Nieskończona jeszcze dziejów praca…

2013/06/28
Alicja Dołowska

Mijają kolejne rocznice Sierpnia 1980 roku a spory tych, którzy w tamtym ruchu społecznym uczestniczyli, nie ustają. Spory o genezę Sierpnia i o to, o co wtedy szło. Szkopuł w tym, że Solidarność liczyła wówczas 10 milionów, a grupom społecznym towarzyszyły różne cele i interesy. Potem – nie wszystkim było po drodze.

 

W sierpniu 80. roku do Solidarności przystępowali katolicy i ateiści, endecy i opozycjoniści z rodowodem z 1968 roku, a także ci, którzy chcieli tylko socjalizmu z ludzką twarzą. Należało również półtora miliona członków z trzymilionowej PZPR. To był fenomen na skalę światową. Rzuh – jak pisały wtedy amerykańskie gazety – który wstrząsnął światem. Dziś znaczek Solidarności wyrywają sobie dawni liderzy polityczni i związkowi, których „S” wyniosła na świeczniki, a robotnikom, którzy potracili miejsca pracy i nadal walczą o swoje prawa, każą wstawić sztandary do muzeum lub nazywają ich warchołami.

Przyśniły się „szklane domy”?

Czy gdy już odzyskaliśmy wolność, a Związek Radziecki rozwiązał się przez samolikwidację i „czerwony” w Polsce gwałtownie zmieniał barwy – możliwa była Polska solidarna i sprawiedliwa? Czy to tylko utopia państwa idealnego, na którą dało się nabrać wiele milionów ludzi – sen na miarę „szklanych domów” z „Przedwiośnia” Żeromskiego? Na to pytanie nie odpowiedzą najwybitniejsi socjolodzy, ale żadne społeczeństwo na świecie nie jest zbiorowiskiem samych tylko aniołów, ludzi szlachetnych i prawych. Ewangeliczna zasada „jeden drugiego brzemiona noście” jest dla ogółu zadaniem trudnym do realizowania, bo wymaga podawania słabszemu ręki i wyrzeczeń na rzecz dobra drugiego człowieka. Tymczasem w demokracji i drapieżnym kapitalizmie, jaki nam zaserwowano, istnieje gra interesów indywidualnych i grupowych, które ludzi stawiają przeciw sobie.

I można tylko przypominać co nauczał Jan Paweł II w homilii w Gdańsku-Zaspie w 1997 roku, że „Solidarność to zawsze jeden i drugi, nigdy jeden przeciw drugiemu”. Po śmierci polskiego papieża, kiedy społeczeństwo się wypłakało, znów się zaczęła swoista odmiana wolnoamerykanki.

Solidarność w „Solidarności” trwała tak długo, jak długo istniał wspólny wróg – bo tylko to mogło sprawić, że po jednej stronie barykady odnaleźli się tworząc wspólnotę idei ludzie o kompletnie różnych zapatrywaniach i wizjach państwa. Jednej wizji nie było.

Ale czy musiało dojść do podziału – jak go określa Piotr Szczepanik, uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej w 1988 roku – na cwaniaków i frajerów? Czy kosztów przemian ustrojowych nie można było rozłożyć bardziej sprawiedliwie?

– Nie było czasu na szukanie trzeciej drogi– zapewnia Janusz Lewandowski, dzisiejszy komisarz Unii Europejskiej, który jako minister ds. spraw przekształceń własnościowych zafundował nam uwłaszczenie do którego musieliśmy dopłacać 20 złotych, płacąc za bon, którym można było wytapetować ścianę, bo zamiana na akcję w biurze maklerskim kosztowała drugie tyle.

– Oczywiście, że cena, jaką zapłaciliśmy za transformację, była duża. Pewnie nie mogła być mniejsza. Nie wierzę, by można przeprowadzić transformację centralnego systemu nakazowego do gospodarki rynkowej bez żadnych obciążeń społecznych. Koszty społeczne były wielkie, nie trzeba mnie do tego przekonywać – stwierdził metropolita warszawski abp. Kazimierz Nycz.

Solidarność to nadal zadanie

– Nasze elity nie zdały egzaminu już na początku przemian – powiedział mi wywiadzie w 1998 roku Jerzy Giedroyć.– Niepodległość je zaskoczyła. Ludzie nastawieni na długoletnie zwalczanie komunizmu nagle stanęli przed pytaniem, jak ma wyglądać wolna Polska. I okazało się, że nie mają żadnej koncepcji. Toteż z chwilą, gdy przyszła niepodległość, opozycja straciła głowę– stwierdził z goryczą.

Przyjęto model gospodarki rynkowej i bolesne reformy Balcerowicza, które jednych wypchnęły za burtę, inni na fali przemian poszybowali wysoko, choć wielu z nich również odczuło ból twardego lądowania. Gdzie się po 1989 roku podziała idea solidarności, którą dziewięć lat wcześniej zachłysnęli się Polacy, zadziwiając świat, za którą zginęło ponad sto osób w latach stanu wojennego? Zgubiliśmy ją po drodze.

Abp. Nycz tłumaczy: – Bardzo ważne jest odróżnianie Solidarności, która w swojej historii była najpierw wielkim ruchem społecznym, potem związkiem zawodowym i pozostaje nadal ważna jako związek Polsce potrzebny, który broni interesów pracobiorców, od solidarności jako ewangelicznej idei. Solidarność w ewangelicznym znaczeniu obowiązuje nas przez 2 tysięcy lat, ale ciągle od niej uciekamy. Wydaje nam się, że potrafimy porozwiązywać wszystkie problemy społeczne, począwszy od rodzinnych, bez użycia zasad ogólnoludzkiej solidarności. Jan Paweł II przypomniał o tym w Gdańsku, – i co ciekawsze – mówił również podczas wizyty w roku 1979, że „nie ma solidarności bez miłości”. Podobnie jak „nie ma wolności bez solidarności”. Ale cały czas myślał o obu solidarnościach, z akcentem jednak na tę solidarność z małej „s”. I moim zdaniem, w znaczeniu ewangelicznym, stale jesteśmy przed nią –stwierdził abp. Nycz.

Przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność Janusz Śniadek podkreśla, że wiele z postulatów społecznych Sierpnia nie zostało dotąd zrealizowanych. Tymczasem wielu dawnych liderów Sierpnia –jak np. Lech Wałęsa –od dawna chciałoby już wysłać Solidarność do muzeum. Ona im przeszkadza, gdyż uważają, że mają monopol na racje – O nie– odpowiada Śniadek – to byłoby tak, jakby ktoś zamierzał wysłać do muzeum ludzką godność. Do muzeum tamte postulaty chcą wysyłać ci, którzy udają, że „Solidarność” była tylko walką o wolność. Tymczasem postulaty są dobitnym dowodem tego, że w tych wszystkich zrywach, począwszy od 1956 r., chodziło nam o Polskę wolną, ale i Polskę sprawiedliwą. Sierpniowe postulaty są najmocniejszym wyrazem żądania sprawiedliwości społecznej, więc choćby z tego powodu trudno przecenić ich rolę i znaczenie również dzisiaj, nie pomijając ważności zawartych w nich ideałów wolnościowych– twierdzi Śniadek. .

– Nie zwijajcie sztandarów – apelował w homilii podczas rocznicowej mszy na 30. lecie związku metropolita gdański abp. Sławoj Leszek Głódź, niegdyś kapelan białostockiej „S”– Solidarność jest nadal Polsce potrzebna. Powiedział, że należy dziękować za „Solidarność”, za jej etos pracy, za trwanie przy wartościach ojczystych i tradycji narodowej. -Ale trzeba zapytać: czy skończył się czas budowania wolności i czy ten dom jest domem sprawiedliwości? Nie skończyła się misja „Solidarności” w 1989 r., bo nie ma wolności bez sprawiedliwości, tak jak nie ma sprawiedliwości bez wolności. Nie ma też wolności i sprawiedliwości bez solidarności – dodał abp. Głódź.

A nawiązując do kłótni na jubileuszowym zjeździe „S” wywołanej przez zaproszonych gości zadał pytanie: -Zapytam: budujemy dom czy biblijną wieżę Babel, gdzie pomieszały się języki? Delegaci uroczystego zjazdu NSZZ „Solidarność” przyjęli w 30. rocznicę powstania związku uchwałę o ustanowienie błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki patronem związku. Formalną decyzję w tej sprawie musi wydać Stolica Apostolska

Postulaty Sierpnia wciąż aktualne

Janusz Śniadek: – W 1980 roku wierzyliśmy, że wolna Polska będzie sprawiedliwa, natomiast przez lata transformacji przekonujemy się z wielkim bólem, że te sprawy nie są tożsame i oczywiste. Że od wielu lat mamy Polskę wolną, ale kolejne demokratyczne rządy, sprawowane przecież z mandatu społecznego, prowadzą Polskę w kierunku, który ze sprawiedliwością ma coraz mniej wspólnego. Narastają procesy niebywałego rozwarstwienia płacowego. Jako kraj jesteśmy pod tym względem rekordzistą w Europie. Proponuje się nam politykę społeczną opartą nie na zasadzie solidaryzmu, ale na narastającej dominacji liberalnej filozofii „radź sobie sam”. Przekonujemy się, że realizacja idei Rzeczypospolitej Samorządnej, którą zaproponowano na I Zjeździe „Solidarności”, polega dzisiaj na delegowaniu na samorządy rosnącej liczby zadań, bez przyznawania im stosownych do wykonania środków finansowych. Skutki tego stanu rzeczy są opłakane nie tylko w służbie zdrowia, ale także na kolei, w oświacie i generalnie w usługach publicznych. Liczba zdarzeń pokazujących, że filozofia „radź sobie sam” prowadzi do dramatycznego osłabienia państwa i bezpieczeństwa obywateli, jest zastraszająca.


Janusz Śniadek – przewodniczący Komisji Krajowej „Solidarności”: Wiele postulatów sierpnia 1980 r. nie zostało zrealizowanych.
Fot. Dominik Różański

Władzy niewygodnie mówić o nie zrealizowanych obietnicach Sierpnia. Niektórzy nawet – tak jak Zbigniew Bujak szef mazowieckiej Solidarności – który potem został prezesem Głównego Urzędu Ceł – przepraszali za Solidarność i sprzedawali związkową legitymację. Tym, którzy trwali przy związku i nie byli beneficjentami przemian było przykro, bo wiedzieli, że „pokojowa rewolucja” Sierpnia nie została dokończona. Ale elitom, wywodzącym się w dużym stopniu z Solidarności i opozycji, związek przestał być potem potrzebny. Śniadek mówi nawet o „antyzwiązkowej krucjacie” w mediach. Oskarżenia, że związek hamuje reformy sypały się co dnia. Niezrealizowany został nie tylko postulat zapewnienia odpowiedniej liczby miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących. Również postulat poprawy warunków pracy pracowników służby zdrowia dla zapewnienia Polakom pełnej opieki zdrowotnej. Postulat podania do wiadomości Polaków żądań protestujących załóg, co się łączy z żądaniem dostępu do mediów publicznych. Postulat konsultacji programu reform ze światem pracy.

I ironia losu. Strajkujący domagali się wolnych sobót, ale nikomu nie przyszło do głowy, że w wolnej Polsce trzeba będzie walczyć o wolne niedziele dla pracowników handlu, które były dla nich wolne w peerelu i są dla nich wolne w krajach starej Unii. 12 wolnych od pracy w handlu świąt wywalczyli dopiero za rządów PiS.. – Trudno uwierzyć, ale przecież dziś nawet żądanie prawa do zrzeszania się w wolne związki zawodowe jest nadal aktualne– tłumaczy Śniadek. I dodaje, że związkowców jako ludzi niewygodnych znowu wyrzuca się z pracy, albo pracodawcy wymuszają na pracownikach, by się nie zrzeszali, groźbą utraty zatrudnienia.

Stąd przemilczanie niewygodnych postulatów przez elity polityczne i ogłaszanie końca polskiej drogi do wolności. A przecież wolności nie można posiadać – trzeba ją stale zdobywać, robiąc z niej dobry użytek – nauczał Jan Paweł II. I stawiał Solidarności liczne pytania o etykę, wartości, i ową małą solidarność. W istocie wielką, choć pisaną przez małe „s”, choćby z bezrobotnymi, którymi trzeba się zając, by nie pozostawali na marginesie społecznym. .

Dawniej solidarni, potem poróżnieni

Sentymentalna panna „S” jak ją nazywano w „karnawale Solidarności”, który trwał 16 miesięcy od sierpnia 1980 roku do 13 grudnia 1981, jest dzisiaj w wieku Balzakowskim. Za nią trudne doświadczenia delegalizacji, stanu wojennego, działalności podziemnej, internowania i wielu ofiar. Gdy po „okrągłym stole” znów ją reaktywowano, nie miała w swoich szeregach już 10 milionów, tylko 1,5 mln członków. Wielu działaczy „S” zmuszono do emigracji, niektórzy nie widząc perspektyw sami wyjechali. Likwidowano nierentowne zakłady pracy, upadały molochy socjalizmu, które były matecznikiem Solidarności. Rosło bezrobocie i rozgoryczenie co do kierunku przemian. W końcu upadł polski przemysł stoczniowy, „gdzie wszystko się zaczęło”

Po „okrągłym stole” wielu działaczy „S” zaczęło kwestionować ciągłość istnienia związku. Jeden z sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych Andrzej Gwiazda nie krył krytyki wobec Lecha Wałęsy. Zarzucał mu, że nie miał przyzwolenia Komisji Krajowej do zasiadania do okrągłostołowych negocjacji i że to reprezentowanie sam sobie uzurpował. Że bez zgody związku sam sobie dobrał ludzi, którzy mu do rozmów pasowali. Gwiazda stwierdził również, że z punktu prawnego, zarejestrowana w 1989 roku przez Wałęsę Solidarność ma zmieniony statut, przez co o ciągłości związku nie może być mowy. Podobne zdanie reprezentowała Anna Walentynowicz i Joanna Gwiazdowa. Ludzi tak twierdzących było dużo więcej. Doszły osoby z grona Solidarności, które zaczęły piastować stanowiska rządowe, zasiadały w parlamencie. Poza małżeństwem Gwiazdów i Walentynowicz, którzy się niczego na Solidarności nie dorobili, nazwy:” pierwsza” i „druga” Solidarność zaczęli używać zwłaszcza ci, których punkt widzenia zaczął zależeć od miejsca siedzenia i materialnego statusu.

Jednak dla większości członków na dobre i złe związanych z Solidarnością był to ciągle ten sam związek. Oni się nigdy z niego nie wypisali.-Solidarność jest jedna!– podkreśla z całą mocą Janusz Śniadek. Wałęsa rzuca dziś pod adresem „Solidarności” obraźliwe słowa. Mówi z pogardą: „niech dogorywa”, lub że „powinna zwinąć sztandary i zajmować się problemami ludzi pracy pod szyldem np. „Solidność”. I zapomina, że kiedy była mu potrzebna do ubiegania się o prezydenturę, zawsze po nią sięgał, mówiąc, że jest jej „ojcem”. Zapomina, że po przegranych wyborach w rywalizacji z Kwaśniewskim, wrócił do gmachu Komisji Krajowej i Marian Krzaklewski przyjął go z otwartymi ramionami. Wałęsa był wtedy mniej buńczuczny, okazywał więcej pokory, co dodawało mu klasy. Kalkulacja? Solidarność mogła być Wałęsie znowu potrzebna?


Dla załóg wielkoprzemysłowych zakładów pracy przemiany ustrojowe okazały sie dramatyczne w skutkach
Fot. Dominik Różański

Na początku lutego 1996 roku pojechałam do Gdańska na umówiony wywiad. Zapytałam Wałęsę czy przyzna, że się pomylił twierdząc jakiś czas temu, że Solidarność powinna zwinąć sztandary i przekazać je do muzeum, bo wypełniła już dziejową misję. Stanowczo zaprzeczył. Nadal uważał, że należało to zrobić, by nikt później nie przepraszał za Solidarność, nie podczepiał się pod jej ethos i nie plamił sztandarów. U progu 1996 roku stwierdził, że takiego pomysłu by już nie zgłosił – Bo dzisiaj Solidarność jest w Polsce bardzo potrzebna. – Nie mówię tak wcale dlatego, że przestałem być prezydentem –zastrzegł wówczas Wałęsa.

Po 30 latach większość Polaków jest zadowolona z odzyskanej wolności. Dla wielu z nich jednak wolność nie szła w parze z egalitaryzmem i równo rozłożonymi kosztami przemian ustrojowych, które zwłaszcza dla wielkoprzemysłowych załóg okazały się dramatyczne w skutkach. Są też radykalne głosy prostych ludzi, że Solidarność to był ”koń trojański’ sprowadzony do Polski. I że przez Solidarność ludzie nie mają teraz pracy i grzebią po śmietnikach.

Cóż, żyjemy w wolnym kraju. Każdy bez cenzury może głosić opinie ,które uważa za słuszne. 700 tys. ludzi zrzeszonych dziś w tym związku chce być nadal Polsce potrzebnych, bo uważa – podobnie jak abp. Głódź – że Solidarność nie zakończyła jeszcze swojej dziejowej misji.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej