Po prostu barbaria

2013/07/1
Wojciech Piotr Kwiatek

Na ołtarzu „reformy”, dzieła koalicji PO-PSL, legło już w TVP niemal wszystko, co odważne, po obywatelsku opozycyjne: Pod prasą, Misja specjalna, Antysalon Ziemkiewicza, program Wildsteina, ostatnio zaś – Warto rozmawiać Pospieszalskiego. Jednak jest jeszcze w telewizyjnych stacjach reportaż interwencyjny. I tam oglądamy czasem Polskę taką, jaka ona jest, jaką zgotowały nam polityczne elity III RP: trudną do wyobrażenia Wielką Barbarię.

 

Fot. Artur Stelmasiak

W PRL-u reportaż interwencyjny był rzadkością, ale jak się już pojawił, „załatwiał sprawę”, a w każdym razie zmuszał do opamiętania, reorganizacji, poniechania nagannych praktyk. Telewizja miała autorytet. Oczywiście była kontrolowana, oczywiście była sterowana, ale to jeszcze wzmacniało siłę interwencji: „No, jak już tv o tym mówi, znaczy: jest kiepsko”.

Ilość = jakość?

Dziś tv budzi wyłącznie małpie pożądanie, więc jej ludzie nie muszą się starać. Widz kupi wszystko (tak przynajmniej myśli wielu nadawców i producentów). Choć reportażu interwencyjnego mamy sporo, to nie czuje się „oddechu mediów na plecach”. Nie bardzo nawet zwracamy uwagę, w jakich sprawach alarmują twórcy magazynów takich jak Uwaga!, Superwizjer (oba – TVN) czy Interwencja (Polsat). Fakt, że są one emitowane przez niemal cały tydzień, wiele nie zmienia; robią je ludzie młodzi, często bardzo młodzi, wychowani na zasadach rządzących mediami „demokratycznymi”: musi być ładnie, nie za smutno i broń Boże o rzeczach naprawdę ważnych.

PRL-owska szkoła wrażliwości

Inaczej wygląda to w telewizji „publicznej”. Tam i generacyjnie, i warsztatowo mamy do czynienia z zupełnie innymi ludźmi. Często zdobywali oni dziennikarskie szlify jeszcze w „minionym okresie”, a wtedy dziennikarz musiał naprawdę dużo umieć… Po pierwsze, musiał wiedzieć, c o ruszyć, po drugie, czy to, co ruszy, ma szansę i sens, często sam wybierał tematy i, po trzecie, za wszystko brał odpowiedzialność. W sytuacji, gdy właściwie nic nie było wolno, bo wszystko musiało być cacy (zupełnie jak dziś w TUSK TV!), reporterka okazywała się fachem niełatwym i ryzykownym. Ale takie okoliczności hartują i może dlatego Magazyn Ekspresu Reporterów czy Celownik (TVP 1) to jednak interwencja medialna z prawdziwego zdarzenia.

W „Polsce D”

Pokazany w jednym z ostatnich Celowników reportaż z Podkarpacia i Lubelszczyzny III RP mogłaby zawiesić nad sobą jako firmowe logo. Oto są u nas regiony, gdzie odbywa się… eksterminacja przez rozpijanie. Trafisz tam, Rodaku, na źródełka, gdzie zaopatrzysz się we flaszkę spirytusu za… 12 złotych, trafisz na sklep, gdzie nawet kilkunastoletniemu smykowi sprzedadzą wódę. Zgon siedemnastolatka po wypiciu takiej gorzały (wątrobę miał jak sito!) spowodował najwyraźniej, że ktoś poczuł się wreszcie zaniepokojony. Ale ten proceder trwał od lat. Ile wcześniej było takich zgonów? Ile istnień ludzkich pochłonął ten „biznes”? Ile jeszcze pochłonie? Ile wydamy na leczenie klientów takich „met” i sklepów? Bo po te flaszki idzie się do sklepu spożywczego, jakich na polskiej wsi bez liku! Pani ekspedientka idzie oczywiście „w zaparte”: „Mam tylko alkohol niskoprocentowy” – mówi do reporterskiej kamery. A w tej wsi, a w okolicznych wsiach każde dziecko wie, że tam się kupuje lewą wódę i lewy spirytus!

Młodzież, głównie płci męskiej, z „zakryształkowanymi” oczami o wszystkim szczerze opowiada. Cieszą się w duchu, że to nie na nich padło? Że to nie któryś z nich konał kilkanaście godzin w jakiejś melinie, gdzie nic nikogo nie interesowało?

„Miłosierdzie gminy”

Ekspres Reporterów… Też ciekawy materiał: znęcanie się personelu wychowawczego nad młodzieżą w samorządowych ośrodkach socjoterapeutycznych, w tym konkretnym wypadku w Aleksandrowie Łódzkim. Bicie, lżenie, drakońskie kary, bluzgi, poniżanie. I wszechwładza. Przecież ci „pacjenci” to „margines”, jacyś outlaws, kto by się takimi przejmował. Zresztą zawsze można pójść „w zaparte”. Komu świat uwierzy: młodemu bandziorowi z poprawczaka czy Panu Pedagogowi?

Tusku! Musisz!

A po programie wciąż te same myśli: gdzie my żyjemy, kogo naprawdę obchodzi los milionów obywateli, którzy nie „załapali się” na III RP, na jej dobrodziejstwa, na jej reglamentowaną „demokrację dla swoich”? Czy trzeba czekać aż na Sąd Ostateczny, by architekci przemian w Polsce po ’89 roku otrzymali to, na co zasłużyli, pilnując kolesiowskich interesów, partyjnych układów? Śliniąc się do unijnych instytucji, jacy to my tolerancyjni i postępowi. Eliminujemy zakazy, zwijamy kontrolę nad coraz nowymi dziedzinami życia… Bredzimy, że „co nie jest zabronione…”, a nawet tego, co zabronione, nie zwalczamy, bo nam się nie chce…

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej