Adam Wątróbski |
Coraz częściej to nie w wolności prawdziwej, ściśle związanej z wytrwałym poszukiwaniem Boga, lecz w niczym nieograniczonej samowoli upatruje się najwyższej wartości.
Rozpoczynając encyklikę „Veritatis Splendor”, Jan Paweł II przypomniał znaną prawdę o człowieku, że „został on stworzony na obraz i podobieństwo Boże”. Niestety świadomość tego faktu i wypływających z niego, głównie moralnych konsekwencji, nie jest udziałem wszystkich.
Chociaż z całą pewnością możemy mówić o radykalnym, zdecydowanym i jednocześnie skutecznym głoszeniu prawdy o sprawach najważniejszych w środowiskach związanych z Kościołem, to niestety wciąż aktualna jest diagnoza Jana Pawła II wskazującego na obecne w dzisiejszym świecie oderwanie pragnienia osobistej wolności od poszukiwania obiektywnej prawdy. Wolność w rozumieniu zlaicyzowanej części współczesnego społeczeństwa jest często błędnie rozumiana.
Takie rozumienie „wolności”, która w istocie jest nieskrępowanym dążeniem do zaspokojenia swoich osobistych, rozbieżnych z duchem Ewangelii aspiracji wypływa z fałszywego obrazu człowieka czy, jak to się niekiedy określa, „błędu antropologicznego”. Człowiek, w opinii wielu, nie jest już postrzegany jako istota rozumna, ukierunkowana na Boga jako dawcę życia i ostateczny cel doczesnego pielgrzymowania, lecz jako w pełni autonomiczna, pozbawiona pierwiastka nadprzyrodzonego jednostka mogąca w dowolny sposób dążyć do samorealizacji. Niedawno zmarły, na szczęście niezbyt w Polsce znany, propagator agresywnego ateizmu Christopher Hitchens, odrywając wolność od prawdy, posunął się w publicznym wystąpieniu (http:// www.youtube.com/watch?v=sD0BX9LJjs) do ostateczności. Twierdził, że zniewolenie, jakiemu podlegają obywatele Korei Północnej, jest łagodniejsze, niż to, którym dotknięci są wyznawcy światowych religii. Przewrotnie argumentował, że o ile mieszkańcy najbardziej dziś totalitarnego państwa na świecie zostaną uwolnieni z jarzma tyranii w chwili swojej śmierci, o tyle osoby wierzące zniewolone są wizją przytłaczającej perspektywy pośmiertnej. Jego zdaniem dowodzi to zniewalającej mocy religii.
Trudno w wyczerpujący sposób omówić różnorodne drogi zlaicyzowanego człowieka, gdyż, jak mówi Pismo Święte: „(…) szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mt 7,13). Niemniej wśród najbardziej dziś rozpowszechnionych i – co za tym idzie – groźnych kierunków są koncepcje oparte o materializm. Człowieka postrzega się obecnie jak nic innego, jak pochodzące od wyższych ssaków naczelnych zwierzę, którego życie sprowadza się do zaspokajania potrzeb cielesnych. W parze z tym idzie przekonanie, że do prawdziwego szczęścia prowadzi nieposkromiona konsumpcja, której zgubne skutki widać już w pokoleniu najmłodszych Polaków.
Co prawda impet sowiecki już dawno utracił swoją moc, lecz ideologia marksistowska w zmienionej, zmutowanej z psychoanalizą formie, mimo lat, które upłynęły od studenckiego wzburzenia w 1968 r., wciąż zapładnia umysły. Chodzi tu o projekt społeczeństwa „wyzwolonego” seksualnie skonstruowany między innymi przez Herberta Marcuse. W jego wizji społecznej ciało człowieka nie jest już postrzegane, tak jak u Marksa, jako „dodatek do maszyny”, lecz jako narzędzie przyjemności. Po raz kolejny okazuje się, że zgubne idee rodzące się w zaciszu profesorskich gabinetów z czasem rozprzestrzeniają się, a ponieważ ich forma zdaje się wielu atrakcyjna, nowoczesna i pociągająca, znajdują wielu zwolenników i kontynuatorów.
Jan Paweł II, dokonując analizy problemów filozoficznych będących podstawą działania „cywilizacji śmierci”, zwrócił uwagę na fakt odchodzenia od klasycznego rozumienia prawdy. W Kościele od dawna ogromnym szacunkiem cieszyło się dążenie do odkrywania natury ludzkiej, a także specyfiki zjawisk społecznych. Nigdy nie ulegało wątpliwości, że dopiero w obliczu Wcielenia można odczytać obiektywnie prawdziwy sens i cel ludzkich zmagań i dążeń. Dopiero wrażliwość na odkrywanie tego, co w istocie prawdziwe, w połączeniu z przemyśleniem i głębokim przeżyciem relacji do Zbawiciela, prowadzą do celu. Tymczasem wskutek przemian światopoglądowych pojawiły się konkurencyjne teorie prawdy.
W XIX w. popularna stała się tzw. koherencyjna koncepcja prawdy, wyłaniająca się na skutek gwałtownego rozwoju nauki. Prawdziwe przestało być to, co jest obiektywne, a za prawdę zaczęto uznawać to, co wraz z innymi elementami danej teorii tworzy zborną koncepcję. Nie byłoby w tym nic szkodliwego, ostatecznie uczeni uprawiający nauki przyrodnicze mają prawo do formułowania nawet kontrowersyjnych teorii, gdyby nie fakt, że odchodzenie od zainteresowania obiektywizmem przemieniło sposób myślenia o człowieku.
Takie rozmydlenie prawdy jest jednym z czynników, które pozwoliło szeroko wpłynąć na umysły myślicielom forsującym pogląd, że człowiek tak naprawdę nie działa, lecz jest „działany”. W tym kierunku poszedł Marks (uznający, że działalność człowieka jest determinowana warunkami ekonomicznymi), Freud (twierdzący, że doświadczenia kilku pierwszych lat życia ma decydujący wpływ na dalsze postępowanie człowieka) oraz Nietzsche (uznający, że człowiekiem kieruje Wola Mocy). Te filozofie doprowadziły nie tylko do błędów, lecz także ułatwiły społecznym działaczom rozmaitej proweniencji programowe niszczenie milionów ludzi.
Dziś sytuacja prawdy nie przedstawia się lepiej niż w XIX czy w pierwszej połowie XX w. Pojawiły się bowiem kolejne, kto wie, czy nie bardziej destrukcyjne koncepcje. Przede wszystkim jest to deflacyjna koncepcja prawdy. Sama nazwa pochodzi od angielskiego czasownika „deflate” stosowanego na określenie ulatniania się gazu lub schodzenia powietrza z balonu. Użycie tego określenia w stosunku do prawdy oznacza, że samo słowo „prawda” nie ma większego znaczenia, nie ma większej wagi, a jego używanie jest wyrazem przyzwyczajenia językowego, czyli jeśli ktoś zapyta swojego rozmówcę, czy dziś pada śnieg, a ten odpowie, że to prawda, to użycie słowa „prawda” w tym kontekście ma wyłącznie charakter potwierdzenia informacji. Problem jednak polega na tym, że mentalność biorących udział w dyskusji na tematy ważne dla przeciwników Kościoła jest wprzęgnięta w przewrotną logikę splątaną z tą koncepcją prawdy. Dlatego nie dziwią słowa prof. Marii Szyszkowskiej, która na swoim blogu (http://szyszkowska.bloog. pl/id,2839511,title,EUTANAZJA,inde x.html?ticaid=6decf) pisze: „Dyskusja na temat eutanazji jest w gruncie rzeczy nierozstrzygalna. Na płaszczyźnie moralnej ścierają się różnorodne poglądy i nikt nie jest uprawniony do tego, by przesądzać o prawdziwości określonego stanowiska”. Nic dziwnego, skoro nie istnieje prawda obiektywna, to trudno mówić o jakimkolwiek ostatecznym, obowiązującym wszystkich rozwiązaniu społecznie ważkiego problemu, na przykład problemu eutanazji.
Zagadnienie aborcji oraz związany z nim problem ochrony życia łączy się bezpośrednio z koniecznością pogłębionej refleksji nad ludzką seksualnością. Jest rzeczą zadziwiającą, że w ojczyźnie wybitnych znawców tematu, takich jak Kazimierz Imieliński, Włodzimierz Fijałkowski czy Wanda Półtawska, mamy do czynienia z sytuacją, w której poziom znajomości ludzkiej seksualności i prawideł z nią związanych jest tak niski. Jednym ze znaczących niedostatków w tej dziedzinie jest brak refleksji nad celem ludzkiej seksualności bądź błędne przekonania w tym zakresie. Sprawia to, że Polacy (szczególnie dotyczy to młodego pokolenia), nie mając dobrego rozeznania, ulegają modom z Zachodu. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu takie zjawiska jak „swingowanie” (współżycie seksualne z jednym lub wieloma partnerami za zgodą i aprobatą stałego partnera życiowego) były w Polsce zjawiskiem nieobecnym albo marginalnym. Dziś są specjalne kluby organizujące spotkania zamknięte dla osób zainteresowanych tego typu rozrywką. Ze świadomości wielu zniknęło pytanie o zamysł Boży związany z ludzką seksualnością. Skoro więc integralne, zgodne z nauczaniem Kościoła przeżywanie seksualności nawet wśród katolików ulega erozji, trudno się dziwić, że zwiększa się aprobata dla antykoncepcji czy aborcji. Wiadomo przecież nie od dziś, że kto akceptuje błędy, będzie miał łatwość w akceptacji grzechu. Warto tutaj przypomnieć refleksję Jana Pawła II, który w „Evangelium Vitae” zwracał uwagę, że zamachy na najbardziej niewinne i słabe ludzkie życie są dzisiaj plagą na skalę nieznaną dotąd w historii rodzaju ludzkiego.
Fałszywe ideologie uderzają również w wolność człowieka
Fot. Dominik Różański
To, że zbrodnie przeciwko ludzkości dokonywane są w klinikach aborcyjnych, a zatem poza zasięgiem wzroku publiczności, nie zmniejsza ich moralnego ciężaru. Krwawe morderstwa dokonywane w imię fałszywie rozumianej wolności wołają o pomstę do nieba, tak samo jak ludobójstwa Stalina czy Hitlera.
Wracając do filozofii, trzeba zaznaczyć, że nie ma, wbrew temu, co mówił Hegel, a za nim Marks, żadnej konieczności dziejowej. Nie musi być tak, że „cywilizacja śmierci” będzie się rozszerzać, zbierając coraz obfitsze okrutne żniwo. To nieprawda. I chociaż można zastanawiać się nad dynamizmem procesu laicyzacji i wypływającego z niego moralnego znieczulenia, jednak to od ludzi i ich decyzji zależy przyszłość. Od nas, Polaków, zależy przyszłość polskiego Kościoła i chociaż mamy daną w Objawieniu obietnicę, że bramy piekielne go nie przemogą, to można stawiać pytanie o warunki przetrwania wiary poszczególnych chrześcijan i wspólnot, które ci chrześcijanie tworzą. W tej materii kilka spraw jest pewnych: bez modlitwy i sakramentów nie mamy szans, bez oddolnych inicjatyw w nurcie pro-life nie będziemy zdolni przeciwstawić się aborcji, bez odważnego występowania w obronie obiektywnej prawdy jesteśmy skazani na porażkę, bez odwagi i mądrości w życiu publicznym zostaniemy zakrzyczani.
Program przeciwników życia zakłada kilkuwarstwowe niszczenie, przede wszystkim chce się człowieka sprowadzić do zamkniętego w popędach zwierzęcia poprzestającego na dążeniu do tego, co dyktuje mu cielesna część natury. Jeśli ten plan się nie powiedzie, przychodzi czas na ogłupienie, zredukowanie człowieka do poziomu emocji i odruchów. Jeżeli i to nie poskutkuje, podsuwa się człowiekowi fałszywą ideologię uderzającą w kategorie takie jak prawda, wolność czy cel. Potrzebne są więc silna wiara i trzeźwy rozum – inaczej nie damy rady odeprzeć kłamstw serwowanych nam w coraz to nowych odmianach przez szafarzy intelektualnej śmierci i moralnego zniszczenia.