Agnieszka Komorowska |
Ojcostwo to przede wszystkim wyzwanie duchowe i przygoda życiowa
Ale co to wspomnienie ma wspólnego z samym ojcostwem jako wyzwaniem współczesności? Wbrew pozorom niezwykle dużo. Kto choć raz nie pomyślał, że mądre słowa trafiają w pustkę, że zamiast powtarzać je wiele razy, lepiej byłoby „po prostu” wcielić w życie? Tylko wciąż pozostaje „banalne” pytanie: dlaczego to takie trudne… Nie mówiąc o tym, jak wiele pozostaje do życzenia na polu interioryzacji nauk błogosławionego Jana Pawła II. On wiedział doskonale, że Słowo przyjmuje się w życie wówczas, gdy ono rzeczywiście ma moc wyrażania. Albo raczej: dostaje szansę wyrażania. A potem – kiedy sięga Niewyrażalnego, kiedy wchodzi się w Jego rzeczywistość dostępną jedynie na klęczkach. Warto zasięgnąć rady błogosławionego Ojca Świętego, jak uwewnętrznić Prawdę – po to, by pomóc kształtować współcześnie w każdej rodzinie chrześcijańskiej ojca świętego.
Krok pierwszy: doświadczenie
Wnikliwe bycie tu i teraz, uważnie, z człowiekiem jako osobą – nie jedynie nośnikiem cech projektowanych przez społeczeństwo, stereotypy, role. Z osobą – z jej jedynością, niepowtarzalnością, pragnieniami, wyzwaniami, misją. „Dzieje oczu: one najbardziej zostają poprzez te wszystkie obrazy, one wszystko łączą w jeden nurt, spływa weń cech coraz więcej, w nich zostaje tożsamość duszy”. W czasach anonimowości i tak wielu kanonów, jakie rzekomo trzeba spełnić, by osiągnąć sukces, istnieje nagląca potrzeba rodzicielstwa, które zdolne jest wpatrzyć się w oczy dziecka, wyczytać dokonujące się w nich zmiany i je pokochać. Ukochać jak ukochało się tę małą osóbkę, której istnienia najlepszy Ojciec zapragnął na długo przed tym, jak ziemski ojciec dowiedział się o jej obecności. A przecież historia jest jedna: „Takie same wciąż są oczy – tożsamość duszy”. W tej historii trzeba umieć wytrwać, przyjąć jako część własnej, ale potem pozwolić zmienić kierunek. I to też będzie obecność. Uwierzyć, że „ojcostwo wiąże nie tylko z dzieckiem, a także z samym sobą”, a tego już nie można w sobie utracić.
Do takiego bycia muszą dołączyć rozmowy, w których słowa nie umykają, lecz mogą wybrzmieć nie tylko w uszach, lecz także w sercach rozmówców. Każdy ojciec potrzebuje zadać sobie pytanie, ile razy w duszy dziecka rodzą się pytania: „Kiedyż się to wypowie, co zawiera się w tobie i we mnie, co zalega do głębi świadomość i chyba czeka na słowa? Czy znajdziemy kiedyś, będąc razem, chwile dla takich słów, które wynoszą na wierzch to, co naprawdę jest w głębi, i jakoś sprawdzimy na co dzień istnienie tego, co jest?”. A potem odpowiedzieć na to pragnienie, w gruncie rzeczy także własne. Dla wielu może być niespodzianką, iż dalszym ciągiem dziecięcego pragnienia jest: „…Ten świat, który jest w tobie, odkrywam powoli i naraz: to świat mojego ojca – jakże bardzo pragnę w nim być!”. Podejmując wyzwanie ojcostwa, podejmuje się w zasadzie odkrywania własnego świata. Taka wybrzmiewa ze słów Karola Wojtyły zawartych w dramacie „Promieniowanie ojcostwa”, z którego pochodzą wszystkie powyższe cytaty. Zadziwiająco prawdziwe? Bo oparte o doświadczenie. Przy okazji warto zauważyć, że komentatorzy swoistego dialogu, jaki wytworzył się między dziełami Wojtyły a dziełami św. Jana od Krzyża również wskazują na ich jedność myśli płynącej właśnie z doświadczenia, tu jednak szczególnie z doświadczenia Boga, choć nie bez wczucia się w doświadczenie człowieka. Wmyślanie się w rzeczywistość Boga i człowieka ożywiała wszystkich wielkich mistrzów duchowości. Byłoby nieporozumieniem uważać ich za swoistych „uciekinierów”. Wielkość zaczyna się tu i teraz.
Krok drugi: odniesienie do Słowa
Jeżeli cokolwiek ma być dla człowieka, to w Chrystusie i przez Niego. „Człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa”. Jakkolwiek nie chcielibyśmy być współcześni, nie oszukujmy się: bardziej niż Słowo Boże współcześni nie będziemy. I jakkolwiek byśmy przeciw temu nie protestowali, i tak skruszeni wrócimy. Misterium, jakie zostało zawarte na kartach „Promieniowania ojcostwa”, jakie rozegrało się w auli KUL-u, jakie zainscenizowano wielokrotnie w teatrach instytucjonalnych i amatorskich, jakie uobecnia się przy każdej lekturze medytacji późniejszego papieża, nie mogło być zbudowane na żadnym innym fundamencie. I chyba przy mało której twórczości porównanie to okazuje się tak trafne. Fundament budowli jest zarazem tą jej częścią, której nie widać, ale na której wspiera się cała okazałość konstrukcji. Podobnie w dramacie o ojcostwie. „Sytuacja zewnętrzna, która tutaj się zarysuje, jest krok po kroku wynikiem czy też pochodną sytuacji wewnętrznej. To jest najważniejsze”. A owa sytuacja wewnętrzna, należy zaraz dodać, jest dyskretnym, bo przepuszczonym przez wnikliwy umysł i serce, przekazem rzeczywistości człowieka w ujęciu biblijnym. To swoista antropologia pisana słowem poetyckim, choćby nawet miała kształt wypowiedzi prozatorskiej. Takie pisanie może cechować tych tylko, dla których życie zawarte na kartach Księgi jest codziennością nieulegającą wątpliwości.
Wojtyła-biskup, ojciec diecezji i uczestnik II Soboru Watykańskiego, głęboko zaangażowany w Boga i Kościół, pisze „Rozważania o ojcostwie”, tuż po medytacji o sakramencie małżeństwa wpisanej w utwór dramatyczny. Temat ludzkiego (i Boskiego) ojcostwa także okazuje się głęboko dramatyczny, w zasadzie misteryjny. Doświadczenie tak głęboko ludzkie zostaje wpisane w odwieczne istnienie Trójcy. I paradoksalnie, żyjemy, nie wiedząc o tym: „Żenimy się i za mąż wychodzimy”, mamy dzieci, wnuki, budujemy ziemskie relacje, a w tym wszystkim wyuczyliśmy się wzorowo, że ta codzienność jest do granic „świecka”, odłączona od sacrum. Tymczasem Jan Paweł II od genezy po apokaliptyczną nadzieję wynosi rzeczywistość ludzką do niewysłowionej godności w Bogu. To się nazywa mistyka: doznać i objawić to, co jest utajonym udziałem każdego człowieka podtrzymywanego łaską w istnieniu i odkupieniu. Nic dziwnego, że Kościół wzywa ojców rodzin do świętości – wzywa do podjęcia wyzwania życia w perspektywie łaski początku dziejów odzyskanej dla nas w Chrystusie. Rodzicielstwo może i jest aktem fizycznym, ojcostwo natomiast – to wyzwanie duchowe. Przygoda życia.
Krok trzeci: uwewnętrznienie
Nie ma sensu wymagać czegokolwiek od innych, przekazywać czegoś, czym się nie żyje, co nie drąży w nas od wewnątrz myśli i działania, co nie jest przepracowane. Tu jest miejsce na literaturę. Karol Wojtyła – Jan Paweł II słowem literackim „sprawdzał” myśl. W tym słowie ona dorastała, nabierała mocy i obfitowała w sensy, nawarstwiała się i przelewała przez ducha. Nabierała głębi. Czasem odnosi się wrażenie, że słowo literackie było dla Wojtyły formą modlitwy. Jak dla św. Jana od Krzyża. Słowo musi zostać przeżyte na miarę każdego człowieka. Literat uczyni to za pomocą słowa artystycznego, rzemieślnik pracą i zdolnościami twórczymi, naukowiec dzięki zaangażowaniu całej wnikliwości badawczej, robotnik czy urzędnik działaniem w powierzonym zadaniu dla dobra całości przedsięwzięcia, rolnik wskutek odpowiedzialnego i doceniającego korzystania z posiadanej wiedzy i władzy nad przyrodą, a każdy z nich jako mąż i ojciec – nie oddzielając miłości objawionej od tej codziennej. Po prostu nie oddzielając. Przesadne „sakralizowanie” pracy na gospodarstwie czy odrabiania może być właściwą drogą do… samozadowolenia. Gdy jednak działanie będzie przepełnione miłością Ojca, który posłał swoje Słowo na świat i umieścił swój obraz we wszystkim, stanie się przełamaniem własnej samotności.
Ojciec to ktoś, kto patrzy w oczy dziecka, rozumie i kocha
Fot. Dominik Różański
W sumie na tym polega całe przeżywanie wiary – na odkryciu dokonanym w obliczu Boga: „Nie uczyniłeś mnie zamkniętym, nie domknąłeś mnie. Samotność wcale nie jest na dnia mojego bytu, wyrasta ona w pewnym punkcie. O wiele głębiej sięga ta szczelina, przez którą wchodzisz. Wchodzisz i pomału zaczynasz mnie kształtować”. Wielu współczesnych ojców ukazuje nam smutną prawdę, jak łatwo jest pozostać na poziomie samotnych intelektualnych dociekań lub – z przeciwnej, choć nie zawsze, strony – uciekania przed pojawiającymi się pytaniami w takie udogodnienia jak telewizja, praca czy alkohol. Takie banały, a mają siłę trzymania człowieka wbrew nierozbudzonym pragnieniom serca. Tymczasem serce ludzkie odkrywa dalej: „Kształtujesz mnie i rozwijasz wbrew temu, co sobie wyobrażam o własnym „ja” i o wszystkich ludziach – a jednak czynisz to zgodnie z tym, czym jestem. Nie sposób temu zaprzeczyć (…). Chcesz, abym miłował. Trafiasz do mnie przez dziecko, przez maleńką córeczkę lub synka – i mój upór słabnie”. Ten uzdrawiający moment złamania upartego trwania w samotności, czyli na powierzchni tego, czym można się stać, jest początkiem właściwego wkraczania na drogę promieniowania ojcostwa. I stoi jako wyzwanie dla współczesnych ojców. Odwagi!