Zbigniew Borowik |
Kiedy przed rokiem na Krakowskim Przedmieściu grupy rozwydrzonych wyrostków szarpały modlących się ludzi i ustawiały krzyż z puszek po piwie przy biernej postawie straży miejskiej i policji, można było jeszcze się łudzić, że to tylko margines społeczny wykorzystany cynicznie do walki politycznej. Choć ciekawie, co na to sumienie odpowiedzialnej za dopuszczenie do tych ekscesów pani prezydent Warszawy, sztandarowej niegdyś katoliczki.
Fot. Artur Stelmasiak
Gdy pod łódzką katedrą podczas procesji Bożego Ciała pląsający osobnik przebrany za motyla zakłócał przebieg uroczystości religijnej, a prokuratura uznała, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania, można było jeszcze mieć nadzieję, że to tylko brak wrażliwości i zrozumienia dla kultu eucharystycznego u kilku łódzkich stróżów prawa.
Nawet sierpniowy wyrok sądu rejonowego w Gdyni uniewinniający od zarzutu o obrazę uczuć religijnych satanistę o pseudonimie Nergal, który podczas koncertu rokowego podarł Biblię na scenie i z przekleństwem rzucił ją w tłum, można było jeszcze tłumaczyć jakąś szczególną predylekcją pojedynczego sędziego, który czyta Baudelairea i ma zrozumienie dla sztuki bez granic, oraz niewielkim zasięgiem oddziaływania tego wydarzenia (zwłaszcza że to dopiero wyrok w pierwszej instancji).
Nie ma natomiast żadnego wytłumaczenia dla decyzji władz telewizji publicznej o zatrudnieniu tego właśnie człowieka w roli jurora podczas show muzycznego adresowanego głównie do młodszej części publiczności.
Decyzja ta nie jest bowiem ekscesem czy też wykwitem wybujałego subiektywizmu któregoś z medialnych decydentów. Któżby się na własną rękę na coś takiego odważył? Wygląda raczej na dobrze przemyślany zabieg mający na celu sprowokowanie tej części społeczeństwa, która zachowuje jeszcze wrażliwość na sacrum. Potwierdzeniem tego jest wsparcie, jakie decyzja ta uzyskała od większości członków Rady Programowej TVP, prezydenckiego ministra Sławomira Nowaka, samego prezesa telewizji Juliusza Brauna, niegdyś dziennikarza katolickiego, nie wspominając już o całej palecie lewicowo- liberalnych mediów.
Argumenty uzasadniające tę decyzję są tak miałkie, że trudno nawet z nimi bez zażenowania polemizować. Twierdzenie, że Nergal został zatrudniony jako ekspert muzyczny, a nie jako satanista, zdradza całkowity brak zrozumienia, czym dla dzisiejszej młodzieży jest muzyka, której nie da się oddzielić od życia i od postaw kreowanych przez jej wykonawców. Akceptacja dla obecności satanisty to akceptacja dla samego satanizmu. Wprowadzenie do przestrzeni mediów publicznych człowieka, o którym wszyscy wiedzą, że jest wyznawcą tej ideologii, uwiarygodnia go w oczach młodszej części publiczności jako pełnoprawnego uczestnika życia kulturalnego i w konsekwencji uwiarygodnia tę ideologię. Jak to się ma do misji telewizji publicznej, która powinna przecież też wychowywać?
Nie do utrzymania jest też często powtarzany argument, że obecność satanisty w telewizji publicznej to wyraz akceptacji dla pluralizmu światopoglądowego. Jeden z publicystów „Gazety Wyborczej” stwierdził nawet, że w TVP powinno być miejsce i dla Nergala, i dla Pospieszalskiego. Jest to albo dowód całkowitego braku wiedzy, czym jest satanizm, albo też wyrazem jakiegoś lumpen-postmodernizmu, który gotów jest uznać prawo do głoszenia nawet najbardziej absurdalnych poglądów.
Satanizm jako antyteza chrześcijaństwa głosi apoteozę zła, niczym nie ograniczonej wolności jednostki. Wzywa do odrzucenia wszelkich wartości, praw i tradycji. W swych skrajnych odmianach nie wzdraga się przed składaniem ofiar z ludzi. Sam Nergal – jak przyznał w jednym z wywiadów właśnie dla „Gazety Wyborczej” – nie wzoruje się nawet na znanych prekursorach satanizmu, takich jak Crowley czy La Vey, ale sięga wprost do Nietzschego i jego woli mocy. Jakim cudem zyskuje uznanie i akceptację w środowisku gromiącym na każdym kroku rasizm i antysemityzm, trudno doprawdy pojąć.
Jeżeli natomiast zgodzimy się – i to jest trzeci argument obrońców Nergala – że sztuka nie powinna mieć przed sobą żadnych granic, bo sama przecież nikomu nie szkodzi, przeoczymy bardzo istotną funkcję sztuki, w którą jest ona wyposażona bez względu na intencje twórcy – funkcję wychowawczą. Oczywiście to nie samo ukazywanie zła w sztuce godne jest napiętnowania, ale gloryfikowanie jego triumfu. Oczywiście zawsze istnieje niebezpieczeństwo mylnego odczytania przesłania twórcy. Raskolnikow na pewno znalazł wielu swoich naśladowców. Ale nikomu chyba nie przyjdzie do głowy, by z tego powodu stawiać na równej płaszczyźnie Nergala z Dostojewskim.
Jest tajemnicą poliszynela, że media publiczne są w rękach ośrodka prezydenckiego. Zważywszy dodatkowo na zwrot w lewo, jaki dokonał się w PO – czego kolejnym potwierdzeniem był ultralewicowy program Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu – można snuć obawy, że komuś w Polsce śni się wojna kulturowa, że sześć lat od śmierci błogosławionego Jana Pawła II to wystarczający okres, aby na serio zacząć „europeizować” ten kraj.
A może to tylko chęć sprowokowania PiS-u przed wyborami?