Pani Barbara zwróciła się do mnie z prośbą o wyrażenie opinii dotyczącej skutków rozdzielenia dziecka z matką. Przytoczyła fakty i opisała sytuację, kiedy to mocą Konwencji Haskiej odebrano jej siłą czteroletniego synka.
Barbara, po ukończeniu w Polsce studiów wyjechała na staż do Wielkiej Brytanii. Z doskonałą znajomością języka angielskiego otrzymała tam dobrą pracę, mieszkanie, poznała również nowych przyjaciół. A jednak nie czuła się szczęśliwa, tęsknota za rodziną, ale pojawił się towarzyski Jeffrey. Ciąża ją zaskoczyła, ojciec dziecka zażądał aborcji. Nie zgodziła się i zaczęła być szykanowana. Pod koniec ciąży, kiedy było wiadomo, że urodzi się chłopiec sytuacja uległa radykalnej zmianie. Obudził się spóźniony instynkt macierzyński matki Jeffrey` a. Mały Jaś okazał się podobny do ojca, co upewniło babcię w zamiarze wychowywania dziecka bez udziału jego matki. Barbara nic nie wiedząc o podstępie, przebaczyła, uwierzyła kłamstwom i pozwoliła dać synkowi nazwisko ojca. I tu zaczyna się drugi akt dramatu. Jeffrey poczuł się bezkarny, zaczął więc porywać dziecko do swojej matki, stosując przy tym przemoc fizyczną. Barbara zgłaszała to wszystko Policji, ale mimo to akty przemocy i szantażu nasilały się. Była w połogu, karmiła, w fazie silnego lęku, bliska załamania. W rozpaczliwym akcie woli uciekła z parotygodniowym niemowlęciem do Polski. Sądziła, że tu będzie mogła liczyć na przychylność Sądów.
Tu następuje trzeci akt dramatu. Po roku zostają uruchomione procedury sądowe w ramach tzw.„Konwencji Haskiej, o cywilnych aspektach uprowadzenia dziecka za granicę”, w których ojciec żąda wydania dziecka do Anglii. Barbara próbuje nawiązać z nim kontakt, liczy na akty dobrej woli, na resztki sumienia. Nie prosi o alimenty, ani o żadne inne materialne zabezpieczenia. Chce tylko jednego, aby nie odrywano jej od dziecka!
Jeśli ktoś ma w tym miejscu nadzieję, że polski Sąd Rodzinny na to nie pozwoli bardzo się rozczaruje. Owszem, włączył procedury prawne, zademonstrował procedury diagnostyczne, a nawet terapeutyczne, ale tylko po to, aby jakaś europejska konwencja została potraktowana z szacunkiem i aby nie doznały uszczerbku wiernopoddańcze działania tego sądu. A przecież mamy naszą, polską Konstytucję, nasze, polskie kodeksy prawa cywilnego i karnego i nigdzie tam nie znajdziemy artykułu, który nakazywał by polskiej, czułej i opiekuńczej matce natychmiast oddać dziecko do innego kraju!
W przypadku Barbary i jej małego synka tak się właśnie stało. Jeszcze walczyła, prosiła, pukała do wszystkich możliwych drzwi wielkiej machiny sądowej, ale kiedy wydano wyrok i kazano jej oddać dziecko, zaczęła je ukrywać. W marcu w towarzystwie polskich policjantów i polskiego urzędnika sądowego mały Jaś, który w dodatku był wtedy chory został z zaskoczenia odebrany i przewieziony do Wielkiej Brytanii.
Chłopiec nie zna angielskiego, ojciec i angielska babcia nie znają polskiego. Czy można sobie wyobrazić przerażenie małego dziecka skazanego na banicję, w dodatku w miejscu obcym, wrogim, bez możliwości porozumienia się? Zapewne czuło się zdradzone i opuszczone przez własną matkę, którą nadaremnie przyzywało po polsku.
Barbara widząc, że nie wzruszy, nie ubłaga polskiego sądu, polskich instytucji wyjechała w ślad za synkiem. Kiedy po paru tygodniach sąd brytyjski wyraził zgodę na jego widzenie doznała wstrząsu. Dziecko było apatyczne, zalęknione, porozumiewało się na migi.
Barbara po raz drugi ruszyła do walki o dziecko, tylko, że tym razem przed sądami brytyjskimi, które okazały się o wiele życzliwsze dla polskiej matki. Niestety – w procedurach sądowych posługują się koronnym argumentem, że musi być coś na rzeczy, skoro polski sąd nakazał polskiej matce wydać dziecko do Anglii.
Nawet bez wstępnych analiz sytuację określić można jako wysoce traumatyczną, mogącą pozostawić nie przewidywalne do końca urazy w psychice chłopca.
Rozdzielenie małego dziecka z kochającą matką może być powodem poważnych zaburzeń osobowości dziecka, szczególnie zaś rozwoju emocjonalnego, uczuciowego, społecznego, a także intelektualnego. W przypadku dziecka, które miało głęboką więź emocjonalną z matką i środowiskiem, w którym wychowywało się dotychczas, brutalne zerwanie tych relacji jest karygodną przemocą.
Człowiek, który dokonuje takiego aktu nie posiada empatii, cierpi na swoisty rodzaj deficytu moralnego. Brak zdolności wczuwania się w emocje drugiego człowieka ( szczególnie bezbronnego) oraz niezdolność zrozumienia potrzeb innej osoby i pojęcia jej rozpaczy prowadzą do nieliczenia się z nią. Jest to bardzo groźne w przypadku małego i bezbronnego dziecka. Dlatego wszystkie konwencje międzynarodowe, dotyczące praw człowieka, szczególnie zaś dziecka chronią przed przemocą fizyczną, psychiczną i molestowaniem moralnym.
Czyni to również Konwencja Haska w art. 13 b, która mówi, że może być ona nie zastosowana, jeżeli: „istnieje poważne ryzyko, że powrót dziecka naraziłby je na szkodę fizyczną lub psychiczną itd.” Niestety polski sąd nie skorzystał z tej furtki.
Krystyna Holly
Artykuł ukazał się w numerze 10/2008.