Nie tylko o agentach

2013/01/16

Długo oczekiwana książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego „Księża wobec bezpieki” nie jest spisem agentów w sutannach. To publikacja, która pokazuje niezłomność i słabość ludzi Kościoła w czasach, kiedy poddani byli szczególnej inwigilacji.

Zanim sięgnie się po blisko 600-stronicową książkę ks. Zalewskiego, trzeba przypomnieć, że przywołuje ona czasy, gdy Kościół był poddany wyjątkowej próbie. Kiedy komunistyczne służby śledziły ludzi Kościoła, szantażowały, zastawiały sidła i próbowały rozbić od wewnątrz „antykomunistyczne siły”. Kiedy klerykom zakładano teczki już przy wstąpieniu do seminarium, a księża skazani byli na kontakty ze służbami PRL, starając się o paszport czy pozwolenie na budowę kościoła. Dzisiaj pytamy: jak daleko mogły zajść te kontakty bez uszczerbku dla sumienia i dobra Kościoła?

Ocena tamtych czasów i postaw duchownych jest trudna. Z jednej strony dysponujemy niepełnymi archiwami komunistycznych służb, rzadko zeznaniami oficerów prowadzących i wreszcie relacjami księży, którzy niechętnie wracają pamięcią do bolesnych wspomnień, a często woleliby po prostu wymazać je z pamięci. Episkopat Polski zakazał duchownym kontaktów ze służbami PRL, jednak wiadomo, że niektóre rozmowy – na przykład w sprawie pozwoleń na tworzenie nowych parafii czy budowę kościoła – musiały się odbyć. Miały być prowadzone zawsze za zgodą i wiedzą biskupów.

Z drugiej strony, jak podkreśla ks. Zalewski, służba bezpieczeństwa nie była powołana tylko po to, żeby produkować tysiące nieprawdziwych i nieprzydatnych dokumentów. Była ważnym ogniwem, umożliwiającym władzom na kontrolę obywateli i życia społeczno-politycznego. Jej praca nie była fikcją, bo służyła władzom komunistycznym nie tylko w Polsce. Nie można więc mówić, że esbecy pozorowali werbunek, a sporządzone przez nich notatki to nic niewarte świstki.

Żeby skonfrontować akta IPN, ks. Zalewski napisał listy do wszystkich księży, ujętych w książce jako tajni współpracownicy, których adresy udało mu się ustalić. Odpowiedziała tylko połowa. Fotokopie odpowiedzi zamieszczono w załącznikach do książki.

W książce ks. Isakowicz przywołuje 130 nazwisk duchownych, którzy wobec presji komunistów wykazali hart ducha i tych, którzy jej ulegli. Autor ujawnił nazwiska funkcjonariuszy UB i SB, ich informatorów i tajnych współpracowników tylko w przypadku, gdy miał pewność, kto ukrywa się pod pseudonimem. W kilku przypadkach pseudonimy pozostają więc nierozszyfrowane. W publikacji pominął też te fragmenty akt SB, które mogłyby naruszać dobra osobiste represjonowanych lub ich rodzin.

Mówili: „nie”

Wśród tych, którzy oparli się werbunkowi ks. Zalewski wymienia: kard. Franciszka Macharskiego, kard. Andrzeja Deskura i biskupów Tadeusza Rakoczego, Wacława Świerzawskiego, Jana Szkodonia i Kazimierza Nycza.

Ks. Macharskiego próbowano po raz pierwszy zwerbować, gdy starał się o paszport na studia za granicą. Bez powodzenia. Jak pisze ks. Zalewski, w latach 60. na ks. Macharskiego donosił jego szwagier Julian Polan-Haraschin – były prawnik i sędzia stalinowski, który zgodził się na współpracę w zamian za wcześniejsze wyjście z więzienia. W krakowskim IPN zachowało się 12 tomów jego akt – w sumie 4 tys. stron. Znalazły się w nich donosy nie tylko na ks. Macharskiego, ale także o. Piotra Rostworowskiego, kard. Karola Wojtyłę, ks. Stanisława Dziwisza i Józefa Tischnera. Ks. Macharski nie domyślał się podwójnej roli swojego kuzyna. Przez osiemnaście lat bezskutecznie rozpracowywano przyjaciela Jana Pawła II kard. Andrzeja Deskura. Księdza Wacława Świerzawskiego próbowano najpierw zwerbować, a gdy to się nie powiodło – prowadzono przeciwko niemu różne działania. Ks. Nycz i ks. Rakoczy konsekwentnie mówili esbekom: „nie”, a ks. Szkodoń – nie zgadzał się na nieformalne kontakty. W swojej książce ks. Zaleski przypomina postać zmarłego już ks. Kazimierza Jancarza, który był tym dla Krakowa, kim dla Warszawy – ks. Jerzy Popiełuszko.

Na nic zdały się też intrygi wobec innych krakowskich duchownych: ks. kanonika Adolfa Chojnickiego, zaangażowanego w działalność patriotyczną i niepodległościową, ks. Andrzeja Zwolińskiego, ks. prof. Józefa Tischnera, ks. prałata Antoniego Sołtysika, a także ks. Franciszka Blachnickiego – twórcy oaz, obecnie kandydata na ołtarze.

Potrafili się wycofać

W książce opisano też przypadki, kiedy SB rejestrowała kogoś jako tajnego współpracownika „na wyrost”, bez pisemnego lub ustnego zobowiązania do współpracy. Łatwo je jednak było zweryfikować. Przykładem może być ks. Wojciech Ziemba, obecny metropolita warmiński, któremu SB nadała pseudonim „Wojtek”, a wywiad operacyjny: „Cappis”. TW po prostu konsekwentnie odmawiał kontaktów i składania doniesień, w związku z czym bezpieka w końcu musiała zrezygnować z pozyskania go do współpracy.

Były też osoby, które początkowo zgadzały się na współpracę, a potem ją zerwały. W aktach informatora o pseudonimie „Kos”, czyli nieżyjącego już dziś ks. infułata Stanisława Czartoryskiego, znajdują się dwa odręcznie napisane przez niego zobowiązania do współpracy. W jego pozyskaniu UB posłużyło się szantażem: chodziło o wsparcie udzielone przez duchownego osobom z podziemia niepodległościowego oraz o sprawę obyczajową, którą ks. Zaleski pominął w publikacji, ale – jak dodał – okazała się ona całkowicie spreparowana przez funkcjonariuszy na potrzeby werbunku. Przez cztery lata ks. Czartoryski informował funkcjonariuszy o krakowskich duchownych, a także o osobach ze środowiska ziemiańskiego i uniwersyteckiego. Wykorzystał moment odwilży w 1956 r. i odmówił dalszej współpracy. W następnym roku został wyrejestrowany w sieci agenturalnej. Potem raz jeszcze próbowano go zwerbować, ale bezskutecznie. Od krewnych i przyjaciół ks. Czartoryskiego, ks. Zaleski dowiedział się, że duchowny zwierzył się ze swej współpracy bp. Karolowi Wojtyle, ten jednak nadal darzył go zaufaniem i powierzył mu odpowiedzialne funkcje w krakowskim Kościele. W czasach „Solidarności” i stanu wojennego ks. Czartoryski zasłynął jako opiekun represjonowanych i internowanych.

Zwerbowani

W swoje książce ks. Zaleski pisze o arcybiskupie seniorze archidiecezji poznańskiej Juliuszu Paetzu, który pracując w Watykanie, był blisko trzech kolejnych papieży, w tym przy Janie Pawle II. W 1978 r. został zarejestrowany jako kontakt informacyjny wywiadu PRL „Fermo”. Mimo że arcybiskup nie zgadzał się na sformalizowanie współpracy i uważał, że jego spotkania z oficerem mają charakter oficjalny, zaczął przekazywać coraz więcej interesujących informacji. Arcybiskup tak chętnie dzielił się swoimi spostrzeżeniami, że w pewnej chwili oficerowie nabrali podejrzenia, iż duchowny współpracuje z nimi z inspiracji Watykanu. Opisując przypadek „Fermo”, ks. Zalewski zaznaczył, że w materiałach nie ma wzmianki o sprawach obyczajowych, które mogły być postawą szantażu.

Inny obecny biskup: ks. Kazimierz Górny został pozyskany przez SB w 1979 r., gdy budował kościół w Oświęcimiu. „W kontaktach przestrzegał on określonych reguł: nie składał doniesień na innych duchownych czy osoby świeckie; nie ujawniał tajemnic kościelnych; nie przekazywał informacji, które mogłyby skompromitować inne osoby; nie pobierał wynagrodzenia, wreszcie odmawiał spotkań poza plebanią. (…) Można nawet przypuszczać, że duchowny we własnym mniemaniu był przekonany, iż nie współpracuje z SB, lecz jedynie utrzymuje konieczne kontakty. Jednak sami funkcjonariusze SB traktowali te spotkania jako współpracę” – podkreśla autor książki.

Kiedy jednak ks. Górny ukończył budowę kościoła, zaczął uchylać się od spotkań z SB, które – jak twierdził – uważał „za zło konieczne” w czasie starań o budowę świątyni.


Zanim sięgnie się po blisko 600-stronicową książkę ks. Zalewskiego, trzeba przypomnieć, że przywołuje ona czasy, gdy Kościół był poddany wyjątkowej próbie.
Fot. Artur Stelmasiak

Kiedy jednak ks. Górny ukończył budowę kościoła, zaczął uchylać się od spotkań z SB, które – jak twierdził – uważał „za zło konieczne” w czasie starań o budowę świątyni. Ks. Zaleski pisze też o dwóch innych współpracownikach SB: „Dąbrowskim” (bp Wiktor Skworc) i „Kazku” ( w książce nie ujawnionoo kogo chodzi). Trzy inne sprawy (wśród nich jest sprawa TW „Filozof”) – ze względu na szczątkowe informacje – zdaniem ks. Zalewskiego wymagają zbadania przez Kościelną Komisję Historyczną. Sprawy warszawskich duchownych, na które natrafił ks. Zaleski podczas badań akt w IPN – tajnych współpracowników o pseudonimach „Recenzent” i „Wallenrod” – zostały przekazane do komisji historycznej metropolii warszawskiej. O sprawie innego duchownego – TW „Henryk”, ks. Zaleski poinformował nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka. W książce opisano także niższych szczeblem duchownych zarejestrowanych jako TW: pod ps. „Delta” był zarejestrowany ks. Mieczysław Maliński, jako TW „Brodecki” – nieżyjący już ks. Bolesław Saduś (pracował w kurii, potem korespondował z Karolem Wojtyłą), a jako TW „Waga” – zdymisjonowany proboszcz katedry na Wawelu ks. Janusz Bielański. Wymieniono kustosza Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Zakopanem Mirosława Drozdka (TW „Ewa”) i ks. Jana Łasuta (były proboszcz parafii w Poroninie, obecnie emeryt) – (TW „Franciszek”). Większość tych duchownych zaprzeczyła świadomej współpracy z SB.

Joanna Jureczko-Wilk

Artykuł ukazał się w numerze 3/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej