„Najweselszy barak”

2013/06/28
Wojciech Piotr Kwiatek

W zasadzie tylko cud uchronił od kompromitacji wszystkie bez wyjątku „sondażownie”, badające wyborcze preferencje Polaków przed ostatnimi wyborami prezydenckimi. Że te sondaże są często środkiem indoktrynacji, a nawet czystą propagandą – wiadomo nie od dziś. Pojawia się więc uzasadniona wątpliwość: dlaczego TVP S.A. wydaje wielkie pieniądze, organizując z pompą Studio Wyborcze, gdzie niby ma coś przybliżyć, zbadać? Jedyną odpowiedzią, jaka przychodzi do głowy, jest ta, że idzie o jeden więcej show. Ale ta zabawa (?!) ma całkiem niezabawne podteksty.

 


Robienie programów typu „studio wyborcze” to tzw. samograj – widownia zawsze się znajdzie. Życie w Polsce zawsze było diabelnie upolitycznione, ale po ’89 r. pojawiły się dodatkowe, nowoczesne metody wmawiania ludziom, że chcą właśnie tego, co nadawca (wydawca etc.) zamierza im pokazać. Do tego doszedł jeszcze „salonowy” imperatyw „wychowania nowego człowieka” (zupełnie jak w Rosji Sowieckiej po ostatecznym zwycięstwie rewolucji bolszewickiej!) – i od polityki nie było już ucieczki. Dodatkowo polityka zaczęła wzbudzać autentyczne emocje, co w PRL było nie do pomyślenia. Te emocje stały się główną siłą napędową i magnesem „publicystyki” telewizyjnej, a zjawisko sięgało (i sięga) zenitu w okresie rozmaitych wyborów

O ile telewizje komercyjne traktują sprawę elekcji marginalnie (tam propagandę i indoktrynację uprawia się 24 godziny na dobę), o tyle TVP S.A. – telewizja państwowa – musi się temu przyglądać ze śmiertelną powagą i najwyższą uwagą, bowiem od wyniku wyborów zależy bardzo wiele dobrych i bardzo dobrych telewizyjnych posad.

Między małym i dużym szampanem

Jak zwykle zaczęło się od „pierwszego przybliżenia”. Punktualnie o godz. 20, gdy zamknięto lokale wyborcze, pokazano telewidzom „wstępne wyniki”, czyli niczym jeszcze niepotwierdzoną „prognozę wyborczą”. Powstała ona w wyniku rozpytywań, „na kogo pan/i głosował/a” ludzi wychodzących z lokali wyborczych. Te dane były zbierane i co jakiś czas przekazywane „do Centrali”. „Rozpytywaczy” było ponoć ok. 60 tysięcy. Zwróćmy uwagę: to nie był żaden miarodajny sondaż, to było właściwie nic. Ale to w Studiu Wyborczym TVP S.A. podano to jako pierwszą prognozę! Podano, choć od lat wiadomo, że ludzie często się ze swymi preferencjami ukrywają, mówią nieprawdę bądź wręcz odmawiają odpowiedzi. Jaki może więc być w tym wypadku margines błędu? Ba, żeby to wiedzieć… Tym razem, AD 2010, Komorowski o godz. 20 wyprzedzał Kaczyńskiego o jakieś 6 punktów procentowych. Natychmiast ożyły kamery, zainstalowane w Sztabie Wyborczym kandydata PO. Pan Bronisław, uradowany (naprawdę miał się czego bać!) wyszedł do ludności i zaczął swoje mantry. Lewitował nieomal, a zgromadzeni wokół klakierzy prześcigali się w duserach. Show trwał. Tymczasem z każdą godziną przewaga kandydata PO nad kandydatem PiS-u topniała: ok. 22 wynosiła już tylko bodaj 4 proc. Dobrze więc, że Pan Bronisław oprzytomniał, nie wziął wątpliwej „prognozy” za ostateczny wynik i oznajmił w pewnym momencie że teraz pójdzie z przyjaciółmi wypić małego szampana, a jak już będą znane oficjalne wyniki – wypiją dużego.


Dla dzisiejszej telewizji wieczór wyborczy staje się wymarzonym show

Ciekawe, ilu Polaków wiedziało, jak mało brakowało, żeby…

Bąbelki i czkawka

Dopiero następnego dnia, gdy znano już r z e c z y w i s t e rezultaty wyborów z niemal 100 proc. lokali wyborczych, któraś ze stacji radiowych podała… ciekawostkę: „między godz. 2.00 a 4.00 napływające z terenu wyniki dwukrotnie pokazywały, że wybory prezydenckie 2010 wygrał… Kaczyński”. Ostatecznie więc Komorowski zwyciężył tzw. rzutem na taśmę, a jego wygrana nie miała nic wspólnego z triumfem. Dobrze, że te wieści nie dotarły do świadomości Wielkiego Łowczego, śpiącego zapewne snem sprawiedliwego po „małym szampanie”. Dopiero byłoby śmiesznie, gdyby szum bąbelków triumfu zastąpiła czkawka przegranej. Co by to było – i myśleć się nie chce.

Rejony Wielkiej Hucpy

Opisany rozwój wypadków powinien skłonić tego i owego politycznego decydenta i medialnego dysponenta do refleksji: po co ta zabawa w „sondaże”, „prognozy” i „przybliżenia”? Toż to może być zwykły domek z kart! Oczywiście ci panowie jakoś się wytłumaczą, na kogoś zwalą, ale czyż nie lepiej zachować umiar? I nie robić igrzysk z poważnej sprawy w kraju, gdzie niemal wszystko, co było poważne, wykpiono, zgnojono i obrócono w zgrywę i ubaw? W kraju, który w latach komunizmu uchodził za „najweselszy barak w całym bloku demoludów”, a który i dziś jest… wesoły, tyle że z dnia na dzień przestaje być w świecie traktowany serio, a jego obywatelom, patrzącym na hopsztosy kolejnych ekip, coraz mniej jest do śmiechu?

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej