Robert Hetzyg |
Wszystko, co nas spotyka i w czym – chcąc nie chcąc – bierzemy udział, w wieczności ma jakiś sens. Wieczność jest także jedyną perspektywą dla rzeczy, które przekraczają nasze dotychczasowe doświadczenia.
Państwu się może wydaje, że jak taka zima zasypie małą pod-lubelską wieś, to do nas tu już nic zgoła – ani gazeta, ani PKS – nie dociera? Nic bardziej błędnego, a zresztą nawet gdyby, to mamy jeszcze internet, który, choć nie funkcjonuje jakoś przesadnie, to przecież dostarcza nam podstawowych wiadomości. No i dostarczył, że kolejny rok należy rozpocząć od felietonu na zakończenie roku poprzedniego.
Ale z tym podsumowaniem wcale nie jest tak prosto, bo też i miniony rok nie należał do łatwych. Więc może lepiej nie będę ryzykował zbierania wszystkiego do kupy, co by nas niechybnie sprowadziło na drogę religijno- patriotycznego narzekania. I Państwu, i sobie życzyłbym natomiast, żeby coroczne obchody Bożych Narodzin budziły w nas uzasadnioną nadzieję, że wszystko, co nas spotyka i w czym – chcąc nie chcąc – bierzemy udział, w wieczności ma jakiś sens. A w związku z tym życzę Państwu wiary, bo bez niej się nie da patrzeć na świat w ten sposób.
Wieczność jest, zdaje się jedyną perspektywą dla rzeczy, które przekraczają nasze dotychczasowe doświadczenia i przyprawiają nas o bezradność. To również dobry punkt wyjścia do oceny różności dolatujących do nas przez otwarte okna wszelakie: telewizyjne, radiowe, prasowe i temu podobne. Warto pamiętać, że tylko w niebie wiedzą, jak naprawdę mają się sprawy, o których nasze pojęcie starają się wyrobić różni tacy, co są żywo zainteresowani naszym głosem – w wyborach bardziej niż w dyskusji zresztą.
Nawet nasz Kościół, jak to mówią „instytucja bosko-ludzka”, co i raz daje się zaskoczyć od ludzkiej strony i wtedy również potrzeba wiary, do póki znowu się nie przekonamy, że i boska jego strona wciąż żywa jest i że działa.
Jedynie osobista wiara pozwala nam osobiście uczestniczyć w Królestwie Niebieskim (tu, na ziemi, i tam, w niebie), ona też ratuje nasze życie przed rozpaczą i utratą poczucia jego sensu.
Józef (święty) zawdzięcza swojej wierze, że nie rozstał się z Maryją w skandalicznych okolicznościach. A Maryja przez wiarę nie potraktowała zwiastowania jako halucynacji o religijnym podłożu. Wreszcie każdy, kto wiedząc o tym, że Jezus jest synem cieśli i że pochodzi z okrytego niesławą miasteczka, również musiał się wykazać wiarą, gotową na egzamin kpin i wrogości otoczenia, aby Ewangelię o Królestwie przyjąć jako Dobrą Nowinę, a nie jak nowinkarstwo niewydarzonego rabina. To przecież tylko pozory, że łatwiej było wierzyć za czasów chodzącego po świecie Jezusa. Wcielenie, pisałem o tym w jednym z moich pierwszych felietonów, ma ewidentne dość i liczne „słabe strony”. Nie ostatnią z nich jest fakt, że uwierzywszy w bóstwo Cieśli z Nazaretu, trzeba konsekwentnie przez wiarę przyjmować „drugie dno” otaczającej nas rzeczywistości a także „lepszą naturę” osób, w których na pierwszy rzut oka nic boskiego nie potrafimy odkryć.
Żeby już tak do końca nie pozostać przy ogólnikach, chcemy na przełomie roku przede wszystkim przebaczyć Panu Bogu (nie pomyliłem się) wszystkie tragedie, jakie nas spotkały w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy: od Smoleńska do Powodzi. Sobie i bliźnim chcemy przebaczyć nasze społeczne i polityczne niepowodzenia. Chcemy powiedzieć, że jesteśmy zbyt mali, aby dojrzeć rozwiązania palących i, jak się zdaje, zbyt trudnych problemów, z którymi przyszło się nam borykać. Ale też zbyt dobrze pamiętamy, że jako dzieci Króla (nie króla lwa, tylko Króla Wieków), mamy za sobą silne ramię, które nas wspiera i, o ile na to pozwalamy, nie dopuszcza, abyśmy z właściwej drogi zboczyli na jakieś manowce dezorientacji i rozpaczy. A czasem niewiele brakuje, żeby nas i jedno i drugie pociągnęło w las…
Tymczasem owo ramię przejawia swoją moc nie tylko wtedy, kiedy się znajdujemy na jakimś skraju, ale również w najrozmaitszych codziennych sytuacjach: wtedy, kiedy dostajemy premię i wtedy, kiedy sąsiad się do nas uśmiechnie; kiedy przyjaciel znów okazał się niezastąpiony i kiedy współmałżonek nie zapomniał o naszej wspólnej rocznicy. Jest owo ramię, potężne i silne, przy nas także i wtedy, kiedy mamy podjąć jakąś ważną decyzję, albo zwyczajnie wypowiedzieć się lub zrobić coś zgodnie z sumieniem.
To ramię wprowadza nas w kolejny Rok i nie opuści nas, choćby nie wiem co. Szczęśliwego Nowego Roku!