Człowiek jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła – stwierdza w swej programowej encyklice Redemptor hominis Jan Paweł II. Parafrazując te słowa, trzeba powiedzieć, że człowiek winien być także pierwszą i podstawową drogą państwa i społeczeństwa. Kim jednak jest człowiek? Jak właściwie uchwycić jego relację do społeczeństwa? Praktyczna odpowiedź na te pytania rozstrzyga o losach jednostek i społeczeństw, gdyż koncepcja człowieka zawsze decyduje o koncepcji życia społecznego.
Chrześcijańska odpowiedź na te pytania nosi imię personalizmu. Personalizm głosi: człowiek jest osobą. Całe życie społeczne toczy się wokół osoby ludzkiej – głównego, niepowtarzalnego uczestnika tego życia. Osoba, czyli – wedle ujęcia klasycznej filozofii – jednostkowa substancja natury rozumnej (Boecjusz), byt indywidualny i niepowtarzalny, będący niepodzielną całością, świat sam w sobie, swoisty mikrokosmos, byt otwarty na wartości i rozwijający w świecie wartości, wartość własnego człowieczeństwa, byt zanurzony w świecie, zarazem ten świat przekraczający, otwarty na transcendencję, na Boga. Myśl chrześcijańska dopowie jeszcze, że właśnie jako osoba jest człowiek obrazem i podobieństwem osobowego Boga. I dlatego właśnie, że człowiek jest osobą, posiada niezbywalną godność, która jest źródłem wszelkich praw ludzkich i wszelkiego ładu społecznego. Człowiek musi być zawsze celem, a nie środkiem, podmiotem, a nie przedmiotem ani towarem rynkowym – stwierdza Jan Paweł II. Z drugiej strony personalizm podkreśla, że osoba jest także bytem społecznym, żyjącym wśród innych osób, zjednoczonym z nimi wielorakimi więzami. Ten społeczny wymiar życia ludzkiego wypływa z samej natury człowieka. Dlatego, wskazując na zależność osoby od środowiska społecznego oraz naturalne jej nakierowanie na innych ludzi, mówimy o społecznej naturze człowieka.
Człowiek– bytem ku drugiemu
Społeczny wymiar życia ludzkiego podkreślają bardzo mocno także niektóre kierunki współczesnej filozofii, zwłaszcza nurt fenomenologii reprezentowany przez M. Schelera, niektóre odmiany egzystencjalizmu (Jaspers, Marcel) oraz filozofia spotkania i filozofia dramatu (Buber, Rosenzweig, Levinas; w Polsce przede wszystkim J. Tischner). Kierunki te podkreślają, że do istoty człowieka należy jego otwarcie na innych, że człowiek jest bytem-ku-drugiemu, że siebie samego oraz otaczający świat może poznać i zrozumieć jedynie dzięki spotkaniu z drugim człowiekiem. Człowiek nie może funkcjonować a tym bardziej rozwinąć się poza społeczeństwem. Ten rozwój dokonuje się nie tylko dzięki relacji z ludźmi współczesnymi, ale także dzięki poprzednim pokoleniom.
Zależność osoby od innych nie oznacza jednak niedoskonałości, ubóstwa człowieka, lecz przeciwnie, stanowi jego bogactwo. Zdolność komunikacji, przekazywania innym wartości uznanych za swoje, uczestniczenie w wartościach duchowych innych osób wyróżnia człowieka spośród wszystkich istniejących bytów. W życiu społecznym, w osobowym spotkaniu z drugim człowiekiem, realizują się też najcenniejsze wartości ludzkie jak miłość, przyjaźń itd.
Personalizm ujmuje więc osobę ludzką integralnie: podkreśla jej wymiar indywidualny i społeczny, materialny i duchowy, doczesny i wieczny. Na takiej koncepcji człowieka należy budować personalistyczną cywilizację, która afirmuje prymat osoby w stosunku do świata rzeczy i wszelkich urządzeń społecznych.
Nie wszyscy jednak podzielają wizję personalistyczną. Odmienne ujęcia odnajdujemy z jednej strony w indywidualizmie, z drugiej – w kolektywizmie. Indywidualistyczna koncepcja człowieka leży u podstaw liberalizmu. Skrajny liberalizm, dostrzegał niemal wyłącznie jednostkowy wymiar człowieka, akcentując jego prawa (absolutyzując przede wszystkim wolność), pomijając natomiast społeczne zobowiązania. Przedstawiciel indywidualizmu T. Hobbes podkreślał wrodzony egoizm człowieka i jego antyspołeczne nastawienie, stawiające go w konfliktowej sytuacji wobec innych ludzi. Ponieważ ludzie z natury są wrogo do siebie nastawieni (homo homini lupus est), to dla uniknięcia ustawicznej walki wszystkich ze wszystkimi potrzebne jest zawarcie umowy społecznej i utworzenie władzy trzymającej wszystkich w strachu i kierującej działaniami ludzi. Źródłem życia społecznego jest więc konwencja. Teorię umowy społecznej rozwijali później m.in. J. Locke i J.J. Rousseau. Pesymistyczne ujęcie życia społecznego spotykamy także w indywidualistycznych nurtach egzystencjalizmu. Przykładem może być filozofia Sartrea, który twierdzi, że w relacjach międzyludzkich dominują postawy negatywne: antagonizmu, konfliktu, walki. W dramacie Przy drzwiach zamkniętych francuski egzystencjalista stwierdza, że piekło to inni.
Człowiek – cel życia społecznego
Na przeciwnym biegunie znajduje się kolektywizm (np. marksizm), który deprecjonował indywidualną osobę (jednostka niczym, jednostka bzdurą – W. Majakowski), poświęcając ją na rzecz społeczności (klasy). Człowiek w ujęciach kolektywistycznych jest tylko trybikiem w społecznej machinie. Wszystko, co jako człowiek posiada w swej naturze, zawdzięcza społeczeństwu: samoświadomość, język, narzędzia itd. Istota człowieka to nie abstrakcja tkwiąca w poszczególnej jednostce. Jest ona w swej rzeczywistości całokształtem stosunków społecznych – stwierdza K. Marks.
Człowiek zostaje zatem zredukowany do przejawu życia społecznego i jest bezwzględnie podporządkowany kolektywowi. Nic zatem dziwnego, że marksistowski kolektywizm doprowadził do największego i najtragiczniejszego w dziejach ludzkości zniewolenia całych społeczeństw. Słusznie napisze Kołakowski, że „Gułag” sowiecki daleki jest od tego, aby go nazwać wypaczeniem doktryny marksistowskiej, to jej jedynie możliwa realizacja (…). Ostatnim słowem marksizmu jest obóz przymusowych robót.
Ujęcia indywidualistyczne i kolektywistyczne, absolutyzując jeden z wymiarów człowieka, prowadzą do jego zafałszowanej wizji. Ma rację Martin Buber stwierdzając: Indywidualizm widzi człowieka wyłącznie w jego odniesieniu do siebie samego, kolektywizm natomiast człowieka nie widzi w ogóle, widzi tylko społeczeństwo; tam jest oblicze człowieka wypaczone, tu jest ono zakryte. Filozofia personalistyczna, unikając powyższych jednostronności, podkreśla społeczną naturę człowieka, a z drugiej strony wskazuje, iż celem życia społecznego i wszystkich jego urządzeń jest osoba ludzka.
Źródło w Bogu
Oparty na personalizmie ustrój społeczny możemy za wybitnym francuskim filozofem chrześcijańskim J. Maritainem nazwać demokracją personalistyczną. Istotą takiego ustroju jest właśnie to, że jej najistotniejszy i niepodważalny fundament stanowi godność osoby ludzkiej, jej autonomia i wolność, przy czym osoba ta poszukuje zarazem dobra wspólnego, doskonali się i wyraża swoją doskonałość we wspólnocie z innymi.
Demokracja personalistyczna to zarazem demokracja uczestnicząca, której istotną cechę stanowi aktywność obywateli, ich zdolność do organizowania się, skutecznego wyłaniania i kontrolowania swych przedstawicieli na różnych szczeblach władzy, twórcza odpowiedzialność za dobro wspólne (CA). Godność osoby zobowiązuje do tego, by być faktycznie twórczym i odpowiedzialnym podmiotem życia społecznego, a nie biernym obserwatorem albo podmiotem samych tylko roszczeń i oczekiwań wobec społeczeństwa i państwa, czy wręcz kimś zredukowanym do roli przedmiotu, za który podejmuje się decyzje i dla którego „organizuje” się przestrzeń społeczną. Społeczność personalistyczna winna według Maritaina być zarazem społecznością teistyczną. Nie oznacza to postulatu budowania państwa wyznaniowego. Chodzi natomiast o to, ażeby państwo uznawało istnienie Boga jako celu dążeń poszczególnych obywateli oraz uznawało istnienie wartości wyższych: ponadnaturalnych i ponaddoczesnych, a przez to samo afirmowało godność osoby i jej podstawowe prawa na czele z prawem do wolności religijnej. Ważne jest także uznanie społecznych pozytywów religii oraz fundamentu prawa naturalnego, mającego swe źródło w Bogu.
Pierwszeństwo człowieka wobec pracy
Z godności osoby ludzkiej wypływają prawa człowieka, na czele z fundamentalnym prawem do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. To właśnie z racji przysługującej każdemu człowiekowi osobowej godności wynika niezbywalność tych praw. Nie może ich ani nadać, ani odebrać żaden ustrój, żadne państwo, żadna instytucja, gdyż w sposób konieczny związane są one z godnością człowieka. Każdy zaś zamach na te prawa, każde ich pogwałcenie uderza nie tylko w to, co człowiekowi należne, ale w samą jego godność i stanowi zarazem uderzenie w podstawy ładu społecznego.
Ze względu na godność osoby ludzkiej, nie można nigdy człowieka traktować, jako środka do realizacji celów ekonomicznych, politycznych czy jakichkolwiek innych. Stąd Jan Paweł II podkreśla pierwszeństwo człowieka wobec pracy i kapitału. Człowiek nigdy nie może być redukowany do roli narzędzi pracy bądź czynnika produkcji podporządkowanego kapitałowi. Ojciec Święty ukazuje ścisły związek między kapitałem i pracą, ale z tych dwóch elementów ważniejsza jest praca, jako czynność ludzka, zawsze zaś najważniejszy musi być podmiot pracy – człowiek. Dlatego, choć Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa, to jednak zysk nie jest jedynym [takim] wskaźnikiem (…). Może się zdarzyć, że mimo poprawnego rachunku ekonomicznego, ludzie, którzy stanowią najcenniejszy majątek przedsiębiorstwa, są poniżani i obraża się ich godność (…). Celem zaś przedsiębiorstwa nie jest po prostu wytwarzanie zysku, ale samo jego istnienie jako wspólnoty ludzi, którzy na różny sposób zdążają do zaspokojenia swych podstawowych potrzeb i stanowią szczególną grupę służącą całemu społeczeństwu (CA) – stwierdza Jan Paweł II. Personalizm będzie zatem zawsze podkreślał prymat etyki wobec ekonomii i polityki. Tam, gdzie próbuje się wszystko tłumaczyć prawami rynku, politycznej konieczności czy politycznej poprawności trzeba przypominać, że są jeszcze inne prawa: prawa człowieka, prawa moralne i jeśli o nich zapomnimy, redukując człowieka do homo oeconomicus, to zniszczymy to, co w człowieku najpiękniejsze i najważniejsze.
Dobro wspólne
Z personalizmu wyrastają też trzy najważniejsze zasady społeczne formułowane przez katolicką naukę społeczną, to jest zasada dobra wspólnego, pomocniczości i solidarności.
Dobro wspólne nie jest sumą dóbr poszczególnych jednostek; tym bardziej nie można redukować go wyłącznie do wspólnego dobra ekonomicznego jakiejś społeczności. Oznacza ono sumę takich warunków życia społecznego, w jakich ludzie mogą pełniej i szybciej rozwinąć własną doskonałość („Mater et Magistra”). W określeniu takim widać ścisłe powiązanie dobra osobowego z dobrem wspólnym. Osoba ma się wprawdzie podporządkować społeczności w tym wszystkim, co jest konieczne dla realizacji dobra wspólnego, ale prawdziwe dobro wspólne nigdy nie może zagrozić prawdziwemu dobru osoby, nawet jeśli domaga się od niej poważnych ofiar.
Na bazie dobra wspólnego powstaje też szczególna więź między osobami, która polega nie tylko na tym, że razem dążą one do tego dobra, ale która także jednoczy te osoby od wewnątrz. Dobro wspólne integruje członków społeczności, inspiruje ich aktywność, decyduje o kształcie poszczególnych społeczności.
Personalistyczne ujęcie dobra wspólnego decyduje o tym, że sposób jego realizacji, choćby nawet był bardzo efektywny i przynosił społeczności obiektywne dobro, nie może przekreślać wolności i odpowiedzialności osoby. Stąd wynika odrzucenie totalitaryzmu i dystans wobec wszelkich form autorytaryzmu.
Tak rozumiane dobro wspólne łączy w sobie dwie niełatwe do pogodzenia postawy: więcej mieć i więcej być. Człowiek i społeczność po to rozwija swój stan posiadania, by dzięki doskonalszym warunkom życia stawać się doskonalszym człowiekiem. Dobro wspólne w wymiarze materialnym może więc i powinno prowadzić do większego rozwoju duchowego, w którym szczególną rolę odgrywa ten rodzaj dobra wspólnego, jakim jest kultura.
Naród istnieje z kultury
W koncepcji personalistycznej dobro wspólne jest podstawową racją istnienia państwa oraz wszelkiej działalności politycznej. Politykę Jan Paweł II definiuje wprost jako roztropną troskę o dobro wspólne (LE). Jeżeli dzisiaj powszechne jest przekonanie, że polityka jest czymś brudnym, oderwanym od moralności, to dzieje się tak chyba przede wszystkim dlatego, że zagubiono samą jej istotę, czyli troskę o dobro wspólne. Tymczasem to ono sprawia, że nieuniknione różnice partykularnych interesów i odmienne racje ustępują wobec nadrzędnej funkcji jednoczącego wszystkich dobra wspólnego.
Najważniejszym dobrem wspólnym państwa są jego obywatele – ludzie tworzący narodową wspólnotę. Jest to jednak wspólnota związana nie tylko – a nawet nie przede wszystkim – więzami krwi, wspólnej przestrzeni i politycznej organizacji, lecz głównie kulturą, wspólną historią, tradycją, wspólnotą działania oraz pewną zbiorową podmiotowością i samoświadomością.
Zdaniem Jana Pawła II, czynnikiem mającym największe znaczenie dla ukształtowania się narodu i państwa, jednocześnie będącym najbardziej doniosłym elementem jego dobra wspólnego, jest kultura. Ojciec Święty powie wprost, że naród istnieje z kultury i dla kultury. Z tej narodowej kultury wyrasta i w niej się najpełniej wyraża suwerenność narodu. Ojciec Święty przywołuje przykład polskiego narodu, który w najstraszliwszych doświadczeniach dziejów zachował swoją suwerenność i tożsamość właśnie w oparciu o swoją kulturę, która okazała się potęgą większą od fizycznych potęg sąsiadów, skazujących wielokrotnie nasz naród na śmierć.
Nie wolno zapominać, że także państwo stanowi dobro wspólne i to jedno z najbardziej doniosłych. Wydaje się, że zwłaszcza w Polsce, gdzie wciąż bardzo silny jest syndrom antypaństwowy, wyrastający z wiekowych doświadczeń walki z obcym bądź niesuwerennym i totalitarnym państwem, trzeba bardzo mocno podkreślać wartość własnego niepodległego państwa jako dobra wspólnego, dobra niezwykle cennego.
Zasada dobra wspólnego zobowiązuje wszystkie podmioty życia społecznego do zaangażowania i wkładu w dobro wspólne danej społeczności, dzięki czemu stwarza się warunki dla pełnego rozwoju całego i każdego człowieka. Zasada ta niesie zobowiązania, ale jednocześnie ukazuje taki porządek życia społecznego, w którym wniesiony wkład wraca do człowieka w postaci dobra, które ostatecznie służy jego pełniejszemu rozwojowi.
Zasada pomocniczości
Drugą zasadą społeczną, szczególnie mocno związaną z godnością osoby ludzkiej, jest zasada pomocniczości, wyraźnie sformułowana przez Piusa XI w encyklice Quadragesimo anno w 1931 r. Głosi ona, że państwo i większe społeczności powinny pomagać jednostkom i mniejszym społecznościom (aspekt pozytywny), ale t y l k o w takim zakresie, w jakim jest to konieczne, by nie odbierać wolności, samodzielności, inicjatywy (aspekt negatywny). Ze swej natury ma to być pomoc uzupełniająca, pomoc dla samopomocy, nigdy zaś pomoc wyręczająca czy zastępująca mniejsze i niższe społeczności oraz poszczególne osoby we właściwych im zadaniach. Zasada pomocniczości wskazuje też potrzebę tworzenia wielostopniowych struktur społecznych między obywatelem a państwem, w tym struktur samorządu terytorialnego, przy czym społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej winna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych dla dobra wspólnego (CA). Fundamentalnym źródłem tak sformułowanej zasady subsydiarności jest godność osoby ludzkiej, jej wolność i autonomia w życiu społecznym. Ma ona prawo domagać się od państwa czy innej społeczności, do której należy, by ją wspierała oraz pobudzała i uzupełniała jej inicjatywę i działalność, ale nie powinna być przez społeczność wyręczana w tych działaniach, które może sama podjąć i zrealizować, gdyż przez to pozbawia się ją samodzielności, inicjatywy i faktycznej możliwości wyboru.
Zasada pomocniczości stwarza warunki dla rozwoju aktywności i twórczej inicjatywy obywateli, co z kolei służy zabezpieczeniu autentycznej podmiotowości osoby ludzkiej, chroni ją przed uprzedmiotowieniem i odebraniem przysługujących jej praw oraz powoduje, iż kształt życia społecznego nie jest przeżywany jako zewnętrzny, obcy i narzucony, ale jako własny, w którym realizować można wolność i aktywność. W tym oczywiście kryje się pewne ryzyko trudności, porażek, niepowodzeń. Jest ono wpisane w samą naturę wolności, ale bez tego ryzyka nie można mówić o rozwoju osoby ludzkiej, a tym bardziej o rozwoju odpowiedzialnego, aktywnego i świadomego społeczeństwa obywatelskiego.
Wizja państwa pomocniczego stoi w opozycji do liberalnego modelu państwa minimum. Pozytywny aspekt zasady subsydiarności wskazuje na potrzebę wprawdzie ograniczonego i pośredniego, ale jednak interwencjonizmu państwa w wielu dziedzinach życia społecznego. Na gruncie tej zasady nie do przyjęcia jest liberalna koncepcja państwa jako stróża nocnego. Jeszcze jednak wyraźniej uwidacznia się opozycja wobec modelu państwa opiekuńczego, w którym, jak pisze Jan Paweł II, zamiast twórczej inicjatywy rodzi się bierność, zależność i podporządkowanie wobec biurokratycznego aparatu, który jako jedyny dysponent i decydent, jeśli nie wręcz posiadacz ogółu dóbr wytwórczych stawia wszystkich w pozycji mniej lub bardziej totalnej zależności (…). Stąd rodzi się poczucie frustracji lub beznadziejności, brak zaangażowania w życie narodowe, skłonność do emigracji. Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których – przy ogromnych kosztach – raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom („Solicitudo rei socialis”).
Zasada solidarności
Ostatnią ze wspomnianych zasad jest zasada solidarności. Zwraca ona uwagę przede wszystkim na potrzebę współdziałania i współpracy między jednostkami i społecznościami w celu jak najlepszego zabezpieczenia rozwoju dobra wspólnego i osoby ludzkiej. Zasada ta została sformułowana w oparciu o przekonanie, że współpraca i wzajemna pomoc lepiej służą dobru wspólnemu i rozwojowi poszczególnych osób niż konkurencja (liberalizm) czy walka klas (marksizm). Za Janem Pawłem trzeba powtórzyć, że nie może być walka silniejsza od solidarności. W przeciwnym razie drudzy pozostają na polu społecznym nie jako ci, z którymi trzeba szukać porozumienia i obmyślać jak wspólnie dźwigać brzemiona, ale jako wrogowie, których trzeba zniszczyć. Tymczasem prawdziwa solidarność nie potrzebuje wroga czy przeciwnika, gdyż ona jest zawsze z kimś i dla kogoś, a nie przeciw komuś. Człowiek wiąże się z drugim człowiekiem po to, by pomóc temu, kto tej pomocy i opieki potrzebuje, by dźwigać jego brzemiona. Solidarność jest czymś najbardziej właściwym człowiekowi jako istocie społecznej i otwartej. Solidarność oznacza: mamy być „razem”, mamy stanowić wspólnotę etyczną, ze względu na dobro osoby, jej godność i wielkość. Światła bijące z wnętrza osoby oświetlają etykę solidarności (Ks. J. Tischner „Etyka solidarności”).
Encykliki społeczne papieży od Jana XXIII do Jana Pawła II są apelem o międzyludzką solidarność. W szczególności Jan Paweł II czyni solidarność stylem oraz narzędziem polityki, która chce dążyć do prawdziwego rozwoju człowieka („Christifideles laici”). Jeśli solidarność była zawsze ludziom potrzebna, to czasy obecne uprzytamniają tę potrzebę z tym większą wyrazistością. Obecnie spotęgowała się bowiem wzajemna zależność jednych ludzi od drugich, zwłaszcza w położeniu ekonomicznym. Solidarność jest więc odpowiedzią na wzrastającą obecnie współzależność między ludźmi, a także między narodami. Wzrasta pod wpływem poczucia wspólnego losu, zwłaszcza wobec pojawiających się nowych zagrożeń.
Autor jest wykładowcą katolickiej nauki społecznej w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu i na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, asystentem kościelnym Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w diecezji radomskiej.
Ks. Andrzej Jędrzejewski
Artykuł ukazał się w numerze 03/2006.