Alicja Dołowska |
„Rodem warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel” – napisał w nekrologu po jego śmierci Cyprian Kamil Norwid. Choć rzeczywiście „talentem świata obywatel”, a Europejczyk w każdym calu, to jednak kosmopolitą Chopin nie był. Mimo że drugą połowę życia spędził w Paryżu i tam dokonał żywota, był chory na Polskę, bo jak wspominał w zapiskach przyjaciel z ławy szkolnej Antoni Wodziński: „Do ostatniej chwili pozostała w nim miłość rodzinnej ziemi, którą ogłaszał każdą nutą przecudowną swojej gry i kompozycji”. Norwid zaś napisał w wierszu: „I była w tym Polska od zenitu Wszechdoskonałości dziejów”.
Data urodzin 22 lutego 1810 roku z metryki chrztu, spisana dopiero 23 kwietnia w kościele św. Rocha w Brochowie, była wiele razy kwestionowana, mimo że zapis ten w parafialnej księdze potwierdził własnoręcznym podpisem ojciec Fryderyka. Przekazy rodzinne wskazują bowiem, że Chopin urodził się jednak 1 marca 1810 roku, o czym niejednokrotnie wspominał, i marcową datę wymieniały również matka i siostra. Dziś obie daty urodzin funkcjonują równolegle. Pewne jest, że przyszedł na świat w Żelazowej Woli. Chociaż wyjechał stąd z rodzicami i starszą o trzy lata siostrą Ludwiką do Warszawy jako półroczne dziecko – wracał tu wiele razy. Ostatni raz latem 1830 roku, zanim jesienią opuścił na zawsze dom rodzinny i Polskę.
Na organach u Wizytek W Warszawie spędził dwadzieścia lat i tu został ukształtowany. Ojciec Mikołaj Chopin, spolonizowany Francuz, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej pod sztandarami Kilińskiego, pracował najpierw jako guwerner synów Skarbka, potem ceniony pedagog i nauczyciel języka francuskiego i literatury. Poślubił krewną Skarbków, pochodzącą z Kujaw Justynę Krzyżanowską. Razem stworzyli kochającą się rodzinę. Po przybyciu do Warszawy otrzymał posadę nauczyciela w renomowanym Liceum Warszawskim, które mieściło się w Pałacu Saskim. W celu podrepoarowania budżetu Chopinowie prowadzili pensjonat dla uczniów ze szlacheckich rodzin.
Kiedy Liceum Warszawskie przeniesiono w 1917 roku do Pałacu Kazimierzowskiego, Chopinowie tam otworzyli stancję dla sześciu uczniów. W tym miejscu mieszkali do 1827 roku, a potem wyprowadzili się do Pałacu Czapskich. W niedziele i święta z dziećmi, pensjonariuszami i wychowawcami szli na Mszę św. do Wizytek. Był to w tym czasie kościół akademicki.
Dworek w Żelazowej Woli – miejsce urodzin Fryderyka Chopina
Fryderyk, okrzyknięty cudownym dzieckiem, już od czwartego roku życia uczył się gry na fortepianie, komponował. W latach 1823-1826 był uczniem tego liceum, grywał podczas Mszy św. dla uczniów na organach u Wizytek ubrany w szkolny mundurek. Będzie tam grał również jako student warszawskiego konserwatorium, a szkolne przyjaźnie z kolegami ze stancji okażą się więzami na całe życie.
Pierwszym nauczycielem gry fortepianowej był Wojciech Żywny. To on przekonał go do Bacha, Haydna i Mozarta, uczył ułożenia ręki na klawiaturze i technicznej biegłości wybierania tonów. Ale szybko uczeń przerósł mistrza.
Salony i koncerty
Kariera młodego Chopina nabierała tempa. Grywał na wieczorach u arystokracji, stał się ulubieńcem salonów. Pierwszy koncert publiczny ośmioletniego Chopina, wykonany na cele dobroczynne, odbył się w Pałacu Radziwiłłowskim – dzisiaj zwanym prezydenckim – i okazał się wielkim sukcesem. Małego Fryderyka zapraszano również do Belwederu. Wielki Książę Konstanty każdej niedzieli przysyłał po niego karetę. Podobno finezyjna muzyka wydobywająca się spod palców chłopca działała kojąco na nerwy księcia, znanego z ataków furii. Dawał koncerty dobroczynne w gmachu Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, koncertował w Resursie Kupieckiej.
Po ukończeniu liceum wstąpił do Szkoły Głównej Muzyki, wchodzącej w skład oddziału Sztuk Pięknych Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Studiował tam w latach 1826– 1829 tajniki kompozycji pod kierunkiem Józefa Elsnera. W czasach studenckich przeżył swoją pierwszą miłość do Konstancji Gładkowskiej, studiującej w klasie wokalnej.
W Teatrze Narodowym w 1830 roku wykonał pierwszy raz publicznie swój „Koncert fortepianowy f-moll”, o którym w recenzji napisano, że jest „godnym iść w parze z dziełami najpierwszych w Europie muzyków”. Słynne adagio z tego koncertu jest chyba najbardziej wzruszającym wyznaniem miłosnym, jakie zna światowa muzyka.
W październiku na pożegnalnym występie Chopin zagrał „Koncert fortepianowy e- moll”, osiągając znów niebywały sukces. Wyjechał 2 listopada 1830 roku z marzeniami o sławie – do Wiednia i dalej do Paryża. Nie wiedział, że opuszcza ojczyznę na zawsze. Pragnął być pochowany na Powązkach, obok przedwcześnie zmarłej siostry Emilii i ojca, ale wyznał rodzinie, że pewnie namiestnik carski Paskiewicz nie pozwoli przywieźć do Warszawy jego ciała. „Zabierzcie przynajmniej moje serce” – poprosił siostrę Ludwikę, na której rękach umierał. Spełniła wolę brata. Po jakimś czasie urnę z sercem Chopina zdeponowano w podziemiach kościoła Świętego Krzyża, parafialnego kościoła Chopinów. W 30. rocznicę śmierci, bez rozgłosu, wmurowano ją w jeden z filarów nawy głównej kościoła. Epitafium z marmurowym popiersiem wykonanym przez Leonarda Marconiego, ufundowane ze składek społecznych, odsłonięto w dniu imienin kompozytora 5 marca 1880 roku.
W czasie powstania warszawskiego Niemcy wyjęli urnę i przekazali ją abp. Antoniemu Szlagowskiemu rezydującemu w Milanówku. Sądzili, że to serce jakiegoś świętego. Po odbudowie świątyni narodowa relikwia wróciła na dawne miejsce. „Gdzie skarb twój, tam i serce twoje. Fryderykowi Chopinowi – Naród” – głosi napis na tablicy.
A to Polska grała…
Chopina przedstawiano bardzo długo jako smutnego, płaczliwego marzyciela. I to był wizerunek, od którego nie można się uwolnić. Nic tylko wierzba płacząca i on płaczący – zauważa chopinolog prof. Anna Poniatowska. On rzeczywiście był delikatny, nadwrażliwy, ale też od dziecka podziwiano go za żarty i znakomite zdolności parodystyczne. Był przede wszystkim romantykiem, u którego uczuciowość, ludowość i patriotyzm szły ze sobą w parze. Muzyka ludowa, grana i śpiewana przez mieszkańców wsi podczas dożynek, wesel i zabaw przed karczmą w Szafarni na Kujawach czy w Sannikach na Mazowszu, w Sokołowie, Poturzynie, gdzie przebywał na wakacjach u szkolnych kolegów, stanowiła glebę dla jego twórczości. Zasłyszane wtedy melodie i rytmy odezwą się w mazurkach, kujawiakach, polonezach, krakowiakach i wielu innych utworach, w których transponował motywy ludowe na swój własny, muzyczny język.
Śpiewana często przez matkę piosenka „Laura i Filon” stanie się jednym z tematów „Fantazji A-dur na tematy polskie op. 13”. A ludowa kolęda „Lulajże, Jezuniu” znajdzie odbicie w „Scherzu h-moll op. 20”, napisanym podczas pierwszej samotnej Wigilii w 1830 roku w Wiedniu.
„Matka dbała o duchową stronę wychowania syna, przestrzegając, aby regularnie chodził na nabożeństwa do kościoła, przystępował do spowiedzi i odmawiał modlitwy”. Franciszek Liszt napisze później, że „Chopin dorastał w czystej atmosferze cnót domowych, tradycji religijnych i miłosiernych uczynków oraz surowej skromności”. To, czym nasiąkł w młodości, zbudowało jego kościec moralny, hierarchię wartości na całe życie. Ojciec Mikołaj Chopin po objęciu posady w Liceum Warszawskim i innych uczelniach osiągnął wysoką pozycję społeczną. Bardzo dbał o wykształcenie syna. U Chopinów bywała elita intelektualna Warszawy. Fryderyk od dziecka uczył się etykiety, sztuki konwersacji, wykwintnych manier. W Paryżu zasłynął nie tylko jako genialny kompozytor i pianista. „Jego wytworne maniery nacechowane były takim arystokratyzmem, że mimo woli traktowano go jak księcia” – napisze Franciszek Liszt.
Paryż nosił go na rękach, ale Chopin pisał do rodziny jeszcze w 1845 roku: „Jestem zawsze jedną nogą u Was”.
W 1849 roku trawiony gruźlicą czuł, że powoli umiera. Podczas pobytu w Paryżu oddalił się od Kościoła, od lat nie praktykował. Polscy przyjaciele, zdając sobie sprawę z ciężkiego stanu kompozytora, usiłowali go nakłonić do spowiedzi i przyjęcia ostatniego sakramentu. Udało się to przyjacielowi z lat młodości, Aleksandrowi Jełowickiemu, który kilka lat wcześniej przyjął święcenia i zaalarmowany stanem zdrowia kompozytora przybył do Paryża. Chopin wyspowiadał się przed nim i przyjął wiatyk. Poczuł radość pogodzenia się z Bogiem. „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł jak świnia” – wyznał z wdzięcznością przyjacielowi.
Na cmentarzu Pere-Lachaise rok po śmierci na jego grobie wzniesiono pomnik z wmurowaną urną zawierającą ziemię z Polski. Bo Chopin do ostatnich chwil czuł się Polakiem, mimo sporów, czy było w nim więcej Polaka, czy Francuza.
W Polsce mało znany
I można tylko czuć żal, że z badań wynika, iż współcześni Polacy mają o Chopinie wiedzę mizerną, choć to międzynarodowa sława, o której na progu tej kariery kompozytor niemiecki Robert Schumann powiedział: „Panowie, kapelusze z głów, oto geniusz!”. A usłyszawszy grane przez Chopina rewolucyjne utwory, inspirowane wydarzeniami powstania listopadowego, stwierdził, że „grają armaty ukryte w kwiatach”.
Czy Rok Chopinowski w świadomości Polaków coś zmieni? Na pewno nie poprzez przedsięwzięcia typu „Tramwaj Chopina” ani ławki grające fragmenty jego utworów na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. – Obchody Roku Chopinowskiego to jarmark – twierdzi Mieczysław Tomaszewski, najwybitniejszy znawca muzyki genialnego kompozytora. – W skupieniu i ciszy trzeba słuchać Chopina. Cisza jest niezbędna. Nie można po prostu słuchać Chopina na ulicy. Zanika poezja tej muzyki – uważa profesor.
Jednak choć nie wpisano tego w scenariusz obchodów jubileuszu, jego muzyka wyszła na ulice i trafiła „pod strzechy” w tragiczny kwiecień, gdy dzień po dniu w czarnym korowodzie żegnaliśmy tak bliskie sercu ofiary katastrofy smoleńskiej. Jego „Marsz żałobny” rozbrzmiewał wtedy nieustannie. Chopin towarzyszył w ten sposób narodowej tragedii, ale taki rodzaj popularyzacji jego muzyki i obchodów Roku Chopinowskiego, jaki zgotował nam los, nie śnił się nawet filozofom…