Nowa jakość relatywizmu

2013/07/3
Aleksander Kłos

W kontekście trzeciego miejsca, które w październikowych wyborach do parlamentu zdobył Ruch Poparcia Palikota, warto się zastanowić, jak doszło do tego, że część społeczeństwa stopniowo dojrzała do udzielenia poparcia tej jawnie antychrześcijańskiej inicjatywie, jakie ten wybór może nieść konsekwencje i jakie cele uda się zrealizować tej nowej grupie.

 

Środowiska skupione wokół nowego ugrupowania wyraźnie chcą zaktywizować pozbawioną poczucia odpowiedzialności za państwo część młodzieży, zwolenników skrajnej, antyklerykalnej, nihilistycznie nastawionej lewicy i ruchów mniejszościowych. Te środowiska wyczuły, że łatwiej będzie im realizować swoje plany przeprowadzenia światopoglądowej rewolucji w naszym kraju przy użyciu formacji, która nie ma komunistycznej przeszłości tak jak SLD.

Nowość w starym opakowaniu

„Doradczą, wspierającą, orzeźwiającą dla polskiej sceny politycznej, wprowadzającą świeżą myśl dotyczącą świeckości państwa, nowoczesność” – tak przedstawiciel Ruchu Palikota w parlamencie Robert Biedroń, znany aktywista homoseksualny, komentował rolę, jaką dla jego formacji odgrywa Jerzy Urban.

„Jeżeli ktoś nie był komunistą za młodu, to nie będzie przyzwoitym człowiekiem” – w ten sposób z kolei poglądy swojego syna, zdeklarowanego komunisty, który kilka lat temu na portalu internetowym Lewica bez cenzury nazwał ofiary Katynia „darmozjadami” i żałował, że „Stalin nie włączył Polski do ZSRR”, tłumaczyła aktywistka proaborcyjna Wanda Nowicka, wicemarszałek Sejmu z ramienia RPP. Inny poseł tego ugrupowania, Andrzej Rozenek, pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego dobrze znanego wszystkim tygodnika „Nie”. Podobną rolę odgrywa jego partyjny kolega Roman Kotliński, który porzucił stan kapłański i od wielu lat wydaje antyklerykalny tygodnik „Fakty i Mity”. Jedną z „gwiazd” pisma, której nazwisko służyło do jego promocji, był jeden z morderców bł. ks. Jerzego Popiełuszki – Grzegorz Piotrowski. Kotliński jest też działaczem i współzałożycielem partii Racja Polskiej Lewicy, dawniej Antyklerykalnej Patii Postępu. Cezary Gmyz ujawnił w „Rzeczpospolitej”, że Kotliński, będąc klerykiem w seminarium, został tajnym współpracownikiem SB.

Takich ludzi w Ruchu Palikota jest znacznie więcej. Niektórzy mieli problemy z prawem, inni nie mają żadnej wiedzy ani umiejętności, które mogłyby wpłynąć na jakość rządzenia naszym krajem. Weszli do parlamentu, tylko dlatego że prezes partii umieścił ich na wysokich miejscach wyborczych list. To właśnie on, promowany przez długi czas przez zdecydowaną większość mainstreamowych mediów, zdołał swoimi prostackimi, antyklerykalnymi hasłami i obietnicami stworzenia nowoczesnego, laickiego, „prawdziwie europejskiego” państwa, przypodobać się prawie dziesięciu procentom wyborców. „Mesjasz nowej lewicy” przekonał ich, że uda mu się przeprowadzić rewolucję moralną, światopoglądową, osiągnąć sukces porównywalny ze zmianami wprowadzonymi przez hiszpańskich socjalistów. Był w tym bardziej przekonujący niż przywódca SLD Grzegorz Napieralski, który przez długi czas usilnie, lecz bez sukcesu starał się wejść w szaty Jose Luisa Zapatero. Pomimo głoszonego antyklerykalizmu (pod postacią dążeń do budowy laickiego państwa) Sojusz „dogadywał się” z kościelnymi hierarchami, a sprawy światopoglądowe nigdy nie były dla jego członków tak ważne, jak dobre „ustawianie się” i spłacanie politycznych długów lokalnym „biznesmenom”.

Ryba w wodzie salonu

Lista znanych osobistości ze świata mediów, dziennikarstwa, nauk i szeroko pojętej kultury otwarcie popierających działalność polityczną i wizję Polski Palikota jest niestety bardzo długa. Jeszcze więcej jest osób, które wprost nie przyznają się do popierania jego działań, ale nie poddają ich krytyce, uznając, że nie warto rozdzierać szat i że choć jest on błaznem, showmanem, to jednak mówi to, o czym inni myślą, a jego spojrzenie na polską rzeczywistość jest „świeże” i dobroczynne dla naszej demokracji. Powód tak wielkiej wyrozumiałości dla Palikota jest tylko jeden – odgrywa on rolę psa, którego spuszcza się ze smyczy, by zaatakował wroga. Nieważne są nieodwracalne szkody, jakie wywołuje swoją działalnością, oraz to, że przekracza kolejne granice, wzbudza nienawiść do określonych osób i grup społecznych.

Dla naszych „autorytetów moralnych” ważne jest tylko jedno, że jest skuteczny. Tym samym po raz kolejny pokazują, w jakiej Polsce chcą żyć i do czego są zdolne, by zrealizować swoje marzenia. Ktokolwiek ośmieli się wyrazić sprzeciw wobec chamstwa posła z Biłgoraju, musi liczyć się z oskarżeniem o ograniczanie swobody wypowiedzi i chęć zaprowadzenia cenzury. Chroniąc Palikota przed jakąkolwiek krytyką, wypromowano człowieka, który nie respektuje żadnych zasad i jest gotowy na każde świństwo. Ta „odwaga” zaimponowała części wyborcom, którzy oddali głos na jego partię. Inni zobaczyli w nim lidera, który walczy z „ciemnym klerem” rzekomo rządzącym Polską. Dla jeszcze innych najważniejsza jest legalizacja marihuany i przyzwolenie na „róbta, co chceta”. Byli i tacy, którzy uwierzyli, że jest on człowiekiem spoza establishmentu i „rozgoni całe to towarzystwo”. Wszyscy oni dali się nabrać na kolejną kreację człowieka, który uwierzył, że będą go wielbić tłumy.

Przed ostatnimi wyborami większość mainstreamowych mediów robiła wszystko, by wypromować Palikota. Zewsząd docierały jego quasimentorskie wypowiedzi na dowolny temat. Nieustannie prezentowany jest jako bezkompromisowy inteligent niedbający o poklask, który znakomicie porusza się w nowoczesności i wie, jak zmienić i zreformować kraj. Choć dysponuje sporym politycznym doświadczeniem i jest/był jednym z najbliższych ludzi Tuska, mówi się o nim jako o „bezpartyjnym specjaliście”, człowieku nieumoczonym w żadne układy (pomimo tego, że nie jeden przekręt ma na sumieniu).

Człowiek o wielu twarzach

Wielu wieszczyło, że po 10 kwietnia 2010 r. Palikot nie ma już czego szukać w polityce. Stało się jednak wprost przeciwnie. Po katastrofie pod Smoleńskiem mieliśmy do czynienia z dwoma przeciwstawnymi zjawiskami: konsolidacją społeczeństwa patriotycznego, narodowego, w jakiejś części katolickiego, i drugiego, stojącego w jawnej opozycji do tych wartości. Erupcja tego konfliktu miała miejsce przy krzyżu pod Pałacem Prezydenckim. Z dzisiejszej perspektywy widać, że katastrofa pod Smoleńskiem przyspieszyła jeszcze bardziej Palikotową karierę i pozwoliła mu na przybranie kolejnej maski. A zakładanie ich nie jest dla niego żadnym problemem. Był on już przecież wydawcą konserwatywnego tygodnika „Ozon”, biznesmenem-filozofem-katolikiem, później reformatorem z sejmowej komisji Przyjazne Państwo, by następnie zapluwać się z nienawiści do PiS-u i śp. Lecha Kaczyńskiego. Teraz jest zaś wodzem sił antyklerykalnych, najbardziej „europejskim” politykiem w naszym kraju. Nieistotne jest to, że sprawy, o które walczy teraz Ruch Palikota – legalizacja marihuany, aborcji czy refundacja in vitro – oddalają nas od rzeczywistych problemów polskiego społeczeństwa i państwa. Rozniecanie wokół nich sporów pozwala na tworzenie kolejnych pól walki, które będą zastępować dyskusję nad stanem Rzeczypospolitej.

Na rękę rządzącym

Ruch Palikota, pozostający w opozycji, wraz z postępującym kryzysem będzie kanalizował społeczną niechęć do rządu po to, by zmniejszyć szansę prawicowej opozycji na przejęcie elektoratu niezadowolonego z coraz gorszej sytuacji ekonomicznej. Mamy więc do czynienia z powtórką z czasów rządów SLD i Leszka Millera, gdy powstanie Samoobrony miało nie dopuścić do udzielenia poparcia osób niezadowolonych z działań rządu partiom prawicowym. Palikot świetnie się nadaje również do wywierania nacisków przez PO na hierarchię kościelną, której będzie mógł grozić poparciem jego żądań. Platforma wobec wojen światopoglądowych Palikota z prawicą pokaże się jako partia umiarkowana, zajmująca się „budowaniem mostów” i zapewnianiem Polakom „ciepłej wody w kranie”. Jego działanie ułatwi też rządowi zmienianie prawa w taki sposób, by dalej osłabiać instytucję rodziny, ograniczać jej przywileje, zwalczać tradycję i patriotyzm Polaków. Podczas poprzedniej kadencji PO zrobiła dużo, by podzielić społeczeństwo i stygmatyzować środowiska, które wyznają inne niż lewicowo-liberalne przekonania. Ta partia musiała jednak dbać o to, żeby zachować pozory bycia ugrupowaniem umiarkowanie prawicowym i konserwatywnym przez „małe k”. Teraz, przy Ruchu Palikota, nawet SLD można uznać za partię zachowawczą i umiarkowaną. W nowym parlamencie PO będzie mogła w mocniejszy niż do tej pory sposób dbać o zaspokojenie ambicji medialnych grup nacisku, które żądają przeprowadzenia radykalnych zmian światopoglądowych.

 


 

Palikot bardzo dobrze zna słabości „polskiej duszy”, dlatego będzie robił wszystko, by sprowadzić ją na złą drogę

 


 

Niedawno Tomasz Lis, redaktor naczelny „Wprost”, w kontekście sukcesu Palikota w zawoalowany sposób dał do zrozumienia hierarchii kościelnej, że powinna rozpocząć „dialog” ze społeczeństwem” na temat głębokich reform światopoglądowych. Chodzi więc o to, żeby Kościół zliberalizował swoje nauczanie w fundamentalnych kwestiach, bo inaczej zostanie do tego zmuszony. Jeszcze ciekawszą konstatacją błysnął Adam Michnik, który stwierdził, że to hierarchowie są winni wybuchu antyklerykalizmu w polskim społeczeństwie. „ Kościół Jana Pawła II, abp. Życińskiego i ks. Tischnera przegrał w sporze z Kościołem abp. Michalika, abp. Głodzia i ks. Rydzyka” – przekonywał naczelny organu z Czerskiej. Po raz kolejny sprawdza się prawidłowość, że w Polsce „najlepsi doradcy Kościoła” to albo ludzie niebędący w ogóle katolikami, albo ci, którzy w swojej publicznej postawie pozostają bardzo dalecy od wiary.

Nie dajmy się przekonać, że dzięki posłowi z Biłgoraja będziemy mieć możliwość uczestniczenia w światopoglądowych debatach. W miejsce tego szykujmy się raczej na hałaśliwe pyskówki, prostackie gardłowanie i epatowanie chamstwem. Palikot bardzo dobrze zna słabości „polskiej duszy”, dlatego będzie robił wszystko, by sprowadzić ją na złą drogę. Na koniec jednak pozwolę sobie na odrobinę optymizmu. Można mieć bowiem nadzieję, że ten lewacki radykalizm spowoduje aktywizację „normalnych” ludzi, którzy chcą żyć w kraju, w którym bohaterem i autorytetem jest Jan Paweł II, a nie polityczno-medialny celebryta o wielu twarzach.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej