Zbigniew Borowik |
Żyjemy w czasach, w których grudzień skłania bardziej do myślenia o przyszłości aniżeli podsumowywania minionego roku. Dawno bowiem nasza przyszłość nie rysowała się w tak ciemnych barwach. W tę nutę uderzył też premier nowo powołanego rządu w swoim expose, zapominając jakby, że jeszcze kilkadziesiąt dni wcześniej przedstawiał sytuację kraju w zgoła odmiennym świetle.
Fot. Artur Stelmasiak
Opublikowany w kilka dni po wystąpieniu premiera sondaż OBOP-u, najbardziej obecnie miarodajnej sondażowni, wskazuje na 8-procentowy spadek poparcia dla PO. To zła wiadomość nie tylko dla Platformy i jej zwolenników. Okazuje się bowiem, że propagandzie „zielonej wyspy” uległa mniej więcej taka sama liczba wyborców PO, jaka w październikowych wyborach zadecydowała o zwycięstwie nad PiS-em. Nie najlepiej to świadczy o poziomie świadomości obywatelskiej Polaków, ale też ośmiesza stereotyp wyborcy Platformy jako „młodszego i lepiej wykształconego”, od zwolennika jakiejkolwiek innej partii.
W zgodniej opinii komentatorów expose, w którym zawarty został dosyć radykalny program oszczędnościowy, miało być bardziej sygnałem dla rynków finansowych i agencji ratingowych, że rząd polski w ogóle dostrzega jakiekolwiek niebezpieczeństwa, aniżeli prezentacją zamierzeń ekipy Tuska na najbliższe cztery lata. Listopadowe obniżenie przez Agencję Moodys wiarygodności finansowej polskich banków było przygrywką do tego, co się może stać, gdyby taki program nie powstał.
Z punktu widzenia socjotechniki wydawało się to bardzo sprytnym zabiegiem. Najpierw postraszyć globalnym kryzysem i załamaniem w strefie euro, a później zaaplikować terapię, w której najcięższym do zniesienia medykamentem będzie wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego, co pozwoli znacznie obniżyć poziom długu publicznego wpływającego na rentowność emitowanych przez rząd obligacji.
Warto w tym miejscu dodać, że Tusk chwaląc się na początku swojego expose 15- procentowym wzrostem PKB w latach 2007- 2011, zapomniał dodać, że w tym samym czasie dług publiczny wzrósł o 300 mld zł. I choć zadłużenie państwa zaczęło rosnąć już od 2000 r. na skutek niekonsekwentnie przeprowadzonej reformy emerytalnej, w ostatnich czterech latach nabrało dynamiki. Jeśli nawet zgodzimy się, że odpowiedzialność za stan finansów publicznych jest wynikiem zaniedbań nie tylko jednego rządu, to poprzednia ekipa Tuska powinna mieć sobie najwięcej do zarzucenia.
Sporo wysiłku będzie Platforma musiała włożyć w przekonanie dzisiejszych pięćdziesięcioparolatków, że powinni pracować dłużej. Nie wystarczy tu mglista obietnica wyższej emerytury, zwłaszcza w przypadku kobiet. Z jakiego powodu ma ulec zawieszeniu zasada, że nie zmienia się reguł w trakcie gry? Tym bardziej, że w stosunku do służb mundurowych jest ona w pełni respektowana. W Tuskowym przedłożeniu projekt przesunięcia wieku emerytalnego przedstawiony został bardzo szczegółowo. Natomiast projekt deregulacji przepisów i redukcji administracji ogólnie i mgliście. Czy premier naprawdę uważa, że ludzie zgodzą się dłużej pracować, obserwując stałe pęcznienie nie tylko rządowej i samorządowej administracji, ale całej domeny publicznej, w której zatrudnienie dystrybuowane jest według klucza partyjnego? Obietnica 300 zł podwyżki dla każdego żołnierza i policjanta pada w expose w kontekście zagrożeń, jakie niesie kryzys europejski i niebezpieczeństwo skonsumowania nas przez potężniejszych uczestników politycznego obiadu.
Ale przyszli emeryci to nie jedyna grupa potencjalnie niezadowolonych. Jak wytłumaczyć gospodarującym na kilku czy kilkunastu hektarach chłopom, że mają teraz prowadzić rachunkowość dla swojego gospodarstwa i płacić podatek dochodowy? No chyba, że się za to tłumaczenie weźmie sam Waldemar Pawlak. Natomiast wzrost składki rentowej dla przedsiębiorców może okazać się sygnałem do zmniejszania zatrudnienia, bo oznacza w konsekwencji wzrost kosztów pracy. W całym dokumencie nie pada nawet słowo „bezrobocie”.
Niewiele dobrego da się powiedzieć nawet o tych elementach przemówienia Tuska, które dla wielu były miłym zaskoczeniem. Zapowiedź finansowego oddziaływania na wzmocnienie potencjału demograficznego kraju może tylko budzić uśmiech. W obliczu czekającej nas katastrofy demograficznej 50- procentowy wzrost odpisów na trzecie dziecko to o wiele za mało. Nawet ciepłe słowa o wspólnocie narodowej, symbolach narodowych i religijnych, bezstronnej roli państwa, które nie chce nikogo na siłę ani chrystianizować, ani laicyzować, okraszone zostały komentarzem na temat wydarzeń 11 listopada w Warszawie, kiedy to „skrajna prawica i skrajna lewica… zaatakowały święto narodowe”. Taki komentarz mógł powstać tylko na podstawie relacji mainstreamowych mediów, które w ogóle nie zauważyły Marszu Niepodległości. Ale czy premierowi rządu wypada opierać się wyłącznie na doniesieniach medialnych?