Nikomu nieznana młoda kobieta staje się Matką Boga. Bóg wiąże swoje działanie z ludzkim „tak”, aby sprowadzić się na świat. Bóg pisze więc historię z ludźmi, a nie przeciw nim
Dopiero po „tak” Maryi następuje Boże Wcielenie. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Anioł wybiera nawet imię dziecka, Jezus (aram. Jeshua, hebr. Jehoshua), które oznacza „Bóg pomaga”, „Bóg ratuje”. Te proste słowa stają się początkiem nowego pojmowania świata. Na linii ludzkiego czasu następuje zaś wydarzenie opisane przez Łukasza. Maryja wybrała się, zapewne drogą przez wyżynę Samarii i Judei, do Elżbiety. Pora deszczowa się kończyła, dni stawały się coraz cieplejsze, ludzie wychodzili na pola.
Gdy Maryja przekroczyła próg domostwa Elżbiety, ta zaś usłyszała jej pozdrowienie, poruszyło się dzieciątko w jej łonie. Elżbieta zostaje napełniona Duchem Świętym. Starsza z obu niewiast – Elżbieta, znająca stare proroctwa woła: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”. Maryja nic z tego nie pojmuje. Może się jedynie modlić słowami hymnu „Wielbi dusza moja Pana”.
Tymczasem w Palestynie około narodzin Jezusa Hebrajczycy oczekują objawienia się niebieskich mocy w osobie powracającego Eliasza i Bożego pomazańca, wybawcy świata. I to oczekiwanie jakby się spełnia. Mamy bowiem zwiastowanie Maryi, potwierdzenie tego przez Elżbietę, narodziny Jana.
Wiatr przemian zdawał się wiać coraz mocniej. Było 60 lat po powstaniu Spartakusa. Zeloci sposobili się do zbrojnego powstania przeciw Rzymianom w Palestynie, Esseńczycy wzmogli głoszenie końca świata. Szlakiem karawan z Mezopotamii dotarły pogłoski o wyliczeniach astrologów zapowiadających niezwykłą konstelację gwiazd. Jak pisze Józef Flawiusz w „Żydowskich starożytnościach”, coraz więcej faryzeuszy odmawia złożenia przysięgi wierności cesarzowi rzymskiemu, wszyscy oczekują zmiany panujących stosunków. Coraz więcej z nich głosi nadejście Mesjasza. Ulicami Jerozolimy krążą szpicle donoszący o wszystkim Herodowi. Herod zaś w każdym widzi zdrajcę. Nasilają się egzekucje.
Gdyby Jezus narodził się dwa stulecia wcześniej, nie wiadomo, jak potoczyłyby się Jego losy w zawierusze wojen machabejskich. W dwieście lat później pochłonęłoby Go pierwsze lub drugie powstanie przeciw Rzymianom.
A gdy przyszedł na świat, było inaczej: cesarstwo rzymskie osiągnęło swoje apogeum, w Palestynie panował względny spokój.Naród żydowski stawał właśnie na rozdrożu. Stare Przymierze się rozpadło. Rosło przekonanie, że poprzez przestrzeganie prawa i dobrą interpretację pism uda się sprowadzić Wszechmogącego na ziemię. Ale wybawca nie nadchodził, choć zapowiadał Go Izajasz. „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie go Emanuel”. A jednak, jak napisał Paweł w Liście do Galatów: „Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego”.
„Bóg się umniejsza, abyśmy mogli Go pojąć” – pisał kard. Joseph Ratzinger, a już jako Benedykt XVI w noc wigilijną 2006 r. wypowiedział słowa „Znakiem Boga jest prostota. Znakiem Boga jest dziecko. Znakiem Boga jest to, że On dla nas staje się mały. (…) On prosi o naszą miłość – dlatego staje się dzieckiem. (…) Ofiarował samego siebie. On Odwieczny, który jest ponad czasem, przyjął czas, wywyższył nasz czas u siebie”.
W liturgii Bożego Narodzenia są słowa wyjęte z Księgi Mądrości: „Gdy głęboka cisza zaległa wszystko, a noc w swoim biegu dosięgła połowy, wszechmocne Twe słowo zstąpiło z nieba, z królewskiej stolicy”. Tajemnica Wcielenia dokonuje się wśród nocnej ciszy. Nie w hałasie i zamęcie popkultury, lecz w jasności wewnętrznego widzenia, w utajonych ofiarach, w biciu serca poruszanego miłością, w wolności ducha.
Gdy okazało się, że Maria jest brzemienna, jej mąż Józef zamierzał ją potajemnie oddalić. Wszystko odbywało się jednak w niedostępnej głębi, a u początku tego było Słowo. Bóg oto wstąpił w dokonującą się w czasie historię, mocą swojej suwerennej decyzji i na zasadzie całkowitej wolności. Odwieczny bowiem Bóg nie ma losu. Wcielenie zatem oznacza, że Bóg wstąpił w historię i przyjął na siebie los.
Możemy dodać – to miłość sprawia takie rzeczy, Gdy zaś tym, który kocha jest Bóg, a tym, co się objawia, jest moc Boża, dzieją się rzeczy wspaniałe i wielkie.
Dalszy bieg spraw znamy z relacji Łukasza: „W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. (…) Udał się także Józef z Galilei z miasta Nazaret do Judei, do miasta Dawidowego zwanego Betlejem, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Marią, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Marii czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”.
Słowo stało się ciałem. Narodzonemu dziecku dana została treść Jego ziemskiej egzystencji. Treścią zaś Jego życia stało się oddawanie ludzi we władzę Boga, wzięcie na siebie świata i jego grzechu, cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie do nowego istnienia w łasce.
To narodzone w cichą noc, świętą noc Dziecko było Bogiem od początku i Bożą rzeczywistość wprowadzało w swoją ludzką świadomość. W tę cichą noc, świętą noc rozpoczynało się wnikanie Jezusa człowieka w siebie samego w swoje bóstwo, w ludzką historię.