O Panu Bogu i wojnie z bolszewikami

2013/01/17

„Duchem narodu jest moralna całość narodu. Ta, bez dowolnego przyzwolenia narodu, rozłożoną środkami ludzkimi być nie może…” Cyprian Kamil Norwid Podkreślić wypada nieprzemijającą, ciągle żywą rolę historii w umacnianiu naszej wspólnoty narodowej, choć stale podnoszą się głosy, by ją pozostawić historykom!

Polacy są indywidualistami. Łatwiej i chętniej odnoszą sukcesy indywidualne niż zespołowe. Z drugiej strony w Polsce jest ogromna potrzeba wspólnego sukcesu. To jak w sporcie: częściej ponosimy dotkliwe klęski w konkurencjach drużynowych, ale tu wygrana budzi największy entuzjazm widowni.

Jesteśmy także pesymistami. Każde osiągnięcie pomniejszamy stawianymi wokół niego znakami zapytania. To także, na co dzień, gdy nic nie wali się nam na głowę – brak solidarności, więcej: zawiść i zazdrość. Mówi się – w jedności siła. Bo gdzieś zgubiono tę prawdę, że „ojczyzna to zbiorowy obowiązek”.

Mówimy chyba o sprawie hierarchii wartości. Oczywiście reagujemy szybko, impulsywnie i zbiorowo gdy się nas obraża czy okrada w widoczny sposób. Ale czy wielu z nas zauważyło, że od jakiegoś czasu nie mówi się u nas i nie pisze Pan Bóg ale po prostu Bóg? Niby nic. Może świadoma poufałość w dążeniu do uczynienia Pana Boga bliższym człowiekowi?

W książce „Rok 1920” marszałek Józef Piłsudski polemizując z marszałkiem Tuchaczewskim, wodzem Armii Czerwonej, która podbić miała Polskę i Europę, pisze: „Prawda, jesteśmy także [dla Tuchaczewskiego] – pańską Polską… Przypomina to mi bardzo piękną anegdotę. Mianowicie, jeden z rosyjskich „radykałów” twierdził, że Polska tak jest przesiąknięta „pańską kulturą” i „pańskim”, wstrętnym sposobem, że nawet do Boga zwraca się przez „Pan”, a zwyczajny tufiel nazywa „pantufiel”. Pan Tuchaczewski w rachunku swoim wcale nie bierze pod uwagę, gdy on „pochód za Wisłę” czynił, u nas w sejmie najsilniejszym stronnictwem było stronnictwo chłopskie, włościańskie, które także do Boga zwraca się przez „Pan”.

Brak dziś Pana Boga

W naszym słownictwie coś jednak znaczy. Niedawno dopiero zwróciliśmy tu i ówdzie uwagę, że powszechnie i jakby niewidocznie przyjęło się w Polsce, w mediach i języku potocznym mówić o Niemcach wysiedlonych z Polski na mocy uchwały wielkich mocarstw w Poczdamie w 1945 r. – „wypędzeni”, a więc w języku „Związku Wypędzonych” działającemu w Niemczech pod wodzą pani Eriki Steinbach.

A kto wie w Polsce czy w Gdańsku rozlega się jeszcze o 12 w południe melodia „Roty”? Czy już zwyciężyli jej przeciwnicy? A czy to przypadkowy błąd, że w hołdzie tegorocznego Święta Niepodległości w Warszawie wymieniając twórców niepodległego Państwa Polskiego: Piłsudskiego, Paderewskiego, Witosa, Hallera i Daszyńskiego, pominięto Romana Dmowskiego?

Wyliczanie tych „drobnych” dowodów na to, że nie zawsze chyba jesteśmy świadomi w jakim kierunku ktoś niewidzialny, no, może po prostu anonimowy, nas popycha, można by ciągnąc jeszcze długo. Poruszam sprawę po to, by wyrazić przekonanie, że niepodległość, którą odzyskaliśmy po roku 1989 (choć nie tak spektakularnie jak w 1918 – tym) – nikt nie dał raz na zawsze. Trzeba jej stale bronić. Przede wszystkim w nas samych…

Pamięć niepodległości

W ostatnich latach historia polskich walk niepodległościowych otoczona została szczególną pamięcią. Doczekaliśmy się wreszcie otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego, które poszukując nowoczesnych form ekspozycji obrazu przeszłości, z powodzeniem dociera do odbiorców, także młodszego pokolenia. Powstają kolejne pomniki pamięci walki i męczeństwa narodu polskiego. Dokonuje się oficjalnych aktów przypomnienia i uznania zasług kombatantów, współtwórców dzieła niepodległości, czci się pamięć poległych, zamordowanych i zmarłych. Na podkreślenie zasługuje dokonany, w związku z ostatnim Świętem Niepodległości, przez Prezydenta RP, akt imiennego awansowania rozpoznanych ofiar zbrodni katyńskiej, któremu nadano godną oprawę w cyklu uroczystości na Placu Marszałka Piłsudskiego w Warszawie.

Przeszłość przypominają nam również defilady wojskowe oraz plenerowe odtwarzanie scen historycznych wydarzeń przy użyciu oryginalnych rekwizytów: broni i strojów z dawnych epok.

Zwrot ku wychowaniu historycznemu Polaków

Odnotowując go z uznaniem należy zarazem zauważyć, że grzeszy ono nadal pewną wybiórczą jednostronnością. Już od czasów Romantyzmu – eksponuje się w Polsce pamięć walki i męczeństwa, zgodnie z Mickiewiczowskim przesłaniem, że „wiara i czucie silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”, a zapomina o „pracy organicznej”.

Walka zbrojna o odzyskanie, bądź zachowanie niepodległości, nawet tam jakże często w naszych dziejach, kończąca się klęską – zawsze gromadziła wielki kapitał moralny, służący pogłębieniu patriotyzmu, poczuciu narodowej solidarności, pielęgnowaniu ducha sprzeciwu wobec obcej przemocy.

Nie zawsze zauważa się jednak, że ten kapitał, by wydał owoce, trzeba było przekładać na wysiłek dnia codziennego. Ciągła waalka o niepodległość wymagała bowiem zakorzenienia w pracy oświatowej, w wychowaniu młodego pokolenia, w utrzymaniu etosu rodziny polskiej, wreszcie udziału w sukcesie cywilizacyjnym społeczeństw europejskich, a więc w rozwoju polskiej nauki, przedsiębiorczości, umiejętności organizacyjnych.

Radosne w swojej istocie Święto Niepodległości obchodzi się u nas ze łzą w oku. Radość z odrodzenia państwa tonie w dramacie polskich ofiar wojny, w narodowej martyrologii, wtapia się w smutek listopadowej słoty i opadłych liści.

Trzeba tę smętną tradycję odmienić. W obrazie historii walk o niepodległość jest tak potrzebny nam sukces. Przecież zwycięska wojna z bolszewikami osamotnionej Polski w obronie własnej i całej Europy, to wielki temat dla narodowej epopei. To więcej: temat światowy. To osiemnasta bitwa z tych, które zmieniły losy świata!

Dalej: fenomen odzyskania niepodległości i osiągnięcia dwóch dekad Drugiej Rzeczypospolitej. Przegrana wojna obronna w roku 1939. Zbrodnie okupantów, klęska Powstania Warszawskiego. Nie tylko to jednak: Polacy się nie poddają, walczą z najeźdźcą na wszystkich frontach II wojny światowej.

To wielkie tematy dla wielkiej literatury, wielkiego filmu, wielkiej sztuki. nasza młodzież jednak ciągle uczy się historii wojny i okupacji z „Czterech pancernych i psa” i „Stawki większej niż życie”. Bo są to filmy skażone wprawdzie przez wymogi cenzury i propagandy, ale dobrze zrobione, z wartką, interesującą akacją, a nadto pokazujące polski sukces w tej wojnie (choć z Armią Czerwoną w tle). Niestety, tych seriali mimo najlepszych intencji autorów żadne „Tajemnice twierdzy szyfrów” nie zastąpią.

Trzeba nakręcić lepsze filmy.

W tym miejscu stajemy w obliczu bariery od lat nie do przekroczenia. Polska inteligencja twórcza uprawia swoisty strajk wobec tematyki historycznej, narodowej. Jeden czy drugi film, w wielce dyskusyjnej, twórczości Wajdy nic tu nie zmieni.

Od romantyzmu po pisarzy dwudziestolecia międzywojennego literatura i sztuka w Polsce wspierały walkę o niepodległość, czuły się współodpowiedzialne za losy narodu. Podejmowały wielkie tematy i postulowały rozwiązania. Przed rokiem 1989 mówiło się w Polsce w kołach twórczych: czekamy na wolność, piszemy do szuflady. Z czasem okazało się, że szuflady są po prostu puste.

Niemcy ścigali w czasie okupacji „Grunwald” i „Hołd Pruski” Matejki nie tyle dlatego, że miały być rzekomo antyniemieckie, ale dlatego, że były symbolami niepodległości, że prostowały polskie plecy. Jaki mamy dzisiaj symbol tej obecnej niepodległości? Który artysta sięgną po ten temat? Ani logo „Solidarności” ani zdjęcia ufundowanych przez państwo lub społeczeństwo pomników tej luki nie zapełnią.

Potrzeba nowych dokonań

Bilans twórczości w omawianej dziedzinie to temat do osobnej dyskusji. Gołym okiem można stwierdzić, że większość dzieł literackich pochodzi z czasów PRL, bądź powstała na emigracji. Często stanowią one wyzwanie wobec twórców filmowych: niemal gotowe scenariusze. W kraju i zagranicą, ale dawno temu, pisali o sprawach polskich, o wojnie, o sukcesach i upadkach: Melchior Wańkowicz, Janusz Meissner, Arkady Fiedler, Zofia Kossak – Szczucka, Jan Dobraczyński. O wojnie bolszewickiej wspaniała epopeja p.t. „Ostatnia kampania konna” pułkownika Krzeczunowicza wydana przez londyński Veritas w ogóle nie została dostrzeżona w kraju. Jakże filmowa jest twórczość Józefa Mackiewicza czy Sergiusza Piaseckiego. Nie sposób wyliczyć tu wszystkich zapomnianych przez film i teatr twórców naszej epoki.

Że można, udowodniono też, (o tempora o mores!), w PRL produkując tak udane filmy z życia polskiego jak „Nad Niemnem” według Orzeszkowej i „Noce i dnie” wg Marii Dąbrowskiej. Peerelowskie filmy Hofmana – „Potop” i „Pan Wołodyjowski” też były znacznie lepsze od nietrafionego „Ogniem i mieczem”, który oglądaliśmy już w III RP (nie mówiąc o pożal się Boże „Bożej podszewce” Cywińskiej).

Inteligencja twórcza w Polsce ma przed sobą wielkie wyzwanie. Utrwalać odzyskaną niepodległość, w czasach gdy nasza tożsamość narodowa powolutku i jakby niewidocznie rozmywa się w powodzi globalizacji, w rozległej przestrzeni zjednoczonej, ale także w istocie podzielonej wewnętrznie światopoglądowo i moralnie Europie. Niewidocznie: tu ginie jakieś słowo, tam melodia, gdzieniegdzie cały tekst. chciałoby się nieledwie rzec: pisarze do pióra i dodać za Wsyspiańskim: byle tylko chcieli chcieć.

Wojciech Janicki

Artykuł ukazał się w numerze 12/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej