Polskie kwietnie

2013/04/2

Łączy ich wiek i narodowość. Dzieli znacznie więcej: podejście do wiary, Kościoła, polityki, sytuacja rodzinna i zawodowa. Czym dla dwudziestolatków był kwiecień 2005 roku? Czym różnił się kwiecień w roku 2010? Czy były to dla nich ważne wydarzenia? Jak oceniają je z perspektywy czasu?

Telewizje przerywają nadawanie programów (warto zobaczyć: http://www.youtube.com/watch?v=YZioGu60zgc), setki tysięcy Polaków na ulicach w Polsce i w Rzymie. Pełni modlitwy, skupienia, jedności. Tak zaczynała się wiosna Polaków w roku 2005. 2 kwietnia umarł papież Jan Paweł II i wydawało się, że w Polsce coś się zmieniło, że Polacy się zmienili.

Kamil, 28 lat, przedsiębiorca: „Nigdy nie uważałem się za osobę specjalnie religijną, ale tamte wydarzenia były dla mnie czasem refleksji, a atmosfera wywarła wrażenie. Gdy ogłoszono, że papież zmarł – zacząłem dzwonić po przyjaciołach z pytaniem czy już wiedzą i co robią. Nawet kazałem jednemu koledze wyjść z knajpy, bo siedział na piwie i okazać trochę szacunku. Były to tzw. “narodowe rekolekcje”. Ta śmierć wywarła wpływ na wszystkich, nawet zatwardziali antyklerykałowie czuli, że oto umiera człowiek, z którym można się nie zgadzać, ale szanować na pewno trzeba. Dziwny był ten okres – teraz widzę, że niestety, efekt był krótkotrwały. Nie wierzę w coś takiego, jak „pokolenie JP II”. Ludzie wymieniają papieża, jako autorytet, tak jak na wyborach miss kandydatki deklarują, że “chcą pokoju na świecie” a potem żyją jak żyli, czyli prymitywnie pusto. Gdyby dziedzictwo tamtych dni (w odróżnieniu od dziedzictwa JP II – to są dwie różne rzeczy) utrzymało się w narodzie, byłoby pięknie, ale się nie utrzymało.”

Kazimierz, 26 lat, freelancer: „Po śmierci papieża nie uczestniczyłem w spotkaniach, zgromadzeniach, ustawianiu zniczy itp. Tamte wydarzenia to świetny dowód na krótką pamięć i poniekąd hipokryzję wielu katolików w Polsce. Ze względu na śmierć większość z nich rzuciła się do niemal histerycznego demonstrowania swojej miłości i wiary, ale z tego nic nie zostało, zdecydowana większość nie wyniosła z tych wydarzeń żadnej lekcji.”

Bardzo surowa ocena chrześcijan w Polsce. Czy słusznie? Warto zrobić rachunek sumienia i sprawdzić czy zrobiliśmy wszystko jak należy? Czy spuściznę po Janie Pawle II oraz doświadczenie jedności narodowej dobrze wykorzystaliśmy? Z drugiej jednak strony po 8 latach od śmierci Ojca Świętego są młode osoby, które deklarują, że był dla nich jak członek rodziny. A także uważają, że jego nauczanie całkowicie zmieniło ich życie.

Hanna, 29 lat, farmaceutka: „Uważam, że ze śmiercią papieża skończyła się pewna era. Wielu z nas poczuło się wtedy samotnymi. Czułam jakby odszedł ktoś bardzo bliski, członek rodziny. Przecież On był zawsze obecny w jakiś sposób w moim życiu. Był kimś więcej niż „tylko” głową kościoła katolickiego, był niezwykle charyzmatycznym człowiekiem, który porywał tłumy ku wolności i prawdzie.”

Piotr, 29 lat, kierownik apteki: „Moment śmierci papieża, pomimo przewidywalności, związany ze stanem terminalnym, chorobą, przyszedł na mnie jak grom z jasnego nieba. Płakałem jak dziecko, jakby odchodziła najbliższa osoba. Przez najbliższe dni słuchałem relacji z życia Karola Wojtyły, wypowiedzi bliskich mu osób. Poszukiwałem zgłębienia tej potrzeby serca, która się u mnie pojawiła, potrzeby poznania człowieka, którego traktowałem do tej pory „pobieżnie”, który był oczywisty, znany, którego wcześniej nie zdążyłem poznać! Zaś cały czas po 2 kwietnia był najpiękniejszym w moim życiu. To od śmierci Jana Pawła II dałem się odnajdować stopniowo Bogu i po kilku miesiącach czułem się uratowany i na właściwej ścieżce do zbawienia. Gdyby nie ten wstrząs duchowy, nie wiem czy uczestniczyłbym w tych wydarzeniach, rekolekcjach, które przyciągały mnie na przekór wszystkim doczesnym sprawom.

Maciej, 26 lat, lekarz: „Pamiętam, że tej nocy, gdy zmarł Jan Paweł II byłem na spotkaniu z przyjaciółmi. Gdy usłyszeliśmy, że rozdzwoniły się dzwony, włączyliśmy telewizję. Gdy dowiedzieliśmy się, że Papież zmarł to moja znajoma, która z nas wszystkich była chyba najmniej związana z Kościołem – to właśnie ona się rozpłakała. Pamiętam, że powiedziała wtedy, że ten człowiek był chyba jedynym w Kościele, o którym wiedziała, że on ją rozumie. Myślę, że był to bardzo dobry czas, myślę, że wielu ludzi wtedy się zbliżyło do Boga, do Kościoła, aczkolwiek nie wiem na ile było to stałe, na jak długo to zbliżenie nastąpiło.

Agnieszka, 25 lat, architekt krajobrazu: „Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie wówczas postawa wielu ludzi. Morze rozmodlonych ludzi. Na co dzień tego nie widać. A jest nas tak dużo! To było krzepiące. Był to czas jedności Polaków.  Wspólnej modlitwy. W pewien sposób to było potrzebne. Wszystko to, co przychodzi, nawet to, co boli, jest potrzebne.”

Michał, 24 lat, student: „Śmierć papieża to po ludzku był wielki szok. Jednak prawdziwym, świadomym hołdem dla papieża było uczestnictwo w beatyfikacji w Rzymie.  Łatwo powiedzieć, że o papieżu zapomniano, ale to nie wina papieża, a takiej naszej rozproszonej świadomości. Myślę, że w pojedynczych ludziach – jeśli już papież przetrwał, to bardzo silnie, może nawet w sposób nieuświadomiony, np., jako siła do budowy mocnej rodziny. Bardzo dobrze, że powstały takie inicjatywy jak Centrum Myśli JP2 czy stypendia dla biednych uczniów.”

Magdalena, 28 lat, przedsiębiorca: „Wszyscy płakaliśmy i czuliśmy jedność w bólu. Z perspektywy czasu czuję, że to było nam wszystkim bardzo potrzebne. Nie tylko na poziomie własnej duchowości, ale na poziomie przedsięwzięcia grupowego. Studiując w wielkim mieście częściej czuliśmy powinność konkurencji z innymi niż jednoczenia się w działaniu. Te dni pokazały, że możemy na siebie liczyć, że mamy wspólne cele, a przede wszystkim, że dobrzy ludzie jednoczą wszystkich niezależnie od wyznania, bo tak samo po śmierci Papieża zachowywali się wierzący i Ci nie związani z Kościołem. Wszyscy żałowaliśmy, że odszedł dobry człowiek.”

Dla wszystkich cenne było doświadczenie jedności, było ono też bardzo zauważalne nawet dla tych, którzy nie uczestniczyli w „narodowych rekolekcjach”. Inaczej rzecz się ma z katastrofą smoleńską i czasem po niej. Tu dominuje poczucie podzielenia, krzywdy, niezrozumienia i żalu.

Kamil, 28 lat, przedsiębiorca: „O ile mniej więcej od 2005 roku podążałem prostą ścieżką, by zostać “młodym, wykształconym z wielkiego miasta” – tak 10 kwietnia radykalnie zmienił moją percepcję niektórych zjawisk i postaci. Na szczęście. I tutaj widzę analogię do śmierci JP II – dla dużej części Polaków był to kolejny rodzaj narodowych rekolekcji. Jednak ich efekt wciąż trwa – na szczęście, bo gdyby taki wstrząs, jak katastrofa Tupolewa, nie odcisnął swojego piętna – to dla Polski nie byłoby nadziei. Tutaj widzę największe dziedzictwo krwawej ofiary Smoleńska. Gdyby ta katastrofa się nie wydarzyła – duża część z nas nie widziałaby nawet, jak głęboko tkwimy w szambie. Roztrzaskany samolot z elitą narodu posłużył, jako “wake up call” dla dużej części ludzi. I to jest pozytywna strona. Negatywna – podział, którego zasypać się nie da.”

Hanna, 29 lat, farmaceutka: „W pierwszych dniach po katastrofie Polacy naprawdę się zjednoczyli. Wśród wielu smutnych chwil to poczucie jedności i solidarności było czymś niezwykłym. Z perspektywy czasu mam żal do naszego państwa o to, że do tej pory nie rozwiązana jest zagadka przyczyny tej tragedii, że od samego początku śledztwa były popełniane tak poważne błędy, że urzędnicy nie podawali prawdziwych informacji.  Przykre dla mnie jest również to, że nie uszanowano żałoby po zmarłych, pojawiały się głupie żarty na temat katastrofy i miejsca pochówku prezydenta. Wzniosła atmosfera jedności zaraz po katastrofie, została niestety przyćmiona kolejnymi grami politycznymi i nieodpowiedzialnymi zachowaniami rządzących.”

Piotr, 29 lat, kierownik apteki: „Niestety czułem, że jest inaczej niż po śmierci Papieża Polaka. Dało się niedługo po katastrofie słyszeć prześmiewcze komentarze na temat pary prezydenckiej, a same okoliczności i sposób wyjaśniania przyczyn, mocno odbiegający od moich wyobrażeń, nie pozwalał mi normalnie przeżyć żałoby narodowej. To była katastrofa, która nie powinna mieć miejsca. Nie mogę uwierzyć, że do tej pory Rosjanie, wbrew zapewnieniom utrudniają jak mogą prowadzenie normalnego śledztwa w tej sprawie. Czuję, że od momentu katastrofy smoleńskiej nic w polskiej polityce nie będzie nigdy takie samo. Nastąpiły też pewne podziały w polskim społeczeństwie, które są widocznej i dzisiaj.”

 

Maciej, 26 lat, lekarz: „Ze smutkiem patrzę na te wydarzenia. Żal mi ludzi będących wtedy i teraz u władzy – mieli szansę okazać się wielkimi, zrobić dużo dobrego, a okazali się zwykłymi wyrachowanymi i żądnymi władzy ludźmi bez klasy. Na dzisiaj ma wpływ na mnie to jak polskie władze się zachowały po katastrofie smoleńskiej bardziej niż sama katastrofa. Żal mi ich i czuję pewien gniew ze względu na straty, jakie ponieśliśmy, jako kraj i jako naród.”

 

Agnieszka, 25 lat, architekt krajobrazu: „Trudno było w ogóle uwierzyć w to, co się wydarzyło 10 kwietnia. Modliłam się. Oglądałam transmisje, czytałam kolejne doniesienia… Uczestniczyła również w pogrzebie niektórych ofiar katastrofy. Jak oceniam tamte wydarzenia z perspektywy czasu? Były potwierdzeniem, że Polacy potrafią się zjednoczyć. Przykre, że tylko w obliczu tragedii. I niestety zawsze znajdzie się grupa, która miesza i przeszkadza. Wierzę w Polaków.  Wierzę, że w razie potrzeby będą potrafili się ocknąć.

Michał, 24 lata, student: „Kwiecień 2010 był okresem aktywnej działalności studenckiej. To był wielki szok, wielkie zjednoczenie, wielka mistyka także (pamiętam spontaniczny marsz studentów od Sejmu do św. Anny, później Msza św.), razem ze studentami ze swojej organizacji studenckiej na kampusie Uniwersytetu stworzyliśmy miejsce pamięci ze zniczami, gdzie można było zadumać się, pomodlić. Nie myślałem, że i z tego zrobi się potem medialny przemiał.”

Magdalena, 28 lat, przedsiębiorca: „Katastrofa smoleńska była dla mnie wielkim szokiem. Kiedy dowiedziałam się, że Prezydent i jego żona nie żyją, zaczęłam martwić się o moją koleżankę z dzieciństwa, która była stewardesą w rządowych samolotach. Wiem, że może być to płytkie i niepatriotyczne, ale w tamtej chwili myślałam tylko o Justynie i jej rodzinie. Jej śmierć była dla mnie tragedią, bo czułam, że już nigdy nie spotkam dziewczyny “z księżycowymi refleksami we włosach”. Potem pamiętam okropne awantury i polityczne spekulacje. Wtedy czułam, że Polacy dzielą się na tych, którzy uważają, że to był wypadek i tych, którzy uważają, że była to zbrodnia przeciw Polakom. Czułam się zażenowana słuchając jak pasażerów samolotu porównuje się do polskich żołnierzy, którzy zginęli w Katyniu, którzy walczyli o niepodległą Polskę, którzy świadomie podejmowali ryzyko, którzy walczyli, a nie siedzieli w samolocie. Do dzisiaj, zresztą, katastrofa jest niezłą pożywką dla polityków.”

„To, co nas podzieliłoto się już nie sklei” napisał poeta Jarosław Marek Rymkiewicz. Czy ma rację? Trudno powiedzieć. Z jednej strony nawet w niewielkiej grupie młodych ludzi widać wyraźnie podziały, z drugiej dopiero za jakiś czas będzie można stwierdzić, czy to wydarzenia podzieliło Polaków na zawsze. Zapewne musi jeszcze upłynąć dużo czasu nim wszystkie sprawy zostaną wyjaśnione. Dopiero  wtedy będzie można poznać właściwe znaczenie kwietnia 2010.

Dla części społeczeństwa nauka papieża i doświadczenie wspólnoty z kwietnia 2005 r. jest tylko odległym, blaknącym wspomnieniem. Dorastają dzieci, które nie miały styczności z naszym papieżem. Warto by „Civitas Christiana” aktywnie włączyło się w przypominanie o osobie i dziedzictwie Jana Pawła II.

Karol Wyszyński

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej