Polska i Polacy w dobie ponowoczesności

2013/07/3
Łukasz Kudlicki

Wbrew opiniom wielu prawicowych czy konserwatywnych publicystów obrażonych na rodaków, którzy dali się zbałamucić propagandzie Platformy lub populistycznemu antyklerykalizmowi posła z Biłgoraja, Polacy nie są tacy głupi, na jakich wyglądają. W dobie rozbuchanego konsumpcjonizmu również w polityce chcą być konsumentami. Donald Tusk umie dostosowywać się do zmiennej sytuacji: gra rolę obwoźnego straganiarza, który dla każdego znajdzie jakiś atrakcyjny towar. Problem w tym, że po tzw. naszej stronie sceny społeczno-politycznej nikt nie dostrzegł masowego „parcia na konsumpcję” i na poważnie nie pokusił się o analizę, jakie potrzeby stoją za decyzjami Polaków przy urnie wyborczej.

 

Wynik wyborów parlamentarnych z 9 października 2011 r., który przedłużył rządy premiera Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej, skłonił wielu z nas do refleksji: co się z dzieje z Polską i Polakami? Czy rzeczywiście jesteśmy przekonani, że rządy PO są w tym momencie najlepszymi, jakie mogą nas spotkać? A może staliśmy się mniej wymagający wobec polityków?

Powyższe pytania jeszcze dobitniej wybrzmiały po prowokacji władzy wobec Marszu Niepodległości 11 listopada w Warszawie. W tym kontekście decyzja o powierzeniu rządów na kolejne cztery lata ekipie, która psuje państwo, utrzymując jego fatalny stan, a koncentruje się na akcji propagandowej czy udaje, że nie dostrzega narastającej biedy i wykluczenia ogarniających coraz szersze kręgi społeczeństwa, może wynikać z przekonania wielu Polaków, że realna władza i tak nie leży w rękach członków rządu i parlamentu, ale na przykład gdzieś na styku wielkiego biznesu i finansjery. Jeśli zaś tak jest, to może wystarczy, że premierem jest człowiek, który ma młodzieżowy, pożądany dzisiaj wizerunek: dobrze wygląda i umie ładnie się wysłowić, łechcąc nasze ego? Może Donald Tusk wygrał drugie wybory parlamentarne, a szóstą elekcję, z powodu tak banalnego, że znalazł klucz do serc Polaków, chcących w spokoju się dorabiać i korzystać z dobrodziejstw konsumpcji?

Zwycięskie porażki rządu

Wielu z nas zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że tak ewidentne porażki rządu PO, jak również nieumiejętność radzenia sobie z kryzysem gospodarczym, klęskami żywiołowymi czy nie do końca jeszcze wyświetloną rolę administracji rządowej i służb naszego państwa w sprawie tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r., nie tylko nie nadwątliła poparcia społecznego dla obecnej władzy, ale wręcz je umocniła, bo tak należy odbierać decyzję wyborców o wprowadzeniu do parlamentu – z trzecim wynikiem wyborczym – partii ustawiającej się w roli fikcyjnej opozycji, a de facto stanowiącej oparcie dla PO, i straszak na Polskie Stronnictwo Ludowe, formalnego koalicjanta Platformy.

Ogromne znaczenie w dobie demokracji medialnej (czy wręcz telewizyjnej) ma ten fakt, że w odróżnieniu od dwóch poprzedników z PiS premier Tusk w roli premiera dysponuje betonowym poparciem głównych opiniotwórczych mediów, ze szczególnym uwzględnieniem telewizji komercyjnych (a po skoku na media publiczne także TVP), ogólnopolskich komercyjnych rozgłośni radiowych (i „odzyskanego” publicznego radia). Dodatkowo rządy PO bezwarunkowo wspiera establishment III RP, czemu daje wyraz, ochoczo przystępując do komitetów poparcia Platformy w kolejnych kampaniach wyborczych.

Poparcie uzyskane prze partię posła z Biłgoraja również klasyfikuję jako osiągnięcie tzw. elity i światka medialnego, bo te środowiska łączą z nowym ugrupowaniem w Sejmie lewicowe, liberalne poglądy obyczajowe, żywa niechęć do Kościoła katolickiego i wartości chrześcijańskich, co znalazło najbardziej jaskrawy wyraz w żądaniu usunięcia krzyża z sali sejmowej i w ogóle przestrzeni publicznej. Pojawienie się na polskiej scenie politycznej ugrupowania, które koncentruje swój program na dążeniach do zmian obyczajowych w Polsce, nie wynika wyłącznie z talentów politycznych popartych majątkiem posła-założyciela. Proces sekularyzacji wiąże się ze zmianami społecznymi i gospodarczymi, które rozpoczęły się z nastaniem agresywnie bezbożnej władzy komunistycznej w Polsce w 1944/1945 r. Rok 1989 to początek kolejnego etapu laicyzacji, tym razem pod bałamutnym hasłem „wchodzenia do Europy”. Te zmiany nabrały tempa po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. i strefy Schengen w 2007 r., co zaowocowało możliwościami swobodnego przemieszczania się i poszukiwania pracy w krajach zlaicyzowanego Zachodu. Rozłąka w tysiącach rodzin spowodowana koniecznością zarobkowania za granicą przez jednego z małżonków w sposób oczywisty przyczyniła się do osłabienia więzi rodzinnych, wyobcowania dzieci, a w formie najbardziej radykalnej – zwiększeniem liczby rozwodów, która i tak od 20 lat stale rośnie. Proces rozkładu rodziny na skalę masową przyspieszył wraz ze zmianą ustroju: ludzie koncentrują się na pracy, zaniedbując życie rodzinne, na czym cierpią relacje małżeńskie i rodzicielskie.


Ludzie z PO skutecznie wystraszyli Polaków perspektywą rzadów PiS
| Fot. Dominik Różański

Władza jako zarządzanie emocjami

Bez wątpienia Donald Tusk umie odczytać nastroje społeczne (potrzebę spokoju, pragnienie dorabiania się, korzystania z dobrodziejstw dostępu do dóbr konsumpcyjnych) i im sprostać. Zbudował w tym celu zespół doradców ds. wizerunku, macherów od zabiegów socjotechnicznych. Dostrzegam w tym zjawisku korzystanie z doświadczeń premiera, a wcześniej i zapewne już wkrótce prezydenta Rosji, Władimira Putina. Zresztą na obszarze rosyjskojęzycznym specjalistów łączących sprawność propagandową z umiejętnością zarządzania systemami i procesami społecznymi określa się jako cybernetyków społecznych. W samej Moskwie działa szereg instytutów czy centrów cybernetyki społecznej.

Takie technokratyczne podejście do zarządzania ludzkimi emocjami w całym ich zakresie – od umiejętności zarządzania strachem przed spodziewanym pogorszeniem warunków życia czy nieznaną przyszłością, do kreowania zadowolenia z powodów, które na satysfakcję nie zasługują – dostrzegam w drużynie premiera z Platformy Obywatelskiej. Wyraźne braki w zakresie technik zarządzania ludzkimi emocjami, a wręcz kardynalne błędy w tym zakresie, dostrzegam równocześnie u politycznych konkurentów rządzącej ekipy. Ten proces rozpoczął się w połowie 2006 r., po kilku miesiącach rządów PiS i niemrawym początku prezydentury Lecha Kaczyńskiego, który szedł do wyborów z hasłem „Prezydent IV Rzeczypospolitej”. Dokonania rządzących uważnie śledził upokorzony podwójną klęską wyborczą Donald Tusk, który zdołał jednak zachować przywództwo w PO. Jestem przekonany, że lider Platformy zainspirował się rządami premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który, koncentrując się wyłącznie na działaniach propagandowych, a nie podejmując żądnych ważnych decyzji, szybko zgromadził rekordowe poparcie społeczne. Donald Tusk uchodzi za człowieka, który szybko się uczy i adaptuje do zmian w otoczeniu. Jestem przekonany, że widząc „nierządzenie” premiera Marcinkiewicza, pomyślał: „tak głupio i ja bym potrafił”. Od 2007 r., korzystając z prezentu, jakim było oddanie władzy przez Jarosława Kaczyńskiego w wyniku przedterminowych, sprokurowanych przez PiS wyborów, ma zatem okazję ćwiczyć schemat Marcinkiewicza. Okazuje się, że wystarczy głaskać Polaków, twierdzić, że świetnie sobie radzą w trudnych czasach, są bohaterami transformacji politycznej i gospodarczej, jaka dokonuje się nad Wisłą od 1989 r., a wyborcy będą przymykać oczy na ewidentne porażki i wpadki rządzących, ich niespełnione obietnice, afery z udziałem prominentów rządowych, pogarszające się wskaźniki społeczne (wzrost bezrobocia i brak perspektyw pracy dla absolwentów, rosnące rzesze ludzi dotkniętych ubóstwem, w tym również niedożywionych dzieci), kryzys infrastruktury i destrukcję wszystkiego, co państwowe (służby zdrowia, wymiaru sprawiedliwości, systemu edukacji, konwulsje obserwowane w armii i policji).

Kunszt zarządzania strachem

Chciałbym się skoncentrować na jednym z najważniejszych pól stosowania cybernetyki społecznej przez Donalda Tuska i jego drużynę. Chodzi mi o zarządzanie emocjami społecznymi, a konkretnie – zarządzanie strachem, który jest jednym z kluczowych czynników wpływających na ludzkie decyzje i zachowania. Ten element władztwa był wykorzystywany od zawsze i w każdym ustroju społecznym w dziejach wspólnoty ludzkiej. Niektórzy władcy bezwstydnie czynili z tego narzędzia podstawowy, jeśli nie jedyny instrument budowy swojej pozycji i umocnienia swojej władzy.

Kunszt zarządzania strachem społecznym przez Donalda Tuska, w odróżnieniu od pomyłek opozycyjnego PiS w tym zakresie, dał się zauważyć wielokrotnie w czasie dotychczasowych rządów PO. Lider Platformy po pierwsze wygrał wybory w 2007 r., podsycając strach znaczących grup społecznych wobec rządów PiS. Są tacy, którzy uważają, że cztery lata nie kosztowały Platformy i Tuska utraty poparcia, ponieważ w tym czasie wciąż skutecznie kreował strach wobec „zagrożenia” powrotem PiS do władzy.

Kolejne przykłady sprawnego zarządzania strachem wiążą się ze zjawiskiem kryzysu finansowego z 2008 r., następstwami tragedii smoleńskiej z kwietnia 2010 r., a w końcu odświeżeniem obaw społecznych w sprawie możliwego powrotu PiS do władzy. Początek nowej kadencji, wobec słabnącej pozycji partii Jarosława Kaczyńskiego, oszczekiwanej przez upływa pod hasłem moderowanego strachu przed spodziewanymi skutkami drugiej fazy kryzysu gospodarczego w Europie, którego zwiastunami jest kontrolowane bankructwo Grecji, a także fatalny stan finansów Włoch, Hiszpanii i Portugalii. Premier daje do zrozumienia, że zaciskanie pasa będzie konieczne, ale jego zakres jest wciąż nieodgadniony, bo zależy od czynników zewnętrznych, gdyż nasza gospodarka jest uzależniona od zagranicznych rynków zbytu (głównie niemieckiego, a Niemcy mają ponosić koszty ratowania finansów państw z basenu śródziemnomorskiego).

Wzniecanie i podsycanie strachu przed PiS jako instrument utrzymania władzy wykorzystywany przez PO był już wielokrotnie opisywany. Warto zauważyć, że Donald Tusk skutecznie zastosował wiedzę o tym, że w powszechnym odczuciu PiS w okresie swoich rządów otworzyło wiele frontów, na których artykułowało postulaty odbierane przez szereg grup społecznych jako jawnie im grożące czy wręcz odbierane jako wypowiedzenie wojny konkretnym środowiskom (kolejno: prawnikom, przedsiębiorcom, dziennikarzom, lekarzom, pielęgniarkom, dyplomatom i szeroko pojętej elicie). Tusk uniknął błędu poprzedników, bo jeśli już jakieś wrogie działania wobec pewnych Gru inspirował, to obierał sobie słabych przeciwników, czego najlepszym przykładem jest konflikt ze środowiskiem Radia Maryja.

Strach smoleński

Na szczególną analizę zasługuje Donalda Tuska zarządzanie kryzysem po katastrofie smoleńskiej i powstałym w wyniku tej tragedii strachem społecznym. Stawiam tezę, że skanalizowanie obaw wielu Polaków o przyszłość, w związku z dość powszechnym przekonaniem na temat aktywnej roli Rosji w sprawstwie śmierci prezydenta RP i jego delegacji, pozwoliło Platformie wygrać wybory prezydenckie w czerwcu/lipcu 2010 r., chociaż wystawienie Bronisława Komorowskiego, niebędącego liderem partii, było jaskrawym naruszeniem obyczaju demokratycznego świata zachodniego, w którym do funkcji szefa państwa aspiruje niekwestionowany przywódca polityczny, a nie osoba z drugiego szeregu.


Wynik wyborów budzi pytania o wymagania wobec polityków
| Fot. Dominik Różański

Rządy Platformy, nieskore do dociekliwego dochodzenia prawdy w sprawie tragedii smoleńskiej, okazały się atrakcyjne dla tych Polaków, którzy potencjalne zwycięstwo wyborcze PiS utożsamiali choćby z wielce prawdopodobnym zaognieniem stosunków RP z Rosją. Tymczasem wśród Polaków od stuleci (co zauważał już Jan Kochanowski) dominuje naturalna potrzeba świętego spokoju, zapotrzebowanie na czas i przestrzeń na „dorabianie się”. W tym kontekście rządy PO trafiają do przekonania tym z nas, którzy uważają, że Polsce należy się jeszcze kilka dziesięcioleci wolnych od konfliktów czy, nie daj Boże, wojen. Prawdą jest, że w polskich dziejach ze świecą szukać okresu 60 lat, w którym przez nasze ziemie nie przetoczyłaby się wojenna zawierucha. Teraz, włączając okres zimnowojennego PRL i 20 lat formalnie odzyskanej niepodległości, doświadczamy właśnie takiego okresu. Trudno zaprzeczyć, że naród zdziesiątkowany wojnami, pozbawiony elity decyzjami dwóch wrogich okupantów, wznoszący z gruzów swoje domostwa po 1945 r., a po 1989 r. nadrabiający dziesięciolecia modernizacyjnych zaległości państwa komunistycznego, jest rzeczywiście spragniony spokoju. Propagandyści PO skutecznie wystraszyli Polaków perspektywą ponownych rządów PiS, które, definiując się jako nastawione na głęboką reformę instytucji państwa, w dość powszechnym przekonaniu oznaczały brak pewności, stabilności i tego pożądanego spokoju. Sam wielokrotnie w latach 2006-2007 stykałem się z artykułowanymi obawami, np. drobnych przedsiębiorców, którzy dawali do zrozumienia, że antykorupcyjna retoryka PiS i działania podejmowane przez Centralne Biuro Antykorupcyjne spędzają sen z powiek im i ich kontrahentom, przyzwyczajonym do tego, że klientowi zadaje się rytualne pytanie: „z fakturą czy bez?”. Polacy nie wierzą w możliwość skutecznej zmiany opresyjnego prawa zmuszającego ich do codziennego kombinowania, dlatego przystosowali się do nieprzejrzystych reguł. Władza, która nawet nie próbuje zlikwidować tych absurdów, ale za to, z racji swojej niemrawości, zamiast dążyć do ograniczenia szarej strefy gospodarki, przez palce patrzy na drobne nadużycia, zdaje się bardziej przewidywalna, czyli zarazem chętniej jest akceptowana. Premier Tusk nauczył się podążania za gustami i oczekiwaniami ludzi. Jego główny antagonista, Jarosław Kaczyński, zapracował na opinię politycznego lidera, który wie lepiej, czego ludziom trzeba. Tusk dopasowuje język do audytorium, Kaczyński używa słownictwa, które nawet fachowców niekiedy wprawia w zakłopotanie. Problem w tym, że nawet jeśli przyjmiemy, że to Kaczyński trafniej definiuje wyzwania i zagrożenia stojące przed Polską, Polacy nie chcą się bać i wolą słuchać Tuska, który koncentruje się na tym, że szklanka jednak do połowy jest pełna.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej