Radosław Kieryłowicz |
21 lutego przypada druga rocznica śmierci jednego z najbardziej utalentowanych elektroników świata. Swojej ojczyźnie – Polsce poświęcił życie i pracę. W zamian za to go prześladowano. Zmarł w nędzy i zapomnieniu.
„Idź! Tylko wracaj!”
Jacek wychowany w tradycjach patriotycznych (rodzice odznaczeni krzyżem Virtuti Militari za udział w wojnie w 1920 r.) w 1942 r. wstąpił do Szarych Szeregów. Rok później w „Grupach Szturmowych” w plutonie „Alek” poznał Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Brał udział w akcjach odbicia transportu więźniów pod Celestynowem oraz akcji „Tłuszcz-Urle” i „Sieczychy”, podczas której zginął Tadeusz „Zośka” Zawadzki. Za te akcje odznaczono go trzy razy Krzyżem Walecznych. „Grupy Szturmowe” przemianowano na batalion „Zośka”.
Matka powtarzała mu przed każdą akcją: „Jacek, to jest twój obowiązek, idź. Tylko wracaj!”. Przed wybuchem powstania warszawskiego otrzymał rozkaz przewozu broni z magazynu w jego domu na punkt zbiórki. Podczas walki z patrolem niemieckim postrzelono go w kręgosłup. Został sparaliżowany. Po zakończeniu powstania wywieziono go z Warszawy do Pruszkowa, gdzie odnalazła go matka.
Życie o trzech kulach
W 1945 r. matka wywiozła go do Zakopanego. Chodził o dwóch kulach. Latem 1945 r. poszedł w góry, pozbył się jednej, w następnym roku na Orlej Perci wyrzucił drugą, została mu tylko ta w okolicach kręgosłupa. W 1946 r. poszedł w Radomsku do liceum, które ukończył w dwa lata dzięki dużym zdolnościom i pracowitości. W 1948 r. rozpoczął studia w Łodzi, by po roku przenieść się do Warszawy. W 1951 r. skończył studia na Politechnice. Won, sabotażysto! Tak powitano go w Polskim Radiu, gdzie otrzymał nakaz pracy. Ze względu na jego AK-owską przeszłość miał kłopoty z UB. W latach 1951-1954 w Zakładach Wytwórczych Urządzeń Elektrotechnicznych skonstruował nadajnik radiowy NPK- 2 dla placówek dyplomatycznych. W 1955 r. został adiunktem w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. Po dojściu Gomułki do władzy zmieniło się na krótko podejście do nauki w Polsce.
Mały komputer dla kolegi
Praca w PAN ułatwiała kontakty, również z zagranicą. W 1957 r. Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny zwrócił się do niego o skonstruowanie analizatora długoterminowych prognoz pogody. Tak powstał AAH (przy współpracy brata Jacka – Marka, który zginął rok później w Tatrach). Potem powstał AKAT-1 – analogowy analizator równań różniczkowych. Pierwsza tego typu maszyna na świecie już na tranzystorach. W 1960 r. Karpiński wygrał konkurs „młodych talentów” w programie UNESCO. Pojechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie otwarto przed nim wszystkie instytuty naukowe. Na Uniwersytecie Harvarda i w Massachusetts Institute of Technology poznał światowe sławy elektroniki. ENIAC – pierwszy komputer z 1943 r. – pokazywał mu sam jego twórca John Eckert. Po studiach Karpiński poprosił o możliwość odwiedzenia całej listy firm i uczelni. Mimo istnienia ograniczeń w dostępie do zaawansowanych technologii dla przedstawicieli państw socjalistycznych UNESCO się zgodziło. W California Institute of Technology witał go rektor ze wszystkimi dziekanami, w Dallas – burmistrz miasta. Podobnie było w IBM, Uniwersytecie w Berkeley. W San Francisco proponowano mu nawet stworzenie własnego instytutu.
Technologia zostanie
W Polsce pozostawił matkę, profesora medycyny, a co najważniejsze – swoje marzenia zrobienia czegoś dla kraju. „Ruscy kiedyś sobie pójdą” – mawiał, „a technologia zostanie”. W 1964 r. w Pracowni Sztucznej Inteligencji Instytutu Automatyki PAN skonstruował „Perceptron” – maszynę samouczącą, drugą taką na świecie po amerykańskiej. Kamera rejestrowała rzeczywistość, a „neurony” tranzystorowe analizowały ją i zapamiętywały. Maszyna była „sztuką dla sztuki”, ale stanowiła ważne ogniwo rozwoju urządzeń opartych o sieci neuronowe, które wówczas były w powijakach i… nadal są.
Towarzysze radzieccy
W ramach RWPG Rosjanie mieli stanowić zaplecze naukowe, a pozostałe kraje jedynie wykonawcze. Utrudniano więc pracę rodzimym wynalazcom i inżynierom, a w instytutach pojawili się „mierni, ale wierni”, wykonujący polecenia „góry”. Dla zdolnych, takich jak Jacek Karpiński, oznaczało to trudności, dlatego też elektronik porzucił IA PAN dla Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego, w którym zajął się konstruowaniem skanera do analiz problemów jądrowych dla IBJ w Świerku. Konstrukcja zajęła Karpińskiemu 3 tygodnie, komputer dla tego urządzenia KAR 65 powstał w kilkuosobowym zespole. Była to rewolucyjna maszyna o prędkości 100 kHz, kosztowała 6 mln zł, alternatywna Odra zakładów ELWRO – 200 mln i była kilkukrotnie wolniejsza. Zleceniodawca prof. Pniewski z IBJ przez ten wynalazek popadł w tarapaty.
W 1970 r. Rosjanie skopiowali IBM 360 i nazwali go JS EMC RIAD, czyli Jednolity System Elektronicznych Maszyn Cyfrowych RIAD; miał to być jednolity system dla RWPG. Komputery te i urządzenia współpracujące produkowały zakłady ELWRO, zatrudniające 6 tys. pracowników i importujące części za tysiące dolarów.
Pomnik geniuszu
Komputer K-202, był już na samym wstępie oceniony jako niemożliwy do skonstruowania, ale upór wynalazcy poskutkował. Rozmaitymi drogami wymógł na władzach zezwolenie na zorganizowanie zespołu, przydział pieniędzy i miejsca. Elektronik nawiązał współpracę z brytyjskimi firmami Data-Loop oraz M.B. Metals. Zespół pracował 10-15 godzin na dobę. Po roku był efekt.
Na Targach Poznańskich w 1971 r. był absolutną rewelacją. Przez rok było o nim głośno. Pisały gazety, przyjeżdżali naukowcy z Zachodu i dziwili się, że w siermiężnym socjalizmie powstało takie urządzenie.
K-202 nie miał sobie równego aż do 1984 r., Można było podłączyć do niego 64 urządzenia i 64 moduły pamięci zewnętrznej oraz 32,7 tys. innych urządzeń, co czyniło z niego maszynę o nieskończonych wówczas możliwościach.
Pierwsza partia 15 sztuk pojechała do Wielkiej Brytanii jako realizacja umowy kooperacyjnej, następne 15 kupiły: politechniki, uniwersytety, MSW, MSZ, Huta Lenina, CERN pod Genewą, a także Marynarka Wojenna. Gdy szykowano się do produkcji kolejnych 200 sztuk (zamówienia sięgały 3000), zaczęło brakować podzespołów. Ówczesny minister MSW Franciszek Szlachcic za zbyt ostentacyjne forsowanie projektu Karpińskiego został usunięty ze stanowiska, a zespół Karpińskiego rozwiązano, konstruktora wyrzucono z pracy z dnia na dzień. Przygotowane do montażu 200 sztuk bezpowrotnie zniszczono. Bezpośrednim tego powodem była interwencja dyrektora Elwro u premiera Jaroszewicza, który domagał się ukrócenia „szkodnika Karpińskiego, który wydaje ťcenne dewizyŤ na produkcję swojej ťmaszynkiŤ”.
Prawdziwe świnie
Na wynalazcę zapadł wyrok. W 1973 r. minister Przemysłu Maszynowego Tadeusz Wrzaszczyk zaproponował mu zajęcie się konteneryzacją transportu w roli pełnomocnika ministra. Konstruktor odpowiedział, że jeśli będzie mógł wykorzystać swój komputer, to się zgodzi. Wrzaszczyk wrzasnął, że ma zapomnieć o komputerach. „To niech Pan zapomni o mnie” – odparł Karpiński. Za odmowę współpracy dostał wilczy bilet. Karpińskiego zatrudniono w Instytucie Przemysłu Budowlanego Politechniki Warszawskiej.
USA przysłało mu zaproszenie do pracy w charakterze konsultanta. Karpiński uzyskał zgodę od władz politechniki. Teczka z podaniem o paszport poszła do samego Jaroszewicza, który na niej napisał: „Nie wydawać paszportu – sabotażysta i dywersant gospodarczy”.
W 1978 r. Jacek Karpiński wraz z żoną Ewą wydzierżawił zrujnowaną chałupę pod Olsztynem i 10 ha nieużytków. Zaczął hodowlę świń, kur i krów. Raz w tygodniu jeździł do Warszawy na wykłady na politechnice. W 1980 r. na Mazurach zastali go reportażyści Polskiej Kroniki Filmowej. Na pytanie, dlaczego zajął się hodowlą, odpowiedział, że woli mieć do czynienia z prawdziwymi świniami.
Podczas „karnawału Solidarności” pracownicy Mery przeprowadzili konkurs na dyrektora Zakładu Minikomputerów. Otrzymał 90 proc. głosów, ale Ministerstwo Przemysłu się nie zgodziło.
Jednostka centralna komputera K-202 oraz urządzenia peryferyjne, największy wynalazek Jacka Karpińskiego Fot. Radosław Kieryłowicz
Emigracja
W lipcu 1981 r. wyjechał do Szwajcarii do firmy Nagra, której właścicielem był Stefan Kudelski, jako jego konsultant. Poznał go w 1972 r., kiedy ten przyjechał na krótko do Polski. Na pytanie dziennikarzy „Czy jest coś, co chciałby w Polsce kupić?”, miał odpowiedzieć: „Jacka Karpińskiego”.
Nagra wówczas produkowała najlepsze reporterskie magnetofony analogowe na świecie. Jednakże już wtedy następowała rewolucja cyfrowa. Kudelski nie przystał na propozycję Karpińskiego, aby przerzucić się na urządzenia nowej generacji. Karpiński odszedł z Nagry i w 1983 r. ze szwajcarskim matematykiem założyli firmę Karpiński Computer Systems, która stworzyła robota sterowanego głosem według pomysłu Karpińskiego. Znaleźli się nawet inwestorzy, ale wspólnik nie zgodził się na komercjalizację pomysłu i zakład upadł.
Powrót z wynalazkami
W 1988 r. Karpiński wynalazł Pen- Readera, czyli skaner do linijkowego czytania tekstu. W 1990 r. wrócił z nim do kraju, chcąc rozpocząć produkcję w Polsce. Pod Szczytnem uruchomił wytwórnię. Zaciągnął kredyt w BRE Banku. Ponieważ był to okres galopującej inflacji, pierwsza transza kredytu zabezpieczona domem w Aninie nie starczyła na rozkręcenie produkcji, a bank ściągnął należność i odsetki, które dochodziły do 120 proc. Elektronik stracił dom i dochody.
Później uruchomił produkcję kas fiskalnych swojego pomysłu przeznaczonych dla małych sklepów i straganiarzy o wymiarach 16×20 cm. Wtedy na świecie nikt takich nie robił. Zakład rozkradziono mu w nocy. Policja nie znalazła sprawców.
Wrocławskie finale
U schyłku życia wynalazca z długami przeniósł się do Wrocławia. Mieszkał w wynajętej kawalerce, w której łóżko stało na cegłach, aby mógł łatwiej przesiadać się na wózek inwalidzki – odezwała się bowiem kontuzja z powstania warszawskiego i postępujący zanik mięśni, ale nie stracił weny twórczej. Wraz z synem Danielem opracował skaner dla księgowych, pracował nad programem rozpoznającym mowę zamieniającym nagrany dźwięk w plik tekstowy. Opracował wydajniejsze turbiny wiatrowe i wodne. Aby mieć środki na żywność i leki, projektował strony internetowe.
Zmarł w mieszkaniu przydzielonym mu na krótko przed śmiercią przez prezydenta Wrocławia Jacka Dutkiewicza. Pochowano go w Warszawie. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta.