństwach wielu krajów wzrasta akceptacja związków partnerskich. Choć deklaruje się przyzwolenie takich zachowań u innych osób, to nie wyraża się aprobaty w stosunku do własnych dzieci. Poglądy na kohabitację w Polsce nie napawają optymizmem. Według badań Ewy Frątczak (demograf z SGH) oraz Janusza Balickiego (demograf z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego) z 2001 r. zawartych w pracy Zmiany w postawach i zachowaniach reprodukcyjnych młodego średniego pokolenia Polek i Polaków (w: Wybrane problemy… op. cit.) zaledwie 15 proc. respondentów ankietowych jest zdecydowanie przeciwnych życiu w kohabitacji, ale aż 47,6 proc. uważa, że kohabitacja jest możliwa, jeśli odpowiada obu partnerom.

Kohabitacja staje się popularną formą życia w wielu krajach, zwłaszcza w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej. Stanowi wygodny sposób życia bez zobowiązań. Ma się bowiem „wikt i opierunek”, a nie miejsce gdzieś w hotelu lub przygodnym mieszkaniu, korzysta się z wolności bycia (single), a jeśli partner się znudzi, to można go porzucić bez zobowiązań. W małżeństwie, jeśli nawet następuje rozwód, można dochodzić prawnie ustalonych zobowiązań, a w związku partnerskim jest to bardzo trudne.

W niektórych krajach związki partnerskie są traktowane na równi z formalnym małżeństwem (np. w Szwecji), a we Francji w oparciu o słynny już „pakt solidarności” (Pacte Civile de Solidarité – PACS) rejestruje się związki partnerskie i homoseksualne.

Skutki kohabitacji

Socjologowie wyraźnie stwierdzają, że brak kohabitacji przed zawarciem małżeństwa sprzyja trwałości małżeństwa, natomiast kohabitacja z reguły opóźnia zawarcie formalnego związku. Partnerstwo uderza w kobietę i często przyczynia się do jej samotności, dlatego że w przypadku rozpadu związku szanse na znalezienie kolejnego partnera maleją. Mężczyźni wybierają na ogół młodsze kobiety.

Rodzina niepełna lub partnerska z reguły nie zapewnia dziecku dostatecznie pozytywnych przeżyć emocjonalnych i poczucia bezpieczeństwa

Największym złem kohabitacji jest powiększająca się liczba dzieci pozamałżeńskich, często nieznających swojego ojca. Gdy dziecko wychowywane jest przez niezamężną matkę, w otoczeniu wielu jej partnerów seksualnych, to przeważnie w otoczeniu dziecka pojawia się często środowisko przestępcze.

Także rodziny monoparentalne (o jednym rodzicu; parens – rodzic; mono – jeden) nie są korzystne dla dziecka, choć niewątpliwie lepsze niż wychowanie przez kohabitującą matkę lub partnerującego ojca. Amerykański uczony Wilson podkreśla, że nawet jeśli poziom ekonomiczny życia dziecka w rodzinie monoparentalnej nie ustępuje poziomowi życia dziecka w pełnej rodzinie, to jednak życie w rodzinie niepełnej ma demoralizujący wpływ na dzieci, a kohabitacja bywa przyczyną wchodzenia dzieci na drogę przestępczą, ich wykorzystywania seksualnego oraz innych nadużyć. Okazuje się, że – jak wskazują niektóre badania – dziewczyny wychowywane przez samotne matki częściej mają dzieci pozamałżeńskie niż dziewczęta pochodzące z pełnych rodzin. Niewątpliwie monoparentalność powoduje gorsze skutki ekonomiczne rodziny, a więc także wychowujących się tam dzieci. Rodzina niepełna lub partnerska z reguły nie zapewnia dziecku dostatecznie pozytywnych przeżyć emocjonalnych i poczucia bezpieczeństwa.

Państwo dla rodziny

W tych trudnych dla dziecka sytuacjach współczesne państwo oraz kościoły starają się nieść pomoc tam, gdzie to jest możliwe, poprzez różne programy socjalne, domy samotnej matki, ośrodki pomocy rodzinie, renty socjalne, ale najlepszą formą pomocy dziecku jest normalna rodzina składająca się z ojca i matki, ze zgodnie funkcjonującego małżeństwa, zapewniającego dziecku wychowanie, wykształcenie, ukierunkowanie zawodowe i życiowe oraz rady dotyczące znalezienia odpowiedniego partnera życiowego. Socjologowie zgodnie podkreślają, że małżeństwo jest najlepszym środowiskiem dla rozwoju dziecka oraz że żadna alternatywna forma nie jest przez żadne społeczeństwo bardziej ceniona niż formalne małżeństwo realizujące cele prokreacyjne, wychowawcze, ekonomiczne i światopoglądowe. Osoby decydujące się na małżeństwo biorą na siebie pewną odpowiedzialność jednostkową i społeczną, tę odpowiedzialność przekazują następnemu pokoleniu, a ujawnia się ona nie tylko w życiu rodzinnym, ale także wspólnotowym, społecznym i państwowym. Przynajmniej tak powinno być.

Załamujące się rodziny, pękające związki małżeńskie niedobrze wróżą państwu, które biernie się przygląda temu niepokojącemu zjawisku. Oby nie było ono zapowiedzią pęknięcia samego państwa!

A niestety, na to się zanosi. Wyraźnym symptomem jest ogromny spadek dzietności małżeństw. Dla utrzymania równowagi liczebnej społeczeństwa konieczne jest, by w skali kraju tak zwany współczynnik dzietności, tj. średnia urodzeń przez kobietę, wynosił 2,1. Jest to wartość graniczna. Poniżej zaznacza się wyraźny spadek demograficzny (u nas od 1995 r.). W Polsce jeszcze w 1983 roku wynosił 3, a w 2003 roku już 1,3, w 2006 r. (Rocznik Demograficzny 2007, GUS, Warszawa) nawet 1,267 (w opolskim 1,039, w, warmińsko- mazurskim 1,358). W 2006 r. na 1000 mieszkańców przypadło w Polsce 5 małżeństw i 1,5 rozwodów. Dla porównania: Azerbejdżan 7,5 – 0,8, Austria 4,7 – 2,4, Belgia 4,2 – 3, Niemcy 4,8 – 2,6, Francja 4,3 – 2,1, Rosja 6,8 – 4,4, Ukraina 5,9 – 3,7, Chiny 6,3 – 1, Izrael 6,7 – 1,3.

Załamujące się rodziny, pękające związki małżeńskie niedobrze wróżą państwu, które biernie się przygląda temu niepokojącemu zjawisku. Oby nie było ono zapowiedzią pęknięcia samego państwa!

Ostatnie wymienione wyżej badanie demograficzno-socjologiczne stwierdza, że 3/5 ankietowanych jest usatysfakcjonowanych ze swojego życia rodzinnego, a tylko 5 proc. nie jest. A zatem rodzina i udane życie rodzinne wpływają pozytywnie na poziom zadowolenia, choć trzeba stwierdzić, że bardziej zadowolone są kobiety, a w ogóle najszczęśliwszą grupą są osoby w wieku 30 – 40 lat i mające dzieci.

Jaki z tego wniosek? Nikt nie wymyślił i nie wypraktykował lepszej formy życia społecznego niż małżeństwo i rodzina. Dbałość o integralność, dobrobyt i prawidłowy rozwój tych ważnych dla narodu instytucji, troska o nie jest podstawowym zadaniem państwa, Kościoła i nas wszystkich.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej