Nie ma praworządności bez samorządności

2013/06/28
Ks. Grzegorz Chojnacki

Choć pierwsze wybory parlamentarne w Polsce przed 20 laty, po upadku komunizmu nie były absolutnie „wolne” i „demokratyczne”, to stały się początkiem nowej jakości w życiu społecznym. Ta nowa jakość to realny, a nie fikcyjny wpływ na życie społeczne poprzez możliwość wybierania tych, którzy „mają nami rządzić”. A rządzenie to służba, więc mają nam służyć i ta służba nie może polegać na tym, że społeczeństwo traktuje się przy urnie jak „murzyna, który swoje zrobił, a teraz może odejść”.

 

Wybierając takich, a nie innych przedstawicieli władzy, należy mieć świadomość, że nie zostają oni powołani przez nas przypadkowo, dziwnym trafem czy zrządzeniem losu. Daleka droga jeszcze przed nami, by wytworzyć takie mechanizmy opinii publicznej, aby wybierani przez nas przedstawiciele nie traktowali wyborów jak podawanie bezpłatnej „kiełbasy wyborczej”, lecz jak realizację obietnic. Daleka przed nami droga do społeczeństwa obywatelskiego, mówiąc jeszcze ściślej – do społeczności obywateli, do „komunii” obywateli, bo przecież termin „społeczność” wywodzi się z łacińskiego communio, słowa funkcjonującego w wielu językach nowożytnych, jak np. angielskie community. Społeczność obywateli charakteryzuje się wysokim zmysłem wrażliwości i krytycyzmu wobec fundamentalnych wyborów pomiędzy prawdą i fałszem, dobrem i złem itp.

Brak publiczne debaty

Na pewno nie służy temu propagowane lenistwo intelektualne, zgodnie z zasadą: „głupi naród to kupi”. Nie ma więc debaty publicznej o fundamentalnych wartościach, lecz serwuje się kłótnie i pyskówki na temat „narracji” rzeczywistości i faktów. Zamiast sporu i debaty na temat prawdy o sensie życia obywateli, narodu, państwa, mamy do czynienia z kłótnią przekupek, które przechwalają swój towar na zasadzie, kto będzie głośniejszy. Narracja o rzeczywistości nie jest samą rzeczywistością, a opowiadanie o faktach nie jest tym samym, co pozostawienie obywatelom prawa do interpretacji rzetelnie przedstawionych faktów. A przecież debata o takich sprawach jak dobro wspólne, solidarność społeczna, zasada pomocniczości, opcja preferencyjna na rzecz ubogich, prawo do współuczestnictwa w podziale dóbr zarówno duchowych, jak i materialnych, to konieczny kierunkowskaz na drodze do rzetelnej i praworządnej demokracji. Warto się zapytać, czy propagowane lenistwo nie dosięga coraz większych kręgów naszego społeczeństwa i czy potrafimy właściwie odpowiedzieć, czym w istocie są wspomniane wyżej sprawy. Interesowanie się nimi i zgłębianie ich nie jest kwestią dowolności, lecz obowiązkiem sumienia każdego obywatela, gdyż ono stoi na straży, by „blask prawdy” rozświetlał wszelkie okoliczności życia osobistego i publicznego. A brak realizacji postulatów sumienia to kara dożywocia poprzez odczuwane poczucie winy. No chyba że zastosuje się zręczną deformację sumienia, skutkującą brakiem jego wyrzutów. Bo tak naprawdę trudno sobie na przykład wyobrazić, by rodzice kierując się dowolnością, nie starali się zgłębić wyzwań nowoczesności i zagrożeń związanych z korzystaniem z życia przez dzieci. Ale jeśli idą na łatwiznę, myśląc, że jakoś to będzie, mogą mieć niebawem pewność, że senny koszmar dotyczący ich dzieci nie jest tylko kwestią nocy, lecz codziennością. Podobnie i wdrażanie się do odpowiedzialności za życie społeczne nie jest sprawą dowolności. W przeciwnym razie grozi nam nijakość życia społecznego i politycznego.

Okazja do podsumowania

Przed nami kolejne wybory samorządowe. Okazja do podsumowania, nowego rozdania, zmian… To coś dobrego dla społeczeństwa obywatelskiego, święto demokracji. Są naturalnie obawy, by święto nie zamieniło się w stypę. Idąc za poglądami niektórych myślicieli oświeceniowych o prawie naturalnym, interpretujących prawa przyrody jako wiążące dla wszystkich wymiarów życia człowieka, można by postulować, iż wszelkie wybory powinny odbywać się co roku, gdyż co roku przyroda odnawia się do życia. A tym samym rozliczenie realizacji obietnic wyborczych stałoby się rzekomo skuteczniejsze. Aby jednak rozliczenie nastąpiło, nie potrzeba aż tak skrajnych rozwiązań wzorowanych na naturze. Najważniejsze to uświadomić sobie i innym, często zniechęconym lub po prostu leniwym, że mamy prawo do wybierania i do bycia wybieranym.

W przypadku wyborów samorządowych wydaje się korzystna chęć wprowadzenia okręgów jednomandatowych, by można było postawić na człowieka, a nie na sztandar nad nim powiewający. Ułatwiłoby to też współpracę organów ustawodawczych (rad, sejmików) z władzą wykonawczą (wójtów, burmistrzów, prezydentów, starostów), bez potrzeby zawierania często „partyjniackich” kompromisów, ograniczających transparencję poczynań i podejmowanych decyzji.

Polska choroba samorządowa

Właśnie upartyjnienie sceny politycznej jest szczególną chorobą polskiej demokracji. I nie ma co się łudzić, że samo mówienie o tej chorobie jest panaceum na jej uleczenie. „Po czynach ich poznacie…”. Rozliczenie 5-letniego okresu sprawowania władzy byłoby też w takiej sytuacji łatwiejsze dla wyborców. Aby uniknąć wspomnianego „partyjniactwa”, potrzebne jest również tworzenie jak największej ilości organizacji pośrednich pomiędzy pojedynczym członkiem społeczności a władzą państwową. Co prawda liczba różnorodnych organizacji samorządowych i pozasamorządowych wzrosła w Polsce w ostatnich dwóch dekadach bardzo znacząco, jednak w stosunku do innych demokratycznych krajów jesteśmy w tyle peletonu. Przypominam sobie mój kilkuletni pobyt w Niemczech, podczas którego widziałem, jak bardzo ważna, żeby nie powiedzieć – naturalna , jest tam potrzeba zrzeszania się, przynależności do stronnictw partyjnych, jak i organizacji pozarządowych. Szczególny respekt miałem wobec powszechnie obecnych bractw kurkowych, zrzeszających bardzo wielu członków i działających zgodnie ze swoim statutem na rzecz dobra wspólnego. Widziałem wielu lokalnych polityków, którzy nie tylko nigdy nie lekceważyli opinii tych bractw, ale i wspierali każdą ich pozytywną inicjatywę, wiedząc o tym, że stanowią oni świadomy i pokaźny elektorat. Idea „małej ojczyzny” (Heimat), tkwiąca w świadomości wielu członków lokalnych społeczności, to bardzo dobry sposób, by uaktywnić ich zdolności oraz zachęcić do poświęcenia prywatnego czasu na rzecz pożytku publicznego.

Poszczególne organizacje powinny także współpracować ze sobą, by w ten sposób ich siła działania była spotęgowana. Im bardziej działają w rozproszeniu, im bardziej realizują tylko swoje cele, nawet najszczytniejsze, tym bardziej izolują się i tracą na sile oddziaływania społecznego. Tworzenie konfederacji stowarzyszeń to na pewno dobry krok w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego.

Rola Kościoła

Zapewne rodzi się pytanie, jaką rolę ma spełnić Kościół katolicki i jego organizacje, stowarzyszenia itp. w budowaniu ziemskiej społeczności obywateli, także w wymiarze ich wyborów. Otóż trzeba jasno stwierdzić, że polityka nie jest Kościołowi do zbawienia koniecznie potrzebna. Jego misją jest głoszenie królestwa Bożego oraz uświęcanie ludzi i świata. Nie ma natomiast innego wyjścia, by nie zajmować się problemami życia ludzkiego graniczącymi z wiarą. Tam, gdzie życie społeczne i polityka są konfrontowane z misją Kościoła, a więc z jego świadectwem, liturgią i służbą (diakonią) opartą o miłość miłosierną, jego głos zakładający fundament wiary i rozumu jest konieczny. Oznacza to w praktyce, że zadaniem Kościoła w życiu społecznym, także w czasie wyborów, jest funkcja oczyszczająca rozum, by nigdy nie stracił ze swej perspektywy sprawiedliwości społecznej jako zasady koegzystencji wielu podmiotów indywidualnych, jak i zbiorowości w społeczeństwie.

 


Zadaniem Kościoła w życiu społecznym, także w czasie wyborów, jest funkcja oczyszczająca rozum, by nigdy nie stracił ze swej perspektywy sprawiedliwości społecznej jako zasady koegzystencji wielu podmiotów indywidualnych, jak i zbiorowości w społeczeństwie


 

Oznacza to stanowcze mówienie, że żadna demokracja nie ostanie się bez etyki, że sprawowanie władzy bez wartości będzie przypominało wybór tłumu przed Piłatem. Wiemy, czym się zakończył ten akt demokracji. Im bardziej elity danej społeczności będą utwierdzane, że demokracja to wolność od norm uniwersal nych, od prawa naturalnego, tym bardziej będzie wkradał się totalitarny sposób myślenia i działania – wprost wykluczenia – wobec ludzi, którzy chcą wartości uniwersalne wyznawać i wprowadzać w życie, jak często podkreślał to Jan Paweł II, mówiąc o zagrożeniach prawdziwej demokracji. Poza tym Kościół musi uważać na to, by swoją rolę oczyszczającą życie społeczne rozumiał w sposób metapolityczny.

Potencjalni kandydaci do wyborów bardzo chętnie szukają umocowania metafizyczno-religijnego dla swojego myślenia i działania, by w ten sposób stać się nietykalnymi wobec jakiejkolwiek krytyki. Czasem wydaje się, że dzięki temu uważają, iż mają immanentną zdolność do mówienia prawdy. Nic bardziej mylnego; do prawdy dochodzi się na drodze procesów intelektualnych, a nie w oparciu o takiego czy innego hierarchę Kościoła. Wybór przez członków Kościoła któregoś z kandydatów bądź partii ma się dokonywać na zasadzie względnej afirmacji, bez dogmatyzowania czy uświęcania ich poglądów politycznych.

Nie można wymagać od Kościoła jako takiego, użycia jego autorytetu, bazującego na głoszeniu prawd dotyczących wiary i moralności, do walki politycznej. Natomiast każdy członek Kościoła jako obywatel ma prawo wybierać swoich kandydatów, stawiać na programy partii i komitetów wyborczych zgodnie ze swoim – dodam: uformowanym wg nauki Kościoła – sumieniem. Najlepszym wkładem Kościoła do budowania wspólnoty obywateli jest rozwój rozumu wobec lenistwa intelektualnego oraz krzewienie wiary w sytuacji, w której ludzie żyją, jakby Boga nie było. Kościół powinien też pamiętać, że jego funkcja oczyszczająca rozum ludzki wymaga samooczyszczenia, a ten proces polega na wytrwałym wsłuchiwaniu się w to, co Bóg poprzez działanie Ducha Świętego mówi do Kościoła.

Pozwolę sobie na koniec zacytować myśl mnicha z góry Atos, zawartą w książce Heinza Nussbaumera „Odkryć w sobie mnicha”, wydanej przez IW PAX: „Bóg nie będzie mówił głośniej tylko dlatego, że my staliśmy się tak hałaśliwi. Musimy albo się wszyscy wyciszyć, albo żyć bez Jego orędzia”.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej