NAJGROŹNIEJSZY JEST BRAK WIARY

2013/07/4
Z Winfriedem Lipscherem, teologiem, dyplomatą, uczestnikiem dialogu polsko-niemieckigo rozmawia Łukasz Kobeszko

 

 

Polska i Niemcy należą do tego samego kręgu cywilizacyjnego i łączy je wspólne zaangażowanie w europejskie struktury polityczne i gospodarcze. Widoczne są jednak istotne różnice pomiędzy obydwoma krajami, w szczególności w sferze duchowej. Współczesne Niemcy kojarzą się nam również z liberalną teologią oraz ruchami świeckich w rodzaju „Wir sind Kirche”, domagającymi się radykalnych i często niezgodnych z Urzędem Nauczycielskim zmian w Kościele…

Rzeczywiście, Niemcy i Polacy od ponad tysiąca lat należą do tego samego kręgu kultury zachodniej i łacińskiej. Na pierwszy rzut oka nie powinna dzielić nas wielka przepaść. Jednakże gdy zastanowimy się nad tym głębiej, dostrzeżemy dość sporo całkiem istotnych różnic. Lubię na przykład powtarzać, że Polacy cywilizacyjnie i historycznie są integralną częścią Zachodu, lecz mają specyficzną, wschodnią duszę… Przytoczone przez Pana opinie Polaków na temat kształtu niemieckiego życia duchowego nie są tylko stereotypami. Niemcy zostały w ostatnich dziesięcioleciach poważnie dotknięte dwoma negatywnymi tendencjami: postępującą sekularyzacją społeczeństwa oraz rozprzestrzeniającą się wśród teologów i ludzi Kościoła postawą radykalnego krytycyzmu wobec Magisterium, a nawet dogmatów wiary. Trzeba przyznać, że w tej drugiej dziedzinie Niemcy zawsze niejako przodowali. Nie zawsze działo się to z korzyścią dla Kościoła powszechnego. Nie chcę powiedzieć, że niesłuszne jest domaganie się jakichkolwiek zmian w życiu Kościoła, jednakże wymaganie od Papieża zgody na wspólną Eucharystię katolików i protestantów dla obszaru Niemiec lub oczekiwanie zmiany dogmatów wiary jest bardzo dużym błędem. Mam wrażenie, że niemieccy teologowie zwyczajnie nie wiedzą, co mówią, bądź, nie mają świadomości tego, do czego mogą doprowadzić ich postulaty. Nie rozumieją, że w tak poważnych sprawach nie wystarczają ich osobiste chęci, poglądy czy nawet najbardziej pozytywne doświadczenia. Nie mają dostatecznej wiedzy, że są to problemy wymagające uniwersalnego głosu Urzędu Nauczycielskiego.

Z pewnością, marksistowski materializm poczynił tam olbrzymie spustoszenie, jednakże mam też pewną osobistą teorię, co przyczyniło się do tej sytuacji. Wydaje mi się, że Kościoły we wschodnich Niemczech w pewien sposób przegapiły upadek komunizmu. Nie próbowały one wyjść do ludzi, prowadzić aktywnej ewangelizacji. Oczekiwano, że wystarczy sama świadomość społeczna, że Kościoły wsparły przemiany ustrojowe po upadku Muru Berlińskiego, a duchowni uczestniczą w prestiżowych konferencjach i seminariach, co w czasach NRD było nie do pomyślenia. Wydaje mi się, że panowało mylne wyobrażenie, że Niemcy sami przyjdą do Kościołów, jeżeli te ogłoszą swój program działania, opublikują różne posłania. Tak się jednak nie stało. Nie nastąpił żaden wielki przełom moralny. Niemieckie Kościoły za dużo zajmowały się wtedy sobą, a nie starały się wyjść do ludzi. Na terenach byłej NRD nikt nie prowadził masowej działalności misyjnej, tak jak w RFN robili to ojcowie jezuici, którzy w centrach miast przemawiali do wielotysięcznych tłumów.

Niemiecki Kościół jest dobrze zorganizowany instytucjonalnie, ma silne i wciąż prężne finansowo struktury, jednakże wyraźnie brakuje mu ducha…

Ten kryzys duchowy Niemiec widoczny jest w słabości tamtejszej chrześcijańskiej elity intelektualnej. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, w czasie Soboru Watykańskiego II wiele mówiło się o potędze niemieckiej myśli teologicznej i filozofii chrześcijańskiej. Narodziły się budujące powojenny sukces RFN ugrupowania chrześcijańskodemokratyczne: CDU i CSU. Dzisiaj dużo słyszymy o niemieckiej myśli laickiej, filozofach w stylu Juergena Habermasa i Szkoły Frankfurckiej, natomiast autorzy trzymający się horyzontu chrześcijańskiego są w Polsce i Europie prawie nieznani.

Z pewnością mógłbym odpowiedzieć, że mamy jednak takich teologów, czego przykładem jest życie kardynała Josepha Ratzingera. To jednak prawda, że niemiecka myśl chrześcijańska, szczególnie ta powstająca na uniwersytetach i w elitarnych ośrodkach, ma bardzo słabe pole oddziaływania. Wśród chrześcijańskich elit dominuje postawa defensywna, niechęć do otwartych deklaracji światopoglądowych oraz ideowych. Nikt nie chce nikogo urazić, afiszowanie się z duchowością chrześcijańską w sferze publicznej nie jest mile widziane. Myśliciele lub publicyści chrześcijańscy nie potrafią wyjść do ludzi, przebić się do debaty publicznej. Są inni, głośniejsi, popularniejsi, zyskujący większy rozgłos. Sądzę, że niemiecka myśl chrześcijańska i debata ideowa po prostu zanika. Ludzie wierzący często wstydzą się samych siebie. Podał Pan przykład CDU – nominalnie jest to partia chrześcijańska, jednakże zapisać się tam może każdy, również ateista i muzułmanin, a ugrupowanie to nie realizuje żadnych istotnych dla ludzi wierzących postulatów.


Winfried Lipscher: Dialogowi polsko-niemieckiemu szkodzi upadek wartości duchowych w Europie

Napływ muzułmanów do Niemiec w ostatnich dekadach znacząco zmienił mapę wyznaniową kraju. Co więcej, według różnych statystyk, każdego roku przyjmuje islam kilkanaście tysięcy rodowitych Niemców…

Nie da się ukryć, że ekspansja muzułmanów jest olbrzymim i poważnym wyzwaniem. Sądzę, że należy się obawiać nie tylko wzrastającej potęgi islamu, ale także nieświadomości wielu moich rodaków, lekkomyślnie wiążących swoje życie z tą religią. Można oczywiście zrozumieć, że w dobie ideowego i moralnego chaosu wielu Niemców jest bardzo zagubionych, gwałtownie poszukując autorytetów i oparcia w solidnym systemie wartości. W Niemczech nie ma już chrześcijaństwa masowego, więc sytuacja nie jest tak prosta jak w Polsce. W procesjach Bożego Ciała w Berlinie, gdzie mieszkam, bierze udział najwyżej kilkaset osób, a wielu młodych ludzi nie jest już w stanie nawet zidentyfikować podstawowych wizerunków chrześcijańskich, np. Piety, Matki Bożej. Stąd szukają wiary po omacku, a islam w pierwszej chwili może wydawać się atrakcyjny. Wiele osób ma też nastawienie, które nazwałbym czysto konsumenckim – nie podoba im się w Kościele, wybierają inne wyznanie. Jednakże mało kto zadaje sobie pytanie o właściwą naturę islamu, o występujący w nim niespotykany w innych religiach tak silny ładunek agresji, bezwzględności i radykalnego prozelityzmu. Do niewielu także trafia fakt, że islam to coś więcej niż religia definiowana jako osobista więź człowieka z absolutem, to po prostu całościowy system społeczno-polityczny i ideologia.

W wielu niemieckich parafiach, wyznawców islamu zaprasza się na spotkania rad parafialnych. W trakcie ich trwania, muzułmanie twardo forsują swoje zdanie i zupełnie nie przyjmują do wiadomości odmiennych stanowisk. Tymczasem chrześcijanie, zamiast dawać mocne świadectwo o swojej wierze w towarzystwie wyznawców innej religii, w czasie tych samych spotkań atakują swoich proboszczów, biskupów, żądając od nich zmian dogmatów lub reform całego Kościoła…

Kolejną różnicą, którą dostrzegamy szkicując portret duchowości polskiej i niemieckiej jest stosunek obydwu narodów do Następcy św. Piotra. Benedykt XVI nie cieszy się tak masowym uwielbieniem swoich rodaków jak bł. Jan Paweł II w Polsce. Mówi się o zrządzeniu Opatrzności, że po papieżu-Polaku na Tronie Piotrowym zasiadł Niemiec, co miałoby oznaczać dokonanie się pojednania pomiędzy dwoma sąsiednimi narodami. Jednak Benedykt XVI nie podkreśla swojego niemieckiego pochodzenia, stawia na katolicki uniwersalizm…

To prawda, szczerze mówiąc nigdy nie słyszałem, aby w Niemczech ktokolwiek określał Benedykta XVI mianem „naszego, niemieckiego papieża”. Oczywiście, dla przyzwyczajonych do „polskiego papieża” Polaków może się to wydać niezrozumiałe, ale jest to właśnie dobry dowód na różnicę mentalności pomiędzy naszymi narodami. Niemcy są w sprawach deklaracji narodowych i patriotycznych bardzo powściągliwi. Mało kto identyfikuje się jako „niemiecki patriota”. W zasadzie Ojciec Święty przemówił wyraźnie jako Niemiec tylko raz, podczas swojej wizyty w Auschwitz w 2006 roku, gdy wypowiedział słynne słowa, iż jego naród dał się uwieść grupie zbrodniarzy.

Czy dwa wielkie autorytety polskiego Kościoła – kardynał Stefan Wyszyński i bł. Jan Paweł II mają dzisiaj jeszcze jakiś oddźwięk w Niemczech? Czy pamięta się, że dzieło pojednania pomiędzy dwoma narodami rozpoczęło się tak naprawdę od Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich w 1965 roku?

Nie są to postacie anonimowe. To właśnie dzięki Wyszyńskiemu i Wojtyle moje pokolenie patrzyło z podziwem na Polaków. Warto przecież przypomnieć, że Niemcy były jedynym oprócz Włoch krajem, który odwiedził Prymas Tysiąclecia. Wiedział on, że bez pojednania polsko-niemieckiego, i to pojednania na gruncie wiary i światła Ducha Świętego, obydwu sąsiednim krajom trudno będzie żyć obok siebie. Pamiętam, gdy pracowałem jako dyplomata w ambasadzie RFN w Polsce, z jaką uwagą i przejęciem słuchaliśmy słów Jana Pawła II w Gnieźnie i na Placu Zwycięstwa w 1979 roku, jak mocno trafiało do nas jego przesłanie o „dwóch płucach Europy”. To jest właśnie grunt do dialogu polsko-niemieckiego, politycznej relacji Warszawy i Berlina. Tu zawsze można przy dobrej woli znaleźć rozwiązanie, nawet dla dość trudnych spraw. Największym niebezpieczeństwem dla Niemiec i Polski jest pustka duchowa, obojętność na Boga i egoizm, wyrażający się w tym, że każdy wierzy w co i jak chce. Żyjemy w czasach trudnych dla wiary, ale jednocześnie ciekawych i pokazujących, że bez głębokiego i ufnego zawierzenia Bogu, sami niewiele dokonamy.

Dziękuję za rozmowę.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej