Piotr Koryś |
Od co najmniej dwustu lat naprawdę dobra koniunktura w Polsce zależy od tego, co dzieje się poza granicami naszego kraju
Ostatnio w modzie są czarne scenariusze przyszłości Polski. Chcę jednak na przekór pesymistom pokazać scenariusz optymistyczny, choć obdarzony wieloma niewiadomymi, przynajmniej w gospodarce. Dziś zasadniczo coraz bliżej mi do tych, którzy sądzą, że Polskę może czekać jeszcze jedna (mam nadzieję, nie ostatnia) złota dekada. Rozumieć trzeba przez to kilkuletni okres relatywnie szybkiego rozwoju i nadrabiania dystansu. Czy byłaby to zasługa polityki gospodarczej ostatnich lat? Nie, podobnie jak kilka wcześniejszych rządów, rząd Tuska rządzi źle i nie potrafi poradzić sobie z wieloma kluczowymi wyzwaniami rozwojowymi. Istnieje jednak spore prawdopodobieństwo, że będzie miał dużo szczęścia.
Unijna manna
Gdy popatrzeć na inwestycje publiczne – wszak od wejścia do UE Polska uzyskała możliwość inwestowania na skalę niepamiętaną od kilku dekad, przynajmniej od czasów wczesnego Gierka – to z jednej cieszą, a z drugiej rozczarowują. Nie można zapominać, że nie są one za darmo że, za każdym razem coś trzeba dorzucić do unijnego dofinansowania. A wiele jest takich inwestycji, które są nie bardzo potrzebne (skoro nie my płacimy, to hulaj dusza…). W wypadku innych zapomina się często, że inwestycja to nie tylko koszt budowy, ale również potem koszt utrzymania, a na to UE pieniędzy już nie da. Wreszcie, nierzadko, da się wskazać lepsze (tzn. albo tańsze albo bardziej skuteczne) rozwiązanie problemu, dla którego jakaś inwestycja jest przeprowadzana. Dla przykładu, komunikację w Warszawie można poprawić budową drugiej linii metra, albo udrożnieniem istniejącej już od 100 lat kolei obwodowej i uzupełnieniem jej ewentualnie nowymi przystankami.
Fatalne położenie
Dyskusyjna jest skuteczność prowadzenia przez polskich polityków międzynarodowej polityki gospodarczej, a zwłaszcza dbania o bezpieczeństwo ekonomiczne, energetyczne czy surowcowe Polski. Przykładem jest choćby North Stream i zapowiadany South Stream, osamotnienie Polski w kwestii regulacji dotyczących gazu łupkowego, niemal całkowite uzależnienie, w tym cenowe, od Gazpromu jako dostawcy gazu… Wydaje się jednak, że istotny wpływ na to mogą mieć nie tylko bieżące błędy polityczne, ale utrzymujące się od przeszło dwóch wieków niekorzystne położenie geopolityczne Polski.
Słabości polskiej polityki gospodarczej są wzmacniane przez szereg niekorzystnych trendów, zarówno o charakterze wewnętrznym, jak i globalnym. Do tych pierwszych zaliczyć można szybkie starzenie się społeczeństwa i niską dzietność, niestabilność systemu emerytalnego, niski potencjał innowacyjny polskiej gospodarki, powolne zmiany strukturalne (takie jak urbanizacja, powstawanie nowych gałęzi przemysłu, modernizacja rolnictwa). Do silnych w naszym regionie trendów zaliczyć można opisywaną ostatnio przez „The Economist” atrofię zaufania krajów i społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej wobec Zachodu. Jej przyczyny łatwo wskazać – gnębiony własnymi problemami Zachód ograniczył wsparcie i szerzej, zaangażowanie w regionie. Wśród trendów o ponadregionalnym charakterze dostrzec można proces względnego słabnięcia Zachodu, kryzysu systemu polityczno-gospodarczego ukształtowanego po roku 1989, uparcie nawracających recesji najważniejszych gospodarek światowego Centrum (w przybliżeniu, Europy Zachodniej, Ameryki Północnej, Australii i Japonii).
Jednak, mimo tych problemów, ostatnimi czasy Polska rozwijała się względnie nieźle. W dodatku, jak już zaznaczyłem, także perspektywy nie są złe. Po pierwsze pojawiają się pierwsze sygnały, że czas recesja w europejskiej gospodarce zmierza ku przesileniu. Jeśli jego skutkiem nie będzie rozpad wspólnego rynku i długotrwała depresja, a przeciwnie, ustabilizowanie sytuacji, to Polska na kilka sposobów otrzyma dodatkowy impuls rozwojowy. Zwłaszcza, że sygnały gospodarcze z USA też są względnie optymistyczne. Pieniądze z różnych źródeł znów zaczną płynąć do rynków rozwijających się, a Polska na wiele sposobów na tym skorzysta. Dzięki unijnej pomocy rozwojowej, dzięki inwestycjom bezpośrednim w Polsce (a warto zwrócić uwagę, że interesują się nimi zasobni w gotówkę Chińczycy), czy wreszcie większemu optymizmowi samych Polaków.
Gaz łupkowy największe źródło optymizmu
Po drugie, bezpieczeństwo energetyczne Polski może ulec nieoczekiwanej poprawie. Zródłem największego optymizmu jest gaz łupkowy. Nowe technologie wydobycia gazu ziemnego i ropy naftowej mogą z dużym prawdopodobieństwem zamienić Polskę w kraj zasobny w oba te surowce. Wprawdzie koszt ich wydobycia z tzw. łupków nie jest jeszcze niski, jednak może mieć istotny wpływ na cenę na rynku regionalnym. Dla przykładu w USA cena gazu, w coraz większym stopniu pozyskiwanego z łupków jest obecnie kilkakrotnie niższa od tej, która Polska płaci Gazpromowi. Konsekwencje ekonomiczne eksploatacji polskich złóż obu gazów i ropy będą poważne: nastąpi znaczny napływ kapitału do Polski, poprawi się sytuacja finansowa państwa dzięki wzrostowi dochodów podatkowych i zamożność obywateli. Łatwo będzie też poprawić bilans energetyczny kraju i zyskać niezależność od importu z dość niepewnych źródeł. Ile można skorzystać na eksploatacji surowców energetycznych pokazuje przykład Norwegii, dziś najzamożniejszego oprócz Luksemburga kraju w Europie.
Warto przy tym dodać, że problemy firm zajmujących się tzw. zieloną energetyką (bankructwa producentów turbin wiatrowych w Niemczech i Danii oraz wytwórców paneli słonecznych w USA) wskazują, że pomimo prób i planów, nieodnawialne surowce energetyczne na długo pozostaną kluczowe dla gospodarki światowej. Uwzględniając dzisiejszy poziom cen, rosnącą zależność Polski i Europy od importu z jednego źródła, trudno o lepszy moment na implementację takich innowacji.
Po trzecie wreszcie, w dużym stopniu w skutek presji zewnętrznej, pojawia się szansa na reformy, które poprawią stan polskich finansów. Pociągnie to za sobą poprawę wiarygodności polskiej gospodarki i bardzo możliwe, że przy okazji stanie się ona bardziej konkurencyjna. Wprawdzie na rządzących polityków trudno tu liczyć, ale oczekiwania zewnętrzne, a zwłaszcza roszczenia „Europy” mogą zdziałać cuda…
No, ale skoro jest tak dobrze, to co może pójść źle?
Po pierwsze, nie wiemy co się stanie z Unią Europejską w ogóle, a ze strefą euro w szczególności. Optymistyczny scenariusz zakłada łagodne wyjście z kryzysu zadłużeniowego i utrzymanie stabilności strefy euro, na czym Polska skorzysta. Jeśli jednak tak się nie stanie, albo jeśli rynki nie uwierzą w realność takiego scenariusza (oczywiście antropomorfizacja określenia rynki oznacza tylko, że piszę o osobach podejmujących, często stadnie, decyzje) to kraje Europy czeka wspomniana wyżej długa recesja. W Polsce niemal na pewno będzie ona odczuwalna, podobnie jak odczuwalny będzie brak środków rozwojowych Unii Europejskiej. Bo te, w przypadku takiej recesji, już nie napłyną (kwestia zalet i wad pomocy rozwojowej to osobny temat, ale w krótkim okresie zupełny zanik inwestycji infrastrukturalnych współfinansowanych przez UE na pewno będzie odczuwalny). Podobnie recesja w Europie przełoży się na spadek popytu na polski eksport, spadek inwestycji zagranicznych, gwałtowny wzrost kosztów kredytów prywatnych i długu państwa denominowanych w euro i franku szwajcarskim. I chyba nie trzeba dodawać więcej…
Wydobywanie gazu łupkowego jest źródłem naszych największych nadziei
Po drugie, nie wiemy co z gazem łupkowym (a może i ropą)… Wygląda na to, ze jest, ale jeszcze nie znamy realnych kosztów jego wydobycia i, tym bardziej, poziomu koniecznych nakładów na infrastrukturę, by wydobycie było możliwe i opłacalne. Ale nie to może okazać się największym problemem, a zmiana regulacji w UE, ograniczająca możliwość eksploatacji takiego gazu. W tym wypadku interesy przeciwników są poważne: po jednej stronie występują reprezentanci „ekologicznego” przemysłu energetycznego (wytwórcy turbin wiatrowych czy paneli słonecznych), koncerny energetyczne promujące rozwój energetyki jądrowej, ekolodzy, Gazprom, który chce zostać monopolistą na europejskim rynku gazu…
Po trzecie i to ostatni element tej układanki – reformy finansów publicznych – też jeszcze można odsuwać. Są przecież jeszcze pieniądze w OFE, Funduszu Rezerwy Demograficznej i kilku innych miejscach, można łatać budżetowe dziury. A w dodatku rok czy dwa dobrej koniunktury gospodarczej może upewnić rządzących, że z budżetem wcale nie jest tak źle. Zwłaszcza, że trzeba będzie wychodzić naprzeciw kolejnym roszczeniom i oczekiwaniom licznych grup społecznych…
Może zdarzyć się niestety tak, że wystąpi koincydencja dwóch lub wszystkich trzech omówionych tu zagrożeń. Wtedy niekorzystne trendy ujawnią się z całą mocą, a w miejsce ostatnio publikowanych optymistycznych prognoz rozwoju polskiej gospodarki pojawią się czarne scenariusze. Niestety, choć od co najmniej 200 lat, tak naprawdę dobra koniunktura w Polsce zależy od tego, co dzieje się poza granicami naszego kraju. Łatwo dostępne zasoby zostały już wykorzystane w ciągu ostatnich dwóch dekad. Ostatni wyż, pokolenie „zemsty Jaruzelskiego” już weszło na rynek pracy. Następnych licznych pokoleń już nie ma. To co mogły dać proste inwestycje zagraniczne, już dały. Korzyści z wejścia do UE też już w dużym stopniu skonsumowane. Ale jeśli świat się będzie rozwijał, a Polska zdoła wykorzystać zasoby kapitału ludzkiego i świeżo powstałej infrastruktury, a dodatkowo zarobi na sprzedaży gazu łupkowego, to będzie dobrze! I za dziesięć lat Polska będzie krajem bogatszym, bardziej nowoczesnym i z dobrymi perspektywami.