Na rubieży nowej epoki

2013/01/16

W 1863 roku – pisze Piłsudski – „struny polskie brzmiały jednym brzmieniem ze strunami całego świata. Polska nie była zaściankiem rzuconym w kąt.

W 1801 roku w Paryżu, Tadeusz Kościuszko podyktował swojemu sekretarzowi – Pawlikowskiemu – broszurę zatytułowaną „Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość?” Wyraził w niej przekonanie, że Polska bez oglądania się na pomoc z zewnątrz może odzyskać niepodległość, jeżeli wystawi pod bronią milion żołnierzy!

Na drodze do niepodległości

Myśl ta w owym czasie wydawała się przekonaniem całkowicie utopijnym. Właśnie państwo utraciło naród szlachecki, liczny jak na stosunki europejskie, bo liczący ok. 10% ogółu ludności; jej większość jednak, przede wszystkim chłopi, nie mieli głębszej świadomości narodowej. Z polskością znaczną ich część łączył Kościół rzymskokatolicki i język ojczysty, w mniejszym zaś jeszcze stopniu legenda Naczelnika Państwa w chłopskiej sukmanie i jego obietnice zawarte w Uniwersale Połanieckim.

Na drodze do niepodległości stała nadto przemoc trzech sąsiednich mocarstw, które podzieliły między siebie Rzeczpospolitą. Nie były to państwa narodowe, ale wieloetniczne monarchie. Ich ustrój stanowy faworyzował szlachtę, od której formalnie zaborcy domagali się jedynie uznania i lojalności wobec nowych władców. W tych warunkach urzeczywistnienie marzenia Kościuszki o milionowej armii polskiej i „wybicia się na niepodległość” wymagało przekształcenia szlacheckiego narodu dawnej Rzeczypospolitej w naród nowoczesny – wszechstronny, w którym świadomość narodowej odrębności i wola odzyskania własnego państwa objęła by wszystkie warstwy ludności podzielonego kraju. Ten cel wymagał przemian społecznych, wyzwolenia chłopów z pańszczyźnianej niewoli, a także wielkich wstrząsów moralnych i ideowych odradzających poczucie wspólnoty narodowej i jedności jej celów.

Milion polskich żołnierzy

Proces powstawania nowoczesnego narodu polskiego, mimo ponad stuletniej niewoli, stał się faktem. Jego uwieńczeniem była obrona odzyskanej niepodległości w latach 1918 – 1920, w której wziął wreszcie udział ów wyśniony przez Kościuszkę milion polskich żołnierzy walczących bez realnego wsparcia z zewnątrz. Jednym z istotnych bodźców tego procesu w historii porozbiorowej była walka zbrojna o wolność, która mimo poniesionych klęsk i strat stała się podstawowym źródłem patriotycznego odrodzenia ogółu Polaków.

Walny a niedoceniany w polskiej ocenie przeszłości wkład w odrodzenie narodu miało powstanie styczniowe. Warto dziś, w kolejną 144. jego rocznicę wrócić do fragmentów pism Marszałka Józefa Piłsudskiego poświęconych wydarzeniom 1863 roku.

On sam, w cyklu wykładów, odczytów i esejów okazał się wnikliwym krytykiem, ale i entuzjastą powstania styczniowego. Jak pisze – stał się nietypowym zjawiskiem w swoim pokoleniu pogrobowców tego zrywu narodowego, które hołdowało dwóm niespójnym legendom, które „były łączone ze sobą, jako czynnik moralnego wychowania tysięcy i tysięcy ludzi, którzy się byli urodzili po powstaniu 1863 roku”. Jedna z nich żyła emocjami kultu zapomnianych, ukrytych w głębiach lasów, mogił powstańczych, symboli dramatu, głosząc zarazem, że stanowią one wspomnienie jedności narodowej, polskiego „treuga Dei”, nieosiągalnego i zapomnianego w obecnym pokoleniu, „… a obok tego – pisze Marszałek Piłsudski – głośno i nieustannie stwierdzano słowem, wzruszaniem ramion, pogardliwym lub niechętnym burknięciem, wszystko, co było drugą legendą, legendą głupoty, szaleństwa, często wprost legendą zbrodni roku 1863 i jego ludzi w stosunku do nas, następnych pokoleń…”

Wielkość tego powstania „… Więc szanować – szaleństwo? Więc czcić – głupotę? Więc kochać zbrodnię? Taki byłby wywód prosty i jasny z tego dziwoląga logiki uczuciowej i moralnej?”

Pochylony nad pamiętnikami i dokumentami epoki autor tych słów obala obie legendy. Fałsz pierwszej z nich to rzeczywiste niebywałe skłócenie i nienawiść wzajemna między Polakami różnych ówczesnych orientacji: margrabią Wielopolskim i jego zwolennikami, stronnictwem Białych i Czerwonych. Odmawiają sobie miana Polaków, a nawet ludzi, zwalczają się zaciekle, sięgając nieraz po denuncjacje i współpracę z zaborcą. Nie ma więc w Powstaniu żadnego „treuga Dei”, jest skondensowana zawiść i nienawiść.

A gdzież ta głupota, szaleństwo? Prawda, są błędy w organizacji walki zbrojnej, stracone szanse, naiwna wiara w ogólnorosyjską rewolucję przeciw caratowi, w skuteczność spisków w wojsku, które choć nie wolne od przykładów aupowstańcami kończą się najczęściej zdradą i klęską.

Ale jest przecież, zdaniem Piłsudskiego, wielkość tego powstania, które mimo wszystko trwa przeszło rok w walce przeciw jednej z najsilniejszych armii ówczesnego świata, przeciw mocarstwu, którego lękają się postronne potęgi Europy i Azji. Jest fenomenem tak liczny w powstaniu udział włościan, w tym także Białorusinów i Litwinów, który „zwiększał się w każdym miesiącu jego trwania”, a na przełomie lat 1863/64 opierał się w wielu miejscowościach jedynie na chłopach i ich życzliwej opiece nad oddziałami. Ponadto uwłaszczenie włościan na całej przestrzeni objętej powstaniem „uprzywilejowało stan włościański pod względem materialnym w znacznie wyższym stopniu niż to się stało w rdzennej Rosji”. A ten proces miał kapitalne znaczenie w dziele unarodowienia ludu polskiego, był znaczącym krokiem na drodze do niepodległości kraju.

Zdaniem Piłsudskiego, rok 1863 stoi na rubieży wielkich przemian, nowej epoki w dziejach świata. Epoki mającej swój wyraz w wydarzeniach Wiosny Ludów, zjednoczeniu Włoch, wielkich reform w Rosji Aleksandra II. Także rewolucji w nauce i technice, która dawała nowe możliwości militarne wielkim państwom zbrojącym swoje armie w najnowsze wynalazki. Zarazem mocarstwa te poczynają szukać wzmocnienia swych sił przez ścisły związek swego aparatu z obywatelami, z poddanymi, chcą powiększyć swoją potęgę przez wytworzenie spółki – pracy państwa i społeczeństwa… „O wynikach wojny rozstrzygnęła ostatecznie nie techniczna praca prowadzona przez samo wojsko… ale siła narodów, ich wytrzymałość, ich wartość jako człowieka; od ich spółki z państwem zależało zwycięstwo”.

Magia znaczka „Solidarności”

W 1863 roku – pisze Piłsudski – „struny polskie brzmiały jednym brzmieniem ze strunami całego świata. Polska nie była zaściankiem rzuconym w kąt. Szmatą, którą poniewierano, o której starano się zapomnieć. Małość Polski późniejszego pokolenia, jakże daleko odbiega od wielkości Polski w tamtej epoce… Spisek 1863 roku, przewyższający swą siłą i potęgą spisek 1830 roku szukał sił szlachetnych wrzących w narodzie, chciał znaleźć oparcie o wewnętrzną siłę moralną, o wytrwałość całej masy ludzi będących Polakami”.

Przykładem nowych dążeń był Zygmunt Sierakowski, który wysokie stanowisko w sztabie armii rosyjskiej wykorzystał dla przeprowadzenia reform, jakie dążyły do stworzenia żołnierza nie będącego fachowym bydlęciem do zabijania, podległym zwierzęcym karom pałki i knuta, a obywatela związanego ze swoim narodem”.

Lecz skąd się brała ta wielkość? Naturalnym byłoby jej szukać w ludziach… Wielopolski? Piłsudski nie odmawia mu wielkiego charakteru, siły woli, patriotyzmu programu. Cóż z tego, gdy padł poniżając swój naród. Mierosławski, Langiewicz – operetkowi, efemeryczni dyktatorzy. Padlewski, rycerski, szlachetny i nieskuteczny, Bobrowski – zamordowany. Traugutt, kandydat do wielkości, ale spóźniony z „litewskich borów”, ze swym akcesem do przywództwa w powstaniu. Nie w przywódcach tkwiła więc tajemnica wielkości roku 1863. Tkwiła w spisku, w konspiracji, która rządziła krajem bezimiennie, wykorzystując kult dla własnej, narodowej władzy. Świstek z pieczęcią rządu narodowego zastępował siłę wojska i policji. Poczta, komunikacja w kraju stanu wojennego, w którym stoi 100 tysięczna armia zaborcza jest pod kontrolą anonimowego rządu. W hotelach rosyjski urzędnik przybywający służbowo z Moskwy czy Petersburga płaci podatek na rzecz rządu narodowego. W każdej stajni dworskiej, niezależnie od orientacji jej właściciela stoi osiodłany koń, obok chłopak stajenny, który na dany sygnał ostrzega partię powstańczą przed zbliżającym się nieprzyjacielem. Rosyjski oficer, któremu ukradziono ulubionego konia zwraca się do delegata z pieczątką rządu narodowego i… odzyskuje stratę klnąc na bezradność własnej, rosyjskiej policji. Każdy rozkaz tego jakby nie istniejącego rządu jest wykonywany natychmiast przez cywilów i wojskowych. W 1940 roku OKW (Kwatera Główna Wehrmachtu) zleciła grupie historyków niemieckich opracowanie studium na temat działalności tajnego rządu polskiego w trakcie powstania styczniowego. Tradycje, czy może geny pokolenia tamtych powstańców dawały o sobie znać w kolejnych generacjach polskich walczących o niepodległość ojczyzny. A czy w naszych czasach znaczek „Solidarności” nie miał niekiedy magicznej siły narodowego spisku niż polecenia skłóconych przywódców?

„Vae victis! Lecz kiedy zwycięzca te słowa wymawia i mówi: biada zwyciężonym – to jest to rzeczą zrozumiałą, lecz kiedy sam zwyciężony potwierdza te słowa, by w śmiech i pogardę obracać wielkość swojej rzeczy, to biada narodowi, który w ten sposób do wielkich rzeczy swoich się ustosunkowuje!”

Tomasz Gołąb

Artykuł ukazał się w numerze 1/2007

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej