Aleksandra Kozieł |
Katastrofą okazało się wzięcie w nawias kulturowy już nie tylko przedmiotów z przestrzeni sztuki ale i wartości moralnych, które jako takie nie powinny podlegać dekonstrukcji bo „dobro” zawsze będzie dobrem.
Szczególnie ciekawa jest relacja postmodernizmu wobec kultury klasycznej. Skupmy się na pytaniu czy próby wypierania chrześcijaństwa, jako kolebki przez stary kontynent, nie jest błądzeniem ślepego dziecka we mgle?
Definicja wbrew dekonstrukcji
Postmodernizm pojawił się w drugiej połowie XX wieku i od początku był różnorodnie rozumiany. Jedni interpretowali postmodernizm jako ucieczkę od modernizmu, inni traktowali go jako formę dopełnienia modernizmu. Łączy te różne sposoby postrzegania stosunek do „pluralizmu”. Samo słowo „pluralizm” nie oznacza niczego złego, przeciwnie – możliwość wyboru, różnorodność,wielość. W jego ujęciu postmodernistycznym pluralizm oznacza wielość bez odniesień do całości. Nie zważając na przeszłość, postmodernizm zaczął mieszać najróżniejsze elementy z całego spichlerza osiągnięć ludzkości. Wiele osób takie rozumowanie postmodernizmu tłumaczy tym, że wszystko już zostało wymyślone i obecnie można pozwolić sobie jedynie na bezkarne łączenie elementów nie powiązanych ze sobą w żaden sposób. Wielkie porządki legły w gruzach, a na ich miejscu powstały ogromne hybrydy.
Drugim ważnym terminem, jakie jeszcze powinniśmy wyjaśnić jest „wolność”. Postmodernizm walczy o wolność, która nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie! Jednak musimy przyjąć jakieś pojęcie wolności, ramy określające to hasło (choćby mówiące o tym, że wolność kończy się tam, gdzie dobro drugiego człowieka jest zagrożone), a tego wyznawcy ponowoczesności uczynić nie chcą. Wszak w ich mniemaniu to istny zamach na sztukę.
Gdyby jednak takie rozumienie wolności istniało jedynie w obszarze sztuki, nic nie stałoby na przeszkodzie. Problem pojawia się w momencie przełożenia nieograniczenia wolności, braku zasad ze sztuki na życie codzienne. Wyznawcy i miłośnicy ponowoczesności nie chcą dopuścić do jakichkolwiek ograniczeń, co prowadzi m.in. do rozkładu moralności. Pragną być tak samo wolni, jak ich dzieła. I tu pojawia się silny konflikt pomiędzy chrześcijańskim rozumieniem wolności a tym zdekonstruowanym rozumieniem wolności.
Wyrodne dziecko chrześcijaństwa
Oczywiście stwierdzenie, że Europa wyrosła na chrześcijaństwie może wydać się banalne. I niedorzecznością jest obecne wypieranie się korzeni wiary chrześcijańskiej przez nasz kontynent. Gdyby nie chrześcijaństwo, nie wiadomo jakby wyglądała nasza kultura, poziom intelektualny (troska o wykształcenie), i co ważne kręgosłup moralny (choć z tym jest coraz gorzej).
Europejczycy odgradzają się od chrześcijaństwa. Kraje, w których rodziła się na skalę kontynentu wiara, teraz są miejscami, do których muszą jeździć misjonarze, ponieważ Kościół tam został przepędzony przez wygodny styl życia i płynność nowych zasad społecznych.
Postmodernizm zaproponował odłączenie się ludzi od wartości moralnych. A tuż obok ponowoczesności rozwija się konsumpcjonizm i życie w „Disneylandzie”. To właśnie wspominana wolność w ujęciu postmodernizmu, konsumpcjonistyczny styl życia kierują ludzi ku pełnej estetyzacji życia, gdzie najważniejszymi elementami są piękne ciało i luksus. Zaproszono człowieka do interpretowania dzieła artystycznego jedynie na bazie jego powierzchniowości, bez szczegółowych refleksji nad głębszą wartością przemykającą między słowami. Te wszystkie wygodne elementy podawane na tacy, powodują w konsekwencji stan obojętności i stagnacji w człowieku.
Postmodernizm wyrzuca chrześcijaństwo ze współczesnego świata twierdzeniem, iż to nie podmiot a przedmiot jest najważniejszy. Człowiek wydaje się być na usługach rzeczy. Ponowoczesność nie odwołuje się do przeżyć duchowych człowieka, lecz bazuje na jego popędzie fizycznym, chęci odczucia szybkiej przyjemności. Kłóci się z wartościami moralnymi, które najchętniej odłożyłby do głębokiej skrzyni i szczelnie zamknął, by te się nie wykradały.
Tak widziany postmodernizm nie wnosi niczego dobrego do kultury. Nie chce być w dialogu z człowiekiem i jego wnętrzem, ale chce tworzyć nowe połączenia będące ułudą i pozornie nowymi elementami wykraczającymi poza schematy.
Odcinanie się postmodernizmu od kultury o wartościach chrześcijańskich powoduje jedynie dalsze wyjałowienie obszarów składających się „Europę”. Wszak gdyby nie to „złe chrześcijaństwo” postmoderniści nie mieliby palety różnych elementów do żonglowania, ani nie mieliby od czego się odcinać.
Dlaczego zatem postmodernizm jest tak agresywny względem Kościoła? Owa agresja może wynikać ze świadomości siły chrześcijaństwa, jego wartości i zasad moralnych, a to wszystko kłóci się z hedonistycznym ujęciem ponowoczesności.