Z prof. Andrzejem Markowskim, dyrektorem Instytutu Języka Polskiego Wydziału Polonistyki UW, przewodniczącym Rady Języka Polskiego, rozmawia Joanna Szubstarska |
Prof. Andrzej Markowski: 21 lutego, w związku z Międzynarodowym Dniem Języka Ojczystego, zwrócimy uwagę na wartość, jaką jest polszczyzna
Obserwuje Pan Profesor ewolucję języka polskiego. Które z tendencji według Pana Profesora stanowią największe zagrożenie dla rozwoju naszego języka?
Język tak będzie się rozwijał, jak społeczeństwo będzie sobie tego życzyło. Nie widzę takiej tendencji, która prowadziłaby do zupełnej likwidacji polszczyzny. Oczywiście, można powiedzieć, że liczne zapożyczenia anglosaskie, głównie amerykańskie, mogą prowadzić do tego, że w pewnych obszarach język polski będzie mniej używany – myślę tu na przykład o języku nauk ścisłych. Obserwujemy tendencję do tego, żeby wszystkie prace naukowe były pisane po angielsku, bo to zapewnia naukowcom rezonans na świecie. Ale niestety polityka naszego ministerstwa jest taka, aby i w naukach humanistycznych preferować wypowiadanie się po angielsku, co nie zawsze jest słuszne. Inwazja angielszczyzny np. do sfery reklamy i marketingu może być niebezpieczna i to może być zagrożenie, ale tylko pewnego obszaru.
Nie sądzę, aby w języku potocznym, nawet przy dużej liczbie anglicyzmów, nastąpiło coś, co byłoby zagrożeniem materii polszczyzny. Owszem, mamy nowe frazeologizmy wzorowane na angielskich, np. „miłego dnia życzę”, ale nie są one groźne – brzmią po polsku. Jeśli chodzi o gwary, to gwary środowiskowe rozwijają się bardzo szybko, na przykład gwara młodzieżowa, ale jest to raczej zabawa, która z wiekiem mija; nie widziałbym tu również istotnego zagrożenia. Natomiast gwary ludowe ewoluują, zamieniają się w język rodzinny i sąsiedzki. Ich rola jest więc inna niż dawniej, kiedy były podstawowym językiem dużej części narodu..
Najbardziej istotne dla rozwoju języka jest to, że od 20 lat zanika dostrzeganie konieczności zróżnicowania języka publicznego i języka prywatnego, tzn. chodzi o inwazję wyrazów potocznych i potocznego sposobu zwracania się w sytuacjach publicznych czy nawet w sytuacjach oficjalnych. Wynika to z chęci przezwyciężenia dziedzictwa PRL-u, kiedy w języku publicznym panowała nowomowa, która była sztywna, niezrozumiała, a przede wszystkim zakłamana i fałszująca rzeczywistość, a „odtrutką” na nią był właśnie język potoczny. Obecnie zanika zasada decorum, odpowiedniości formy do treści, dlatego następuje zjawisko brutalizacji języka publicznego, czy też agresywności tego języka. Jest to mniej rażące w polszczyźnie prywatnej, natomiast ma inny wymiar i nie jest zawsze stosowne – a dziś przekracza się granicę stosowności – w polszczyźnie publicznej.
Czy dzisiaj obserwujemy więcej zagrożeń niż szans rozwoju języka polskiego?
Język nie jest tworem samoistnym, od nas zależy, jakiej polszczyzny będziemy używali i jak będziemy uczyli młodzież w szkole.
Dużo do zrobienia w tym zakresie mają nauczyciele, m.in. w kwestii wulgaryzacji języka.
Tak. Wulgaryzmy zawsze istniały, ale nigdy nie były tak rozpowszechnione w języku publicznym, tzn. nigdy nie słyszało się na ulicy, a nawet w towarzystwie, wyrazów wulgarnych. Obniżył się próg wrażliwości społecznej na wulgaryzmy i jest to zjawisko niebezpieczne. Ale nie jest to sprawa języka, ale w ogóle kultury osobistej ludzi. Nie trzeba propagować takiego stylu życia i zachowania w telewizji; schlebianie najniższym gustom sprzyja upowszechnianiu przekonania, że również mówienie na bardzo niskim poziomie jest modne. Trzeba propagować dobre wzorce.
Polska chroni język ojczysty przepisami prawa. We Francji istnieje nawet komisja, która zajmuje się wynajdywaniem słów zastępczych na wypieranie obcych naleciałości. Czy język polski jest dostatecznie chroniony?
Myślę, że prawnie jest dostatecznie chroniony, przede wszystkim przepisami ustawy o języku polskim z roku 1999. Chodzi tu raczej o stosowanie praw, które istnieją.
Instytucją opiniotwórczo-doradczą w sprawach używania języka jest Rada Języka Polskiego. Kto może zasięgać opinii Rady?
Każdy może się zgłosić, wszystkie instytucje państwowe i organizacje społeczne, Rada Języka Polskiego organizuje co dwa lata Fora Kultury Słowa. W ubiegłym roku podczas Forum w Rzeszowie omawiano zagadnienie kultury zachowań językowych Polaków, sześć lat temu w Katowicach Forum zostało poświęcone polskiej polityce językowej wobec członkostwa Polski w Unii Europejskiej. 21 lutego, w związku z Międzynarodowym Dniem Języka Ojczystego, zwrócimy uwagę na wartość, jaką jest polszczyzna.
Jak konkretnie dbać o język?
Przede wszystkim mieć dobre podręczniki szkolne, wybierać odpowiednie programy radiowe i telewizyjne, czytać odpowiednie książki i pogłębiać swoje wiadomości z zakresu języka. Należy także kreować modę, snobizm na polszczyznę, dobrą polszczyznę.
Służy temu promocja kultury i języka polskiego poza granicami naszego kraju.
Tak. Polszczyzna jest piątym-szóstym językiem w Unii Europejskiej, niemal 9 procent obywateli unii mówi po polsku. Jednak niektórzy Europejczycy nadal sądzą, że Polacy piszą tak, jak Rosjanie, czyli używając grażdanki, a nie alfabetu łacińskiego. Potrzebna jest więc promocja polszczyzny. Szkolimy np. tłumaczy języka polskiego w Brukseli i Luksemburgu i jest to praca długofalowa. Rada Języka Polskiego wydała broszurę o języku polskim we wszystkich językach unijnych, rozprowadzamy ją w Brukseli i Luksemburgu wśród tłumaczy, bo są to osoby, które będą dalej ją rozpowszechniały. Oczywiście nie zmieni to natychmiast świadomości Europejczyków o polszczyźnie. Ponadto nagradzamy osoby, które mogą być wzorem, jeśli chodzi o posługiwanie się językiem, przyznając tytuł Ambasadora Polszczyzny, także Ambasadora Polszczyzny poza Granicami Kraju. Honorujemy w ten sposób tych, którzy promują polszczyznę.