OKRYĆ UMIERAJĄCEGO PŁASZCZEM OPIEKI

2013/07/4
Tadeusz Borowski-Beszta

Dobra śmierć dla chrześcijanina nie zawsze oznacza spokojne odchodzenie wśród najbliższych, kochających i życzliwych nam osób

 

Umieranie, jako przechodzenie do nowej i nieznanej nam formy bytu to wydarzenie, z którym musi się zmierzyć każdy z nas. Człowiek zbliżający się do końca swego życia jeśli jest wierzący, pogodzony z Bogiem i ludźmi, a bilans jego życia jest dodatni, odchodzić może spokojnie. Przykładami takiego przejścia była śmierć bł. Jana Pawła II czy Matki Teresy z Kalkuty. Mówimy wtedy o dobrej śmierci. Modlimy się o dobrą śmierć.

Śmierć rzadko kiedy ma jednak charakter spokojnego „zaśnięcia”. Często poprzedza ją ciężka choroba z nasilonymi cierpieniami fizycznymi, bólem, i bezsilnością uniemożliwiającą zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych. Mogą to być psychotraumatyzujące przeżycia, które powoduje deformacja ciała, zmiana wyglądu, wyrażenia prośby czy przekazania otoczeniu ważnych informacji, testamentu.

Poza cierpieniami natury somatycznej i psychologicznej mogą dochodzić cierpienia natury duchowej, kiedy bilans życia człowieka nie wypada dodatnio, gdy ma poczucie wyrządzonej innym krzywdy i dokonania czynów, które ocenia jako złe. Mówi się wtedy o cierpieniu wszechogarniającym, na które składają się dolegliwości cielesne, przeżycia psychiczne i moralne.

Odchodzić z godnością

Czego może oczekiwać człowiek będący w takim stanie? Bł. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae” ujął to zwięźle, że człowiek w „godzinie próby” oczekuje „obecności, solidarności i pomocy” ze strony innych.


Poza cierpieniami natury cielesnej mogą dochodzić cierpienia duchowe umierającego
Fot. Dominik Różański

Jaką rolę ma do spełnienia towarzyszący umierającemu lekarz? Jeżeli jest uczciwy, powinien spokornieć. Staje się przecież bezradny, bo wyczerpał możliwości, jakie daje mu wiedza medyczna i osobiste doświadczenie. Może tylko starać się nieść ulgę w cierpieniu głębiej i szerzej rozumianym niż tylko dolegliwości somatyczne spowodowane chorobą. Lekarz przecież składał przysięgę, że będzie chronił życie i zdrowie człowieka, będzie niósł choremu pomoc, łagodził cierpienia, mając na względzie jego dobro, okazywał mu szacunek, nie nadużyje zaufania, dochowa tajemnicy lekarskiej za życia i po śmierci. Zobowiązuje go do tego polski Kodeks Etyki Lekarskiej, którego art. 30 mówi, że lekarz ma „dołożyć wszelkich starań, aby zapewnić humanitarną opiekę terminalną i godne warunki umierania, ma do końca łagodzić cierpienia i utrzymywać w miarę możliwości jakość kończącego się życia”. W art.31czytamy: „Lekarzowi nie wolno stosować eutanazji”. Obowiązujący lekarza kodeks etyczny powstał w oparciu o zasady greckiego lekarza Hipokratesa przyjęte przed dwoma i pół tysiącami lat. Adept sztuki medycznej składał przysięgę, że nie poda ciężarnej środka poronnego a choremu trucizny chociażby go o to prosił.

Wczuć się w cierpienie

W ostatnich latach powstała nowa specjalizacja lekarska pod nazwą „medycyna paliatywna” od łac. palium, płaszcz. Tam gdzie wyczerpały się możliwości wyleczenia człowieka lekarz powinien go osłaniać przed cierpieniem. Niektórzy wręcz mówią o potrzebie zapewnienia choremu możliwego do uzyskania komfortu, mimo postępującej choroby. W wielu krajach powstały nawet oddziały a także kliniki medycyny paliatywnej. W Polsce taka klinika powstała przed dwudziestu laty przy Akademii Medycznej w Poznaniu.

Inspiracją do wyodrębnienia medycyny paliatywnej jako specjalności był ruch hospicyjny zapoczątkowany w połowie ubiegłego stulecia. Jego powstanie wyprzedzała Matka Teresa na terenie Indii. Początkowo sama, a z czasem z siostrami założonego przez siebie zgromadzenia zbierała z ulic Kalkuty umierających i zapewniała im troskliwą opieką.

Niemal równolegle młodziutka pielęgniarka Cecily Sanders w jednym z londyńskich szpitali rozmawiała w czasie dyżurów z chorym na raka Dawidem Taśmą lotnikiem jednego z polskich dywizjonów broniących Anglii. Oboje doszli do wniosku, że człowiekowi umierającemu z powodu choroby nowotworowej potrzebna jest nie tylko opieka lekarska i pielęgniarska, ale także spokojne miejsce i troskliwe współczujące przyjazne mu otoczenie. Cecily Sanders po 17 latach starań, doprowadziła do zbudowania i przekazania chorym w 1967 r. pierwszego w Wielkiej Brytanii a także w Europie hospicjum pw. św. Krzysztofa. „Hospicjum” od łac. „hospes” oznacza gościnne miejsce, oczekujące na przybysza. Wkrótce zaczęły powstawać inne hospicja.

Ruch hospicyjny, jak wiele innych ruchów oddolnych, wyrósł z niekwestionowanych potrzeb ludzkich, których uprzednio nie dostrzegali odpowiedzialni za organizację życia społecznego rządzący, wyznaczający sobie cele zaspokajające ich polityczne ambicje. Ludzie dotknięci przewlekłą, nie rokującą wyzdrowieniem chorobą nie są medialni, nie są zauważani nie tylko przez polityków. W mediach przedstawiana jest raczej tzw. medycyna sukcesu. Ale człowiek, nie może uwolnić się od biologicznych procesów prowadzących w ostateczności i tak do destrukcji organizmu i obumierania.

Idea ruchu hospicyjnego stawia sobie za cel realną pomoc człowiekowi cierpiącemu, znajdującemu się w zaawansowanym stadium nieuleczalnej choroby. Taką pomoc określa się także jako czynne współczucie, wspólne odczuwanie z inną osobą przeżyć tejże osoby. Zakłada ono czynną postawę wobec cierpienia drugiego człowieka, które staramy się zrozumieć i nieść ulgę. Jedna z hospicyjnych pielęgniarek trafnie porównała osobę świadczącą pomoc ciężko choremu z matką opiekującą się niemowlęciem. Mimo, że jej dziecko nie mówi czego mu brak, ona to wie. Zasady opieki hospicyjnej polegają na wczuciu się w przeżycia chorego i niesieniu mu ulgi w cierpieniu, zarówno somatycznym jak i psychologicznym, czy także cierpieniu o charakterze duchowym. Lekarz jednak może nie poradzić sobie z różnorodnymi potrzebami chorego. Dlatego też niezbędna jest jego współpraca z pielęgniarką, psychologiem, kapłanem czy innymi znaczącymi dla chorego osobami.

Ks. Eugeniusz Dutkiewicz pallotyn, jeden z założycieli polskiego ruchu hospicyjnego uważał, że lekarz przy chorym będącym w stanie terminalnym nie powinien okazać gotowość do czekania i słuchania tego, co pacjent powie. Chory może nieraz okazać się niechętny do rozmowy i już niewiele oczekiwać. Lekarz w takiej sytuacji może dać choremu bezinteresowny dar przyjaźni, dar swego czasu i słowo, które przynosi ukojenie. Powinien też okazać gotowość okrycia go, niczym płaszczem, pomocą opartą na wiedzy i sztuce medycznej. Nie powinien oczekiwać, aż chory sam go o to poprosi. Lekarza powinna cechować postawa gościnności wobec chorego, jeżeli do niego przychodzi. W Piśmie Świętym czytamy, iż „rzeczą świętą jest biedny”. A przecież człowiek umierający jest najbiedniejszym z biednych, bo posiada jeszcze tylko resztki dogasającego życia. Lekarzowi w tym wypadku jest potrzebna motywacja do służby.

Społeczeństwo, które zabija

Niestety temu powołaniu lekarskiemu sprzeniewierza się część lekarzy którzy nie respektują zasad moralności chrześcijańskiej. Najczęściej dotyczy to zwolenników przyjętej w wielu środowiskach Zachodu ideologii liberalizmu i relatywizmu etycznego. Ideologia ta zaowocowała nowymi propozycjami uszczęśliwiania ludzkości. Do tych tzw. postępowych rozwiązań mających jakoby na względzie dobro człowieka należy m.in. eutanazja. Ideolodzy ją promujący powołują się na swoiście pojmowane prawa człowieka, który jeżeli nie chce w jakimś momencie dalej żyć, powinien, mieć prawo żądać gwarantowanego mu świadczenia medycznego, przerwania życia przez fachowca – lekarza. Tak więc lekarz, który z natury swego zawodu ma ratować ludzkie życie miałby je niszczyć.

Zgoda części lekarzy na uśmiercanie tych, którymi powinni się opiekować, przywracać im zdrowie lub nieść ulgę w chorobie, prowadzi do degradacji jednego ze szczytniejszych zawodów – zawodu lekarskiego, odzierając go z zaufania. Dokonywanie zaś przez lekarza eutanazji powoduje często destrukcyjne zmiany w jego osobowości.

Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae stwierdza, że „eutanazja jest poważnym naruszeniem Prawa Bożego. (…) Szczytem zaś samowoli i niesprawiedliwości jest sytuacja, w której niektórzy – np. lekarze lub prawodawcy – roszczą sobie prawo decydowania o tym, kto ma żyć, a kto ma umrzeć”. Ostrzega przed zagrażającą nam cywilizacją śmierci: „Sprzyja temu atmosfera kulturowa nie dostrzegająca wartości ludzkiego cierpienia. (…) Za hasłami humanitarnymi kryje się tendencja odtrącenia słabszych i potrzebujących pomocy”. Papież podkreśla, że „stanowi to radykalne zagrożenie dla całej kultury, w której każdy człowiek jest ceniony ze względu na swą ludzką godność, a nie tylko na takie ludzkie cechy, jak przydatność, siła, inteligencja, uroda, zdrowie”.

Prof. Ryszard Fenigsen pochodzący z Polski lekarz, który przez 20 lat pracował w Holandii, gdzie została zalegalizowana eutanazja, w swej książce „Eutanazja. Śmierć z wyboru?” przytacza dane z badań przeprowadzonych przez Instytut Medycyny Społecznej Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie, z których wynika, że w ciągu roku skracane tam było życie około 25 tys. chorym, z czego zaledwie 2.300 miało jakoby wyrazić na to zgodę. Co piąty mieszkaniec Holandii w 1990 r. nie umarł zatem śmiercią naturalną. Uśmiercano nagminnie chorych, których życie nie stanowiło już wartości społecznej i ekonomicznej. Po zalegalizowaniu eutanazji zatem „nurt wolnościowy zostaje łatwo zdominowany przez nurt eksterminacyjny, oznaczający przymus umierania. Wspólnota i solidarność ludzka zastąpiona może być „Społeczeństwem Które Zabija”.

W Holandii powstała sytuacja, w której ludzie starzy boją się iść do szpitala, do zakładów dla przewlekle chorych czy domów starości, boją się wizyt lekarskich, przyjmowania zleconych im leków. Powstały tam nawet stowarzyszenia, które za cel swej działalności obrały propagowanie eutanazji, oswajanie z nią osób starych czy chorych i oferują im pomoc w podjęciu decyzji o poddaniu się eutanazji a nawet w jej dokonaniu.

Również w innych krajach Zachodu, szczególnie tych bogatszych, zalegalizowano lub podejmuje się próby zalegalizowania eutanazji. W ślad za Holandią w świetle prawa można uśmiercać ludzi starych lub schorowanych w Belgii, Luksemburgu, niektórych stanach USA czy Australii. W Szwajcarii powstały nawet komercyjne firmy, promujące turystykę eutanazyjną, na wzór turystyki aborcyjnej.

W Wielkiej Brytanii przygotowywane było proeutanazyjne ustawodawstwo i prawdopodobnie weszłoby w życie, gdyby nie powstał tam ruch hospicyjny udowadniający, że człowiek doświadczony nawet ciężką chorobą, ale otoczony troskliwą opieką nie prosi o skrócenie mu życia.

Prof. Jarome Lejeune pierwszy przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, pisał, że „eutanazizm, to straszne określenie zapisane krwawymi literami, nowa choroba, która dotyka społeczeństw, które wydaje się rozpoczynają straszliwy upadek”. Eutanazję w Europie Zachodniej zalegalizowano zaledwie pół wieku po osądzeniu przez Trybunał Norymberski hitlerowskich zbrodniarzy, którzy rozpoczęli swój zbrodniczy proceder jeszcze przed wywołaniem przez nich wojny w 1939 r. Wpierw zaczęli uśmiercać kalekie dzieci, potem schorowanych i zniedołężniałych dorosłych, następnie chorych psychicznie, aż doszli do ludobójstwa poszczególnych narodów. Adolf Hitler w poleceniu wydanym na piśmie lekarzowi Rzeszy dr. Brandtowi z datą 1.09.1939 r.uśmiercanie nieuleczalnie chorych nazywa „łaskawą śmiercią”. Współcześni ideolodzy eutanazji nazywają to „godną śmiercią”. Hitlerowcy wyliczyli, że łaskawa śmierć” przewlekle chorych czy upośledzonych korzyści materialne. Współcześni zwolennicy eutanazji, lansują na początek tzw. eutanazję dobrowolną uzasadniając ją względami humanitarnymi. Nie mówi się o aspekcie ekonomicznym, czy chęci uwolnienia się od kłopotliwej opieki nad człowiekiem nieraz długotrwale chorym. Uzyskanie zgody ma najczęściej charakter formalny.

Wiadomo, że kogoś można „domotywować” do wyrażenia takiej zgody, dając mu do zrozumienia, że nie jest nikomu potrzebny, że jest ciężarem dla innych. Na skrócenie życia może zgodzić się człowiek w depresji, osamotniony, odrzucony, pozbawiony ludzkiej życzliwej obecności i solidarności, czynnego współczucia, realnej pomocy.

Kolejnym krokiem zwolenników eutanazji jest przekazanie decyzji o uśmierceniu kogoś, kto nie jest w stanie wyrazić bądź nie wyrazić zgody, innym podmiotom: krewnym, jakiejś komisji, sądowi. Przykładem tego była głośna w ostatnich latach sprawa „sądowych zabójstw” znajdujących się w stanie wegetatywnym Terri Schiavo z USA i Włoszki Eluany Englaro.

Fałszywy humanitaryzm

Wybitny francuski onkolog i humanista Lucien Israel, kierownik Kliniki Onkologii na Uniwersytecie Paris Nord, w swych licznych publikacjach demaskuje fałsz argumentacji zwolenników eutanazji, którzy podnoszą rzekomo humanitarny jej aspekt. Według nich eutanazja miałaby dawać prawo do śmierci z godnością. Ale ta godność ma jeden cel – ochronę wygody tych, którzy dalej żyją”. W książce „Eutanazja, czy życie aż do końca” dzieli się m.in. doświadczeniem swojej kliniki, w której nie spotyka chorych żądających skrócenia im życia. Natomiast, jak pisze „życzeniem pacjenta jest spotkać zespół ludzi, którzy czynami okazują, że życie, które im powierzono, ma wartość świętości”.

Prof. Stanisław Pużyński wieloletni dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, specjalista krajowy w dziedzinie psychiatrii, autor wielu prac nt. depresji, zwraca uwagę, ze ofiarami eutanazji staje się wielu chorych z depresją. Pogrążeni w poczuciu beznadziejności charakterystycznej dla stanów depresyjnych, wyrażają zgodę na skrócenie im życia. Zamiast leczenia depresji oferuje się im śmierć.

Prof. Jacek Łuczak, kierownik Kliniki Medycyny Paliatywnej w Poznaniu, specjalista krajowy medycyny paliatywnej, który wizytował oddziały opieki paliatywnej i hospicja w całej Polsce, spotkał, na około 10 tys. chorych w stanie terminalnym, tylko 3 osoby, które mówiły, że chciałyby już umrzeć. Nie oznaczało to jednak, że żądały skrócenia im życia. W hospicjum w Białymstoku, działającym od 25 lat, które opiekuje się chorymi w stanach terminalnych, głównie z powodu chorób nowotworowych nie znamy przypadków, by znajdujący się pod bezpośrednią opieką hospicyjną chorzy zwracali się o skrócenie im życia. Znane są nam natomiast przypadki samobójstw osób chorych, osamotnionych, pozostających bez należytej opieki.

Eutanazja utajona

Sporo dają do myślenia zeszłoroczne wyniki głosowania w Sejmie nad obywatelskim projektem ustawy broniącej życie nienarodzonych dzieci. Kilkoma głosami przegrali obrońcy życia. Część deklarujących się jako katolicy głosowała za utrzymaniem nadal możliwości zabijania dzieci przed urodzeniem na co pozwala obecne prawo. Część zaś posłów tzw. prawicy nie uczestniczyła w głosowaniu będąc prawdopodobnie zaangażowana w akcji przedwyborczej. Czyżby więc zabijanie starych, schorowanych ludzi zyskiwało w naszym społeczeństwie poparcie?…

Cóż jednak możemy zrobić, my, którzy przyznajemy się do chrześcijaństwa? Czekać biernie na bieg wydarzeń, czy walczyć z tymi, którzy nie szanują ludzkiego życia, angażując w tą walkę całą swą energię życiową? Mamy przecież przykłady skutecznych i bezkompromisowych obrońców godności człowieka i jego życia w postaci bł. Jana Pawła II i bł. Matki Teresy. Benedykt XVI w tegoroczny Dzień Chorego apelował, by ludzkie cierpienie było przez nas otoczone miłością. To wezwanie zobowiązuje każdego z nas, a w szczególności lekarzy, do troskliwej opieki nad człowiekiem chorym, który zbliża się do kresu życia.

Lekarz respektujący Ewangelię zawsze będzie więc służył życiu, które dobiega końca i nigdy nie podniesie na nie kainowej ręki.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej