Waldemar Smaszcz |
Powiedzenie, że w Roku Fryderyka Chopina zabrakło miejsca czy sposobności, by w jakikolwiek sposób oddać hołd autorce Roty w stulecie jej śmierci, to po prostu nieprzyzwoitość, by nie użyć bardziej dosadnego słowa. Można wręcz zaryzykować zdanie, iż trudno o lepsze „dopełnienie” jubileuszu Chopina niż przypomnienie twórczości pierwszej u nas tej rangi poetki.
Henryk Sienkiewicz, uchodzący za odkrywcę Marii Konopnickiej, napisał w słynnej korespondencji z Ameryki: „Co za śliczny wiersz w nrze 29 [właściwie 30 – W.S.] ťTygodnika [Ilustrowanego] Ť zatytułowany W górach! Zacząłem go czytać z lekceważeniem, jak wszystkie takie ulotne poezyjki, a skończyłem zachwycony:
Otoczyły mnie wokoło moje równie senne
Pasmem jednakiem…
Ale ja sobie lecę w krainy odmienne –
Umiem być ptakiem!
Cały ten tak poczynający się wstęp sam się śpiewa jak jaki mazurek Szopena: ma własną dziwną nutę, w której słychać szmer świerków górskich, kosodrzewu – i odgłosy ligawek pastuszych. Jest tam echo zupełnie takie jak w górach. […]
Pod wierszem znalazłem napis: ťMaria KonopnickaŤ. Nie znam tej poetki…” [podkreśl. – W.S.].
Dodajmy, że Sienkiewicza i Konopnicką, niewątpliwie najpopularniejszych pisarzy nie tylko wśród współczesnych, połączyło coś znacznie więcej niż ów debiutancki wiersz. Po latach, z okazji 25- lecia twórczości, oboje otrzymali jedyny w swoim rodzaju dar narodowy: dworki ze skrawkiem ojczystej ziemi. Są jedynymi tak uhonorowanymi u nas ludźmi pióra!
A wystarczy obejrzeć w Żarnowcu niezliczone „adresy”, życzenia, księgi pamiątkowe, wykonane ręcznie, jakże misternie ozdobione, w duchu secesji, by przekonać się, do kogo należały wówczas polskie serca.
Potrzeba budzenia sumień
Maria Konopnicka miała świadomość wagi swoich słów w tamtej epoce, która zdruzgotana przemocą zaborców, odrzuciła tradycję wielkiej poezji romantycznej jako mrzonki rozpalonych głów. Rychło okazało się jednak, że bez wizji i zaklęć naród karleje, stąd musiało pojawić się wołanie o słowa prawdziwe, mające siłę budzenia ludzkich sumień i sięgające nieba. W najkrótszym wierszu- modlitwie poetka napisała:
Na Twej mi szacie daj kroplą być rosy!
Nie, iżbym w sobie odbiła niebiosy,
Lecz, abym drżąca, przed stopy Twojemi
Łzą ubłaganą była dla tej ziemi.
Delegacja pisarzy przed Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu
| Fot. Waldemar Smaszcz
Pokora przed Panem i całkowite oddanie ojczystej ziemi to postawa autorki Piosenek i pieśni,niedeklarowana bynajmniej, lecz poświadczona ogromną pracą
Prawda o poezji Marii Konopnickiej jest o wiele bardziej złożona; nie sposób przy okazji przytoczonego wiersza nie wyrazić uznania dla prawdziwej maestrii artystycznej autorki. „Kroplą być rosy” na szacie Stwórcy – jest to jedna z tych najznakomitszych, wyrastających z konkretu metafor. Szatą Stwórcy jest całe dzieło stworzone, a więc także rośliny pokrywające ziemię, na których osiada rosa. Ledwie jednak zarysowała poetka ten – przyznajmy – wielkiej urody obraz, cofa się niejako, gdyż nie o walory estetyczne jej chodzi. Rosa odbija w sobie niebo, lecz autorka wydobywa inny jej obraz, kiedy drżąca opada pod stopy Pana. I taką kroplą chce być, kropląłzą dla ziemi, nazywanej w słowniku biblijnym „łez padołem”.
* * *
Niezwykle interesująca jawi się właśnie liryka religijna Marii Konopnickiej, wykorzystywanej od początku przez różnej maści „postępowców” w sporze z chrześcijańskim widzeniem świata i człowieka. W wierszu Jeszcze odkładam z cyklu Z mojej Biblii poetka pisała:
Jeszcze odkładam mówić o tych rzeczach, Które Pan prostym sługom swoim jawi… On, co swą prawdę nie zawsze na mieczach Archaniołowych niesie, lecz żurawi Wędrownych liczy na swe apostoły, Z błękitów iść im każąc między sioły. […]
To jakże czytelne nawiązanie do słów Chrystusa zapisanych w Ewangelii św. Mateusza (11, 25–26): „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Poetka chce być właśnie jednym z owych prostaczków, symbolizowanych w wierszu przez żurawie (przeciwstawione Archaniołom), którym Bóg z błękitów kazał iść „między sioły”, i „pisklęta skowrończe”, z pewnością jej bliższe, o czym świadczy zakończenie tego wiersza:
…dźwięczy ludom piosenka ich złota,
Jako wieść dobra nowego żywota.
Poezja najprostszych uczuć Wiersze Konopnickiej od początku przekraczały kręgi środowiskowe, docierały także do tych, których zainteresowania zdecydowanie odbiegały od problematyki w nich zawartej. Pojawia się pytanie, w czym tkwiła tajemnica owego szczególnego odbioru? Wydaje mi się, że przede wszystkim z potrzeby najprostszych wzruszeń, jakie budzą w naszej wrażliwości dzieci, zwierzęta, rośliny. Mamy nad nimi przewagę, ale przecież z niej nie korzystamy, przeciwnie, obdarzamy czułością, gotowi wręcz cofnąć się w czasie, by raz jeszcze zanurzyć się w bezpowrotnie utraconym raju. Doskonale ukazuje ów fenomen liryk Piosenka moja po świecie chodzi…
Piosenka moja po świecie chodzi
W lnianej koszuli
I o podwiośniu w borach zawodzi
Głosem zazuli…
Ślady jej stopek wiatr cichy zwiewa,
Obmywa rosa,
Kiedy po świecie chodzi i śpiewa
Jasna i bosa
Niech nas nie zmyli prostota owych wyznań, pod którą kryją się iście Norwidowe treści. Wielki samotnik napisał w słynnym wierszu-przesłaniu do potomnych: „Było w ojczyźnie laurowo i ciemno / I już ni miejsca dawano, ni godzin/ Dla nieczekanych powić i narodzin, / Gdy Boży-palec zaświtał nade mną: / Nie zdając liczby z rzeczy, które czyni,/ Żyć mi rozkazał w żywota pustyni!”. Maria Konopnicka, jak przystało na poetkę zupełnie już innej epoki, napisała znacznie skromniej: „Piosenka moja z rodu sierota, / Cudzo jej wszędzie…” [podkreśl. – W.S.], ale jest to ta sama samotność, o której z romantyczną jeszcze emfazą pisał Norwid.
Potęga słowa
Lirycznych arcydzieł w dziele Marii Konopnickiej znajdziemy niemało. Czytelnicy owych niepoetyckich czasów bezbłędnie rozpoznali wartość poetyckiego kruszcu. A nie jest możliwe, aby mylili się tak bardzo. Mogą się mylić badacze, żurnaliści, propagandyści spod różnych znaków, jednak nie cały naród! Nawet uwzględniając, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość, trudno zgodzić się, że obecnie nie znajdujemy już nic istotnego w tej twórczości.
Przyznajmy, jest problem z poezją Marii Konopnickiej, ale nie ona tu zawiniła. Jedyny dostępny obszerny wybór jej wierszy pochodzi sprzed ponad pół wieku, a połowa lat pięćdziesiątych – jak wiadomo – była wyjątkowo niesprzyjająca poezji przez wielki „P”. Ci natomiast, którzy bez uprzedzenia zanurzyli się w jej spuściźnie, odnajdywali wiersze wyjątkowej urody, jak ks. Jan Twardowski, który o liryku miłosnym Kubek tak napisał w swojej antologii Bóg czyta wiersze:
„Niektóre jej liryki, jak Kubek, wydają się niezrównane. Ile można powiedzieć o miłości, nie wymieniając zupełnie tego słowa. […]
Jak często szukamy wielkiej miłości w naszym życiu. Czujemy się nieraz nieszczęśliwi, samotni, nawet osieroceni. Jednocześnie nie dostrzegamy prostej mądrości, że ktoś nas kochał naprawdę. Aby zaś żyć, człowiek musi kochać i wiedzieć, że jest kochany. To miłość wlewa w nas nadzieję, a nadzieja pozwala żyć miłością. Kiedy więc owej nadziei zabraknie, pozostaje pamięć o tym, co przeżyliśmy. I o tym chyba jest ten piękny wiersz, chociaż mówi tylko o ťprostym kubku […], gdzie były łzy i wodaŤ.
Św. Jan od Krzyża uważał, że przy końcu świata będziemy sądzeni z miłości. Stąd taki żal zmarnowanego czy tylko utraconego uczucia. Często zapominamy, że miłość na tym polega, że nie kocha się za coś, ale kocha się po prostu, pomimo wszystko, za to, że ten ktoś jest”
W jednym zaś ze swoich wierszy nazwał ją po prostu… świętą.