Z Joanną Krupską, prezesem Związku Dużych Rodzin Trzy Plus i ekspertem Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski ds. rodziny, rozmawia Łukasz Kudlicki. |
Joanna Krupska: Instytucje państwowe są obojętne wobec problemów rodzin wielodzietnych
Fot. Łukasz Kudlicki
Rządowa strategia „Polska 2030” poświęcona wyzwaniom rozwojowym naszego kraju kapituluje wobec problemu gwałtownego spadku dzietności i starzenia się społeczeństwa. Autorzy dokumentu koncentrują się na wskaźnikach ekonomicznych, kryteriach innowacyjności i konkurencyjności, nie wspominając o polityce prorodzinnej…
Strategię „Polska 2030” zdominowało podejście absolutyzujące czynniki ekonomiczne. W Europie są obecne kierunki myślenia skupione na wzmacnianiu rodziny, ale i takie, które koncentrują się na potrzebie zwiększenia zatrudnienia. W Polsce przywoływana jest kwestia zwiększenia zatrudnienia wśród osób starszych, a więc przesuwania w górę wieku emerytalnego, a jednocześnie podwyższenia wskaźnika zatrudnienia kobiet jako drugiego dotąd niewykorzystanego rezerwuaru do zwiększenia bazy podatkowej. Rządowi eksperci przywołują korelację z krajów, w których wyższy wskaźnik zatrudnienia kobiet idzie w parze ze wzrostem dzietności. Polska, według tych ekspertów, jest przykładem negatywnym: krajem o niskim wskaźniku zatrudnienia kobiet i niskiej płodności. To ma znaczyć, że fakt pozostawienia kobiet w domu wcale nie powoduje tego, że rodzi się więcej dzieci. Rząd nie wziął pod uwagę, że w części państw, np. we Francji, zatrudnienie kobiet oznacza ich pracę tylko w wymiarze 2-3 godzin dziennie czy inne elastyczne formy połączenia pracy z wychowaniem dzieci. Polski model zatrudnienia to zaś praca na cały etat.
Z toczonych od wielu lat dyskusji na temat konieczności polityki prorodzinnej niewiele jednak wynika. Tymczasem wskaźniki demograficzne w ciągu ostatnich dwóch dekad bardzo się pogorszyły…
Od 9 lat zamrożony jest próg dostępności do świadczeń rodzinnych na poziomie 504 zł dochodu na osobę w rodzinie. Tymczasem renty i emerytury są waloryzowane corocznie. Do niedawna zasiłek pogrzebowy był waloryzowany trzy razy w roku. To pokazuje, gdzie są preferencje i gdzie skupiona jest uwaga państwa. Wydatki na okres po 65. roku życia są w Polsce proporcjonalnie dużo wyższe od średniej europejskiej, natomiast wydatki na rodzinę z dziećmi – grubo poniżej średniej. Próg dostępności do świadczeń obniżył się zdecydowanie poniżej minimum socjalnego. Brak waloryzacji progu powoduje, że 400 tys. dzieci rocznie wypada poza nawias dostępu do jakiejkolwiek pomocy społecznej, choćby przekraczało zaledwie o złotówkę próg 504 zł dochodu na osobę w rodzinie. W efekcie drastycznie rośnie liczba rodzin i dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie. Polska zajmuje pod tym względem najniższe miejsca w gronie państw UE i OECD. Ubóstwo dzieci w Polsce jest relatywnie osiem razy większe niż w Niemczech. Jak zatem określić zachowanie naszego państwa, które odwróciło się od najmłodszych? Państwo zaniedbuje swoją najważniejszą powinność. W ostateczności znajdą się całkiem spore pieniądze na każdą inną potrzebę, ale nie ma woli politycznej do prowadzenia polityki prorodzinnej. Któryś z posłów powiedział nam kiedyś: „Chcecie coś zmienić, przyjdźcie pod sejm, sprowadźcie 150 tys. osób”. Jak przyprowadzić rodziny z małymi dziećmi? Do urn chętniej idą starsi, więc politycy mają częściej na uwadze ich interesy.
Czy jest sprawiedliwe, że większe korzyści podatkowe, szansę na pomoc społeczną lub miejsce w przedszkolu mają dzieci wychowywane w niepełnych rodzinach?
Obserwujemy szerzenie się osobliwego poglądu, że innowacyjność w życiu społecznym (związki nieformalne, jednopłciowe itd.) sprzyja innowacyjności w gospodarce. Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny oraz pełna rodzina stają się kosztownymi kaprysami, jeśli nie są dodatkowo motywowane, np. pobudkami religijnymi. Obliczaliśmy kiedyś z mężem, że gdybyśmy dokonali fikcyjnego rozwodu, zaoszczędzilibyśmy ok. 6 tys. zł rocznie. Małżeństwo jest też przeszkodą w sytuacji, gdy rodzice chcą posłać dziecko do przedszkola, bo wobec niewystarczającej liczby miejsc preferowane są dzieci z rodzin niepełnych. Są wyniki badań, które świadczą, że zawieranie formalnych małżeństw długoterminowo sprzyja państwu; daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa, jest korzystne dla rozwoju dzieci, a poza tym w związkach formalnych rodzi się też najwięcej dzieci, zatem to rodzina jest dostarczycielem lepszego kapitału społecznego, tu człowiek uczy się odpowiedzialności.
Stawianie na innowacyjność w życiu społecznym prowadzi do zakwestionowania tradycyjnego ładu społecznego. Nie da się przewidzieć, jakie mogą być długofalowe skutki takiej inżynierii społecznej…
Widzimy przejawy takiego myślenia choćby w sferze wychowania najmłodszych, do 3 lat. W 2002 r. została przyjęta dyrektywa unijna, że 33 proc. dzieci w wieku do 3 lat powinno zostać objęte instytucjonalnymi formami opieki, a 95 proc. dzieci w wieku od 3 do 5 lat ma trafić do przedszkola. To pomysł, aby we wczesnej fazie kształtowania osobowości dziecka jako osoby ludzkiej oderwać je od rodziny.
Taka myśl była obecna u już u Engelsa. W pracy „O pochodzeniu rodziny” zawarł on teoretyczną koncepcję przebudowy podstawowej komórki społecznej. Dzieci miały jak najszybciej oderwać od matki i rodziny, a objąć je instytucjonalnymi formami opieki państwowej. Efekty takiej polityki poznamy dopiero po 20-30 latach.
W Polsce mamy jednak jeden z najniższych wskaźników „użłobkowienia” i opieki przedszkolnej…
Żłobek jest nieporównywalnie droższą formą opieki od opieki domowej. Jeśli dzisiaj powstają nowe żłobki lub przedszkola, są to placówki prywatne, na które nie stać uboższych rodzin. Warto wspomnieć, że po rewolucji bolszewickiej władze komunistyczne próbowały wspomniany wcześniej model engelsowski wprowadzić na Ukrainie. Po krótkim czasie wycofały się jednak z tego ze względu na wysokie koszty objęcia małych dzieci opieką państwową.
Władza powinna wziąć pod uwagę, że nasze społeczeństwo jest przekonane o wartości rodziny. Dlatego tak należy kształtować politykę społeczną, aby sprzyjać rodzinie. Tymczasem w Polsce nie podejmuje się problemu najwyższej wagi, jakim jest dzietność, w sytuacji, w której grozi nam – jako narodowi – wymarcie.
Mimo tego demograficznego kryzysu rodziny już z trojgiem dzieci spotykają się z pytaniami, jak można było sobie sprowadzić na głowę takie problemy…
Instytucje państwowe są obojętne wobec problemów rodzin wielodzietnych. Więcej, już trzecie dziecko jest uważane przez prawo za ponadnormatywne. Renta rodzinna po zmarłym rodzicu jest dzielona na wszystkie dzieci. Nie ma znaczenia, ile tych dzieci jest. Przeżycie takiej rodziny zależy wówczas tylko od solidarności sąsiedzkiej, pomocy Kościoła, ludzi dobrej woli. Jeśli takiej pomocy nie doświadczą, są skazani na żebractwo. Z takim piętnem dzieci wchodzą w dorosłe życie. Kolejna sprawa: zasiłek alimentacyjny dla samotnej matki przysługuje tylko do wysokości liczonej dla dwojga dzieci. Państwo przyjmuje, że obywatel nie może mieć więcej niż dwoje dzieci. Jak ma, to nikogo to nie obchodzi. Niech cierpi, skoro podjął ryzyko, czyli zdecydował się na kolejne dziecko. Jakby każde dziecko nie było dobrem. Szczególnie w złej sytuacji demograficznej każdy podatnik czy potencjalny, przyszły podatnik powinien być traktowany jak skarb.
Rozwiązania prawne nie nadążają za zmianami społecznymi i gospodarczymi zachodzącymi choćby na rynku pracy…
Świadczenia przysługują pracującym na etacie. Studiująca kobieta, która rodzi dziecko, jest pozbawiona wszelkich świadczeń. To znaczy, że powinna najpierw zapracować na luksus posiadania dziecka i zrobić karierę. Czyli, w konsekwencji, opóźniany jest moment pojawienia się dziecka, kobiety w coraz starszym wieku decydują się na pierwsze i kolejne dziecko. Walczymy o to, aby matki miały podwyższane świadczenia emerytalne, proporcjonalnie do liczby urodzonych dzieci, a rodziny pozostawione poza dostępem do pomocy społecznej zyskały takie uprawnienia. W rodzinach wielodzietnych matki często nie mają możliwości podjęcia czasowej pracy. Decydują się na pracę tylko w sytuacji przymusu materialnego, bo nieobecność w domu powoduje szkody wychowawcze, których nie zrekompensują zyski materialne. Nadal trzeba przekonywać państwo, że praca matki w domu w odniesieniu do swoich dzieci powinna być doceniona, także materialnie. W prawodawstwie wielu państw uwzględnia się fakt konieczności pracy matki w domu. Skoro wynagradza się przedszkolankę, trzeba także docenić pracę matki. W Polsce płatny urlop wychowawczy przysługuje tylko matkom w rodzinach, w których dochód na osobę nie przekracza osławionego progu 504 zł. Wysokość świadczenia wynosi w takiej sytuacji 400 zł miesięcznie, co w żaden sposób nie zaspokaja potrzeby ubogiej rodziny.
Sytuacja wielu tysięcy rodzin w Polsce jest dramatycznie zła. Jak zatem wytłumaczyć wrzawę wokół zupełnie symbolicznej pomocy państwa dla rodzin, jaką jest zasiłek zwany becikowym?
Becikowe jest pewnym standardem we wszystkich znanych nam politykach rodzinnych w Europie. Przy czym wysokość tego świadczenia w Polsce jest jedną z najniższych w Europie. Kwota 1000 zł nie jest przecież motywacją dla urodzenia dziecka! Ta suma nie rozwiązuje żadnego problemu ekonomicznego. Koszt wychowania dziecka do 18 lat ekonomiści szacują na kwotę między 150 tys. a 250 tys. zł. Becikowe miało być symbolicznym gestem uczestnictwa państwa w przyjęciu nowego obywatela. To raczej coś w rodzaju bukietu kwiatów na przyjęcie nowego Polaka do grona społeczeństwa. Tymczasem przywiązano niewiarygodnie dużą wagę do tego mechanizmu, który w żaden sposób nie może zastąpić systemowego wsparcia państwa dla rodzin z dziećmi. U nas dyskusja wokół pomocy dla rodzin sprowadza się czasem do wniosku, że dziecko jest prywatną sprawą rodziców. Tymczasem nie da się rozdzielić potencjału gospodarczego od potencjału demograficznego.
Jakie konkretne działania podejmuje organizacja, którą Pani kieruje?
Jako Związek Dużych Rodzin Trzy Plus koncentrujemy się na jak najszerszym wprowadzeniu Karty Dużej Rodziny, która stanowi ofertę ułatwiającą dostęp do usług świadczonych przez samorządy, ale również przez podmioty komercyjne poprzez system ulg i zniżek. Wprowadziło ją dotąd 18 miast i gmin, wiemy o następnych, które się do tego przygotowują. Karta jest instrumentem pomocniczym, nie zastąpi polityki państwowej, ma na celu ułatwienie życia rodzinom, ale również zmienić sposób postrzegania dużych rodzin przez otoczenie, czyli ma kształtować opinię publiczną. Poszczególne samorządy deklarują różnego rodzaju ofertę dla rodzin w zależności od własnej specyfiki, bo różne są możliwości wielkich ośrodków miejskich i gmin wiejskich. Samorządy oferują zniżki czy wręcz bezpłatne przejazdy komunikacją miejską, które mają bardzo duże znaczenie. Zwiększa się także dostęp dużych rodzin do oferty edukacji przedszkolnej i zajęć pozalekcyjnych. Do programu przystępują także przedsiębiorcy, świadczący usługi doradztwa, biura pośrednictwa w handlu nieruchomościami i sklepy, które zdecydowały się na udzielanie rabatów na zakupy.
Upowszechnienie Karty Dużej Rodziny jest korzystne dla firm również ze względów biznesowych, a nie tylko wizerunkowych. Liczymy, że program będzie się rozwijać. Niektóre samorządy wprowadziły również dopłaty do standardowych świadczeń rodzinnych gwarantowanych przez państwo. O formach pomocy świadczonych przez gminy decydują radni w głosowaniach. Samorząd wiejski może zdecydować się na dofinansowanie dostępu do usług w gminach miejskich, które mają bogatą ofertę usług. Katalog ułatwień kształtuje się zawsze w dialogu między rodzinami a władzą samorządową i zainteresowanymi firmami. W ten sposób duże rodziny zyskują podmiotowość, przestają postrzegać się jako żebracy i petenci pomocy społecznej.
Dziękuję za rozmowę.