Niebezpieczne zabawy

2013/07/2
Radosław Kieryłowicz

Pan Bóg, czyniąc ziemię poddaną ludziom, oprócz drzew rodzących rozmaite owoce zasadził również drzewa poznania dobrego i złego. Zdaje się, że elektrownie atomowe są czymś w rodzaju takich drzew. Nieumiejętne obchodzenie się z nimi zawsze przynosi katastrofalne skutki. Wydawać by się mogło, że wypadek w Czarnobylu wszystkiego już nas nauczył, ale wydarzenia w Japonii pokazały, że jest inaczej.

 

Sobotę 26 kwietnia 1986 roku pamiętam jako ciepły i pogodny dzień. Poszedłem na podwórko grać z kolegami w piłkę. Gdy wróciłem do domu, kot, który zawsze wygrzewał się w słońcu, schował się w najciemniejszym kącie łazienki i wydawał się wyjątkowo rozdrażniony.

W niedzielę wieczorem z zagłuszanej rozgłośni mama usłyszała strzępki informacji o jakimś poważnym wypadku w Rosji. W poniedziałek już wszystko było jasne. Nie wypuszczono mnie z domu na zajęcia pozalekcyjne, a dodatkowo dostałem do wypicia płyn Lugola.

Wypadek w elektrowni atomowej w Czarnobylu, tak jak i inne tego typu zdarzenia w Rosji trzymano w tajemnicy. Zdecydowano się to ujawnić tylko dlatego, że w Szwecji wykryto podwyższony poziom promieniowania. Z początku wszystkie szczegóły utajniono, dopiero po wpuszczeniu przedstawicieli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej prawda wyszła na jaw. Na katastrofę złożyło się kilka powodów: wady konstrukcyjne, braki materiałowe, ignorancja i arogancja nadzoru oraz współzawodnictwo socjalistyczne – „wyścig szczurów po nagrody partyjne”.

Przemysł atomowy w Rosji był szczególnym sektorem. Ośrodki badawcze i przemysłowe były strefami zamkniętymi. Dotyczyło to głównie zakładów wojskowych. Energetyka też podlegała swoistym regułom. Pracownicy elektrowni mieszkali w zamkniętych miastach, gdzie poziom życia był znacznie wyższy niż gdzie indziej. Awans nie wiązał się z kompetencjami zawodowymi, lecz był wynikiem całkowitego oddania partii.

Fizyka była na drugim miejscu. Prezentowała ona jasne reguły gry. Kto je znał, temu była przyjazna, kto nie, musiał przegrać. Mimo to w Czarnobylu próbowano ją wprzęgnąć w socjalistyczne współzawodnictwo. Zadaniem, na którym poległa duża część pracowników elektrowni, było „awaryjne wyłączenie chłodzenia reaktora”. Próba miała być przeprowadzona z obawy przed ewentualnym wybuchem wojny i zniszczeniem urządzenia. Jednakże w wyniku błędów popełnionych w trakcie eksperymentu to nie wojna wybuchła, a reaktor, a konkretnie para wodna, która w tym reaktorze wytwarzała się, napędzając turbiny elektryczne. Z powodu ogromnej temperatury w reaktorze pręty paliwowe się stopiły, a para wodna wysadziła pokrywę ochronną. Następnie doszło do eksplozji wodoru, który wysadził betonową kopułę bezpieczeństwa, po czym promieniotwórcze gazy dostały się do atmosfery. Tylko dlatego, że wiatry pognały chmurę w stronę Szwecji, dowiedzieliśmy się o katastrofie.

Kilka tygodni temu w Japonii miało miejsce silne trzęsienie ziemi, a po nim nastąpiło tsunami. Fala wlała się przez falochrony do elektrowni atomowej Fukushima I, odcinając jej zasilanie. Siłownia była co prawda zaprojektowana z myślą o tym niebezpieczeństwie, ale nie spodziewano się aż tak wysokiej fali. Fala zalała również zbiorniki z olejem, dlatego też nie zadziałały generatory spalinowe i awaryjne układy zasilania. Spowodowało to najpierw wyłączenie chłodzenia reaktorów, a potem basenów ze zużytymi prętami paliwowymi.

Ponieważ podobnie jak w Czarnobylu chłodziwem reaktorów jest woda, doszło do nagromadzenia się wodoru i jego wybuchu, co zniszczyło budynki, w których znajdują się urządzenia nuklearne. Sytuacja stała się poważna. Reaktory są wyłączone, ale rozpad promieniotwórczy w ich wnętrzu je nagrzewa, a tu nie ma chłodzenia, dlatego urządzenia zaczęto polewać wodą słodką i morską. Woda zaczęła parować, a ponieważ doszło do częściowego odszczelnienia zbiorników ze zużytym paliwem, chmura z promieniotwórczymi izotopami przemieszczała się, na szczęście, nad ocean. Również woda morska, którą polewano rozgrzane urządzenia, zamiast spłynąć do specjalnych zbiorników, wlała się do oceanu, kilkusetkrotnie podnosząc w nim poziom radiacji.

Dwadzieścia pięć lat po Czarnobylu, niby dwa światy – ZSRR i Japonia. Wydawać by się mogło, że Japończyk mądry po szkodzie na Ukrainie, a tu nic podobnego!

Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że i Polska zamierza dumnie wkroczyć na drogę energetyki jądrowej. Raczej nie grozi nam ani socjalistyczne współzawodnictwo, ani trzęsienia ziemi, ani tsunami, ale znając rodzime skłonności do zaniedbań, przestrzegałbym przed takimi zabawami. Zerwanie owocu z tego drzewa poznania mogłoby wypędzić Polaków z ojczystego „raju”, w którym żyją od tysiąclecia.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej