Mateusz Gmiterek |
W pytaniu o rolę elit w narodzie pobrzmiewa myśl o ich roli w procesie scalania społeczeństwa i znaczenia ich pracy moralnej
Mądry władca swój lud wychowa, A rządy rozumnego będą odznaczały się ładem.
(Księga Mądrości Syracha)
Sięgając do najgłębszych pokładów narodowych doświadczeń, możemy powiedzieć za słowami marszałka Józefa Piłsudskiego, że w narodzie najcenniejsza jest jednomyślność w chwilach najcięższych prób i nieustanna praca nad wrodzoną moralnością powierzoną całemu narodowi. Pozostaje również pytanie o rolę elit zarówno w procesie scalania społeczeństwa, jak i pracy moralnej. Pojawia się też pytanie, do czego są nam potrzebne elity w narodzie.
Gdyby sięgnąć do przeszłości, to zdarzali nam się wodzowie, o których można powiedzieć, że zrobili to, co do nich należało. Wspomniany wyżej Artur Górski w książce Ku czemu Polska szła – jednej z najważniejszych książek wydanych w II RP – pisze: „Państwo książąt litewskich rozszerzające się od Giedymina z szybkością niesłychaną, podbija ziemie ruskie pod swe panowanie. Książę Witold, (…) wjeżdża konno w fale morza Czarnego na znak, że bierze je w posiadanie. W tym samym czasie kształtować się zaczyna wielkie księstwo moskiewskie. Książęta jego uprawiają politykę jednoczenia księstw ruskich pod swoją władzą (…). Litwa staje teraz wobec wyboru między dwoma kierunkami w polityce i życiu kulturalnym. Książęta litewscy, porzucając pogaństwo, mogli przyjąć albo obrządek wschodni i połączyć się z Moskwą, albo zachodni i połączyć się z Polską”. Dalej dowodzi, że wybór „wschodu” wiązałby się z przejęciem jego kultury, a w kolejnych latach narzucenia jej Polsce. Jednak dzięki panom małopolskim i polskiej kulturze dochodzi do unii personalnej Polski i Litwy. Dalej Górski: „Pierwszym owocem jest rozgromienie zakonu krzyżackiego grożącego zalewem niemczyzny. (…) Jeżeli dzisiaj Wilno, Nowogród, Witebsk, Smoleńsk nie są miastami zniemczałymi (…), to tylko dzięki polskiemu mieczowi”. Ta pierwsza realizacja idei Międzymorza do dziś rozpala wyobraźnię polityków i ludzi, którym nieobca jest troska o sąsiadów, z którymi – jak wspomniał w wywiadzie przeprowadzonym dla Uważam Rze nr 15(62)/2012 Jan Olszewski – łączy nas „wspólnota losu”. Można by zaryzykować stwierdzenie, że Jagiellonowie dobrze wykonali swoje powołanie. W czasie, który był im dany, zrobili rzecz nie tylko dobrą, ale w zasadzie konieczną. Trudno dziś oczywiście powiedzieć, jak potoczyłyby się losy bitwy pod Grunwaldem, gdyby nie polsko- litewski sojusz, jednak skutki przegrania tej bitwy z pewnością zmieniłyby losy Polski.
Podobnie zresztą jak losy innej bitwy, często określanej jako „18 decydującej bitwy w dziejach świata” – wg Lorda dAbernona. Cud nad Wisłą, bo o nim mowa, gdyby w 1920 r. zakończył się w inny sposób niż zwycięstwem Polski, zmieniłby losy nie tylko jej, ale i świata. Stało się inaczej, dzięki mobilizacji narodu, a także jego elit. Chociaż los dla wielu, niedługo później, zdemobilizowanych żołnierzy, jeśli dać wiarę Sergiuszowi Piaseckiemu i jego – pełnemu goryczy –Żywotowi Człowieka Rozbrojonego, nie był łaskawy. Sama zaś wolna Polska przestała istnieć niespełna 20 lat później. Jednak z pewnością można powiedzieć, że zarówno naród, jak i jego przywódcy w godzinie próby zrobili to, co do nich należało. Obroniono wiarę, ojczyznę i honor.
Odczytywanie znaków czasu i zadań, jakie stoją przed narodem, należy do elit powoływanych przez naród. A fakt, że te zadania istnieją, nie ulega wątpliwości. Wśród tych zadań oczywiście jest miejsce dla ciepłej wody w kranie, autostrad, umiejętności budowania stadionów, jednak wiemy, że to nie wszystko i w swoich ambicjach nie można się tylko do tego ograniczać. Nie chcę się rozwodzić nad tym, dlaczego wiodące w Polsce media promują głównie błahe sprawy i im podobne bzdury jako rzeczy godne szczególnej uwagi. To, co jest ważne, w Polsce jest zaprzepaszczane przez elity – rozumianej tu ściśle jako rządzący. Przykładów jest sporo. Spójrzmy na jeden, a poprzez swoje umiejscowienie w czasie – kluczowy. W książce Piotra Legutki Dlaczego zwiedliśmy, prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie z 2009 r., jako pierwsze po odzyskaniu niepodległości takie zaprzepaszczenie wymienia utrzymanie koncepcji tzw. „grubej kreski” przez powołany z inicjatywy „Solidarności” rząd. Zwraca też uwagę, iż o ile samo powstanie tej koncepcji było zrozumiałe, o tyle jej późniejsze utrzymanie rzutowało na wszystkie sfery państwa. Zmiany zaś – które rozumiem jako osławioną lustrację – powinny objąć wszystkie te sfery „od rynku mediów po kluby sportowe”. Elity zawiodły? Tutaj na pewno.
Warto w tym miejscu poczynić pewną uwagę. Czy nie jest tak, że po 1989 r. elity, trochę podobnie, ale w o wiele subtelniejszy sposób, zostały nam „podrzucone na spadochronach” jak w latach 40. XX w.? Myślę, że wielu z nas ma czasem wrażenie, że nie jest możliwe, żeby jakiekolwiek społeczeństwo z własnej woli chciało mieć takie elity, jakich obecnie doświadczamy. Na pierwszy rzut oka teza jest trochę absurdalna, a może nawet spiskowa w tym najgorszym ze swoich znaczeń. Ale powoli… Timothy Snyder, profesor historii Uniwersytetu w Yale, określa ziemie między Berlinem a Moskwą jako „Skrwawione Ziemie”. Według jego wyliczeń ok. 14 milionów ludzi w bardzo krótkim czasie poniosło na nich śmierć. Holokaust, głód na Ukrainie, masowe mordy: Palmiry, Charków, Katyń… A wokół tego wojna i front kilkukrotnie przechodzący przez nasz kraj. Trudno to wszystko wymienić… Czy po takiej hekatombie nie jest cudem, że w ogóle jeszcze mamy ludzi, dla których na pierwszym planie jest dobro wspólne. Gdy dodać do tego fakt, że w Katyniu i Palmirach planowo były mordowane polskie elity – politycy, wykładowcy uniwersyteccy, oficerowie, nauczyciele, księża. Może również to jest przyczyną, iż po 1989 r. tak łatwo daliśmy sobie narzucić dyktat liberalno- demokratyczny zakładający, jak pisał Francis Fukuyama, koniec historii – koniec konfliktów, wojen…
Przemysław Gintrowski był jednym z tych, którzy mówili nam czasem trudną prawdę i nie odcinał kuponów od swych dokonań twórczych
Żeby nie popadać w pesymizm, należy wspomnieć też o dobrze wykonanych pracach. Wśród nich na pewno jest ta na rzecz niepodległości Gruzji. Aby uzmysłowić sobie wagę czynu, jaki pod przewodnictwem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego dokonali prezydenci Litwy, Estonii, Ukrainy, a także premier Łotwy w sierpniu 2008 r., wyobraźmy sobie podobny zjazd w Warszawie we wrześniu 1939 r. z udziałem prezydentów Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Ale dość złudzeń. Naród gruziński wie i pamięta, my też. „Wspólnota losu” została odczytana i wykonana. Jak pisał w Księgach Pielgrzymstwa Polskiego Adam Mickiewicz: „Bo kto nie wyjdzie z domu, aby zło znaleźć i z oblicza ziemi wygładzić, do tego zło samo przyjdzie i stanie przed obliczem jego”.
Jakie zadania stawia nam nasz czas? Niekiedy mam wrażenie, że role się odwróciły i to inicjatywy oddolne zastąpiły nasze elity – znowu w ścisłym tego słowa znaczeniu – w odwiecznych obowiązkach rozumianych też czasem jako realizacja racji stanu. Bo czyż właśnie nie w ten sposób należy rozumieć masowy wyjazd Polaków na Węgry, by tam wspólnie świętować rocznicę Wiosny Ludów? Czy nie jest to odczytanie i kontynuacja polityki, która wielokrotnie przyczyniła się do wielkości naszych narodów? Jest to dostarczanie im duchowej amunicji. Warto chociaż w ten sposób odwdzięczyć się za miliony sztuk amunicji ostrej służącej nam w 1920 r. O takich czynach w przemówieniu 15 marca 2012 r. mówił Viktor Orbán: „Często wydaje się, że Węgrzy w swych walkach o wolność pozostają sami. My jednak wiemy, że nie jesteśmy osamotnieni. Dziś też są polscy Bemowie, francuscy Richardzi Guyonowie, serbscy Jánosze Damjaniche, niemiecko- austriaccy Karolowie Leiningenowie. Stają przy nas czescy, łotewscy, słoweńscy i rumuńscy przyjaciele. Nie tylko występują w naszej obronie, ale też są tu teraz z nami, przybyli, by razem z nami świętować litewscy i polscy przyjaciele. Chwała Litwie! Niech Bóg błogosławi Polskę!”.
Takie sprawy mają miejsce na dole, w samym narodzie. Co się dzieje na górze? Jak rozumieć podsycanie konfliktów tożsamościowych na Litwie i Śląsku. Czemu ma służyć drwienie z religii i dzielenie społeczeństwa? I to nie tylko przez zamanipulowaną młodzież, ale przez wydawałoby się, ponownie użyję tego słowa, elity. Przecież nawet diaboliczny Niccolo Machiavelli w swoichRozważaniach pisał: „Monarchie i republiki, pragnąc uniknąć zepsucia obyczajów, winny przede wszystkim zachować w czystości swe religie oraz nieustannie otaczać je czcią. Najpewniej bowiem dowodzi upadku państwa wzgarda dla obrządków religijnych (…). Zwierzchnicy królestw i republik winni przeto chronić religie wyznawaną w krajach (…)”. Florentyńczyk piętnuje też podsycanie w państwie niezgody i pisze: „(…) niepodobieństwem jest ustrzec miasto, któremu zagrażają jednocześnie wróg zewnętrzny i wewnętrzny. Ponadto, jeśli miastem takim rządzi republika, to podsycając w nim niezgodę, doprowadzi ona niechybnie do tego, że wśród własnych jej obywateli zalęgnie się zepsucie i powstaną waśnie, bowiem skłóceni ze sobą poddani będą szukać u innych poparcia, nie cofając się przed żadną formą przekupstwa”.
W kontekście słów autora Księcia trudno uwierzyć w dobrą wiarę naszych obecnych rządzących. Czyżby obojętne im było nasze dobro wspólne? Czy inaczej niż jako byt suwerenny i niepodległy postrzegają Polskę? W końcu, co tak naprawdę jest ich ojczyzną? Czy aby na pewno jest nią Polska?
Pozostaje mieć nadzieję, że nie wszystko zostanie zaprzepaszczone, a duch narodu nie ulegnie całkowitemu zepsuciu. Co robić? Zwyczajnie pamiętać, gdzie leży prawda – ta, która wyzwala, szukać jej, być jej posłusznym, wsłuchać się w Przesłanie Pana Cogito Zbigniewa Herberta i mimo chłosty śmiechu i zabójstw na śmietniku powtarzać wielkie słowa. Pamiętać o nauce pozostawionej przez Adama Mickiewicza we wspomnianych już wyżej Księgach Pielgrzymstwa Polskiego: „Ale ci, którzy opowiadali Wam słowo Wolności, i cierpieli więzienia i bicia; a ci, którzy najwięcej ucierpieli, szanowni są, a ci, którzy śmiercią zapieczętują naukę swą, święci będą”. Pozostaje być wiernym. Iść.